Motto:

Bez ludzi nie ma usług.
Ale też pozbawienie człowieka dostępu do spersonalizowanej relacji usługowej zaburza proces antropogenezy.

Ambiwalentna deklaracja ideowa

Pojawiające się wyżej określenie „nowy paradygmat” rozstrzyga questiones disputate  jednoznacznie. To, na co się ważę, nie może być teorią usług „średniego” tzn. branżowego zasięgu, tylko – stosując konsekwentnie przyjęte skalowanie – teorią „szerokiego” zasięgu, czyli „wielką” teorią usług. Ta ma szanse powstać, jeśli spełnione zostają przynajmniej następujące trzy warunki: /a/ metodologia, wyprowadzająca poza jednostronność ujęć i pozwalająca przezwyciężyć industrialny schemat poznawczy; /b/ swobodne przenikanie się problemów/tematów ponad podziałami branżowymi i specjalizacjami naukowymi, dające szansę ogarnięcia pola usług całościowo i jednolicie;  /c/ rozwinięta wrażliwość badacza, który z pokorą przyjmuje, że istnieje wiele sposobów – by nie powiedzieć poziomów – poznawania rzeczywistości, że sztuka jest jednym z nich, a rozum bezprawnie uzurpuje sobie prawo wyłączności, co więcej, wymusza postawienie znaku równości pomiędzy poznaniem a istnieniem [to, czego rozumnie nie poznajemy nie istnieje].

Zarysowany wyżej zestaw warunków może jednak porażać wygórowanym poziomem wymagań. Mam świadomość wyzwania wobec jakiego staję. Wątpliwości przybywa zwłaszcza teraz, czyli w momencie kiedy racjonalizuję decyzję o uruchomieniu bloga, kiedy wmawiam sobie:

człowieku, już ćwierć wieku zgłębiasz problematykę usług, więc nastała wreszcie pora, by zdać sprawę  z dokonań; może twoje przemyślenia będą przysłowiowym światełkiem w tunelu dla innych – tych zwłaszcza którzy pobłądzili ?

Może o wszystkim przesądził jeszcze ten jeden motyw. Otóż uświadomiłem sobie, ze należę do „schodzącego” już pokolenia, które doświadczyło negatywnych następstw wynikających z życia w racjonalnym świecie wymyślonym bez usług, w którym absolutnym priorytetem była produkcja przemysłowa. Niewiele jest prac polskich ekonomistów, którzy rozliczaliby się z błędów ekonomii politycznej socjalizmu, ale nie jest mi znana żadna analiza, która wskazywałaby na występowanie negatywnego sprzężenia między uprzedmiotowionym traktowaniem usługobiorców w PRLu a deficytem kapitału społecznego w III RP. Klient w gospodarce realnego socjalizmu był zawsze petentem, ale w usługobiorcy rzadko dostrzegano człowieka.

Co więcej, należę do pokolenia, które z PRLu wyniosło zakłamany obraz tego, czym jest sfera publiczna i sektor usług publicznych, pokolenia które – z tego powodu – niestety, tak łatwo zaakceptowało prywatyzację tego nieefektywnego sektora.

Wiem, zabrzmi to absolutnie megalomańsko, ale pytam samego siebie:  jeśli nie podejmę próby zdjęcia  z usług ciążącego na nich odium, to kto miałby to zrobić?

Podejmowane wyzwanie jest podwójnie obciążone, bowiem ryzyko niepowodzenia naukowego idzie w parze z infamią środowiskową. Dlatego – na początku – konieczne są mocne punkty oparcia.

Aksjomaty

α.  Rzeczywistość jest wielowymiarowa

β. Człowiekowi, aby zapanował na przyrodą wystarczy maszyna[1].
Człowiekowi, aby mógł poznać samego siebie konieczny jest drugi  człowiek [to już niemal dosłowny cytat z P. Ricoeura].

γ.  Bez ludzi nie ma usług; ludzkie minimum minimorum to usługodawca [UgD] i usługobiorca [UgB]. I to już wystarczy, aby mogła zaistnieć usługa w czystej postaci, ujawniając swoją istotę.

δ. Usługa istnieje inaczej, ponieważ wydarza się między usługodawcą a usługobiorcą.

ε.  Usług się nie produkuje; usługi się świadczy.
Usługa zjawia się w akcie świadczenia pracy.

Ontologia usług

Jeden z przyjętych wyżej aksjomatów, iż rzeczywistość jest wielowymiarowa – wymaga rozwinięcia. Jeśli – w opozycji do reizmu – go zaakceptujemy, to tym samym wskazać należy miejsce/poziom, na jakim pojawiają się usługi.

Uplasowanie usług na odpowiednim poziomie
rzeczywistości

 

VII. Jednia
Pleroma
Absolut

VI. religia

V. sztuka

IV. kultura

III. gospodarka usługi/produkcja

II. cywilizacja
technika

I. przyroda
materia


Uwagi:

  • Rozróżnienie na cywilizację [techniczną] i kulturę [wysoką] przytaczam za W.Tatarkiewiczem, a szersze tego uzasadnienie podałem w książce: Zarządzanie wartością klientem.
  • Iżby oddzielić kulturę od sztuki, przekonał mnie o tym Wiesław Juszczak [w jego książkach, zwłaszcza we „Fragmentach”  [zwłaszcza s. 150-151] można znaleźć tegoż uzasadnienie]. Podzielam wyrażony przez niego pogląd, iż

„sztuka masowa” – to oksymoron

ale

„kultura masowa” – już nie

 

  • Wprawdzie często używamy określenia „życie gospodarcze”, ale tylko usługi uzasadniają taki sposób określenia gospodarki. Rzeczywiście, usługi wychylają się w stronę Życia [i jego duchowego wymiaru], natomiast produkcja „ciąży” ku mechanice i technicznemu przetwarzaniu zasobów materii.
  • Ustrukturyzowana rzeczywistość [powstała wedle zróżnicowanych poziomów odmaterializowania] jest jednocześnie przesłanką konstruowania hierarchii wartości. Obie wytyczają oś wertykalną.
  • O wyodrębnieniu sztuki z kultury zadecydował wywód W.Juszczaka zamieszczony w jego książce: Fragmenty.

Wyprawa do źródeł poznania

Jeśli uznalibyśmy za zasadne stwierdzenie, że usługi istniały od zawsze, to sięgając po dowód, powołać się trzeba na… najstarszy zawód świata. Więc pojawia się nie tylko konsternacja, ale też ambiwalencja. Wskazując na możliwe sposoby wyjaśniania genezy i znaczenia usług, umownie można je określić jako historyczny i antropologiczny.

Historia

Pierwszy sposób polega na odtwarzaniu trwającego tysiąclecia złożonego procesu przekształceń, które poczynając od oikos,  poprzez wzrost wymiany towarowej i podziału pracy, doprowadziły do wyodrębnienia się wyspecjalizowanych zawodów usługowych. Ewolucyjnie ujętym  przekształceniom w realizacji usług odpowiadają zmiany w ustroju społczno-gospodarczym. Analiza historyczna dostarcza bogaty materiał faktograficzny, na podstawie którego można formułować ciekawe wnioski w rodzaju: przed pierwszą rewolucją przemysłową [PRP] istniały tylko usługi i warsztaty rzemieślnicze; natomiast apogeum industrializmu osiągnęły kraje realnego socjalizmu. W nich, co oczywiste, najważniejszy był sektor produkcji przemysłowej. Średniej wielkości przedsiębiorstwo produkcyjne w swej strukturze organizacyjnej – rzecz jasna, jako dodatki do fabryki – posiadało: żłobek, przedszkole, szkołę przyzakładową, stołówkę, sklep wielobranżowy, dom kultury, klub sportowy, ośrodek szkoleniowo-wypoczynkowy… autobus, który woził pracowników na grzybobranie i do opery. Usługi nastawione na obsługę procesów produkcji wchłonęły jednocześnie usługi bytowe. Najważniejszy sektor usług tworzyły usługi publiczne, które „na bazie” własności społecznej  dystrybuowane były jako tzw. „dobra wolne”. Ponieważ nie było rynku, nie mogły rozwijać się usługi rynkowe. Ograniczona i ściśle koncesjonowana „prywatna inicjatywa” obejmowała przed wszystkim  rzemiosło i była łącznikiem prowadzącym w stronę „szarej strefy”, której funkcjonowanie regulował już mechanizm „czarno-rynkowy”.

Nasuwa się retoryczne pytanie, jak to wszystko mogło funkcjonować przez niemal pół wieku? Ale ważniejszym jest inne pytanie: jak to było możliwe, że wyższość tak skonstruowanej gospodarki realnego socjalizmu w sposób naukowy dowodzili teoretycy ekonomii? Dlaczego dziś spuszczamy zasłonę milczenia nad tamtymi „osiągnięciami” nauki, chociaż dostarczają nam niezbitych dowodów, do jakiej aberracji zdolny jest rozum.

Wprawdzie uwzględnienie kontekstu historycznego implikuje relatywizację, wytyczającą dla danej teorii określone ramy czasowe jej obowiązywania, niemniej korzyść z tego taka, iż pozwala zidentyfikować ekstrema.

Antropologia

Tu podejście do usług wygląda odmiennie. Zakłada się bowiem, iż jest możliwe wyjście poza historyczny kontekst i akcydentalne zdarzenia, aby odnaleźć to, co dla usług tworzy niezmienny ponad/poza/historyczny fundament. Jest taki jeden „punkt oparcia”, stały i konkretny, jest nim n a t u r a  l u d z k a [conditio humana]. To z niej wprowadzona została – ważna dla zrozumienia istnienia usług – s t a ł a   a n t r o p i c z n a, nazywana  niesamowystarczalnością bytową.  Oznacza ona, iż indywiduum ludzkie, aby przeżyć, skazane jest na korzystanie z pomocy innych. Cecha, będąca de facto skazą – ujawnia dwa ważne aspekty:

  • W starożytnej Grecji, stanowiącej dla prowadzonych tu wywodów stały punkt odniesienia, owa pomoc niemal w pełnym zakresie, oferowana była w ramach oikos, ówczesnego „kombinatu” obejmującego – jakbyśmy dziś powiedzieli – gospodarstwo domowe, rolne oraz warsztaty rzemieślnicze. Tam też mają swoje źródło wszystkie zajęcia służebne, – czyniące egzystencję nie tylko możliwą, ale i znośną – a które z czasem [wymagającym tysiącleci] przekształciły się w zawody usługowe. To egzystencja, życie ludzkie są ponad/historyczną racją bytu usług.
  • Prymarna rola usług ujawnia się nie tyle w przetrwaniu, przeżyciu [wszak byłaby to jedynie wegetacja], ale w dochodzeniu do bycia w pełni dojrzałym człowiekiem. Zwłaszcza myślicielom należącym do nurtu określanego jako dialogika zawdzięczamy wskazanie na podstawową, bo formotwórczą zależność: to kim jestem, bardziej zależy od tego, kogo miałem szczęście /albo i nieszczęście/ spotkać w życiu, niż od tego, w co wyposażone zostało zamieszkiwane przeze mnie siedlisko.

Dochodzenie do bycia dojrzałą osobą jest więc nie-do-pomyślenia bez wchodzenie w rozliczne interakcje z innymi jestestwami, z których większość to usługodawcy. Zatem, w procesie antropogenezy  usługi stają się nie-do-zastąpienia. Dzięki nim w pełni ukształtowany człowiek to jednocześnie socius. Ale występuje też zależność wprost przeciwna. Człowiek pozbawiony dostępu do usług, zostaje na trwale psychicznie i mentalnie „okaleczony”. Ten rodzaj upośledzenia może pojawić się również wtedy, kiedy człowiek chce – jak  jego zmechanizowane otoczenie – być innowacyjny i wykonywać wszystko we własnym zakresie.

Kazimierz Rogoziński

[1] W zmodyfikowanej wersji, do której będę nawiązywał, tezę tę bardzo trafnie wyraziła Cathy O’Neil:Sprawy jednostek uprzywilejowanych są załatwiane przez ludzi, a sprawy mas przez maszyny” w: Broń matematycznej zagłady, przekład M.Z.Zieliński, Warszawa, 2017