Nie tyle radykalny, co jednoznaczny, kontekst semantyczny dla słowa ‘usługa’ wyznaczają dwa pojęcia: z jednej strony, źródłowe słowo: servio i wyprowadzony z niego rzeczownik: servitium – czyli niewolnictwo; a z drugiej, produkcja.

Usług się nie produkuje tylko się je świadczy!

Ta radykalna teza ma swoje uzasadnienie nie tylko merytoryczne, ale i etymologiczne. Uniwersalne słowo: produkcja, również pochodzi od łacińskiego czasownika: pro/duco, – ere, -xi, -ctum, co oznacza: wydobywać, wytwarzać i przetwarzać to, co pierwotnie w materii tkwiło. Zatem, zgodnie z przyjetym tu rozumieniem usługi/usług, „produkcja usług” jest określeniem niepoprawnym (wiem, wiem…. że wraz z tym stwierdzeniem narażam się „anglo-fonom”, dla których service production, jest wręcz określeniem „technicznym”. Kwestionującym moje stwierdzenie i powołującym się na angielski uzus językowy, odpowiem tak: skoro w angielskim niemożliwe jest również odróżnienie kultury od cywilizacji, więc i słowo produkcja nie może klarownych i mocnych  punktów odniesienia.)

Jeśli więc produco okazuje się czasownikiem nie-adekwatnym z przyjetym tu rozumieniem usługi, to warto by się zastanowić i wybrać słowo bardziej odpowiednie. Jakkolwiek zasoby leksykalne klasycznej łaciny są iście przepastne, nie jest to takie trudne, albowiem samo-czynnie nasuwa się tu czasownik  in/venio, co znaczy: wejść, wchodzić, napotkać. Partykuła „in” wyznacza tu kierunek właściwy aktywności usługowej, czyli ruch do- środkowy. Aby usługa mogła się wydarzyć między UgD a UgB, obaj muszą pierwej skierować się nie tylko ku sobie nawzajem, ale również ku temu, co stanowi rację ich spotkania (intencjonalność). Dodatkowym uzasadnieniem za wyborem tego czasownika jest to, że to od niego pochodzi inne ważne słowo: i n w e n c j a. To nie tylko cenne skojarzenie, co zrozumiała implikacja. Rzeczywiście jest tak, że rozwiązanie zgłaszanego przez UgB problemu wymaga inwencji, by go rozwiązać.

Dodać wypada, aczkolwiek jest to tylko dygresja, iż owa inwencja – będąca gwarantem wypracowania dywergentnego rozwiązania i oryginalnej realizacji – przesądza o immanentnej innowacyjności usług.

Jeśli źródłowy czasownik (venio) poprzedzimy przedrostkiem „sub”, to otrzymujemy sob/venio i pochodzący do niego rzeczownik: s u b w e n c j a. Czyli – mówimy o usługach, bowiem subwencja, subweniowanie oznacza: wsparcie, pomoc, obdarowanie…

Dokonując podmiany przedrostków poprzedzających czasownik venio, trudno uniknąć nasuwających się tu skojarzeń z francuskiemu czasownikiem de-venir, rzec można, podstawowym czasownikiem stosowanym przez Józefa Marię Hoene-Wrońskiego dla opisu sposobu zjawiania się bytu. Do    J-M H-W mam zrozumiałą słabość, i to z dwu powodów; po pierwsze, jest to mój „ziomal”, urodził się bowiem we Wolsztynie; po wtóre francuskie de/venir jest czasownikiem dokładniej wyrażającym sposób jawienia się usługi niż angielskie to render.

Tego rodzaju spekulację etymologiczno-semantyczną można by konturować, tyle że trzeba powrócić do sedna sprawy: przecież przesądzone zostało, że – niemal –  cały świat posługuje się łacińsko -angielskiemu słowem: service.

Pełny wywód, wyjaśniający dlaczego tak się stało, że nad usługami ciąży odium niewolnictwa (sevitium) – to temat na osobną książkę. Więc radykalnie upraszczając – i dokonując jednocześnie przeskoku, nie tylko myślowego, co historycznego o całe tysiąclecia – odwołam się do oczywistej analogii.

W starożytnej oikia/oikos (będącej swego rodzaju kombinatem produkcyjno-usługowym, wytwarzającym wszystko poza solą i metalami) niewolnicy byli niezbędni, po pierwsze, że stanowili  podstawową siłę roboczą (animal vocale); a po drugie, wykonywane przez nich prace warunkowały to, iż pan domu mógł być człowiekiem wolnym i aktywnie uczestniczyć w życiu polis.

Jak wspomniałem, w trwających całe tysiąclecia procesach cywilizacyjnych osiągnęliśmy taką fazę rozwoju, że dawane zawody „niewolnicze” – w wyniku wymiany towarowej, specjalizacji i podziału pracy – sukcesywnie przekształcały się w zawody usługowe.

Ale nie powinniśmy zapominać o owym (niechlubnym i drażniącym nas) rdzeniu, pytając: jeśli dziś nabywamy usługi, przede wszystkim po to, by uwolnić się od ciężarów egzystencji, to – czy dzięki temu – stajemy się ludźmi bardziej wolnymi? Czy uwolnienie – od szeroko ujętego – organicznego podłoża nie powoduje, że popadamy w inny rodzaj, konsumpcyjnego, zniewolenia?

Na koniec, bo ma to być miniatura, warto dodać, że A. Brcűkner, polskie słowo: usługa, wywodzi z języka litewskiego, co świadczyć może o tym, iż zachodziła również lituanizacja polskiej kultury.

Kazimierz Rogoziński