Impresja semantyczna

 

W PRL, w tzw. dekadzie Gierka, powiało optymizmem, co znalazło swój wyraz również w inwencji słowotwórczej. To wtedy pojawiły się i spopularyzowane zostały takie słowa jak: budowlaniec, stoczniowiec, handlowiec, usługowiec….Tylko że, o dziwo, to ostatnie słowo się nie przyjęło, natomiast utrwaliło się określenie usługodawca (UgD) i jego lustrzane odbicie: usługobiorca (UgB).

A to daje do myślenia!

Jest to,  zapewne, jakieś potwierdzenie tego, że język żyje własnym życiem i że usus językowy może przesądzić o wyeksponowaniu tego, a nie innego znaczenia. Być może, tym razem, chodziło o to, by jednak podkreślić i zachować to, co wyróżnia zawody usługowe w stosunku do ich pozostałych odpowiedników?

Niemniej, przesądzone zostało, że dwa podstawowe słowa odnoszące się do usługi na trwałe związanie zostały z dawcą/dawaniem/obdarowywaniem.

Na pierwszy rzut oka pojawia się tu jakaś niekonsekwencja; bo przecież (jeśli pominąć usługi publiczne) usług się przecież nie rozdaje, tylko – sprzedaje. Pełna zgoda, ale czy rzeczywiście jest tak, że jesteśmy w stanie precyzyjnie określić, co zawiera cena usługi?

Dla tych, którzy poznali zasady konstruowania usługowego produktu (pisałem o tym wielokrotnie od Nowego marketingu usług, po Zarządzanie usługami) ów nad/datek nie powinien być zaskoczeniem. Chodzi o owo plus (+) uzupełniające zawartość rdzenia usługowego produktu. Dać coś więcej może znaczyć różne rzeczy, od podjęcia dodatkowych działań…po obdarowanie uwagą bądź empatią.

W prowadzonych analizach antropologicznych,  M.Mauss, wykazał, że dar nie jest czymś akcydentalnym, podpada pod szerszy znaczeniowo proces w y m i a n y. A wymiana w antropologii kulturowej przybiera  postać trojakiego zobowiązania polegającego na:

/1/dawaniu à /2/ otrzymywaniu à /3/ oddawaniu/odwzajemnianiu

Prześledźmy, jako to wygląda w odniesieniu do usług.

Najpierw „daje” UgB. Co takiego „daje”? Obdarza przyszłego UgD zaufaniem, powierzając mu wykonanie usługi /1/; w następstwie czego UgD otrzymuje uprawnienia do podejmowania okręconych przez praxis działań  /2/ i oddaje to w postaci obietnicy dochowania należytej staranności /3/.

Nie wymaga dodatkowych wyjaśnień stwierdzenie, iż pomyślny przebieg opisanego wyżej procesu wprowadza wymianę na poziom, gdzie obustronne zaufanie przechodzi w symetryczną lojalność. Wypada tylko ubolewać, że ten – wydawałoby się – naturalny proces został w III RP zaprzepaszczony w wyniku wtłoczenia usług w mechaniczną i skrajnie sformalizowaną strukturę przedsiębiorczości. W jej gorsecie, dar zastąpiony został przez umowę. Dlatego dziś wydaje się nam czymś niepojętym, że bezinteresowne obdarowywanie  skutkuje zobowiązaniem do re/świadczenia.

Darzenie, obdarowywanie w usługach oznacza nie tylko: „dać coś więcej” poza to, co formalnie obwarowane umową, a nadto, czuć się zobowiązanym do odwzajemnienia. Darzenie wiąże się ściśle z….ofiarowaniem, ofiarą. A więc mamy kolejny problem rozsadzający szranki ekonomicznego myślenia: dar – jako ofiara; darzenie – jako ofiarowanie.

Znaczenie daru w kulturze (resp. w genezie kultury) przekonująco wykazał R.Girard, więc wypada ograniczyć się do wskazania dwojakiego znaczenia tego pojęcia.

W popularnym ujęciu, ofiara, to synonim poświęcenia, trud, wysiłek – zwykle traktowane jako warunek osiągnięcia jakiegoś celu.

Trzeba się, bądź coś, poświęcić, by osiągnąć to i to.

Heschel poczynił ciekawą uwagę wskazując, iż w języku hebrajskim ‘ofiara’ wyrażana jest słowem oznaczającym dosłownie – zbliżać się, podejść.

Ale w drugim znaczeniu, o f i a r a, to bezinteresowny dar, niekoniecznie wyłącznie w materialnej postaci. F.Nietzsche wspaniałomyślność obdarowywania nazwał „cnotą darzącą”, a tę rozwijam wówczas, kiedy daruję innym coś ze swego duchowego bogactwa.

Tyle, że Nietzsche żył w innym świecie. Dziś prawo własności intelektualnej chroniące – w większości – intelektualnych pseudo/innowatorów wyznacza kres temu, co od zawsze było „arche” naszej kultury.

I tak cywilizacja techniczna na wszystkich polach pożera kulturę.

Kazimierz Rogoziński