Jako rozpoznawalny trend współczesności, korporacjonizm stał się synonimem globalizacji. Wyróżniona pozycja korporacji międzynarodowych – owych lokomotyw globalizacji – powoduje jednak utrwalenie błędnych opinii. Te wyrastają z odwołania się do wątpliwego założenia, iż ekspansja rynkowa i pokonywanie różnic kulturowych są wystarczającym zestawem osiągnięć, dzięki którym korporacje uplasować się mogą ponad całym pozostałym „planktonem” gospodarki. Z racji wyróżnionego położenia, przyznaje się im nadzwyczajne uprawnienia, wyrażone w haśle: korporacja może wszystko;  zbyt wielka, by ktokolwiek ją rozliczał… Ale jest dokładnie odwrotnie: korporacja może mniej z następujących powodów:

  • Wraz ze wzrostem skali produkcji rośnie nie tylko zyskowności, ale także rozszerza się zakres odpowiedzialności za podejmowane działania
  • Trudny do przewidzenia efekt synergii, kiedy się już objawi, będzie nie-do- naprawienia; nie-do-odwrócenia
  • Barierą limitującą działania staje się nie tylko eksternalizacja kosztów produkcji, ale szacunek kosztów degradacji środowiska społecznego
  • Społeczna odpowiedzialność biznesu, nie może być rozumiana w konwencji post/prawdy. CSR, pojawia się niemal obligatoryjnie w strategii każdej korporacji, ale w praktyce, w najlepszym razie, sprowadza się do działań pro-ekologicznych
  • Wreszcie: Grandeur oblige!

Dlatego też korporacje mogą mniej. Ale jak o tym przekonać neoliberalnych ekonomistów?

Kazimierz Rogoziński