Dla PPN

Jak to staram się sygnalizować w tym blogu („Zapiski z czasu pandemii”), aktualnie, wiele oczywistych prawd podlega weryfikacji, coraz więcej pojęć zmienia swoje znaczenie. Być może pokłosiem pandemii będzie ferment umysłowy; być może… od niego rozpocznie się korekta niektórych (podatnych jeszcze na zmianę) trendów ?

W tym artykule chciałbym pomieścić kilka uwag odnoszących się do zagadnień peryferyjnych, wypchniętych na dalszy plan zarówno w dyskursie, jak i polityce, niesłusznie uznawanych za mało ważne. Zamierzam bowiem zastanowić się nad przyspieszonymi przeobrażeniami, dotyczącymi SFERY PUBLICZNEJ, jakie można zaobserwować w czasie zarazy rozprzestrzeniającej się w 2020 roku.

Definicja

Powyższe pojęcie nieczęsto pojawia się w tzw. literaturze przedmiotu, a jeśli już jakiś autor je wprowadza do zestawu kluczowych pojęć, to musi być przygotowany na krytykę, ze względu na wieloznaczność, nieokreśloność definiendum; bo co takiego sfera, sferyczność?

Więc również i ja mam świadomość tego, że proponowana niżej definicja nie wszystkim trafi do przekonania. Ale próbować nie tylko warto, co trzeba.

SFERA PUBLICZNA to płaszczyzna spotkania, będąca wyróżnionym obszarem spełniania wzajemnych powinności, dzięki którym można wypracować modus cooperandi. Albo innymi słowy: to szczególny fragment przestrzeni społecznej, gdzie relacja Ja – Ty przekształca się w ciąg interakcji społecznych: Ja – Ty – My – Oni. Dzięki nim poszczególne indywidua – tworząc grupę współdziałania – starają się z a r a d z i ć rozpoznawanej sprawie, która ich dotyczy.

Najpierw radzą, naradzają się, by następnie – współdziałając – móc po/radzić sobie. (I tym razem polszczyzna podsuwa precyzyjne określenia).

Ważne jest to, że konkretne działania poprzedza drążenie do porozumienia, które osiąga się za pomocą takich imponderabiliów jak: rozmowa, dialog, polemos… Nie muszę wyjaśniać dlaczego powinno się to dziać na poziomie podstawowym, osiedlowym, lokalnym, gminnym.

Teza

Nietrudno zauważyć, że rdzeniem podanej wyżej definicji są dwa kluczowe pojęcia. Po pierwsze to, co wspólnotowe, a więc rudymentarnie społeczne; a kontekstem: ja – my, czyli ludzie, z którymi przyszło mi współżyć.

Po wtóre, powinnościowe motywacje wszczynające aktywność i konsolidujące społeczność. Nikt nie jest „samotną wyspą” i powinność odwzajemnienia ma swój wymiar zarówno moralny, jak i społeczny.

Co odnotowawszy mogę teraz sformułować zasadniczą tezę tego artykułu: pandemia i użyte środki mające jej zapobiegać, ujawniają wyraźną zmianę kontekstu, z którego pochodzą pojęcia tworzące definiens. Sfera publiczna – jeśli w ogóle się pojawia jako odrębny przedmiot namysłu – sprowadzona zostaje do kategorii czaso – przestrzeni, w której zachodzi (przede wszystkim, jeśli nie wyłącznie) KOMUNIKACJA. Urasta ona do rangi najważniejszego procesu społecznego, chociaż staje się czysto technicznym przekazem informacji. Zaangażowały się weń wszystkie mass/media, publikatory, operatorzy sieci i telefonii komórkowych, portale…

Proces ten uznać należy za nieodwracalny, więc jedynie można próbować kategorię czaso-przestrzeni podać reinterpretacji w nadziei, że – przynajmniej niektórym – da to do myślenia…

Zatem, powyższą tezę uzupełniam dodatkowym wyjaśnieniem: wspomnianą kategorię zamierzam analizować w znaczeniu gnoseologicznym (Kanta), a nie fizykalnym (Einsteina), a tym bardziej nie logistycznym.

De/kategoryzacja

Kantowskie kategorie czaso-przestrzeni to nie tylko metodologiczne zwieńczenie oświeceniowego przyrodoznawstwa (NB mającego genezę barkową). Przypisane rozumnemu człowiekowi aprioryczne formy zmysłowości, miały go nie tylko wyróżnić, ale i nobilitować. Kantowskie wywyższenie homo sapiens, przez nadanie mu swoistych właściwości percepcyjnych, zwykło się więc traktować jako sposób zrekompensowania skutków kopernikańskiej degradacji człowieka.

Powyższe przypomnienie było konieczne, aby przejść teraz do sprawy najważniejszej. Otóż tak jak to bywa w sytuacjach ekstremalnych – a czas zarazy takim stanem się staje – wyraźniej zaobserwować można, jak aprioryczne formy zmysłowości Kanta zostają zastąpione, czy wręcz wyeliminowane, przez percepcję zapośredniczoną medialnie. I to właśnie sfera publiczna wyraźnie odsłania dokonujące się zmiany – przyrodzone właściwości człowieka: czas i przestrzeń przestają być formami zmysłowości danymi a priori, ponieważ ich „po/danie” staje się „pośrednie”. Więc okazuje się, że:

PRZESTRZEŃ – to bezpośredniość dostępna na dystans; to zdalna bliskość – obie sprowadzone do synchronii współwystępowania. Wcześniejsza aporia sprawiająca, że pomiędzy „wewnętrzne – a – zewnętrzne” pojawiało się określenie adversus traci znaczenie.

CZAS – percepcja czasu zmodyfikowana, czyli ograniczona imperatywem natychmiastowego zaspokajania potrzeb (przede wszystkim dotyczących informacji); jego postrzeganie cechuje obsesyjne sprowadzanie czasu teraźniejszego do czasu rzeczywistego (co zapewnić ma technologia 5G, 6G… tzn. spełniające się marzenie technokratów i polityków).

Szczególnie niepokoi to, że przekłamanie dotyczące czasu wywołuje najbardziej negatywne skutki.

Bowiem czas teraźniejszy, takim właśnie TERAŹNIEJSZYM się staje, gdy wnika weń przeszłość, a także przenika go przyszłość antycypowana przez odwieczne archetypy, postaci, obrazy – obrzędy czy gesty. Dopiero przeżyty czas teraźniejszy odkłada się „długim trwaniem”, jako kulturowy „humus”, bez którego nie przeżyje żadna wspólnota.

Konsekwencje

Otwartość staje się zamknięciem, dystans – bezpośredniością – a teraźniejszość „ramówką” wypełnianą medialną treścią, czyli pianą.

Dostarczanie, dystrybucja, upublicznianie, powielanie… informacji stało się najważniejszą usługą, ba! – synonimem usługi. Kontakt z „dedykowaną jednostką” (godny odnotowania wykwit nowomowy) zastępuje współdziałanie, które niegdyś scalało więzi na poziomie wspólnoty.

O ile w gospodarce realnego socjalizmu koncentracja decyzji i upubliczniania informacji wynikały wprost z ideologii, to w erze globalnych uwikłań centralizacja (informacja = wiedza = władza) sprawia, że poziom lokalny całkowicie pozbawiony zostaje kompetencji decyzyjnych; staje się jedynie terytorialnie dookreślonym fragmentem sieci.

W efekcie, utrwala się następujące przekonanie: mogę wszystko załatwić nie wychodząc z domu, wystarczy kontakt ze wskazanym adresem/ numerem; wszystkim – jak należy – zajmą się (a więc, zrobią to za mnie) odpowiednie s ł u ż b y.

Konkluzja

Nie będę silił się na jakieś oryginalne podsumowanie, tylko – jakem ekonomista – ograniczę się do zadania dwu pytań: czy wobec powyższego, gospodarka jest najważniejsza? I co, po wyjściu z pandemii – zwłaszcza niewczesnym – powinno stać się naszym wspólnym priorytetem?

Kazimierz Rogoziński