I. e-Msza (św.)

Wybuch pandemii, przypadkiem (?), czy też przedziwnym zrządzeniem  (czyim ?) nastąpił w okresie Wielkiego Postu. Nie tylko opustoszały kościoły, poniechano też szafowanie świętych sakramentów. O ile można było odłożyć w czasie chrzest, przesunąć bierzmowanie czy wyświęcanie kapłanów, to pilną sprawą stało się udzielanie sakramentu pojednania. Wierni zwracali się więc do przedstawicieli Kościoła z pytaniem, czy można się wyspowiadać przez telefon, albo też on-line?

Wszelkie wątpliwości rozwiała jednoznaczna wypowiedź rzecznika Episkopatu Polski. Wyjaśnił on, że zgodnie z dokumentem Papieskiej Rady ds. Środków Społecznego Przekazu:

„W PRZESTRZENI WIRTUALNEJ NIE MA SAKRAMANTÓW”.

Zatem, spowiedź odbywa się tylko przez indywidualny kontakt, bezpośrednie spotkanie ze spowiednikiem, choć niekoniecznie przy konfesjonale. W podobnym tonie wypowiedziało się również Prezydium Episkopatu, przypominając, że jeśli występują poważne racje można – dzięki „aktowi żalu doskonałego” (KKK, nr 1452) – uzyskać przywrócenie stanu łaski.  Warto odnotować, że – jak dotąd – jest to jedyny taki  przypadek, aby   pośród siedmiu sakramentów, wierny mógł go uzyskać – własnym sumptem. W pozostałych przypadkach konieczna jest obecność (pośrednictwo) kapłana i/lub obecność zgromadzenia wiernych, ale…wyjątek często uchyla zasadę.

Okazało się jednak, że warunek sine qua non szafowania sakramentu można interpretować dość dowolnie. Brak konsekwencji uwidocznił się w szczególny sposób odnośnie do sakramentu mszy św.

„Najszczególniejszym sakramentem jest Eucharystia, do niej zwrócone są wszystkie pozostałe, ona uwyraźnia ich sens i stanowi ich uwieńczenie” [Katolicyzm A- Z, Księgarnia św. Wojciecha, 1989].

Konsternacja: żaden z przedstawicieli Episkopatu Polski nie miał żadnej wątpliwości, że udział w mszy św. można zstąpić oglądaniem jej transmisji.

Skoro „w przestrzeni wirtualnej nie ma sakramentów” i  niemożliwa jest nawet spowiedź, to dlaczego ów kanon nie dotyczy mszy św.? Skąd i dlaczego taki wyjątek? Skąd ta pewność, że wtłoczenie sacramentum sanctissimum w wirtualną przestrzeń niczego go nie pozbawia? Co sprawia, że wierny siedząc „przed” telewizorem, albo jeszcze rano leżąc w łóżku, powinien mieć poczucie, jakby wraz z  tysiącami innych wyznawców stał „u stołu Pańskiego” ?

Również najważniejsze święta roku kościelnego, należące do Triduum Paschalnym, dostępne były on-line. Przykład przyszedł „z góry”. W Rzymie, uroczystości Wielkiego Tygodnia odbyły się bez udziału wiernych. W tej precedensowej decyzji papieża Franciszka nie powinniśmy dopatrywać się czegoś zaskakującego, bowiem, jak autorytatywnie oświadczył prefekt Kongregacji ds. Duchowieństwa, nowe technologie pozwalają na przeżywanie prawdziwej komunii”. Jednocześnie wyjaśnił, że niemożność fizycznego dostępu czy bezpośredniego udziału w ceremoniach jest okazją do indywidualnego pogłębienia wiary. Katolicy powinni odnaleźć sposób na wewnętrzne i bliskie spotkanie z Panem, aby w ten sposób wejść w głębszy kontakt z Kościołem oraz z sakramentami.

Te heretyckie słowa (nie waham się użyć takiego określenia)  wypowiedział  kard. Beniamino Stella. Warto przywołać jego nazwisko i stanowisko, bo było to oświadczenie precedensowe.

Wybrzmiewa w nim nie przerażenie tym, co się stało, tylko medialna nowo-mowa.

Dlaczego tak sądzę, o tym niżej.

Natomiast z przytoczonych wyżej zdarzeń wyłania się kluczowa kwestia, którą ujmuję w formie pytań:

  • czy przekaz on-line spełnia warunek czynnego i bezpośredniego udziału liturgii/nabożeństwie?
  • czy komunikacja zapośredniczona medialnie to też communio ?
  • jakim uczestnikiem jest widz; współuczestniczy czynnie, czy tylko ogląda?
  • jak widz „jest” obecny przy sprawowaniu liturgii: wirtualnie, potencjalnie, realnie, duchowo?
  • czy zmasowany przekaz nie powoduje, że u odbiorcy – automatycznie – uruchomiona się medialna percepcja rozpięta między relaksem a sarkazmem?
  • czy masowa widownia nie wyklucza zindywidualizowanej recepcji?
  • czy gruntownej reinterpretacji nie wymaga pojęcie WSPÓŁUCZESTNICTWA ?
  • czy najnowsze technologie – komunikatory są przydatne w ułatwieniu dostępu do „sacrum”
  • czy ekskomuniką można uchylić zasadę McLuhana: medium is the massage ?

Spróbuję odpowiedzieć na te pytania ograniczając zakres tematyczny do sakramentu eucharystii.

Przynajmniej od soboru trydenckiego przyjmuje się, że Chrystus w eucharystii jest trojako obecny: substancjalnie, prawdziwie i rzeczywiście. Pytanie zasadnicze: czy zobowiązanie do bycia realiter obowiązuje – że się tak wyrażę – jednostronnie. Chrystus musi, ale jego wyznawcy już nie?

Oglądanie transmisji ma to do siebie, że wpisuje się w rutynowy schemat odbioru/oglądania. Można przecież transmisję zapisać z chęcią obejrzenia jej w stosowniejszym dla oglądającego czasie. A idąc dalej tokiem tego rozumowania, czy eKAI– korzystając ze zdobyczy najnowszych technologii – nie powinna opracować i wydać cały box z nagraniami mszy św. dla całego roku  liturgicznego? Wówczas wierny, każdy wierny, o dowolnej porze i dowolnym miejscu, zasiadając  przed swoim laptopem, będzie mógł pogłębiać doznanie spotkania z Panem, mając nieograniczony dostęp do sakramentu eucharystii, niejako sam sobie go szafując. I co ważne, nie będzie mu w tym przeszkadzała obecność innych współwyznawców.

Prawdziwie komfortowa sytuacja; chociaż ściśle należałoby powiedzieć: prawdziwy komfort konsumpcyjny.

Nikt nie bił na alarm.

Nikt nie tłumaczył, że to sytuacja zupełnie wyjątkowa, że oglądanie transmisji mszy św. to szczątkowy Ersatz, tymczasowa namiastka. Co więcej, e-KAI z dnia na dzień przekształciła się w platformę informacyjną o transmisjach mszy we wszystkich diecezjach Polski.

Powstało więc przekonanie, że zdalna msza św. jest tak samo ważna jak zdalna praca. Konkuruje ono o miano największego odkrycia dokonanego w czasie zarazy.

Przemilczano, albo pominięto jeden z najistotniejszych desygnatów liturgii mszalnej: jej wspólnotowy charakter. Jest on tak samo ważny jak ofiara, dziękczynnie i pamiątka (anamneza), które konstytuują sakramentalną unikatowość liturgii mszalnej. Zgromadzeni przy ołtarzu wierni, są nie tylko obserwatorami; swoją obecnością poświadczają prawdziwość i faktyczność  dokonującego się misterium. Albowiem:

We mszy św. razem z Chrystusem ofiarowuje się Jego Mistyczne ciało – Kościół. Ofiara Ciała i Krwi Chrystusa jest ofiarą  eklezjalnego Ciała Kościoła, który składając ją  jest ciągle świadomy, że ją ofiarowuje i że w niej jest ofiarowany” ( op. cit.)

I jeszcze jeden cytat:

Eucharystia jest sakramentem budowania Kościoła. Kościół bowiem jako wspólnota miłości, rozwija się i buduje w miarę rozwoju miłości między wyznawcami Jezusa.” („Słownik teologiczny”, Księgarnia św. Jacka, wyd. 1985, t.1.). Z  tej też racji i po to właśnie, że przy stole Pańskim gromadzi się wspólnota jego wyznawców, ofiarę mszy św. nazywano – agape. To ostatnie słowo znaczy miłość, ale i wspólnie sprawowany POSIŁEK, bo też obiata ofiarna – spożywana w miłości – daje uczestnikom siłę (przecież nie-fizyczną); wierni przychodzą i gromadzą się „po-siłę” odnawiającą ich ducha.

Dlatego też zapisane zostało co powiedział Jezus:

„Gdzie dwóch, albo trzech gromadzi się w moje imię, ja jestem pośród nich” (Mt.18.20)

Zapewne wypowiadając te słowa nie miał zamiaru wyznaczać jakiegoś arytmetycznego mnimum minimorum. Nie liczba, ale czasownik i sposób bycia, zjawianie się, wydają się być najważniejsze. Zatem, tam, gdzie wyznawcy będą się GROMADZIĆ w imię Chrystusa, uobecnia się Kościół, a Chrystus w nim i wraz z nim. Podczas konsekracji uobecnia się On substantialiter  w chlebie i winie, a jednocześnie realiter POŚRÓD zgromadzenia wiernych. Tym samym odsłania się – najważniejszy – duchowy wymiar eucharystii, która rozpoczyna się wezwaniem: „W imię Ojca i Syna i Duch świętego”. Uwzględniwszy ów doksologiczny kontekst, podkreślić należy, iż w sprawowanej mszy Chrystus przyjmowany jest wprawdzie pod postacią Ciała i Krwi, ale jednocześnie Syn Człowieczy, oddziałuje na przybyłych na spotkanie z Nim wiernych  poprzez Ducha świętego.

Wyraża to responsoryjna fraza:

 – Pan z wami (Pan niechaj wnijdzie pośród was)

I z Duchem Twoim (A Ciebie napełni Duchem świętym)

W ten sposób rodzi się eucharystyczne communio, którego zwieńczeniem i urzeczywistnieniem jest komunia św.

W sakramencie mszy św. zmartwychwstały Chrystus realiter zjawia się pośród Kościoła, a  ten ostatni gremialnym udziałem w eucharystii potwierdza swoje istnienie i żywą więź ze Zbawicielem. Dlatego też msza św. zawsze był traktowana jako opus publicum. W sprawowanej „Wieczerzy Pańskiej” uczestniczy Wieczny Kapłan, którego celebrans jest tylko sługą i reprezentantem Kościoła. Jednocześnie i tym samym, wobec Wiecznego Kapłana ofiarowuje się również Jego Kościół.

Zasadne zatem staje się pytanie, czy aby celebrować eucharystię wystarczy celebrans i kamera? A jeśli upowszechni się powstała w czasie pandemii praktyka sprawowania liturgii, to niebawem pojawić się powinna nowa wersja „mszy prywatnej” w postaci „czatu” celebransa z dawcą intencji – jedynym interesariuszem.

O wpływie telewizji na zmianę rytu mszalnego, z mszy „trydenckiej” w „nowoczesną”, piałem w innym tekście (blog: „Medialny dyktat”)Ale czy tym razem, zwrócenie się przez Kościół o pomoc, ba, o ratunek, do mass mediów nie oznacza, że przekroczony został Rubicon?

I stało się ! Nie trudno przewidzieć, że już wkrótce e-KAI zacznie prowadzić ranking oglądalności mszy św. Wśród celebransów pojawią się ambitni celebryci i zawalczą o to, by znaleźć się na prestiżowej kościelnej liście TOP-TEN.

Kapłan odprawiający mszę św. w hotelowym pokoju, albo też chory oglądający transmisję mszy ze szpitalnego łóżka – to zrozumiałe i dopuszczalne, aczkolwiek wyjątkowe, przypadki. Podejmowana przeze mnie kwestia dotyczy uznania za normalność powszechnego dostępu do eucharystii via mass media. Wierny, będąc obserwatorem, widzem, oglądaczem… jakim uczestnikiem misterium eucharystycznego się staje? Więc kończę, zadając ostatnie pytania:

Czy e-Mass może zostać  „uświęcona” przez mass-media?

Czy zrównanie e-Mass z mszą św. sprawowaną w sposób tradycyjny oznacza skaryfikację mass-mediów i (tym samym) zniesienie ostatniej bariery dla ekspansji e-services ?

 Bloger

II. Msza św. w czasie pandemii

Drogi Kazimierzu!

Pozwól, że spojrzę na poruszone problemy z pozycji osoby stojącej na co dzień za ołtarzem. Jest ich w Twoim tekście dość dużo i nie stać mnie na większy elaborat. Powiem tak: pamiętajmy, że zasada ważności sakramentów jest dość prosta: musi być zachowana ich forma i materia (czym one są? – nie będę tu rozwijał, bo można znaleźć to w Katechizmie Kościoła lub w internecie!). Nie udziela się ich ludziom na odległość, czy wirtualnie! Nie ma spowiedzi przez telefon, komunii czy chrztu św. przez internet itp… Zwrócenie się Kościoła ku mass mediom w chwili pandemii koronawirusa w jej pierwszej fazie było z jednej strony konieczne (państwo wprowadziło mocne restrykcje odwołując wszelkie zgromadzenia publiczne), a z drugiej, mam nadzieję, okazjonalne i przejściowe.

Mówiąc o mszy świętej, będącej główną okazją do udzielania wiernym Komunii św. (czyli sakramentu), jej transmitowanie nigdy nie zastąpi nabożeństwa z udziałem w niej żywych ludzi. Trwające trzy miesiące codzienne transmisje mszy, jeśli już o tym mówimy, są pierwszą sytuacją tego typu w historii Kościoła i wielu jego hierarchów (liderów) będzie wyciągało z niej wiele wniosków, choć raczej natury socjologicznej i psychologicznej niż teologicznej. Rozmawiałem z bpem Rysiem na temat dramatu oddzielenia ludzi od mszy i ołtarza w tegoroczne przedwakacyjne miesiące. Przyznał, że jest on faktem, ale stwierdził, że są i dobre strony „schronienia się K-ła w internecie” – więcej ludzi zainteresowało się dzięki niemu Bogiem, wiarą, nauką Kościoła (nauką samego Chrystusa) niż w ostatnich 2-3 dekadach (od czasu zagoszczenia internetu w świadomości i kulturze ogólnoludzkiej). Oblicza się, że skok ten wzrósł z 11 na 80% .

Wypowiedź „Nowe technologie pozwalają na przeżywanie prawdziwej komunii”, którą wspominasz, faktycznie pachnie herezją, ale zastanawiam się co miał na myśli jej autor kard. Beniamino Stella? Brzmi to trochę jak stwierdzenie „kremy na porost włosów naprawdę pomagają”. Przepraszam za nieco trywialne porównanie, ale w rzeczywistości wiemy, że niektórym tak, a innym nie! Komunia z Chrystusem jest przeżywana przez człowieka z różnym jego stopniem zaangażowania i na różnych piętrach duchowej głębi i osobowości. Jedni obecność Chrystusa traktują serio, inni tylko trochę serio, jeszcze inni nie czują i nie przeżywają jej wcale. Przykładem jest tu zjawisko świętych w Kościele. Fakt niezaprzeczalny, że tacy istnieją, a wielu innych nie dorasta im duchowo nawet do pięt! Myślę, że tak jak w przypadku „duchowej” Komunii św. udzielanej przez Kościół np. małżonkom „niesakramentalnym”, tak i tutaj, czyli w czasie transmisji telewizyjnej (internetowej) mszy św., można przeżywać jedność z Bogiem całkiem realnie. Bywa przecież i tak, że odkrywamy nagle Bożą obecność w nas w kinie – w czasie seansu filmowego, gdy nas coś poruszyło w spektaklu teatralnym, podczas słuchania poruszającej muzyki, na dobrej wystawie, czy mówiąc szerszej – w różnych  sytuacjach życiowych, a niekoniecznie na mszy w kościele. Jest zagadką – kiedy i jak działa Duch św., bo przecież „wieje kędy chce”. Oczywiście, nie chcę przez to powiedzieć, że msza jest w związku z tym niekonieczna i mało ważna, w niej bowiem, jako ofierze, w której składa za nas swemu Ojcu, Chrystus daje człowiekowi potencjalnie największą szansę na Spotkanie ze sobą i swoją miłością do nas! Nie traktowałbym powyższej wypowiedzi kardynała bardzo dosłownie, bo przecież każdy wie, że Jezus w Eucharystii chce się spotkać z człowiekiem dosłownie, czyli nie tylko duchowo ale i fizycznie! Taka jest nasza natura! Człowiek to duch i ciało! Jezus sam tak to „wymyślił” i uwzględnił, ustanawiając w trakcie Ostatniej Wieczerzy Eucharystię w materialnej formie chleba i wina. On chce osobiście przychodzić do człowieka, tj. działać w jego duszy i ciele. Powiedział też bardzo ważne i, myślę, warte zacytowania tu słowa: Kto spożywa mój chleb, będzie miał życie wieczne!”

Co do przeżywania mszy św. za pośrednictwem „ekranu” w przypadku, gdy nie można w niej brać bezpośredniego udziału z powodu niepokonywalnej przeszkody – ma to sens, gdy uczestniczymy w niej w czasie aktualnym. Jest to jakiś „ersatz”, ale ważny i pomocny. Jeśli traktujemy ten udział serio, na pewno jest on modlitwą. Mam wielu znajomych, którzy w czasie pandemii spotykali się całą rodzinką przed komputerem w czasie transmisji niedzielnych mszy i ustawiali ekran (komputer) na stole udekorowanym kwiatami i świecami, jak ołtarz w kościele. Stali wokół stołu w czasie czytania Ewangelii, klękali w czasie przeistoczenia, żegnali się w czasie błogosławieństwa udzielanego przez kapłana itd… To było piękne! I nie ma grzechu jeśli nie można być w takim dniu w kościele. Ich udział był aktem prawdziwej wiary. Można także wracać do transmisji, by usłyszeć raz jeszcze słowo kapłana (kazanie) lub pełniej ją  (tj. mszę) zrozumieć. Można słuchać kazań z kilku kościołów i porównywać je sobie. Tego nikt nie zabrania! Natomiast nie jest się na mszy, jeśli ogląda się transmisję leżąc w wannie lub jedząc śniadanie itp. Wiadomo, że brak intencji poważnego traktowania uczestnictwa w Eucharystii wyklucza stwierdzenie, że się w niej uczestniczyło.

Pozdrawiam baaaaardzo serdecznie! I Szczęść Boże!

o. Andrzej Bujnowski OP

III. Msza św. jako usługa

Proponuję spojrzeć na mszę św. z perspektywy naukowej, przy czym, nie będzie to teologia, chrystologia ani liturgika. Chciałbym, abyście bez uprzedzeń uznali, że ciekawym może się okazać opis mszy św. przeprowadzony na  gruncie nauki zajmującej się usługami. Pewnie to zaproszenie wielu  zaskoczy, więc wyjaśniam: jest taka nauka, nazywa się USŁUGOZNAWSTWO.

Suponuję zatem, następujące założenie: sprawowanie mszy św. jest przypadkiem/przykładem świadczenia klasycznej usługi. Założenie to uzasadniam dwojako:

  • Oczywistym skojarzeniem mszy św. z usługą, podsuwanym nam przez język angielski, w którym the service oznacza również – nabożeństwo, mszę św.
  • Przyjętą i obowiązującą w/na tym blogu definicją usługi, którą sformułowałem ćwierć wieku temu:

Usługą jest, podejmowane na zlecenie (intencjonalne) świadczenie pracy, mające na celu wzbogacenie walorów osobistych usługobiorcy, bądź wolumenu użyteczności rzeczy, jakimi dysponuje.”

A teraz postaram się wykazać przydatność owej definicji do potwierdzenia usługowego wymiaru mszy św.

1. Nie ma wątpliwości, że zleceniodawcą jest wnoszący intencję

2. Zlecenie to „intencja” i „taca” – a wraz z tą ostatnią, pojawia się kontekst cywilno-prawny, ale i merkantylny

3. „Świadczenie pracy” – być może, to określenie, uznane zostanie za kontrowersyjne, więc wyjaśniam:

  • Nie chodzi tu o jakiejkolwiek wydatkowanie pracy (jak np. w fabryce), tylko o jej „świadczenie na czyjąś rzecz…”
  • Praca wykonywana przy „Stole Pańskim” jest szczególnego rodzaju świadczeniem, ponieważ celebrans wykonując ją po/przy/świadcza znaczenie tego, w co się angażuje   
  • Tak rozumiana praca ( w usługach profesjonalnych) staje się s ł u ż b ą

 4. Pojęcie „intencjonalność” nadaje tak rozumianemu świadczeniu dodatkowe znaczenie:

  • intencjonalność – odsyłająca do intencji
  • intencjonalność – to również interesowność, bowiem realizacja „intencji” jest jednym z podstawowych źródeł przychodu
  • intencjonalność – wreszcie w znaczeniu fenomenologicznym, określa nastawienie stron, dzięki któremu msza św. „wydarza się” jako korelat świadomości osób w niej uczestniczących

Sądzę, że na tej poczwórnej eksplikacji mógłbym poprzestać. Warto jednak nawiązać do przytoczonego wyżej celu, uzupełniającego definicję. Wskazuje on nie tylko na odrębność/swoistość usług (w stosunku do innych rodzajów zorganizowanej działalności człowieka), ale też wyjaśnia na czym polega DOBRO/czynna funkcja usług. Dodaję więc jeszcze trzy „teleologiczne”  punkty:

5. Co się tyczy wzbogacania walorów osobistych usługobiorcy, to tym razem, realizacja usługi odnosi się do psycho – noetycznego wymiaru tychże. Nie jest to ani przekaz wiedzy, ani emitowanie sensualno-sensorycznego kompleksu wrażeń, tylko  kreowanie przez celebransa/usługodawcę misterium, z równoczesnym zaproszeniem – nie tylko  zlecającego/usługobiorcy – ale skierowanym również do innych beneficjentów, aby  aktywnie współuczestniczyli w tym, co się ma wydarzyć.

6. Szczególne znaczenie dobrodziejstw płynących z zaangażowanego współudziału w realizacji usługi podkreśla się w relacyjnym paradygmacie teorii usług. Na gruncie tej teorii (NB konsekwentnie rozwijanym na/w tym blogu), aktywność usługoDAWCY  i  zaangażowanie usługoBIORCY sprawiają, że realizacja usługi – w klasycznej postaci – staje się wzajemnym obdarowywaniem (się).

7. Jak samoobsługa ma niewiele wspólnego z usługą, tak i (analogicznie) samodoskonaleniu religijnemu grozić może zamknięcie w immanencji tego samego. Spotkanie z innym Ty staje się nie tyko impulsem do otwarcia się na inny wymiar, ale wręcz warunkiem transcendowania, czyli dochodzenia do bycia w pełni człowiekiem.

Wniosek:
Więc może zamiast e-Mass warto by zainteresować się u-usługowieniem mszy św. ?
Nawet gdyby pandemia przeszła w stadium permanentne.

 Prof. emeritus, ale ciągle czynny usługoznawca