Pożytek z filozofa

Od kiedy jońscy „mądrale” zaczęli zadawać kłopotliwe pytania (co to jest byt ?, co to jest prawda?, jaki był początek wszech/rzeczy?), ludzie należących do Zachodniego kręgu kulturowego uprawiają refleksję filozoficzną w sposób systematyczny, a niekiedy i systemowy. Niezależnie od wypracowanych ustaleń, warte odnotowania jest to, że przez ponad dwa i pół tysiąca lat starają się zdefiniować: co to takiego filozofia, czym jest samo filozofowanie i w końcu: jak owa specyficzna aktywność umysłu wpływa na osobę/osobowość, która się jej oddaje z miłością.

Czym jest filozofowanie?

Tak sformułowane pytanie pozwala, w zdecydowany sposób, uwolnić się od dywagowania, czym jest filozofia jako nauka i skoncentrować się na – szczególnego rodzaju – aktywności umysłu. Zatem: czym jest filozofowanie?

Szukając odpowiedzi pośród (moich) autorytetów, przekonuję się kolejny raz, jak nieocenione są przemyślenia H. Elzenberga, który genezę filozofii ujmuje krótko i przekonująco:

  • najpierw, kiedy zaczyna się podawać w wątpliwość wiarygodność poznania pospolitego, czyli zmysłowo – rozsądkowego, rodzi się coś, co nazwać można postawą naukową. Skoro zmysły nas mamią, zatem Prawda mieć powinna ponad/sensualną proweniencję
  • filozofia zaczyna się jakby na drugim poziomie myślenia krytycznego, czyli od chwili kiedy kwestionujemy wartość poznania naukowego, ujętego w rygory metodologicznej poprawności („wybierz właściwą Metodę, a ona cię już poprowadzi…” – mówi dziś (każdy) promotor do doktoranta).
  • sensem myśli filozoficznej nie są uogólnienia teorii wypracowanych przez nauki szczegółowe, w rodzaju: filozofia medycyny, czy filozofia ekonomii; nie można też za synonim filozofii uznać specjalistycznej wiedzy o jakimś przedmiocie badań (np. filozofia chaosu, bądź filozofia czasu). Po drugiej wojnie światowej zwykło się ją rozumieć jako przemianę świadomości myślącego. Tak można twierdzić powołując się nie tylko na wspomnianego Elzenberga, ale również na F. Rosenzweiga, K. Jaspersa, H-G Gadamera…

Zatem, można uznać, że filozofuje ten, kto oddając się owej wyrafinowanej aktywności umysłu równocześnie zmienia swoją świadomość.

Powyższa konkluzja stanowi przesłankę, z jakiej wyprowadzam cel przyświecający mi w tym artykule.

Wniosek: nie tylko wynik, co wartość filozoficznych przemyśleń należy łączyć i konfrontować z postawą osoby wygłaszającej danego rodzaju poglądy.

Cel: wykorzystując „casus krakowskiego filozofa” zamierzam wykazać, że filozofowanie nie chroni myśliciela przed pobłądzeniem, że – innymi słowy – zmiana świadomości może oznaczać mentalny regres.

Kazus krakowskiego filozofa

W zbiorowej pracy opublikowanej w niszowym wydawnictwie gdańskim, znany krakowski filozof (autor dwutomowego dzieła pt. „Historia filozofii XX wieku”) zamieścił swój artykuł, a nadto udzielił dodatkowych wyjaśnień, odpowiadając na zadane mu w dyskusji pytania. Publikowany tekst wart jest odnotowania, ponieważ pojawił się pod – tyleż prowokacyjnym, co obiecującym – tytułem: „O myśleniu w czasach bezmyślności”. Wysoce utytułowany i honorowany Autor dowodzi, iż żyjemy w czasie, obfitującym w przykłady bezmyślności i co gorsza – w Polsce jej symptomy są szczególnie  widoczne zwłaszcza w ostatnim okresie (po 2015 roku). W demaskatorskim artykule krakowski filozof przejawy bezmyślności dostrzega przede wszystkim w tym, że zdrowy rozsadek został wyparty przez różnej maści irracjonalizmy. Wskazuje taż na źródła owej bezmyślności: mitologie, ideologie, religie –  i nie trzeba dodawać, że sięga po (od Oświecenia) niezmiennie ten sam zestaw „trucizn” powodujących zamroczenie rozumu.

Ale można też natknąć się w tekście na fragmenty, w których Autor daje próbkę analitycznej dociekliwości, jak ta kiedy odnotowuje zmianę w myśleniu naukowców wyjaśniając, że nie nęci ich już dążenie do mądrości, ani tym bardziej jej posiadanie. Jest to całkowicie zrozumiałe. Skoro mądrość już dawno temu przestała być cnotą, dziś wzbudzać powinna uzasadnione podejrzana, ponieważ „powoduje tylko wybuch namiętności”.

Diagnoza nie powinna rodzić żadnych wątpliwości: zasadniczym powodem tej masowej aberracji umysłów – nie wyłączając intelektualistów – jest niedocenianie znaczenia rozumu i nagminne stosowanie władzy intelektu.

 A oto kilka zdań  dosłownie oddających  sposób myślenia profesora filozofii:

  • /…/ współczesną przyczyną bezmyślności jest redukcja myślenia do wymiaru pragmatycznego. Preferuje ona rozwój intelektu kosztem rozumu… myślenie liczy się tylko w mierze, w jakiej przynosi realne skutki.
  • Zimny wyrachowany intelekt może wstąpić na służbę przestępczej namiętności. /…/ Dlatego intelekt powinien być kierowany przez rozum.
  • Intelekt podpowie nam jak zbudować autonomiczną broń wyposażoną w sztuczną inteligencję, ale tylko rozum może dojść do wniosku, czy w ogóle powinniśmy ją budować.
  • Tym się różni intelekt od rozumu, że intelekt jest czystym narzędziem. Mogę użyć narzędzia jako środka do realizacji własnych celów, ale rozum każe mi podejmować decyzje rozumne, czyli wartościowe. Dlatego rozróżniam myślenie O CZYMŚ od myślenia DLA KOGOŚ. Rozum to jest myślenie d l a   k o g o ś, wobec k o g o ś.  

Dygresja. Komentując powyższe rozróżnienie ograniczę się jedynie do stwierdzenia, że czytam je i traktuję jako ewidentne uzasadnienie MYŚLENIA  ŻYCZENIOWEGO, albo MYŚLENIA  NA ZLECNIE, uprawnianego przez (dobrze) opłacanych ekspertów – w domyśle: sprzedajnych ekspertów.

Podsumowanie. Intelekt to irracjonalność, zaślepiona emocjami bez/myślność, natomiast rozum to gwarancja wartościowego i odpowiedzialnego myślenia. Wobec takiej konkluzji trudno przejść obojętnie (i mimo), ponieważ, po pierwsze, formułuje ją profesor filozofii; a po drugie, dlatego, że popada ona w ewidentną kolizję z europejską tradycją filozoficzną; po trzecie- i teraz to, co najwrażliwsze: staje się niepojęte, jak Autor cytowanego dzieła, który przeanalizował historię filozofii współczesnej mógł nie  zauważyć, że to właśnie rozum zaprowadził cywilizację Atlantycką w „ślepy zaułek”, i co gorsza, odcinając możliwość nawrotu?

Rekonstrukcja kontekstu

Przechodząc od pytań do polemicznej części mojego artykułu, wypada zacząć od zarysowania kontekstu, czyli wyznaczyć – ukształtowany przez historię – horyzont myślenia. Przyjmując, że  roztacza się on od intelektu po rozum, tym samym, można wyznaczyć dwa stany graniczne: z jednej strony pojawia się to, co inellegibilne, natomiast po stronie przeciwnej – mózg, którego synonimem staje się komputer. Dzięki takiej rozłączności otrzymujemy wyraźnie domknięty zakres refleksji, co pozwala zorientować się, na czym polega skrajność stanowiska zajmowanego przez  krakowskiego filozofa.

INTELEKT

Już u samego początku ukształtowania się greko-judeo-chrześciańskich podstaw kultury europejskiej pojawia się myśl o przenikaniu Natury przez Logos. Utrwala się zatem rozumowanie, że pewne podstawowe zasady zostają zaszczepione Naturze jako RATIONES SEMINALES, nasiona sensu – czyli odpowiedniki tego, co intellegibilnym zostanie nazwane. Dopóki człowiek posługiwał się intelektem, dopóty mógł we właściwy sposób pojmować złożoność procesów zachodzących w Naturze. Mógł przede wszystkim pojąć, na czym polega rozwój – odnoszący się zarówno do samej Natury, jak i do procesów wywiedzionych z jej podłoża.  Inellegibilność tworzyła więc meta/fizyczne podstawy dla istotowej tożsamości: myśli, sensu, bytu. Kiedy rozum wszczął walkę o swoją autonomiczność, rychło owe podstawy legły w gruzach.

Można więc historię nowożytnej myśli europejskiej odtworzyć jako zmaganie się rozumu z intelektem, aż do pełnego zwycięstwa odniesionego w epoce – nomen omen – Rozumu, czyli Oświecenia. Ponieważ większość podręczników z historii kultury europejskiej jest poświęcona dokumentowaniu postępów rozumu, dlatego warto skupić uwagę na intelekcie.

Swoją wyróżnioną pozycję zawdzięczał on Boecjuszowi, który w „Consolatio Philosophiae” (5.4) wyjaśniał, że dusza używa intelektu, aby kontemplować rzeczy poznawalne, ale całkowicie oderwane nie tylko od materii, ale od jakiegokolwiek podobieństwa do materii. To w średniowieczu (określanym mianem: ciemne) utrwala się rozróżnienie pomiędzy intuicyjnym intelektem a rozumem dyskursywnym. Niekiedy przybierało ono postać radykalnej opozycji, ale też pojawiali się intelektualiści, którzy ten rozziew próbowali umniejszać. Jednym z nich był Mikołaj z Kuzy. Zapisał się w historii myśli europejskiej jako ten, który starał się przezwyciężyć spekulatywny racjonalizm scholastyków odwołując się właśnie do intelektu. Kuzanus wart jest uwagi, ponieważ nadawał intelektowi zupełni inne znaczenia niż cytowany  wyżej profesor filozofii. Wyjaśniał, co następuje:  intelekt nie jest jakąś odrębną od rozumu funkcjonującą władzą psychiczną, tylko SIŁĄ, która naszemu myśleniu dyskursywnemu nadaje właściwy sens i życiodajną treść. Należy więc zespolić rozumowanie ze zdystansowanym oglądem, z kontemplacją, ponieważ rozum odcięty od intelektu jest w swej aktywności czczy i pusty, podobnie jak jałmużna udzielana bliźniemu bez miłości. Mówiąc językiem współczesnym, Kuzanus wskazuje nie tylko na komplementarną, co nadrzędną pozycję intelektu w stosunku do rozumu. Trafność takiego ujęcia potwierdza materiał historyczny z późniejszych epok, w których rozum pogrążony w szczegółach (kolejnej) dyscypliny naukowej, a chcąc odzyskać utraconą orientację, odwoływał się będzie właśnie do… intelektu.

Boecjuszowi wtóruje Akwinata, który nauczał, że korzystamy z intelektu, gdy po prostu dostrzegamy oczywistą Prawdę; natomiast używamy rozumu, kiedy postępujemy – w sposób systematyczny – krok za krokiem, by dowieść prawdy, która nie jest oczywista. Za pełne zwycięstwo rozumu uznać wypada „kanonizację fizyki”, czyli wypracowanie jedynej słusznej Metody poznania, uznającej tylko dowodzenie osadzona na fundamencie empirycznym.

Odnotujmy w przejściowym podsumowaniu: jak rozum pogrąża się w sensuarium, tak intelekt – dla odmiany –  pobudza wyobraźnię i intuicję. Z tej opinii wywieść należy przekonanie, które przetrwało aż do naszych czasów, że inżynier to jednak nie intelektualista.

ROZUM

Od połowy XVII wieku rozwój cywilizacji europejskiej przebiega wzdłuż  trajektorii postępu wytyczonej przez rozum. Homo sapiens znaczy: homo rationalis, a racjonalność jest bezdyskusyjnym predykatem działań człowieka.  Tego aksjomatu nie falsyfikują nawet historyczne fakty dowodzące, że komunizm był najbardziej racjonalnym systemem społecznym wymyślonym przez człowieka.

Oczyszczony z wszelkich irracjonalizmów (mitów, religii, zabobonów…) racjonalizm wg. M. Webera, w „odczarowanym świecie” występuje w następujących trzech odmianach:

/1/ W węższym, praktycznym rozumieniu, jest wszelką dzielnością przynoszącą korzystne efekty.

/2/ W wersji pośredniej, jest to racjonalizm oparty na sensualizmie spostrzeżeń, wykorzystujący eksperyment jako synonim ludzkiej rozumności- racjonalności.

/3/ Wreszcie mamy racjonalizm w sensie uniwersalnym, odwołujący się do r a c j i człowieka. Podkreślam to ostatnie słowo, ponieważ w czasach nam współczesnych nabierało ono wielu znaczeń. NB tyleż racjonalnie, co arbitralnie przyjęte „prawa człowieka” nie uwzględniają racji religii jako domeny ducha i transcendencji; za to nowa celebrycka idolatria odwołuje się do myślenia mitycznego, chociaż – co oczywiste – tej skompromitowanej nazwy nie stosuje.

Trafne wydaje się porównanie (pojawiające się np. u H. Bergsona), że rozum działa jak brzytwa, tzn. w dowolnym miejscu dokonuje cięcia jakiegoś fragmentu rzeczywistości (już nie tylko materialnej). Wraz z tym rozcięciem pojawia się rozwidlenie, czyli dwie drogi wyjścia:

  • pogrążenie się w szczegółach, w atomizacji – słowem: zejście na poziom niekończących się i nieskończonych komplikacji, jako skutku owego „ćwiartowania” rzeczywistości
  • szukanie pomocy w jakiejś niepojętej sile zewnętrznej, przy czym z góry wykluczony zostaje Logos, ale grawitacja już nie

Ale też w średniowiecznym chrześcijaństwie doszukiwać się można początków anty/racjonalizmu. W ten nurt wpisuje się na przykład M. Luter z jego potępieniem filozofii. Podejrzliwości tyczące się intencji rozumu, odnoszą się zarówno do narzędzi/metod, jakimi się posługuje,  jak i dwuznaczność jego dokonań. Zaczynają się one nasilać wraz z pojawieniem się pierwszych negatywnych skutków rewolucji przemysłowej. Nie jest przypadkiem, że jednym z najbardziej przenikliwych krytyków „czystego rozumu” był – mieszkający w Londynie – W. Blacke, obserwujący i doświadczający (w pierwszym pokoleniu) osiągnięć tejże rewolucji. Zauważa on, jak pewny siebie rozum – posługując się wyłącznie postrzeganiem zmysłowym – wyrywa z tkanki świata potrzebne mu dowody, kosztem pracy wyobraźni. Wobec wyraźnie zarysowującego się dystansu między intelektem a rozumem, Blacke opowiada się jednoznacznie po stronie pierwszego z nich. A oto różnice, jakie dostrzega:

Intelekt, umysł, the mindstwarza rzeczy na miarę człowieka; tenże używał go niegdyś z powodzeniem, zanim nie pojawił się rozum i nie przejął inicjatywy.

Rozum, ratio, the reason – nie jest zdolny stworzyć w świecie niczego wartościowego, może tylko wymyślać „narzędzia”, wypracowywać metody, tworzyć systemy logiczne. To, co tworzy jest klatką, po której biega w kółko – niczym uwięziona wiewiórka. W końcu stwierdza, że rozum okazuje się przeciwieństwem tego, co duchowe.

Współcześni nam wnikliwi krytycy kultu rozumu (od H. Bergsona przez B. Stieglara po M. Kunderę) wykazali, że noeza (sedno rozumowego poznania) może prowadzić zarówno do aktu rozumnego, jaki nie/rozumnego. Ostatni z autorów trafnie zauważa, że z chwilą totalnego zwycięstwa rozumu, sceną świata zawładnęła czysta irracjonalność, czyli siła, która pragnie jedynie realizacji swej woli; siła, której już nic nie będzie w stanie się przeciwstawić.

Wreszcie psychologia głębi dopisuje pointę: Kartezjańskie „ego cogitans”  to nieledwie ubogie i cząstkowe „Ja” pozbawione Jaźni.

Kazus

Kazus krakowskiego filozofa pozwala – niczym w przysłowiowej soczewce – dostrzec stan umysłu współczesnego człowieka zdanego wyłącznie na kierownictwo rozumu. Najbardziej zdumiewa, że rozum uprawiający wzorcowe myślnie urasta do rangi współczesnej „wyroczni”, a tę wywyższoną pozycję zajmuje wyzbywszy się całkowicie Prawdy.

Szczególnej wymowy nabiera zatem fakt, że dywagacje krakowskiego filozofa zamieszczone zostały w książce pt. „Wartość wartości”. Wpada przyznać – tytuł nie tylko marketingowo chwytliwy, ale i zobowiązujący. A tu natrafiamy na tekst wywracający tytułową „prawdę do kwadratu” i prezentujący  myślenie na opak. Nie pierwszy raz okazuje się, że myślenie pozbawione dążenia do Prawdy jest bezwartościowe. Mamy więc do czynienia nie tylko z niekonsekwencją edytorską, ale spektakularną  porażką myśliciela.

Wniosek: czytajmy wiarygodnych filozofów.

Uwaga końcowa

Trudno silić się na jakieś podsumowania, bowiem kwestia rozum advers. intelekt została zaledwie szkicowo zarysowana. Na szczęście, spośród dumających nad nią myślicieli zawsze można wybrać plejadę tych, którzy z uzasadnioną nieufnością odnoszą się do absolutyzacji osiągnięć rozumu. Nie da się ukryć, że aktualnie w obronę scjentyzmu angażują się już tylko kręgi związane z technopolem. Umysły trzeźwo oceniające współczesność opowiadają się za META/RACJONALIZMEM, czyli zastąpieniem porządku technicznego porządkiem osadzonym na metafizycznych podstawach. Wypracowane przez scjentyzm funkcjonalne stopienie środków z celami wymaga oczyszczenia z automatyzmu, a to staje się możliwe, jeśli cele będą formułowane z uwzględnieniem meta/racjonalnej (czytaj: meta/fizycznej) perspektywy. To jedyna szansa, by  nasze myśli skierować ku takim wartościom jak: Prawda, Dobro, Miłość, Piękno.

Na koniec oddajmy głos S.Weil.

Użytek rozumu (ratio) czyni rzeczy przezroczystymi dla umysłu (mens). Ale przecież nie widzi się przezroczystości. Widzi się rzecz nieprzezroczystą za tym, co przezroczyste”.

PS

Bohater mojego/tego artykułu traci – przynajmniej dla mnie – swoją wiarygodność w momencie, kiedy tłumaczy, dlaczego zmienił zainteresowania i miejsce pracy. Otóż, jak wyznaje, rozstał się z uniwersytetem i podjął pracę w AGH, gdzie ma nie tylko znakomitych studentów, mądre władze, ale – co więcej – może się realizować w grancie dotyczącym sztucznej inteligencji.

PPS

Zupełnie ostatnia kwestia.

Wyjściowe założenie: filozofuje ten, kto równocześnie zmienia swoją świadomość,  wymaga więc uściślenia. Prawdziwie filozofuje ten, kto pamięta, że samo myślnie jest tylko aktywnością, a nie wartością; że samo uczynnianie „rozumowego aparatu” może skutkować dwuznacznym rezultatem. Tylko dążenie i urzeczywistnianie wartość ma zdolność pozytywnego przeobrażenia całego jestestwa.