Jak wiadomo, miłość nie jedno ma imię…Niewiele jest słów, które byłoby równie trudno definiowalne. Miłość pojawia się jako eros, philia, storge, agape, caritas… Można jednakże  wyraźnie wskazać na cztery stanowiska/postawy, reprezentowane dla różnych sposobów jej rozumienia.

Karl R. Popper

Wypada zacząć od tego wybitnego metodologa nauki, ponieważ jego „pozytywizm” przesądza o negatywnym stosunku do miłości. Kto chciałby, by rządziła nim miłość, odrzuca rozum i otwiera tym samym pole dla jej negacji – czyli nienawiści. Podejmuje nieracjonalne decyzje, wikła się w podejrzliwościach i sprzecznościach. Miłość „zaślepia”, nie sprzyja bezstronności, jest więc nieprzydatna w rozwiązywaniu problemów, a  zwłaszcza konfliktów; odbierając kochającemu rozsądek – uniemożliwia dochodzenie do consensusu.

K.R. Popper, Społeczeństwo otwarte, t.2. wyd. Nova, s.179

Max Scheler

Jako reprezentant antropologii filozoficznej, M. Scheler, zajmuje krańcowo odrębne stanowisko. W swojej historyczno-filozoficznej analizie porównuje miłość antyczną z miłością chrześcijańską. O ile eros – antyczna miłość, jest dążeniem tego, co niedoskonałe ku temu, co doskonałe, to w chrześcijaństwie następuje odwrócenie kierunku. Miłość ma się przejawiać w tym, że to, co szlachetne skłania się ku temu, co mniej szlachetne (zdrowy ku choremu), bez obawy o utratę swej wartości. Miłość nie ogranicza, ani nie zaślepia. A wprost przeciwnie, w owym ”skłanianiu się ku…” manifestuje się prawdziwie Boski wymiar człowieczeństwa.

Scheler, Resentyment i moralność, BKF, s. 89 i dalsze.

PS

Tego logicznie rozumujący Popper nie był w stanie zaakceptować, więc Schelera po prostu zignorował, co potwierdza bibliografia w cytowanej książce.

Dietrich von Hildebrand

Gdzieś pomiędzy obu, powyższymi skrajnymi stanowiskami usytuować należałoby autora fundamentalnego dzieła „Das Wesen der Liebe” [1971] – jest to bodaj najpełniejsze i najdojrzalsze ujęcie istoty miłości.

Spośród podstawowych rodzajów miłości Hildobrand wydziela dwa i traktuje je osobno. Są to miłość Boga i bliźniego, tym samym dystansując się niejako wobec stanowiska Schelera. Dlaczego? Ponieważ oba te rodzaje miłości łączy to, iż fundowane są na imperatywie miłości („BĘDZISZ miłował Pana Boga twego, a bliźniego swego…). Dzięki temu oddzieleniu, pozostałe rudymentarne rodzaje miłości: miłość między mężczyzną a kobietą tudzież przyjaźń, stają się odpowiedzią serca (a nie woli) na przyciągające oddziaływanie wartości.

Jest to – dodać trzeba – odpowiedź szczególnego rodzaju, ponieważ WARTOŚĆ zostaje nie tylko skonkretyzowana, ale i personifikowana w określonej  osobie.

Oryginalność takiej wykładni miłości, uwydatnia się zwłaszcza wtedy, kiedy uwzględnimy to, iż Hildebrand prowadzi  nadal dyskurs na gruncie swojej etyki. A w tejże etyce podstawowymi pojęciem jest  SAMO/TRANSCENDOWANIE. Znajduje ono zastosowanie również w opisie miłości, albowiem kochać kogoś, znaczy, że osoba kochająca osiąga pełniejsze, doskonalsze samo/spełnienie. Tym samym, życie pozbawione miłości jest jałową wegetacją.

Ten stan, jakim jest miłość, dlatego jest szczególnie ważny dla bycia w-pełni-człowiekiem, ponieważ jest pragnieniem wzajemnego obdarowywania szczęściem. Z tego też powodu szlachetny altruizm, a zwłaszcza eudajmonizm są karykaturą miłości.

Dietrich von Hildebrand, Istota miłości, przekład ks. W. Paluchowski CM, wyd. FRONDA.

Jezus z Nazaretu

Można ten przegląd autorów (i ich dzieł) wydłużać (D. de Rougemont, E. Levinas, J – L. Marion, W. Stróżewski…). Tylko po co, skoro najważniejsza i tak pozostanie ta jedna/jedyna księga – czyli Ewangelia. Jak wiemy, to nie żadna „Ars amandi”, tylko przesłanie zawierające „Dobrą nowinę” głoszącą, że  kochać bliźniego – znaczy: dobrze czynić.

Głosicielowi miłości nie samolubnej, tylko miłości rozumianej i praktykowanej jako caritas, na/w blogu sprofilowanym usługowo, należy się honorowe miejsce. Bo czyż nie mówił o sobie, że przyszedł „nie po to, by mu służono, ale żeby służyć ”. (Mt. 20.24)

 

PS

Wypowiedziano wiele pięknych słów o miłości. Iluż poetów opiewało w wierszach jej czarowny urok… Ale warto przytoczyć jedno adagium, nie tylko dlatego, że należy do tych bardziej znanych, ale choćby po to, by odtworzyć historię jego recepcji.

Chodzi o sentencję autorstwa św. Augustyna, która w oryginale brzmi tak:

„ama et fac, quod vis” , co przetłumaczone przyjęło się w haśle:

Kochaj, i rób co chcesz”.

Wspomniana wyżej wieloznaczność słowa MIŁOŚĆ wymaga, by myśl Augustyna wpisać we właściwy kontekst. Zatem przywracając jej poprawne znaczenie należałoby tryb imperatywny poprzedzić trybem warunkowym (ten ostatni przytaczam w nieoryginalnej wersji), a wówczas sentencja ta brzmi tak:

Oddaj siebie Dobru o najwyższej wartości – „kochaj, i  rób co chcesz”

Po tym ważnym uzupełnieniu dostrzegamy, w jakiej karykaturalnej wersji dotarła ona do naszych czasów. Dziś bowiem, w libertyńskiej popkulturze, chętnie posługującej się zwulgaryzowanym językiem (któż uczy się łaciny ?), sentencja augustiańska wybrzmiewa okrzykiem: „bóta, co chceta”.

Kazimierz Rogoziński