1. POZNAŃSKA MALTA

Poznańskie jezioro Malta, festiwal MALTA… Poznaniacy oswojeni są z tą nazwą, jakkolwiek niewielu domyśla się, jaka jest geneza tej śródziemnomorskiej onomastyki w  okolicy Śródki i tuż obok Ostrowa Tumskiego. Będzie też sporym zaskoczonych, kiedy się dowiedzą, że określenie „poznańska Malta” jest w pełni historycznie uzasadniona, albowiem pochodzi od Kawalerów Maltańskich. Ale prawdziwe zdumienie wywołać  może informacja, iż  Joannici wcześniej osiedli w Poznaniu niż na Malcie!

O romańsko – gotyckiej historii obecności Joannitów w stolicy Wielko-Polski przypomniana kościół św. Jana Jerozolimskiego za Murami. To przy nim rycerze – zakonnicy w 1187 założyli  swoją komandorię. Ledwie minęło pół wieku od założenia zakonu w Jerozolimie, Fratres Hospitalis st. Joannis zostali sprowadzeni przez księcia Mieszka Starego  do Poznania. Po burzliwej historii, Suwerenny Rycerski Zakon Szpitalników św. Jana Jerozolimskiego osiadł na Malcie dopiero w 1530 roku.

PS

Najbliższa  poznańskiej komandoria ufundowana została w Kościanie.

Inną komandorię Joannici zlokalizowali w 1347 roku w Łagowie Lubuskim, nie bez powodu nazywanym dziś „Perłą Ziemi Lubuskiej” (a „perła” wskazuje na środowisko wodne).

NB z Kuligowa do Poznania mamy 100 km, a do Łagowa 50 km .

2. STANDARD SZPITALNIKÓW

Fratres Hospitalis  zostali powołani po to, by opiekować się uczestnikami krucjat, pielgrzymami zmierzającymi do Ziemi Świętej, a zwłaszcza troszczyć się o chorych.  Warto więc przypomnieć, że obowiązująca od 1180 roku pierwotna reguła  nakazywała kawalerom – szpitalnikom, by w towarzystwie lekarza odwiedzali chorych dwa razy dziennie, zaś pielęgniarzom – by „chętnie obsługiwali chorych”.

3. św. PAWEŁ NA MALCIE

Maltański epizod w „odysei” Apostoła Narodów jest dość dokładnie opisany w „Dziejach Apostolskich” ( Dz.A. 27-28 ), ale czy w pełni zrozumiały ?

Czytamy, że Paweł z Cezarei przez Cypr i Kretę płynął na aleksandryjskim statku do Rzymu/Ostii. Płynął pod eskortą setnika, odpowiedzialnego za dostarczenie podsądnego do stolicy imperium, które starało się zachować pozory, iż jest państwem prawa i sprawiedliwości. Jako Izraelita był jednocześnie Civis Romanus, i pomny losu Jezusa z Nazaretu, zażądał więc, aby był sądzony przed trybunałem cesarskim, a nie przed Sanhedrynem. Szalejące przez dwa tygodnie sztormy spowodowały, że statek ominął cieśninę Messyńską (przypadek?) i  dryfował dalej w kierunku pd/zach, czyli w stronę Malty.

Skoro żywioły wyznaczyły kolejny cel podróży, to wszystko, co się wydarzyło w tej fazie podróży powinno być czystym przypadkiem. A jednak…

Żywioły, moce, fatum… zadecydowały o tym, że Paweł z Tarsu trafił na Maltę, wyspę megalitycznych świątyń, z usytuowanym niemal centralnie Hypogeum. W nich mieszkańcy Malty od górnego paleolitu czcili chtoniczne moce ziemi i od-dolne mroczne siły natury. I oto wraz z Pawłem trafia na  Maltę drugi, kultywowany na Wschodzie rodzaj wtajemniczenia sumeryjsko – semicko – chrzeciańskiego, w którym numinotyczne energie duchowe spływają „z góry”. Dzięki pobytowi Pawła na Malcie w centem Mediterraneum powstaje nowy rodzaj synkretycznej duchowości. Wyznawcy chtonicznych mocy nie tylko poznają „Prawo” dane ludziom na Synaju, ale i mesjanizm Chrystusa, który swą boskość potwierdził w -wiarygodny sposób: z-martwych-powstawszy.

Wydaje się, że rzekomo „katastrofalny”  z przyczyny pobyt Apostoła Narodów na Malcie w świetle powyższej refleksji nie mógł być przypadkowy. Od tamtego wydarzenia (3 luty 60 roku) Malta – już nie tylko na mapie świata –  wyznacza punkt przecięcia dwu odrębnych numiniczno – misteryjnych tradycji, tej  podziemnej, „od-dolnej’ (jak Eleusis i Hipogeum) z „od-górną” świetlisto – iluministyczno – heliosferyczną (mezopotamskie i azteckie zigguraty, egipski kult boga Ra, Synaj).  Z tego skrzyżowania wyłoni się później średniowieczna mistyka chrześcijańska, a także alchemia.

PS

Uwaga, mądry „Word” poprawia: nie Paweł z Tarsu, tylko Paweł z tarasu (ale to przecie produkt Microsoftu).

4. GOŚCINNOŚĆ

Po Malcie jeździ niewiele mniej niż tysiąc autobusów, które dojeżdżają niemal do każdej osady. Jest tylko jeden państwowy przewoźnik i wykupiwszy kartę przejazdów autobusowych (pozwalającą także korzystać z promów) można bez problemu  poruszać się po całej wyspie.

Ale autobusami – jeśli chodzi o autochtonów – jeżdżą dwa skrajne segmenty demograficzne: seniorzy i młodzież szkolna, którzy stanowią mniejszość w całej populacji pasażerów. Zdecydowana większość pasażerów to obcokrajowcy, czyli turyści i Gastarbeiterzy. Maltańczycy jeżdżą autami.

Ta obserwacja prowadzi do ciekawego wniosku: publiczny transport na Malcie został rozwinięty głównie dla cudzoziemców. To ciekawy i rzadki przykład  g o ś c i n n o ś c i   z i n s t y t u c j o n a l i z o w a n e j dzięki usługom publicznym.

5. RELIKT

Wyspa obfituje w relikty, nie tylko te pochodzące z neolitu, ale i późniejsze – należące do sfery obyczajowej.

Przemieszczając się autobusami mogłem poczynić jeszcze i taką zaskakującą obserwację. Na Malcie zachował się reliktowy obyczaj, polegający na tym, że w autobusie młodsi ustępują miejsca starszym.

Na tej obserwacji poprzestaję, darując sobie (i ewentualnym czytelnikom) dociekania przyczyn takiego zachowania.

6. SEKULARYZACJA

Pomimo mało sprzyjających warunków lokalizacyjnych, Malta jest zaskakująco wysoko zurbanizowaną wyspą. Przechodząc uliczkami jej miast zauważyć można, że domy – poza zwyczajną numeracją – posiadają jeszcze jeden znak rozpoznawczy. Dostrzegalne jest to zwłaszcza na Gozo, gdzie na elewacji każdego domu, między drzwiami wejściowymi a oknem, umieszczona jest płaskorzeźba z patronem domostwa. Przez całe wieki frontony domów zdobiły płaskorzeźby przedstawiające świętych patronów, i opatrzone inskrypcjami w rodzaju: Ave Maria. Mater Dei, st. Joseph, st. Agata … Ta tradycja zachował się do dzisiaj, tylko z taką różnicą, że mieszkańcy domostw wybierają już zdecydowanie odmiennych „patronów”: bleu sky, black horse, miraculous corner…

NB. jak widać, kolonizacja brytyjska (trwająca ponad sto pięćdziesiąt lat), także i tutaj przygotowała grunt pod globalizację

7. WODA

Malta nieustannie podbijana i rabowana przekształcona została w twierdzę…

Kiedy wpatruję się w fale obmywające jej skąpe plaże, nachodzi mnie myśl, dlaczego woda ciągle jest tak krystalicznie czysta, a nie różowa, skoro tyle krwi spłynęło w Mare Nostrum ?

Dopisek

Pomieszczone wyżej zapiski notował turysta, przemieszczający się autobusami po wyspie megalitów i opuncji – uchodzącej także za siedzibę Kalipso… Na cały tydzień przeobraziłem się w turystę, ale nie przestałem być sobą! Moich najgłębszych doznań nie musiałem zapisywać. Byłem przekonany, że będą  trwałe, że dołożą  kolejną warstwę do niezatartych przeżyć. A utrwalone, będą rękojmią mojej tożsamości, tego kim właściwie jestem. Ten dopisek jest tylko sprawdzeniem i potwierdzeniem tego głębszego zapisu, ale też rodzajem „wiwisekcji”, jaką na sobie przeprowadzam. Tamte przeżycia są ciągle żywe i mam nadzieję, że takimi pozostaną, tak długo, dopóki świadome „ja” rozpoznaje siebie w śladach pozostawionych w rezerwuarach pamięci.

Konfidencyjny  charakter tych dopisków wprowadza wyraźny dysonans w stylistykę wypowiedzi obowiązującą na/w tym blogu. Nawiązując w tych fragmentach do pamiętnikarskiej konwencji, wychodzę z tłumu turystów i otwieram szeroko oczy ze zdumienia.

HYPOGEUM

– niczym zejście do otchłani. Jak przed tysiącami lat otwiera  się telluryczne łono, by obcując z duchami zmarłych odbyć misteryjny obrzęd – orficki, eleuzyjski… Wydrążona w skale, w czeluściach Ziemi świątynia będąca jednocześnie nekropolią, z wykutymi  na sklepieniu kręgami sfer niebieskich; ale czym wykutych, skoro neolit nie znał matali? Labirynt korytarzy, którymś z nich Tanatos wybiegał na spotkanie z Heliosem…

Z Hypogeum wychodzi się na świat/światło… przez grotę św. Pawła i katakumby znajdujące się w odległym Rabacie. I nie ma znaczenia, że Gozo to już inna wyspa. Wtajemniczanie w misterium trwa nadal.

KONKATEDRA

…pod wezwaniem św. Jana Jerozolimskiego, jakże by inaczej. Wnętrze oszałamiające bogactwem wyposażenia. Otaczające nawę główną kaplicom nadano nazwę „języków”, jakimi posługiwali się kawalerowie maltańscy. Ten oryginalny pomysł przypomina, jaką potęgą była wówczas – Francja (ścisłe, jej regiony), od początku XVI w. „detronizowana” przez Hiszpanów. Uzmysławia również, że „język” z Polski rozbrzmiewał mało donośnie, nie mogąc przebić się przez  germańską wrzawę.

Ale skupiam uwagę na tym, po czym stąpam. Całe wnętrze konkatedry wyłożone jest inkrustowanymi płytami marmurowymi, a każda płyta to epitafium. Kamienne intarsje podziwiać można w kategoriach erystycznych, ale ich funeralne przeznaczenie przywołuje skojarzenia z hypogeum, katakumbami, z tą różnicą, że spoczywający pod posadzką duchowny, doczesnymi szczątkami przypisany do ziemi, chciał mieć nadzieję (pewność ?), że jego dusza z tego świętego miejsca wprost wnijdzie w  świetlistą wieczności.

Jednak największe wrażenie wywiera, znajdujący się w oratorium obraz Caravaggia.

Powiedzieć, że „Ścięcie św. Jana” to arcydzieło, to nic nie powiedzieć.

To jedyny taki obraz, którego blask przebija się przez oszałamiające bogactwo wnętrza katedry i przyciąga wzrok na odległość kilkudziesięciu metrów; perła – naznaczona męczeńską krwią –  jaśniejąca w oddali.   

Estetyczna dekapitacja: oglądający traci głowę z zachwytu.     

PAŁAC INKWIZYTORA w Birgu

Chociaż pochodząca z pierwszej połowy XVI w. budowlę powinno się nazwać „pałacem sprawiedliwości”, bo takie było jego pierwotne przeznaczanie; odbywały się tam również procesy cywilne. Ale dziś funkcjonuje jako siedziba inkwizycji: pałac, rezydencja, zamek, więzienie…z największą atrakcją – salą przesłuchań. Złowieszcza nazwa przyciąga tłumy turystów, więc  wchodzę.

Mroczna sala, z jednym wysoko umieszczonym osłoniętym kotarą oknem, przez które wpada skąpe światło. Stalla z fotem dla inkwizytora, rozłożysty stół dla sekretarza spisującego protokół z przesłuchania. Więźnia – z celi –  wprowadzano do sali przez… otwór w ścianie mierzący nie więcej niż 1,20 m.  Wchodził pochylony, w pokłonach, wpatrzony w kamienną posadzkę. Oczom obwinionego odebrano dostęp do światła. Pozbawiony światła, pozbawiony nadziei… Wyprowadzany był przez ten sam otwór w ścianie, albo przez okazałe drzwi znajdujące się naprzeciw okna. Co myślał, kiedy otwierały się przed nim „skrzydła” drzwi ?  

PYTANIE

Dlaczego właśnie tutaj, na tym wynurzającym się z morza, jałowym skrawku Ziemi, mogły (musiały ?) – w tylu miejscach – wydarzać się hierofanie?

Kazimierz Rogozińaki