DROGA
Wprowadzenie
Przez wiele dziesiątków lat próbowałem uprawiać naukę, wprawdzie z różnym powodzeniem, ale ponawiane wysiłki i poszukiwania, przynajmniej, odkładały w pamięci jakieś „pozostałości”. Zapisywały się one w kolejnych osadach po nawarstwiającym się doświadczeniu badacza. Z zakamarków pamięci zamierzam teraz wydobyć pozostałości będące efektem trwającego latami rozpoznawania; rozpoznawania nie tylko usług, ale otaczającego mnie świata.
„Poznać, aby zrozumieć; wyjaśnić, (komuś), aby (samemu) coś lepiej pojąć …”
Tak się fortunnie złożyło, że znalazłem się w dwakroć korzystnej sytuacji.
Po pierwsze, jako nauczyciel akademicki nie musiałem skrupulatnie realizować jakiegoś obowiązkowego „minimum programowego”, tylko wykładać to, co sam chciałem lepiej zrozumieć. Po drugie, obrawszy za przedmiot specjalizacji badawczej leżące odłogiem USŁUGI, usytuowałem moje zainteresowania naukowe na obrzeżach ekonomii. Taki wybór miał zarówno negatywne, jak i pozytywne konsekwencja. Te pierwsze tu pomijam. Natomiast co się tyczy tych drugich, to sytuując się na pozycji out-sider’a otwierałem się na ożywcze wpływy innych nauk i odmiennej metodologii, niż ta aktualnie w ekonomii obwiązująca. To, co mam za sobą postrzegam jako próbę wytyczenia – pośród uczęszczanych szlaków badawczych – własnej drogi, no może ścieżki.
(Uwaga. Ta część blogu mogłaby również nosić tytuł „Ścieżka przez las”, co -zważywszy na Kuligowskie konotacje – byłoby w pełni uzasadnione, ale brzmiałby on nazbyt metaforycznie. Nadto kojarzyć mogłoby się z „Holzwege”, więc, aby unikną porównania z wybitnym autorem tego działa – wybrałem „drogę”.)
Wyruszałem w drogę (nie jeden raz) z naiwnym przekonaniem, że uda mi się osiągnąć ów cel, który wabił już Jońskich mędrców: zrozumieć coś do końca, a co – już po scholastykach – zwykło się wyrażać łacińskim czasownikiem: comprehendere. Jaką drogę przebyłem, co poszukując – „odkryłem”, co zrozumiałem, a co pozostało niezgłębioną tajemnicą? Takie i tym podobne pytania stawiam sobie u kresu całej wyprawy przez życie, przy czym kres – jest tu granicą biologiczną, a nie NIEOSIAGALNĄ gnoseologiczną pełnią poznania.
To, co znajduje się poniżej jest zatem rekonstrukcją odbytej drogi, odczytaniem umysłowego „trafografu”, by odtwarzany zapis stał się podstawą retrospektywnej refleksji. Z powodów oczywistych, nie może to być „dziennik /z/ podróży”, ani tym bardziej – sprawozdanie, poddane rygorom biurokratycznej skrupulatności. Próbując w jakiś sposób określić formę, powiedziałbym, że wszystko, co pojawia się poniżej, układa się w rodzaj „autobiografii intelektualnej”. Kolejne zapiski są próbą rekonstrukcji, śladami tego, co – w różnych okresach życia – zaprzątało moje myśli.
Jak każdy szanujący Czytelnika autor, stosuję także jakąś zasadę pozwalającą uporządkować tekst. Wprawdzie ma to być swoista „autobiografia”, ale wbrew temu co sugeruję, nie chronologia jest jedyną zasadą porządkującą zapiski. Można je czytać i traktować jako osobne fragmenty.
I jeszcze jedno wyjaśnienie. Zapowiedziana „retrospektywna – re/konstrukcja” nie jest pracą ukończoną, ale jeszcze ciągle w trakcie tworzenia (podobnie jak zamieszczony obok w blogu „Słownik”- in statu nascendi). Z oczywistego powodu: rezerwuary pamięci eksplorować można tylko stopniowo; przypomnienie jednej kwestii – odsłania inny aspekt kwestii drugiej; wnioski są dalekie od konkluzji…
Na szczęście, droga się nie dłuży, tylko wydłuża; takie jest odczucie autora. Czytelnik pewnie będzie innego zdania.
Motto
„Marny sposób widzenia świata płynie z marnej treści duchowej”
Henryk Elzenberg
„Świat jest tekstem o wielu znaczeniach i przechodzi się od jednego znaczenia do drugiego pracą”
Simone Weil
֎
„ Poznanie bytu nie jest sprawą podmiotowości zewnętrznej wobec tego bytu, która by ów byt na swój sposób obrysowywała. To raczej sama rzecz prezentuje się ze swoją istotą. /…/ Wyrzeczona przez samą siebie rzecz staje w postaci danego nam sensu…
Pisze B. Baran komentator i tłumacz H-G. Gadamera konkludując:
„W samoprezentacji byt się nawet wyświetla”
– – – – – – – – – – – – – – –
H-G. Gadamer, Prawda i metoda, Kraków, 1993
I
Poznanie
֎
Poznanie naukowe, zwłaszcza w wersji post/pozytywistycznej, nasiąknięte zostało nadmiernie optymistyczną, by nie powiedzieć – naiwną wiarą w nieograniczone możliwości ludzkiego rozumu. Izaak Berlin nazwał je kiedyś i l u z j a m i, wskazując na dwie najważniejsze:
– Istnieje tylko jakaś jedna oryginalna metoda niezawodna w odkrywaniu (struktury) każdej pojedynczej prawdy
– Metodologicznie poprawne odpowiedzi, udzielone na wszystkie postawione pytania normatywne, z konieczności są ze sobą zgodne
Ergo: Odkrywanie sprzeczności występujących w otaczającym nas świecie – dyskwalifikuje, a tym samym – deprymuje naukowca. Zanurzanie się w „nędzę tego świata” nie jest zbyt fascynującym zajęciem.
A jeśli rację wypada przyznać Simone Weil twierdzącej, iż:
„Sprzeczność jest naszą nędzą, a poczucie naszej nędzy jest poczuciem rzeczywistości”
To co wtedy ?
֎
Poznanie naukowe od samego początku (co znaczy: od zawsze) uwikłane było w wewnętrzne niekonsekwencje. Być może I. Kant – na swój sposób – je idealizował twierdząc, że obiekty poznania są uwarunkowane samą istotą poznania. Zaprzecza temu Heidegger przekonany, że poznanie to swoista napaść na rzeczywistość, która jest wzywana, aby ukazywała (się) w polu przedstawiającego uchwytywania.
I dodaje, że tak obcesowo potraktowana rzeczywistość nie pozostaje bierna. Przechodząc do kontrataku wstrząsa Kartezjańsko – Newtonowskimi fundamentami nauki, która musi sobie teraz poradzić z zasadą nieoznaczoności Heisenberga, mechaniką kwantową i bozonami grasującymi w polu Higgsa.
Materia bierze odwet za dotychczasowe traktowanie, wysyłając sygnał: to teraz ja będę dyktowała warunki poznania i weryfikowała wnioski z nich wynikające.
– – – – – – – – – – – – – – –
Heidegger, Znaki drogi, Warszawa, 1999
֎
Równie skrajne opinie wypowiadano na temat poznającego podmiotu, czego dobitnym potwierdzeniem jest traktowanie umysłu człowieka jako tabula rasa. W wyrażaniu tego rodzaju opinii celowali angielscy pragmatycy, a ich czołowy przedstawiciel J. Locke wyraził to tak:
„Nie ma niczego w umyśle, czego by wcześniej nie było w zmyśle”
Ale temu stwierdzeniu przeczy inna – bardziej rudymentarna – zasada, o której obowiązywaniu mogłem się niejednokrotnie przekonać:
„Tyle widzę, ile wiem”
Zatem, jej uznanie dostarcza argumentu nie tyle za modyfikacją tezy Locke’a, co za jej inwersją:
„Nie ma niczego w zmyśle, czego by wcześniej nie było w umyśle”.
Tym samym, osiągamy pełne dowartościowanie myślącego podmiotu.
֎
„Ja” i świat.
Poznające „ja” w otaczającym je świcie zajmuje trzy – modelowo ujęte – postawy:
α/ Fizyko-empiryczna: poznanie koncentruje się przede wszystkim (jeśli nie wyłącznie) na świecie zewnętrznym, rzeczywistości transcendentnej w stosunku do badacza. Eksponowanie swojego „ja” przez naukowca jest czymś niedopuszczalnym, narusza bowiem obowiązującą w nauce zasadę neutralności stosunku między podmiotem badającym a przedmiotem poznania. Obiektywizm poznania naukowego wymaga, by odbiór/odczyt danych zewnętrznych był wolny od jakichkolwiek psychicznych zanieczyszczeń. Obiektywizm poznania naukowego wyklucza subiektywizm badacza.
β/ Skoro poznanie, to aktywność intelektualna, zatem, podstawowym przedmiotem zainteresowania powinien być świat…myśli, czyli to, co jako „dane” wypełnia świadomość. Problemem staje się: jak dane i jakich „danych” dostarcza?
Istnieje odrębny nurt w metodologii badań naukowych, którego reprezentanci twierdzą, że mglista i mętna myśl nabiera kształtu dopiero dzięki słowom. Tak też sądził L. Wittgenstein, że tylko poprzez język możemy poznać świat. Poznawać znaczy opisywać – werbalizować.
γ/ Nie jest możliwe przeprowadzenie wyraźniej granicy między podmiotem poznającym a przedmiotem poznania (nawet w zobiektywizowanym świecie fizyki bozon jest bozonem Higgsa, bo wymyślił i przewidział jego istnienie Higgs, a inny fizyk-teoretyk może dodać do modelu standardowego jeszcze – inną odkrytą przez siebie- cząstkę elementarną). Żyjąc, nie przestajemy być obserwatorami i aktorami jednocześnie, dlatego też nie da się opisu „naszego” świata wypreparować z „ego- centrycznych” nawarstwień, by nie powiedzieć – ograniczeń.
H-G. Gadamer twierdził, że w naukach humanistycznych odrębny „obiekt” poznania w ogóle nie istnieje, ponieważ, ostatecznie poznajemy siebie.
Komentarz:
- Biorąc pod uwagę powyższe dylematy, możemy sobie uzmysłowić, jak oryginalną koncepcją epistemiczno – metodologiczną była fenomenologia E. Husserla:Poznające „ja”, świadome przyjętych ograniczeń – w akcie oglądu jako przedstawiania (die Vorstellung) – wykorzystuje język do opisu transcendentnego obiektu, z zamiarem odczytania jego istoty.
- O wielkość i oryginalność myśli Husserla najlepiej świadczy to, że uważał, iż Vorstellung jest nie tylko aktem zmysłowym, intelektualnym – ale i duchowym. Dlatego postrzeganie proponował zastąpić oglądem, a w samym badaniu nie stronić od intuicji naprowadzającej na odkrywanie istoty rzeczy.
- W prezentowanym w/na tym blogu zarysie USŁUGOZNAWSTWA starałem się wykazać przydatność fenomenologicznej drogi poznania, co skutkowałoby możliwością tworzenie takiego korpusu interdyscyplinarnej nauki, która byłaby uwolniona od ortodoksyjnego (czytaj: pozytywistycznego) dogmatyzmu. Starałem się na przykładzie usługoznawstwa pokazać korzyści wynikające z przyjęcia zróżnicowanej metodologii; mniemam, że stać się to może szansą bardziej wszechstronnego, a więc pełniejszego poznania.Pewnie nie jest najlepszą moją wizytówką (jako badacza), że wprowadzenie do USŁUGOZNAWSTWA byłem w stanie napisać dopiero będąc na emeryturze. Tłumacząc opierzchłość powiedziałbym, że przebyta droga była kręta nader wyboista.
– – – – – – – – – – – – – –
S. Kamiński, Nauka i metoda. Pojęcie nauki i klasyfikacja nauk, Lublin, 1981
֎
Fenomenologii zawdzięczamy wprowadzenie do epistemologii pojęcia o g l ą d. Tym słowem określa się dwa podstawowe rodzaje aktów naocznych:
– Spostrzeżenie, naoczność spostrzeżeniowa; owa „archetypowa” forma wszelkiej naoczności, wynika stąd, iż wzrok jest pierwszym i najważniejszym zmysłem człowieka.
– Akty samoprezentacji, w których przedmiot jawi się źródłowo (jako samoobecny)
A teraz odnieśmy owe subtelne akty poznania do MECHANO/MACHII, w jaką uwikłana została nauka. Chodzi o wojnę ze wszystkim, co wyłamuje się spod obowiązującego mechanizmu tworzenia nauki. A linia tego „frontu” przebiega tak:
dane pierwotne → informacja zakodowana na elektronicznych nośnikach → wiedza zaaplikowana → nauka użyteczna → teoria stosowana
Batalia prowadzona jest na dwa sposoby, po pierwsze, traktuje się wiedzę naukową jako zasób, w ekonomicznym znaczeniu; a po drugie, nauka to „armia”, a badacze to „żołnierze”, w najlepszym razie: nauka to „instytucja” mającej na celu wymyślanie strategicznych operacji w „teatrze działań” lub innowacji w praktycznych zastosowaniach. Nie trzeba wyjaśniać, dlaczego „teatr działań” ma zasięg globalny.
MECHANO/MACHIA musiała spowodować zasadniczą odmianę „natury” nauk społecznych, doprowadzić do poniechania oglądu (bliskiego kontemplatywnej theorii) na rzecz badań empirycznych (symbolem czego jest laboratorium wyposażone w „machiny”).
W naukach społecznych, synonimem badań empirycznych stała się ankietyzacja. Jak wiadomo, polega ona na tym, iż – podobnie jak w teście gimnazjalisty – respondent zakreśla podsunięte mu przez badacza gotowe odpowiedzi. W tej metodzie badań, mamy więc do czynienia niejako z podwójnym zabiegiem ustawiania/dostawiania: najpierw badacz ustawia w odpowiedniej pozycji respondenta; następnie wnioski wynikające ze statystycznej „obróbki” pytań (pytań rzekomo odkrywczych), pozwalają narzucić na rzeczywistość przyjętą i sprawdzoną kliszę interpretacyjną.
Zdystansowany, skupiony ogląd (grecka theoria) stał się stanem niemal niemożliwym do osiągnięcia przez naukowca. Zamiast tego prowadzone są wycinkowo badania, przy czym „empiria” pozwala uzyskać spodziewane wnioski, dopasowywanych – poprzez odpowiednio sformułowane/spreparowane hipotezy – do obowiązujących schematów wyjaśniania. Nazywa się to dumnie falsyfikacją hipotez i pozytywną weryfikacją teorii.
Konsekwencje? Ograniczę się do wskazania jednej z nich.
O negatywnych skutkach tzw. „procesu bolońskiego” nie muszę się, w tym kontekście, szerzej się wypowiadać. Wystarczy, że przypomnę, iż w 1998 roku przyjęto Deklarację Bolońską, zgodnie z która w UE obowiązywać będzie trój-poziomowy proces kształcenia: /1/licencjat, /2/magisterium, /3/ doktorat. Skoro nacisk został położony na egalitaryzację, nie na systematyczność kształcenia, a tym bardziej samodzielność badań – więc wszystko musiało ulec uproszczeniu, czyli standaryzacji.
Jednym aktem prawnym, wszystkie europejskie uniwersytety w toczonej MECHANO/MACHII ulokowane zostały po tej samej stronie okopów.
MECHANO/MACHIA w pacyfistycznym zamaskowaniu przybiera postać GRANTOMANII.
֎
Same tylko zbiory biblioteki pergamońskiej liczyły 200 000 woluminów, w tym również naukowych; a przepastnych zasobów biblioteki aleksandryjskiej, przed jej spaleniem, nikt nie zdołał policzyć… Przypominam o bibliotekach starożytności by pobudzić wyobraźnię Czytelnika: jak gigantyczny, wręcz nie-do-pojęcia jest spisany i przechowywany w księgach (pomimo ich palenia) dorobek naukowy ludzkości.
Na różne sposoby podejmowano próby jego ogarnięcia. Najbardziej znane wyniki tego uporządkowania, to: po pierwsze, periodyzacja; po drugie, systematyzacja rodzajowa (według rodzajów nauk). Najbardziej znanym tego porządkowania przykładem były – od czasu powstania uniwersytetów – fakultety. Wszelako, nie wiadomo co po nich zostanie, kiedy wdrożone zostaną wszystkie pomysły zapisane w „Konstytucji nauki” ( Nauka 2.0) firmowanej przez ministra Gowina (NB filozofa).
Chciałbym przywołać inną – mniej znaną – klasyfikację wyników poznania, ponieważ wydaje mi się ona ciekawsza. Pozwala bowiem wyodrębnić następujące trzy sposoby uprawiania nauki, zwłaszcza, że można je ująć również ewolucyjnie:
/1/ Poznanie polegające na wyjaśnianiu: NIEZNANE – PRZEZ – ZNANE
Obowiązywał jakiś kanon wiedzy ogólnej, do którego dostosowywano wyniki poznania.
/2/ Nowożytność, głownie dzięki dziełom Galileusza – Keplera – Newtona narzuca na poznanie inny model wyjaśniania: NIEZNANE – PRZEZ – NIEZNANE
Istnieje jakiś porządek wszech-rzeczy, do którego okrycia poznanie powinno zmierzać. Myśl badacza musi dociekać i docierać do głębszego porządku/struktur rzeczywistości za pomocą formułowanych hipotez. W ten sposób, nowo wyjaśnione znane fakty stają się podstawą formułowania kolejnych hipotez. Zatem, w tym „hipotetycznym” sposobie wyjaśniania, nieznane wyjaśniane jest przez jeszcze mniej znane.
/3/ Sytuacja, w jakiej znalazła się współczesna fizyka, pozwala wyodrębnić stadium trzeciego rodzaju. Ujawnione tegoż symptomy można określić tak: ZNANE – PRZEZ – NIEPOZNAWALNE. To, co znane okazuje się być INNE – jeśli się odrzuci (obowiązującą dotąd) perspektywę makroskopową.
Odkrycie, że „znane” ukazuje się jako „INNE” odnosi się nie tylko do fizyki kwantowej. To, co „znane” wyistacza się z niepoznawalnego, czyli ze skrytości. Być może jest to Nicości, a być może Logos. Nie wykluczone, że jedno jako drugie.
֎
Jak to się dzieje, że po sformułowaniu definicji ma się nieodparte przekonanie, że jest mało ścisła, że pozostaje poza nią jeszcze coś nie-do-określonego. O czym to może świadczyć?
Że nasze poznanie jest zawsze, i tylko, aspektowe, czyli fragmentaryczne. Takim było zawsze.
Ale ostatnio, niezdolność precyzyjnego określania wynikać może z tego, że nasza świadomość „przerabia” nie oryginalne myśli, tylko schematy myślowe, albo urojenia; nie autentyczne doświadczenia, tylko fikcje pochodzące z World 2.0.
Wtedy każda definicja jest rozpaczliwą próbą przybliżenia oddalającej się rzeczywistości, coraz mniej zrozumiałej.
֎
Poznanie, ponieważ jest świadome, jest zawsze samopoznaniem.
To, co zewnętrzne, poznaję w mojej immanencji i poprzez nią. Moja świadomość, w polu swojego promieniowania znosi podział na: wewnętrzne – zewnętrzne. Inaczej nie mogłaby ukształtować się podmiotowość c a ł e g o mojego „Ja”.
„Ja”, podmiotowość, egzystencja – jako Da/sein…
Można tu użyć jeszcze inne pojęcia, ale każde z nich obejmuje swoim zakresem to, co zmieszane: subiektywne z obiektywnym. Świadome „Ja” badacza (moja samo-świadomość, mnie jako badacza) bez subiektywnej składowej byłaby czymś ułomnym, przestałaby istnieć, albo – jak pisze J. Litwin –
„byłaby lustrem, które odzwierciedla, ale nie poznaje.”
– – – – – – – – – – – – – – –
Litwin, Horyzonty nieokreślenia i „Ja”, Warszawa, 1980
֎
Wyjaśnianie – w popularnym ujęciu – to sprowadzanie tego, co dla nas zagadkowe, niezwykłe, do tego, co uważamy za normalne, niemal oczywiste. W sposób systematyczny zajmuje się tym nauka. Sięgając po określenie M. Webera: wyjaśnianie naukowe służy OD/CZAROWANIU naszego widzenia świata.
Ale możliwy jest również inny opis.
Badam, systematyzuję, definiuję, by wyjaśnić; wyjaśniam – by zrozumieć.
Uprawianie nauki jest aktywnością podmiotu, który – w samoocenie – sytuuje się wobec własnych przemyśleń. Nie zrozumiem po, co usługi (w ogóle), jeśli wcześniej nie wyjaśnię czym, jakim fenomenem jest – doświadczana w akcie świadczenia – konkretna usługa.
Jako badacz wyżywam się w „teoretyzowaniu”, dzięki któremu staram się zrozumieć s e n s tego, co istnieje, by z niego wyprowadzić eksplikację i s t o t y usługi.
Stosując obowiązującą w naukach społecznych Metodę, przez jakiś czas wydawało mi się, że rzeczywiście poznając – odczarowuję otaczający mnie świat. Ale okazuje się, że „naga” prawda jest banalna.
Teraz przynajmniej wiem to, że konsekwentnie stosowana redukcja fenomenologiczna doprowadziła mnie ponowienie do granicy zrozumienia. Za nią – znowu pojawia się tajemnica, czyli nie/wyjaśnialne. Nie zamierzam już niczego od/czarowywać.
– – – – – – – – – – – – –
P.Ricoeur, Krytyka i przekonanie, warszawa, 2003
֎
Czyste poznanie ujmujące przedmiot „sam-w-sobie”, czy też zdarzenie w jego pełnej faktyczności, to idealizacja. Podobnie, coś takiego, jak „czyste” doświadczenie świata jest złudą gnoseologiczną. Jesteśmy bez reszty zanurzeni w zawirowaniach świata i – jeśli chcemy jakiś jego fragment poznać, musimy zdobyć się na wysiłek zdystansowanego oglądu.
Opisując owe usiłowania, E. Husserl odróżnił trzy takie stadia, którym – dla lepszego zobrazowania – nadaję umowne określenia:
STADIUM DOŚWIADCZANIA
„Ja” poznające, pochłonięte przez rutynę codzienności próbuje wypracować dystans poznawczy, pozwalający na wstępne oddzielanie spraw ważnych od błahych/oczywistych. Owo zdystansowanie nie służy izolacji, a przeciwnie, otwarciu się na świat, zestrojeniu z nim, by pochodzące zeń sygnały odbierać w zakresach (częstotliwości) identycznych z nadawanymi. Poszukujące, aktywne „Ja” swoją obecność w świecie potwierdza rozlicznymi aktami intencjonalnymi, odkładającymi się w psychice, jako bogactwo doświadczeń życiowych. Tym samym, w pamięci zapisana zostaje wiedza pozwalająca rozróżnić między rzeczywistością a fikcją.
STADIUM KRYTYCZNO – REFLAKCYJE
„Ja” odkrywające swoje władze poznawcze, za przedmiot bierze nie świat fizyczny w jego faktyczności przejawiania, tylko świat odtworzony w świadomości, zobrazowany dzięki percepcji. Zdystansowany, obiektywny obserwator stawia pytanie o genezę zjawisk, ich sens, o istotę rzeczy, o zmienność jej przejawiania (się).
O ile owocem pierwszego stadium jest bogactwo doświadczeń (obserwacji i doznań), to pokłosiem stadium drugiego jest bogactwo przemyśleń. Te przybierają postać pytań albo tez, w końcu przekonań.
STADIUM TEORII
Aktywne poznawczo – transcendentalne – „Ja” operuje teraz na poziomie meta/fizycznym. Problemy, pytania mające zwoją genezę na poprzednim poziomie – znajdują teraz odpowiedź w postaci uporządkowanych wyjaśnień, czyli teorii. Teorie z kolei, mają i tę dodatkową właściwość, że otwierają nas na „świat” idei.
Uwaga:
Na drugim poziomie KRYTYCZNO – REFLEKSYJNYM dokonuje się rozejście teoretyka i praktyka. Praktyk jest nadal zajęty wyłącznie korekturą projektu i poprawą wykonania przedmiotu; natomiast teoretyk – badacz, z pozycji „ja” transcendentalnego ponawia pytanie o sens. Ta uwaga tłumaczy, dlaczego ekonomika usług okopuje się na środkowym, a usługoznawstwo na wyższym poziomie wyznaczonym przez stadium trzecie rodzaju.
II
Intelekt
֎
To co istnieje…ponieważ istnieje… jest poznawalne, więc jest zrozumiałe.
To co „jest” – istnieje, i dlatego jest poznawalne, ponieważ uprzednio było pomyślane.
Sformułowania te – i im podobne, określają to, co zowie się: i n t e l l i g i b i l n o ś ć. Dlatego, przyjmuje się, że człowiek posiada intelekt, a więc szczególnego rodzaju władzę poznawczą. Dzięki intelektowi homo sapiens odczytywać może i wyrażać rzeczywistość – jako coś poszczególnego i zarazem całościowego, ale również pojąć to, co (ona) wypowiada sama z siebie.
[11]
– – – – – – – – – – – –
J. Pieper, Odpowiedzialność filozofii, Warszawa, 1978
֎
INTELLIGIBILTAS
INTELLEGIBILNOŚĆ
odnosi się do epistemicznych „jakości” bytu oddziałujących na poznający podmiot.
„Jakości”, podkreślam, zewnętrzno-wewnętrznych, posiadających właściwość odsłaniania tego, co znajduje się pod empirycznie eksploatowaną powierzchnią. Są to zatem takie „jakości”, które pojawiają się w ich podstawowym znaczeniu, umożliwiając niezaburzoną „korespondencję” między poznającym podmiotem a otaczającym go światem.
Różnice jakościowe pozwalają określić to, co nazywamy differentia specifica, a na tej podstawie wyróżnić: własności, rodzaje, gatunki, struktury… w końcu – hierarchie. Mimo wprowadzane podziały, odsłaniająca się intellegibilna jednia tworzy nie tylko tkankę pojęciową, ale pozwala skonstruować jednolity fundament „macierzy” ontologicznej.
To dopiero rozum rachujący, wyparłszy intelekt, rozbił ten spójny system, rozłożył rzeczywistość na elementy, a skwantyfikowawszy (niemal) wszystko, pozacierał różnice „jakościowe” między przedmiotami, zdarzeniami, zjawiskami… Skutkiem tego jest postępująca homogenizacja świata i całkowity zanik hierarchii.
Homo sapiens – wynalazca homogenizacji.
֎
INTELLEGIBILNOŚĆ – oznacza swoiste „sprzężenie” umysłu z Naturą wszech/świata, czyli jakiś rodzaj asymptotycznej zbieżności między wielowymiarową rzeczywistością a ideałem poznania (niedostępnym człowiekowi, tylko bytom anielskim). Ten związek stał się podstawą stwierdzenia (np. B. Blansharda), że pytanie ‘dlaczego’ ma nie tylko odpowiedź, ale że ta odpowiedź jest nie tylko możliwa, ale konieczna – bez względu na to, czy ją znamy, czy nie.
֎
Niegdyś, również w nauce, przyjmowało się, że człowiek został obficie wyposażony we władze poznawcze, bo posiada aż pięć zmysłów. Teraz, ponieważ mamy nieustanny progres, doliczono się dziesięciu zmysłów; poniekąd ze stratą, dla zdolności percepcyjnych. Im więcej, tym mniej znaczy… Ta dewaluacja poznania zmysłowego jest dowodem nadrzędności rozumu analitycznego, zajętego dekonstrukcją, czyli odkrywaniem kolejnych elementów rozbijanej na części całości.
A niegdyś… znane było określenie „szósty zmysł”, używane dla podkreślenia, rzadkiej, ale nie wyjątkowej, zdolności człowieka – wznoszenia się ponad przyrodzoną ograniczoność. Wiemy przecież, że jego percepcja napotyka na fizjologiczną barierę recepcji bodźców/sygnałów. W aurze ezoteryzmu tę ponadzmysłową zdolność lokalizowano nie w szyszynce (jak to robił Kartezjusz), ale nazywano „trzecim okiem”, bo rzeczywiście chodziło o wyrafinowany – klarowny ogląd.
Ten „szósty zmysł”, ów wgląd pod powierzchnię zjawisk, od zawsze kojarzono z intelektem.
Inellegibilność ma w człowieku swój odpowiednik w intelekcie. Dzięki niemu rozwija się wyobraźnia i intuicja.
Stąd rozróżnienie:
intellegibilis – umysłowy
sensibilis – zmysłowy
Zarówno wytwory aktywności umysłu, powstałe w wyniku „pracy” wyobraźni czy intuicji, jak i „obróbkę” spostrzeżeń (pochodzących z percepcji) – chcąc je wyrazić – poddajmy logicznemu uporządkowaniu. W to angażuje się rozum. Jednakże jego nad/aktywność doprowadziła do tego, że wcześniejsza dystynkcja (umysł advers. zmysł) stała się niezrozumiała: opozycyjność straciła rację bytu. Skutkiem tego, w większości definicji zdolności intelektualne utożsamia się ze sprawnością „techniczną” rozumu (zwłaszcza jego lewej półkuli), czego dobitnym potwierdzeniem jest test IQ.
A przecież wypadałoby przypomnieć prawdę podstawową. Głosi ona, że rozum jest swoistym „instrumentem”, jakim posługuje się intelekt, by z inellegibilnej synchronii wyselekcjonować to, co warte utrwalenia: /a/ przede wszystkim w symbolice kodów kulturowych, /b/ w sformalizowanym języku nauki, /c/ wreszcie w technice i jej rzeczowych wytworach.
֎
zmysł → umysł → rozum
zmysłowe → umysłowe → rozumowe
Powyższy zapis, to sekwencja redukująca aktywności poznawcze wyłącznie do rozumu; redukująca, ponieważ rozum rachujący stał się rozumem praktycznym.
W efekcie, skomplikowana funkcja intelektualna została przyporządkowana tylko jednemu organowi, jakim jest mózg, wyposażony w neuronowe procesory. W ten sposób, świadomość stała się programem operacyjnym naturalnego komputera, w jaki przyroda wyposażyła człowieka.
Nad/aktywny rozum poczyna sobie nader śmiało, wprowadzając kolejne uproszczenia, na przykład odnoszące się do r z e c z y w i s t o ś c i:
realny → rzeczywisty → przedmiotowy → rzeczowy → materialny
Na popełniany tu nagminnie błąd wskazywał W. Juszczak i próbował go korygować. Wyjaśniał, że pojęcie RZECZYWISTY ma niewiele wspólnego z rzeczą materialną. Jest to bowiem określenie sytuujące się ponad podziałem:
materialne – nie/materialne
a także:
natura – kultura
RZECZYWISTY znaczy: po pierwsze, wychodzący ponad/poza ludzki świat; po drugie, realnie istniejący, niezależnie od tego czy ludzie to/coś postrzegają czy też nie. I formułował tezę bulwersującą scjentystów: aby wychodzić poza ludzki świat i wnikać w prawdziwą rzeczywistość – po to jest sztuka. To przede wszystkim ona wychodzi na spotkanie z rzeczywistym.
Dygresja.
Dobre miejsce by poczynić istotne wyjaśnienie.
Otóż w wielu miejscach tego blogu pojawiają się określenia w rodzaju: stan rzeczy, istota rzeczy… Ale też – równie często – przeciwstawiam usługę – rzeczy. Więc RZECZ pojawia się w dwu odmiennych kontekstach znaczeniowych.
Odnośnie do pierwszego, powiedzmy ogólnego, to ściśle biorąc, należałoby słowo „rzecz” ujmować w cudzysłów, ponieważ nie o rzecz materialną tu chodzi. Chociaż mamy sugestywne związki frazeologiczne, w języku polskim jest rzeczą (sic) trudną odróżnić przedmiot myśli od przedmiotu materialnego. W o wiele lepszej sytuacji znajdują się posługujący się językiem niemieckim, w którym das Ding – daje się wyraźnie odróżnić od eine Sache. Stąd w owym zwrocie Husserla mamy: zu den Sachen – w znaczeniu powrotu (do badania) istoty rzeczy.
————————————————-
Juszczak, Fragmenty, Warszawa, 1995
֎
Instynkty sprowadzają nas na poziom naszych „braci mniejszych”. Ewolucjonizm wystawia wspólną metrykę pochodzenia. W animalistycznej proweniencji utwierdza nas rozum, wskazując na mózg.
Tkwiący na przegranej pozycji intelekt, próbuje żmudnie rekonstruować animistyczną genealogię. Rozum nie ma na to czasu, ani metody.
֎
Predylekcją intelektu jest kontemplacja.
Natomiast rozum znajduje się w nieustannym ruchu:
Rozkładanie wszystkiego na elementy pierwsze → indukcja → abstrahowanie → formułowanie zasady/prawa → teoria → dedukcja → zanurzenie w szczegółach → weryfikacja empiryczna, praktyczna
NB jest to nie linia, tylko ostrosłup, na wierzchołku którego znajduje się teoria. U jego podstawy mamy więc: w lewym narożniku: dane empiryczne; w prawym: technologię.
Przez abstrahowanie wspinamy się na szczyt; dzięki redukcji – opadamy ku podstawie bryły. Obowiązująca metodologia badań naukowych nie akceptuje 26równoczesnego poruszanie się w obu kierunkach.
Usytuowany na szczycie intelekt jednocześnie ogarnia zbocza, bez konieczności rozpoznawczego trekkingu.
——————————————
Bergson, pamięć i życie, Warszawa.
֎
Człowiek może być sensualnie nad/wrażliwy, a przy tym mało inteligentny.
Ściśle biorąc – INTELIGENTNY – znaczy: wrażliwy inaczej, ponieważ odmienność swą/tą czerpie z podniet wewnętrznych, a nie wyłącznie bodźców zewnętrznych.
Za zestrojenie: wewnętrzne ← x → zewnętrzne odpowiedzialne są instynkty.