Zawartość: 

  • Część I – Motywacja + determinacja
  • Część II – Pożegnanie z uniwersytetem 
  • Część III – Dlaczego zostałem blogerem
  • Część IV – Sprostowanie

CZĘŚĆ I
Motywacja + determinacja

W sytuacji, kiedy zewsząd przytłacza nas nadmiar informacji, uruchamianie nowego bloga wydaje się działaniem irrealnym…, ale w życiu rozsądek nie zawsze jest dobrym doradcą.

Ja nazywam się Kazimierz Rogoziński i pewnie nigdy nie zdobyłbym się na uruchomienie autorskiego bloga, gdybym – zarządzaniem Opatrzności – jesienią 2017 roku nie spotkał Pawła Piotra Nowaka. To on nie tylko z entuzjazmem podchwycił mój pomysł, ale zrobił wszystko, aby idea mogła się urzeczywistnić. Jestem mu ogromnie za to wdzięczny.

Więc stało się! Ten blog powstał przede wszystkim po to, aby snuć refleksję nad usługami; ukazać i wykazać, jak usługi splatają się z Życiem – już nie tylko jednostkowym, dlatego pisanym z dużej litery.

A teraz pora na bardziej przekonujące uzasadnienia:

  1. Wydaje mi się, że po latach [pomijam tu precyzyjne datowanie] zajmowania się usługami mogę podzielić się przemyśleniami, że mam coś do powiedzenia na ich temat. Moment nie jest przypadkowy, a wyznaczają go – przynajmniej – następujące okoliczności:Niebawem definitywnie rozstaję się z WSE/ AE/ UE w Poznaniu,  kończę służbę, w uczelni publicznej pracowałem nieprzerwanie od 1983 roku. Wygasa więc definitywnie moja aktywność dydaktyczna [od lat nie prowadzę już seminariów magisterskich, także od doktorantów zostałem odizolowany. Prowadzony przeze mnie wykład: Usługi jako przedmiot poznania w roku akademickim 2017/18  też „wypadł” z planu studiów doktoranckich na wydziale Zarządzania UEP]. Więc blog daje mi jedyną, a pewnie i  ostatnią szansę dotarcia do osób interesujących się usługami. Może – warto pomarzyć – wśród nich odnajdę moich byłych studentów i uda się mi ponownie odtworzyć utraconą wymianę myśli?
  1. Inny ważny powód. Wokół usług narosło tyle  nieporozumień, że wiele  podstawowych kwestii wymaga wyjaśnień, skorygowania, reinterpretacji…. A tekstów o usługach nie mam gdzie publikować. Nie ma w Polsce czasopisma poświęconego usługom jako takim [tytuły w rodzaju: „Lekarz” „Hotelarz” czy „Kolejarz” przecież nie wchodzą w rachubę, a sztandarowy periodyk pt. ”Ekonomista” stał się już dawno organem lobby matematyczno-ekonometrycznego].
  2. Konferencje naukowe – nawet profilowane tematycznie na usługi – przestały być forum dyskusyjnym i okazją do wymiany poglądów naukowych. Cóż można powiedzieć w czasie zredukowanym do 10-15 minut? A naukowy komiks w wersji postera, to …szydera [mówiąc po poznańsku].
  3. Na przekór wszechogarniającej nas komercjalizacji własności  intelektualnej,  będę dzielił się gratis  moimi przemyśleniami krążącymi wokół usług.
  4. A ponieważ osiągnąłem już tak wysoce zaawansowany poziom zboczenia zawodowego, iż postrzegam świat z perspektywy usług, uznałem, że dojrzałem tego, by stworzyć blog poświęcony
życiu usługami
albo
usługom w naszym Życiu

Uwiarygodnienie

Tych, którzy trafili na mój blog, a nazwisko jego animatora nic im nie mówi, chciałbym jakoś przekonać, że przejrzenie go, nie mówiąc już o przestudiowaniu, nie powinno być stratą czasu. Jak mogę to potwierdzić? Nie mam innych możliwości przekonywania, ani tym bardziej zachęty, niż przytoczenie publikacji książkowych, których jestem autorem [a raz – współautorem].

Wydaj się mi, że miałem i nadal mam do powiedzenia coś sensownego na temat usług.

  1. Usługi rynkowe, Poznań, 1993
  2. Usługi rynkowe, Poznań, 2000, wyd.2
  3. Nowy marketing usług, Poznań, 2000, wyd.2
  4. Cywilizacja usługowa – samorealizujące się niespełnienie, Poznań, 2003
  5. Zarządzanie profesjonalną praktyką medyczną, Warszawa, 2009
  6. Zarządzanie wartością z klientem, Warszawa, 2012
  7. Zarządzanie organizacją usługową. Szkoła innego poznania, Warszawa, 2016
  8. Zarządzanie usługami, K.Rogoziński i zespół: M.Dobska, M.Gnusowski, U.Garczarek-Bąk, Poznań, 2017

Zaproszenie

Mamy początek 2018 roku [albo raczej: schyłek drugiej dekady XXI w.]

Inicjujemy coś, co – być może – nie przetrwa do jego końca, co umrze śmiercią naturalną z powodu braku zainteresowania, bo przecież liczymy na respons  ze strony innych osób. Nie mamy pojęcia, czy blog się przebije, jak będzie reakcja czytelników? Ale jej brak sprawi, że z pewnością wygasną motywacje. Dlatego też zapraszamy nie tylko do odwiedzania/czytania bloga, ale też prosimy o uwagi, komentarze, pytania, opinie…

 

CZĘŚĆ II
Pożegnanie z uniwersytetem

Chciałbym odtworzyć cztery sytuacje/zdarzenia/okoliczności, które sprawiły, że żegnam się z moją Almae Matris bez żalu, chociaż przeżyliśmy wspólnie trzydzieści pięć lat.

1. „Kultura” studencka na modłę Moodle
Ostatni miesiąc zajęć. Po skończonym wykładzie podchodzi studentka z pytaniem, czy zagadnienia poruszane na zajęciach są dostępna na platformie Moodle ? Odpowiadam, że NIE i wyjaśniam, że nie po to piszę podręczniki i książki, abym raz jeszcze miał to streszczać i podawać jako gotowce. Odsyłam do podręcznika, jako lektury podstawowej.

Po tygodniu, wydelegowana przez grupę studentka zjawia się ponownie, prosząc o wykaz zagadnień, bo przecież – sugeruje – nie będą w stanie  opanować całego  materiału zawartego w podręczniku, bo jest to prawie 150 stron!

Uwzględniam prośbę, przygotowuję listę zagadnień. Jednocześnie wyjaśniam, że są to zagadnienia, a nie pytania, jakie pojawią się na egzaminie. Jak można się było spodziewać, zgodnie z preferencjami studentów, wchodzi w rachubę tylko egzamin pisemny.

Egzamin. Zabieram się za poprawianie i już podczas sprawdzania trzeciej pracy egzaminacyjnej, zorientowałem się, że kolejne odpowiedzi brzmią identycznie; ewentualna różnica sprowadza się do pojedynczych słów. Czyli odpowiedzi to: schemat, standard, gotowiec…

Takich określeń używam omawiając wyniki egzaminu. Z nieskrywanym sarkazmem podkreślam, że doceniam zdolność grupy do pracy zespołowej (studenci opracowanie zagadnień podzielili między siebie, po czym skleili je w jedną gotową listę odpowiedzi), ale to nie wystarczy, by uznać egzamin za ważny. W zaistniałej sytuacji jestem zmuszony egzamin powtórzyć.

I ….zaczęło się!

Streszczając przebieg burzliwej dyskusji ująłbym to tak: jeśli wszyscy podobnie odpowiadali na zadane pytania, to dlatego, że właśnie tak – a nie inaczej – grupa je zrozumiała. Skoro sformułował pan pytania, na które  -jak pan się spodziewał – powinny paść inne odpowiedzi, to jest pan niekompetentnym dydaktykiem… Możemy poprosić dziekana, by zajął stanowisko w tej spornej sprawie. 

Boże! Co ja tu jeszcze robię ?

2. Ostatni tydzień zajęć roku akademickiego 2017/18
zbiegł się z wizytacją polskiej Komisji Akredytacyjnej na moim wydziale, więc pełna mobilizacja całego wydziału i dziekanatu ! Wiadomo, że najłatwiej sprawdzać dokumenty, czyli wszyscy zajęci są przerzucaniem stert papieru; sprawdzaniem kompletności dokumentacji, protokołów, syllabusów, ECTS…. Jest też tegoroczne novum. Otóż trzeba dostarczyć do dziekanatu prace zaliczeniowe / egzaminacyjne studentów, który będzie je archiwizował i udostępniał PKA/”pace”. Wysoka komisja będzie sprawdzać, czy studenci mają do pokonania jakąś sesję,  czy jeszcze w ogóle egzaminuje się studentów i czy sprawdzanie wiedzy nie sprawia studentom zbytniej trudności, bo przecież mogliby opracować jakieś projekty, albo pisać eseje, albo pokazać swoje fasebookowe portfolio….

I co ja tu jeszcze robię ?

3. W ostatnim dniu zająć,
uczelniana poczta przynosi list od prorektora ds. finansów i rozwoju (a jakże by inaczej), który zaprasza na uroczystość „wręczenia dyplomów w rankingu pracowników i katedr za lata 2016 -2017”. W tym roku nagrodzone zostaną: jeden wydział, trzy katedry, dziesięciu „ najlepszych w rankingu pracowników”.

Święto Naukometrii ! Przecież ta cała punktomania, rankingi to nic innego jak „wyścig szczurów”….Droga naukowca oznakowana jako com/prehendere (poznać, zrozumieć coś dogłębnie) wiedzie w innym – i to raczej przeciwnym – kierunku.

Natura (horret vacuum) nie znosi pustki, więc w erze post/prawdy pojawiają się punkty, a wraz z nimi rankingi i  sezonowe hierarchie.

I co ja tu jeszcze robię ?

4. Należę do pokolenia,
które przeżyło dwa momenty zwrotne w historii współczesnej myśli ekonomicznej. Ten pierwszy, polegający na wyzwoleniu ekonomii politycznej socjalizmu z doktrynerstwa materialistycznego marksizmu dokonał się niemal z dnia na dzień. Dzięki temu wielu wcześniejszych naukowców – będących jednocześnie „lektorami” komitetów PZPR, mogło się przekwalifikować na  specjalistów od makroekonomii.

Ten drugi zwrot, który zaczął się wraz z przełomem wieków doprowadził do tego, że nauki ekonomiczne dołączyły do STEM, czyli przodujących nauk osadzonych w paradygmacie przyrodoznawstwa i wytyczające aktualnie obowiązujące standardy badań naukowych, czyli: Science, Technology, Engineering, Mathematics. Powyższy skrót powinien więc mieć postać STEME, gdzie ostatnie „E” oznacza: economics. Bo rzeczywiście, współczesne nauki ekonomiczne to: ekonometria i badania operacyjne, ekonomia matematyczna i matematyka finansowa, zarządzanie procesowe, albo zarządzanie procesami, to inżynieria menedżerska, przyrodoznawcze podstawy jakości, ICT wreszcie.

Na moim macierzystym uniwersytecie, obok budynku, w którym zajmowałem pokój powstało nowe Centrum Edukacji USŁUG Elektronicznych, pomyślane jako inkubator e-services. To nowe sąsiedztwo jest dla mnie symbolicznym przechwyceniem „tarczy” ( na której mnie wyniosą).

Katedra Usług została zlikwidowana, nie mam tu już nic do zrobienia.

 * * * 

UNIWERSYTET 2.0 :

  • przedsiębiorstwo wiedzy
  • uczelnia zdominowana przez metodologię przyrodoznawstwa, z uprzywilejowaną pozycję nauki technicznych (wieloznaczna kategoria „jakości” zawłaszczona została przez naukę określającą się jako: „przyrodoznawcze podstawy jakości” )
  • Uniwersalizm UNIWERSYTETU zapewnia homogenizująca kwalitologia, a nie różnicująca  hermeneutyka
  • To szkoła zawodowa, w której studenci przepuszczani są przez wystandaryzowany dwufazowy „proces obróbczy”
  • zamiast wytyczać społeczeństwu idee przewodnie, sam się pogubił. Przetwarzanie – multiplikowanie – przekazywanie wiedzy, przybierające formę automatycznej transmisji treści, nie musi oznaczać postępów w rozwoju nauki/teorii.
  • Globalizacja gospodarki nie musi automatycznie odnosić się do nauki. UNIWERSYTET powinien zostać włączony w proces mondializacji, pozwalający dostrzec organiczną różnorodność toposów [ kulturowych]

Pożegnanie staje się łatwiejsze, ponieważ w przeszłość odchodzi uniwersytet, który od czasów W. von Humboldta był instytucją publiczną tworzoną przez niezależną „korporację” profesorów, a którzy sami będąc profesjonalistami uprawiającymi twórczość naukową, kształcili elitę intelektualną kraju.

Taki UNIWERSYTET, jakim stał się UEP, przestał już być moim uniwersytetem.

Odchodzę bez cienia żalu.

Poznań, w październiku 2018

19 listopada 2018.  Wernisaż wystawy prof. Kazimierza Rogińskiego: ARCHEOLOGIA MIEJSCA

LOKALIZACJA

Miejsce – to Kuligowo, przysiółek położony w lesie, cztery kilometry od Babimostu. Niemal wszystkie prezentowane na wystawie obiekty tam powstałe, wykonane zostały z miejscowego tworzywa i lokalnych znalezisk.

Arche/ologia – to – jak wiadomo –  eksploracja wielowarstwowych pokładów, wydobywanych po to, by dokopać się do arche. Dzięki temu miejsce staje się toposem.

Arche/ologia – poddana zabiegowi rozdzielenia (arche + logos) nabiera nowego znaczenia.

Każdy wyjazd z miasta, każdy TU przyjazd i powrót, to coś więcej niż tylko ucieczka w zaciszne miejsce, a tym samym uwolnienie  się od mechanicznego rytmu, automatyzmu zachowań, rutyny.

Dokopywanie się do arche  otwiera na inny – opozycyjny   rodzaj doświadczeń i jednocześnie wyzwala  inną aktywność. Wyrazić  je można równie pojemnym określeniem: an-arche. Powstałe w ten sposób zaprzeczenie kojarzy się najpierw z dwuznacznym słowem „anarchia”. A ta – w moim rozumieniu –  odnosi się nie tylko do myśli uwolnionych z metodologicznie poprawnych schematów poznawczych. An/arche pozwala  zanegować tyleż obiegową, co błędną tezę, iż arche jest martwa, ponieważ zaprzeszła.

Tytuł wystawy: ARCHEOLOGIA MIEJSCA, oznacza więc (dla mnie): wydobyć, odkopać, ocalić, to, co „miejscowe”;  trudzić się, by temu, co od/po/rzucone (w odzyskanym „życiu – po- życiu”), przywrócić dawny od/blask.

ODKRYCIA

Excreta – tym łacińskim słowem opisujemy to, co od/po/rzucone. Ale to, co wytworzyła ludzka ręka, zwykle starzeje się szlachetnie, zwłaszcza jeśli tworzywem jest glina, drewno, miedź…Życie ludzkie trwa w przedmiotach wytworzonych i porzuconych jako ślad kunsztu.

Przedmiot oczyszczony z funkcji użytkowych (przez czas, deszcz, mrówki…) – jeśli wyszedł spod ludzkiej ręki – odsłania swoje formalne piękno. Odkrywanie formy to „dematerializacja”  przedmiotu, odkrywanie jego poza/utylitarnego wymiaru.

Jeśli pozwoli się, by znalezione przedmioty zakomponowały obraz, myśl staje się pędzlem.

Wraz z odkrywanym obiektem podświadomość podpowiada mi niemal gotową formę „dzieła”, potem zaczyna się najtrudniejsze: pokonywanie oporu materii. Rezultat jest zawsze kompromisem i zwykle, poniżej tego, co zamierzyłem.

W prezentowanych obiektach próbuję dopowiadać to, czego nie byłbym zdolny wyrazić słowem.

PARALELA

Odnajdywanie rzeczy zapomnianych, dokopywanie się do głębszych warstw, dotyczy nie tylko przedmiotów/rzeczy, ale także znaczeń, symboli…Dzięki tej wystawie, zorganizowanej w murach UEP (taki spóźniony debiut), zauważyć mogłem rzecz znamienną. Moja aktywność naukowa i manualna rozwijały się w ścisłym ze sobą powiązaniu. Wypełniająca, przez minione ćwierć wieku, moją aktywność zawodowo-naukową próba wyprowadzenia teorii usług  z fenomenu usługowego świadczenia, była niczym innym, jak doszukiwaniem się tyleż ukrytego, co zniekształconego znaczenia tej podstawowej formy aktywizmu człowieka gospodarującego. Nie rekonstrukcja abstrakcyjnych procesów, tylko dorozumiewanie się zawartego w pojęciu USŁUGA (liczba pojedyncza) sensu, uświadomiło mi występowanie  pokrewieństwa między aktem świadczenia usługi a aktem twórczym. Opis sposobu wydarzania się usługi pozwolił mi również penetrować inny, tudzież zapoznany, wymiar rzeczywistości.

Rezultaty naukowe owej aktywności dokumentują publikacje.

POINTA

Po trzydziestu pięciu latach pracy w AE/UEP, zmieniając mój status, przestaję być zwyczajnym profesorem, nauczycielem akademickim.

Gdyby – po obejrzeniu tej wystawy – przyszło komuś do głowy, by nazwać mnie artystą, to zaakceptowałbym to, tylko pod jednym warunkiem, z dodaniem przymiotnika: m i e j s c o w y.


fot. Katarzyna Zeller


fot. Katarzyna Zeller


fot. Katarzyna Zeller


fot. Katarzyna Zeller


fot. Katarzyna Zeller


fot. Katarzyna Zeller

24. listopad 2018. Zdewastowana ekspozycja:

Barbari ante portas ! ?
Gorzej ! Barbarzyńcy już zdobyli uniwersytet !

PS.
Pozostaje mi jeszcze blog, dokumentujący moją wygasającą aktywność intelektualną. Szkoda tylko, że studenci/doktoranci  nie będą tu już zaglądać.

CZĘŚĆ III
Dlaczego zostałem blogerem

Kiedy za namową i pomocą Pawła P. Nowaka inicjowałem ten blog, zastrzegałem ( jak można to przeczytać w części pierwszej tejże INTRADY), że jego prowadzenie uzależniam od  r e s p o n s u  czytelników.

Mamy styczeń 2019 roku, więc mija równo rok, od kiedy w medialnym gąszczu pojawiła się nowa domena www.usluga@edu.pl –  więc pora na podsumowanie.
Ująłbym je tak:

  • blog mający w nazwie „usługa”? Nic mniej atrakcyjnego, żeby chociaż – jakoś – rodzajowo dookreślona…np. usługa masażu!
  • niewielka liczba wejść i tak pozostaje w rażącej dysproporcji do reakcji w postaci lisów, komentarzy czy zapytań

Zatem, zgodnie ze sformułowaną przed rokiem „warunkową deklaracją” powinienem obwieścić zamknięcie bloga (blogu ?). Z takim też zamiarem obnosiłem się przez ostatnie tygodnie, ale w końcu  zmieniłem zdanie!

Stało się to w wyniku lektury biografii Zbigniewa Herberta (autorstwa A. Franaszka – nieocenionego biografa naszych obu współczesnych wieszczów). Znalazłem tam bowiem wypowiedź poety, w której podaje następujące uzasadnienie „pisania do szuflady”:

„są blaski pisania do szuflady”. Blaski imponderabiliów (….) ważne tylko dla nieszczęsnego dobrowolnego więźnia swej postawy, które epoka lekceważy lub odrzuca. Ale najważniejsze to sprawdzanie siebie, czy można tworzyć bez żadnych podniet, bez potwierdzeń, w samotności, niejako w sytuacji Robinsona na bezludnej wyspie ?”

Powyższe słowa uświadomiły mi, że w każdym czasie i miejscu byli, a więc i być powinni –  myślący inaczej, nie powielający obiegowych opinii.

Takimi byli nieliczni poeci, a wśród nich Herbert, którego młodzieńcza erupcja sił twórczych przypadała na mroczne czasy stalinizmu (trwające w PRL jeszcze trzy lata po śmierci dyktatora, czyli do 1956 roku), a sprzeciwiając się soc-realizmowi – jako doktrynie estetycznej – nie miał gdzie publikować.

Podówczas do szuflady pisało również wielu profesorów, których pozbawiano katedr uniwersyteckich  za nieprawomyślność i objęto zakazem publikowania.

Uświadomiłem sobie, w jak komfortowej sytuacji się znalazłem,  uznając, że blog – toutes proportions gardes –  to taka moja  przepastna dzisiejsza szuflada, do której jednak może ktoś aktualnie zajrzeć, a nie tylko pozostawiona  potomnym do szperania.

Pomyślałem, że prowadzony przeze mnie blog stanie się jedyną taką wysepką w Polsce, z której roztaczać się będzie niczym nie ograniczany widok na usługi, a horyzontu nie będą zasłaniały żadne mastodonty materialistycznej proweniencji.

Skoro nie akceptuję obowiązującej konwencji wymuszającej anihilację usług przez upychanie teorii (ich dotyczących) w paradygmat industrializmu (teraz w wersji soft, czyli GOW); skoro nie mam innej możliwości bronić autonomiczności i odrębności usług, cóż pozostaje?

Jedynie prowadząc blog mogę wyrazić mój sprzeciw. Postanowiłem kontynuować go z jedną jedyną motywacją, że tym samym daję świadectwo niezależnemu myśleniu, jednocześnie świadom – że izolacja, na jaką się skazuje,  jest tą ceną, jaką trzeba zapłacić za komfort autentyczności.

I tak zostałem blogerem….usque ad finem.

CZĘŚĆ IV
Sprostowanie

PT Czytelnikom, nawet pobieżnie „przelatującym” poszczególne „posty” winien jestem wyjaśnienie, dlaczego, nawet pod kilkusłownym wpisem obnoszę się, czy raczej – wpycham, z nazwiskiem.

Powodem tego nie jest bynajmniej wybujałe ego, ani wykwit megalomanii, tylko „danina” składana wyszukiwarkom. Jak mi wyjaśnił Paweł. P. Nowak – wydawca bloga – im częściej wyszukiwarki są w stanie zidentyfikować jakieś hasło, tym wyżej zostaje ono zpozycjonowane w efekcie wyszukiwania.

Przepraszam, siła wyższa !