Tym, którzy kiedykolwiek zetknęli się z wykresem nazywanym „continuum usług”, zapewne znana jest poniższa opozycyjność:
usługa „czysta” < — > usługa „rzeczowa”
– wraz z określeniami, jakimi oznaczone są krańcowe jego punkty. Niemniej, przypomnę, za pomocą pojęcia usługa „czysta” opisujemy taki sposób realizacji usługi, kiedy jest trudne (lub niemożliwe) wskazać jednoznacznie przedmiot świadczenia, tak jak ma to miejsce w przypadku recitalu czy wykładu/prelekcji. Jedynemu materialnym śladem potwierdzającym jej wykonanie jest bilet wstępu (w pierwszym przykładzie) lub notatki słuchaczy (w przykładzie drugim). Subtelne, od/materializowane oddziaływania usługodawcy skierowane są na świadomość, psychẻ, wiedzę usługobiorcy, więc tym samym pojawia się zasadnicza trudność z wyznaczeniem rezultatu świadczenia.
Powyższy akapit tratuję jako zarys kontekstu, w jakim pojawia się jeszcze inny rodzaj usługi, dla którego z braku utrwalonej nazwy sięgam po słowo „naga”. Oto przykłady: nosiwoda, goniec, tragarz…
C. Sagan (sławny amerykański autor tudzież kosmolog) wspomina swojego dziadka, który na własnych plecach przenosił podróżnych przez wartki nurt Bugu; dodać jeszcze by można łowcę i sprzedawcę pijawek, może sanitariusza….
Napotykamy zatem taką grupę usług, których świadczenie wymaga – przede wszystkim – zaangażowania fizycznego, czyli siły mięśni, sprawności i kondycji, aktywności kończyn, koordynacji ruchowej itp. Słowem: „nagiej” siły fizycznej człowieka.
Czynnikiem limitującym świadczenie usługi tego rodzaju staje się zmęczenie, wyczerpanie fizyczne, ból; a następstwem – choroba zawodowa w rodzaju zwyrodnień, dysfunkcji czy wad postawy.
Zatem, określenie usługa „naga” odnosi się już nie tyle do poziomu soma świadczeniodawc/y – zyni, co do sarks, przy czym pozostałe dwa wymiary: psychiczny i noetyczny zwykle tkwią „w zawieszeniu”, albo też oddziałują pozytywnie na wykonywanie usługi.
Jeśli dla opisywanych tu usług wprowadzić kryterium/miernik u-cieleśnienia, to na krańcu takiej skali sytuuje się prostytucja. Jednakże poza oczywistym zewnętrznym (somatycznym) podobieństwem do wspominanych wyżej usług, pojawia się podstawowa różnica. Wraz z postępującym u-cieleśnieniem, czyli sprowadzeniem stosunku UgD ↔ UgB do wymiaru czysto fizycznego (bowiem przypadek Adriana Leverkühna to fikcja literacka) następuje powolna destrukcja sfery psycho-noetycznej pierwszej z wymienionych osób. Ty samym „nagość” staje się synonimem już nie tylko ogołocenia, czy biedy, ale emocjonalnego okaleczenia.
W każdym z podanych wyżej przykładów chodzi o usługę osobistą; więc w polemice z Ph. Kotlerem i jego definicją usług, wypada dodać – jak najbardziej „namacalną”, odnoszącą się bowiem do bezpośrednich, ściśle fizycznych, relacji międzyludzkich. Tym samym, dla opisania szeroko rozumianych uwarunkowań i wymagań, jakim sprostać powinien UgD, odpowiednim wydaje się pojemne znaczeniowo słowo: kultura fizyczna. Czy to określenie można również odnieść do prostytucji?
Wprawdzie takie przykłady, jak: prostytucja świątynna (np. w kulcie Astarte), starożytne hetery czy japońskie gejsze uzasadniałyby sięgnięcie po słowo kultura – już bez przymiotnika, ale sytuują się one w zupełnie odmiennym kontekście kulturowym.
W kręgu kulturowym, w jakim żyjemy, określenie „kultura fizyczna” odniesione do usługi osobistej, najbardziej intymnej, a jednocześnie publicznie dostępnej, staje się oksymoronem. Dzieje się tak ponieważ naga fisis niszczy psyche obu „aktorów”. Usługa powodująca sprymitywizowanie relacji międzyludzkich ma niewiele wspólnego z kulturą; co więcej, jeśli usługę osobistą definiuje naga fisis, to takie świadczenie przekształca się w usługę czysto „techniczną”. Fizyczno-techniczny wymiar usługi osobistej to ewidentna sprzeczność powodująca, że taki rodzaj świadczenia „wypada” poza przyjęty tu zakres znaczeniowy pojęcia „usługa”, ponieważ taka „usługa” realizowana jest poniżej godności człowieka.
Kazimierz Rogoziński