Określenie: średniowiecze – co dziś znaczy?
To, oczywiście, zależy dla kogo? U przeciętnie wyedukowanego, tzn. wystarczająco dobrze poinformowanego wikipedysty, słowo to wywołuje jak najgorsze skojarzenia. Jest bowiem erą zapaści w dążeniach ludzkości na drodze nieustannego postępu. Ciemnota i terror inkwizycji trwały od upadku Rzymu do narodzin Renesansu; dopiero włoscy humaniści zdołali skierować rozwój świata zachodniego na właściwe tory.
To, że był jakiś Renesans karoliński, że trwający od końca XI wieku do wybuchu „czarnej zarazy” dynamiczny rozwój Europy przejawiał się intensywnymi procesami urbanizacji, powstawaniem uniwersytetów – kolegiów zakonnych, szkół katedralnych, rozwojem rzemiosł, powstawaniem lokalnych rynków zbytu i regionalnych centrów wymiany towarowo – pieniężnej, że w tym czasie powstają setki nowych opactw, wznoszone są gigantyczne katedry gotyckie, że Christianitas, niczym globalna iokumene dosięga krańców Europy… wszystko to nie ma większego znaczenia i żadnego wpływu na oświeceniową i post/pozytywistyczną, jednoznacznie negatywną, ocenę tamtego okresu.
Zasadniczo z tego powodu, iż współczesny człowiek tkwi w dumnym przekonaniu, że dopiero przez pryzmat zdobyczy nowoczesności można „obiektywnie” oceniać minione wieki. Jest przekonany, że jedynie współczesna nauka dostarcza odpowiednich metod/narzędzi pozwalających poprawnie określić, jaki cel/sens ma życie ludzkie i opisać jego społeczny wymiar.
Polemika z takim stanowiskiem jest czymś niewyobrażalnie trudnym, o czym chociażby świadczy nikła recepcja publikacji francuskich historyków ze znanej szkoły mediewistów skupionych wokół Annales.
Moim przyczynkarskim tekstem chciałbym jedynie spróbować dowieść, że tamci ludzie, pogrążeni (rzekomo) w mrokach niewiedzy – o dziwo – wiele spraw widzieli zadziwiająco jasno. Sięgam po jeden przykład, ale – w moim mniemaniu – niebagatelny. Jest nim koncepcja trójwarstwowej struktury (czy tylko ówczesnego?) społeczeństwa.
Średniowieczne: struktura społeczna
1. Oratores
To, oczywiście, stan duchowny, z najliczniejszą grupą zgromadzeń zakonnych: benedyktyni, cystersi, dominikanie, franciszkanie… Wprawdzie losy wojny papiestwa z cesarstwem były dość zmienne, niemniej „pójście do Canossy” utrwaliło wyższość hierarchii Kościoła nad władzą świecką.
2. Bellatores
To arystokracja, czyli rycerstwo. Z punktu widzenia przywilejów ziemskich – stan wyższy; natomiast w perspektywie zbawienia, już niekoniecznie.
3. Labolatores
Cała reszta, chłopi, rzemieślnicy, kupcy…, którzy pracą swych rąk tworzyli gospodarcze podstawy.
Uznać wypada, że ten trójdzielny sposób ujmowania złożonej tkanki społecznej był zrozumiały i przejrzysty. Mnie natomiast nurtuje inna sprawa: czy i na ile jest to podział historycznie domknięty, czy też wnosi on szerszy, by nie powiedzieć uniwersalny walor poznawczy?
Tak oto zrodziła się zasadnicza, acz kontrowersyjna teza tego artykułu: trójwarstwowa struktura nadal może być podstawą stratyfikacji społecznej. Zmieniła się wprawdzie zawartość treściowa owych pojęć, ale ich funkcje społeczne pozostają te same.
„Oratores”
Elitarną grupą społeczną, przekonaną o tym, że odsłania obraz innej rzeczywistości są dziś artyści. Wprawdzie niewielu z nich wiedzie pobożne życie, a jeszcze mniej tworzy w nabożnym skupieniu, bowiem krytyczny ogląd zastąpił kontemplację, niemniej, wyróżniający kogoś talent – nawet i ateusz – tłumaczy jako „iskrę Bożą”.
Uwolnione od klerykalizmu współczesne społeczeństwo całą atencję przeniosło na artystów. Ich biografie (od van Gogh’a po Beksińskiego) czytane są dziś niczym w średniowieczu – „Żywoty świętych”.
„Laboratores”
Wobec postępującego i nieodwracalnego procesu „substytucji pracy żywej” przez maszyny, automaty, roboty… godziwe zajęcie dostępne jest dziś dla nielicznych. Reprezentatywny dla współczesności „laborator” to ekspert, uczony specjalista (co najmniej dr), naukowiec, którego miejscem pracy jest „wieża z kości słoniowej”. Eskapistyczna izolacja od świata codziennych spraw pozwala mu, tym bardziej, wygłaszać poglądy przepełnione scjentystyczną frazeologią.
„Bellatores”
Zaciętą walkę o zapanowanie nad świadomością społeczeństwa masowego toczą korporacje medialne. A jest o co się bić:
- o uznanie, popularność, oglądalność, zwycięstwo w rankingu cytowań
- wyeliminować konkurentów, a okopawszy się na pozycji „number one” być najszybszym w „odpalaniu” new’sów
- u odbiorcy wyrobić nawyk, utrwalić schemat myślowy, by stał się „krytyczny”, czyli wrogo nastawiony, wobec myślących inaczej
Można powiedzieć, że walka o „rząd dusz” toczyła się zawsze, ale możliwości oddziaływania, jakimi dysponował Savonarola, w porównaniu z tymi, jakimi dysponuje imperium R. Mardoch, dają wyobrażenie o sile rażenia, jaką posiada ten ostatni i inni medialni „okupanci świadomości”.
Wprawdzie „celebrans” ma niewielkie szanse, by stać się „celebrytą”, ale za to „mediewista” z łatwością przekształca się w „mediawistę”; a ten ostatni „wistując” – rozgrywa wedle własnego „widzi-mi-się” swoją medialną partię.
Podsumowując: w tych, jakby migawkowo prezentowanych trzech ujęciach odsłania się kierunek i charakter kulturowych przeobrażeń, jakie dokonały się w dziejach Europy.
PS
Nieprzekonanym, a tacy z pewnością będą, podsuwam, oczyszczoną z kontekstu religijnego (?), klasowego (?), bardziej naturalną metaforę – drzewa.
KORZEŃ, po pierwsze, bo dzięki niemu można czerpać i wykorzystać soki Ziemi.
PIEŃ – a wraz z nim ci wszyscy, którzy walczą o to, by utrzymać go w pozycji pionowej, aby drzewo mogło wzrastać.
GAŁĘZIE- czyli korona, a tę tworzą ci, którzy zapragnęli sięgnąć nieba.
Jaką grupę społeczną przyporządkować każdemu z trzech segmentów takiego arbor socialis – to już – według uznania – pozostawiam PT Czytelnikom.
Kazimierz Rogoziński