Romanowi R.
Wyrastając z nurtu kultury studenckiej, poznański Teatr Ósmego Dnia zdobył wyróżnioną pozycję wśród awangardy artystycznej opozycji antykomunistycznej. Z tak wyrazistym szyldem, aczkolwiek w zmienionym składzie, teatr płynnie wszedł i przeszedł okres transformacji; miasto przygarnęło artystów, którzy swoimi dokonaniami artystycznymi przyczyniali się do utrwalenia wizerunku „niepokornego Poznania”.
Ostatnio o „Ósemkach” znów stało się głośno, a to za sprawą zorganizowanych wspólnie z Galerią Miejską Arsenał (maj-czerwiec 2018) „Warsztatów z rewolucji” (sic)
Jak można się domyślić, Poznań chciał w ten sposób uczcić – celebrowaną ostentacyjnie w kraju post/komunistycznym – dwusetną rocznicę urodzin Karola Marksa, w końcu jednego z teoretyków rewolucji. Pewnie cała ta okolicznościowa impreza (jak czytanie fragmentów „Kapitału” niczym wersetów Biblii) przeszła by bez echa, gdyby nie towarzyszące jej, skandaliczne „warsztaty z aborcji” poprowadzone przez zaproszoną z Hiszpanii grupę Gyne Punk. Pomysł na „warsztaty z ginekologii” był równie prosty jak ideologia punk’izmu i sprowadzał się do hasła: No problem, do it yourself. Zaprezentowane zostało tanie domowe laboratorium ginekologiczne z podręcznym instrumentarium pozwalające na…. „krytyczne samopoznanie /…/ i poszerzenie badań nad rozwojem procesów bioeksploatacji” (Cytat z zapowiedzi umieszczonej na stronie Arsenału).
Okazało się, że galeria miejska pospołu z „Ósemkami” firmują coś, co nie ma żadnego związku ani z teatrem, ani z jakąkolwiek sztuką. Co za wolta?!
Dawny widz, mało, wielbiciel „Ósemek” nie mogę wyjść ze zdumienia. A skoro próbuję zrozumieć to, co wydarzyło się w galerii miejskiej, nasuwa się mi jedno wytłumaczenie: zwalczając komunę, zostali trwale zainfekowani bolszewicką zarazą.
Tamte przeżycia wyniesione ze spektakli teatralnych musiały być wyjątkowo mocne skoro po wielu latach jestem zszokowany. Czym? Tym, jak kolejna – wydawałoby się – piękna i czysta w przekazie legenda ulega zbrukaniu. Sięgam po przechowywane (niczym relikwie) pamiątki z tamtych lat i czytam w programie do/z kultowego spektaklu pt. „Ach, jakże godnie żyliśmy” następujące słowa: Aktorzy „Teatru Ósmego Dnia” odnajdują tę niepodzielną świętą całość człowieka poza osłoną tego ,co materiale (…) Człowiek to nieprzerwany ruch podmiotowości kreującej świat” /E. Morawiec/. Owa, momentami ekstremalna, ekspresja podmiotowości wybuchająca w ich przedstawieniach teatralnych wywoływała skutki – jak na prawdziwy teatr przystało – kathartyczne (katharsis). Zgodnie z grecką tradycją, sztuka teatralna w hierarchii sztuk zajmowała tak poczesne miejsce, ponieważ jej oddziaływanie było totalne i dlatego przeobrażające widzów; przynosiło oczyszczenie z brudu i fałszu otaczającego świata. Wspomniana wolta sprawia, że „sztuka” proponowana przez „Ósemki” wprowadza nas tym razem do spotworniałego świta i zachęca byśmy, już nie tylko krytycznie, ale rewolucyjnie go dekonstruowali.
Marksizm, to oczywiście materializm plus inżynieria społeczna. Ta ostatnia stosuje skrajny (by nie powiedzieć – brutalny) redukcjonizm, a więc w odniesieniu do opisywanej tu marksistowskiej celebry i rzekomo „artystycznego” wydarzenia, wypada przytoczyć definicję sztuki sformułowaną przez biologa (sic) J. Edlera: Sztuka to tworzenie zewnętrznej zwizualizowanej formy w celu wpływania na zachowania innych. Ta świetnie wpisująca się w kontekst definicja powinna być jednak ostrzeżeniem: czy można – w sferze publicznej – bez ograniczeń epatować złem ?
Kazus Teatru Ósmego Dnia to spektakularny przypadek autoimmunologicznej choroby, która niszczy organizm. Walczyli ze złem systemu i sami ulegli jego destrukcyjnym wpływom. Ale jeśli tak należałoby zdiagnozować ów stan degrengolady, to nieuchronnie nasuwa się pytanie o motywacje i intencje, jakie powodowały dawne/tamte artystyczne realizacje. Czyżby był to wyłącznie aktorski popis mający epatować widzów? Efekciarstwo podszyte negacją nie tylko komuny, ale wszystkiego, co tworzy kulturowy fundament bez względu na jego polityczną doraźność? A przecież, przynajmniej od starożytnej Grecji jest wiadomym, że to przede wszystkim moralność i sztuka stwarzają kulturę, tę wyższą. To, co nam proponuje instytucja publiczna (municypalna) określająca się jako artystyczna, pospołu z legendarnym niegdyś teatrem, jest żenującą erupcją nihilizmu, który infekuje i poraża.
Tak oto awangarda dogorywa w akcie samozniszczenia, przywołując Marksa na exequiae.
Na koniec chciałbym jeszcze zatrzymać się nad samą nazwą: „Teatr Ósmego Dnia”, bo jej wybór, dokonany niegdyś, nie mógł być przypadkowy.
Ósemka – nie tylko w numerologii, co ikonografii, była i jest symbolem ładu, pan/kosmicznej równowagi. A ósmy dzień? W chrześcijańskiej symbolice, to ostatni dzień boskiej creatio, kulminacja genesis; dzień, w którym rodzi się nowe stworzenie, jako człowiek duchowy, zdolny powstać z martwych.
Kazimierz Rogoziński