USŁUGI MIĘDZY GOSPODARKĄ A KULTURĄ

* * *

USŁUGI:
DWA STANY EKSTREMALNE I JEDEN OKRES PRZEJŚCIOWY

 

Motto:

„Nauki  mechaniczne /…/  usiłują  przeistoczyć znajomość  rzeczy we władze nad rzeczami, a pośrednio i nad człowiekiem”
Yourcenar, „Kamień filozoficzny”

∗ ∗ ∗

WSTĘP

Uprzedzając ewentualne zarzuty, że w tym – niby ogólnie/teoretycznym –  artykule dominuje krótka „polska perspektywa” – wyjaśniam:
Owszem, jest to jakieś zawężenie, ale nie można tego zawężenia traktować jako ograniczenia. Najnowsza historia gospodarcza Polski dostarcza wręcz podręcznikowych przykładów radykalnych przekształceń, jakim poddana została działalność usługowa. To dzięki kondensacji i intensyfikacji procesów zachodzących w naszym kraju od przełomu XX/XXI wieku można wyprowadzać „model” opisujący uniwersalne „procesy usługowe”. Można je zaobserwować również w innych krajach, tyle że tam przebiegają w dłuższym wymiarze czasu. Trwające bez mała wiek uniwersalne przekształcenia, będące przejściem od industrializacji do cyfryzacji, w Polsce dokonały się w czasie niewiele dłuższym, niż jedna czwarta wieku.

Nakłada się na to jeszcze druga, autopsją dopełniona perspektywa.

Mój świadomy – trwający półwiecze – udział w życiu naukowym (doktorat rok 1973), pozwalał zgromadzić liczne spostrzeżenia, wynikające także z obserwacji uczestniczących. Sądzę, że dysponuję wystarczająco bogatym materiał do przemyśleń nad zmieniającym się rozumieniem usług i nad wyznaczonym im miejscem w społeczeństwie późnej  ponowoczesności.

Zapraszam i zachęcam do wspólnej refleksji.

*

Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że są to dywagacje odosobnionego autora, więc oceniając, można je sytuować w przedziale między: „trafne – chybione”. Niemniej, zarówno snute tu refleksje, jak i podejmowane w publikacjach  kwestie traktuję jako świadectwo (dowód?), że zarówno w (minionych) czasach brutalnej indoktrynacji, jak i obowiązującej (aktualnie) poprawności metodologicznej – przechodzącej w konwencjonalizm – zawsze powinni istnieć naukowcy myślący inaczej. Nieskromnie zakładam, że pisząc ten artykuł, będę mógł do nich dołączyć.

TEZA

Klamra spinająca okres ponad pięćdziesięciu lat pozwala dostrzec w „historii pisanej usługami” dwa skrajne periody, przedzielone okresem przejściowym. W tezie, jaką tu formułuję, zwracam uwagę na pewien paradoks: owszem, występują dwa skrajne okresy, ale przecież nie odmienne, jakby trwające pomiędzy nimi  pół wieku przekształcenia doprowadziły w końcu świat… do punktu wejścia.

Przyznam, że tkwiąc w wartkim nurcie zachodzących przemian, sądziłem, że w końcu dobijemy do jakiegoś „drugiego brzegu”. Snuty poniżej wywód zmusza mnie do skorygowania tamtych mniemań, albowiem: nihil novi sub sole… i nie ma też „drugiego brzegu”.

(NB ciek, a może ściek, został solidnie uregulowany i już nie ma znaczenia, na którym brzegu tkwimy – i tak przyglądamy się tym samym odmętom, a wokół nas, tak samo niemiłosiernie eksploatowana „ziemia jałowa”).

∗ ∗ ∗

I.

PIERWSZE EKSTREMUM: W CIENIU PRZEMYSŁU CIĘŻKIEGO

W historii gospodarczej czasów najnowszych, wyznacza je „eksperyment” realnego socjalizmu, czyli: gospodarka PRL-u, albo też kazus zatytułowany: „USŁUGI W APOGEUM INDUSTRIALIZMU”.

Nie wymaga wyjaśnień, ani uzasadnienia, czym dla ideologii komunistycznej była industrializacja. W PRL-u, jej forsownej realizacji służyła (poczynając od 1950 roku) każda kolejna piatiletka, oczywiście, jak się okazywało, wykonywana ponad plan.           

Dopiero gdzieś w połowie lat sześćdziesiątych, czyli dwadzieścia lat po wojnie, władza ludowa odkryła, że jest jeszcze jakieś społeczeństwo mające zwyczajnie/zwyczajne ludzkie potrzeby. Pojawia się więc nie tylko określenie USŁUGI DLA LUDNOŚCI, ale również potwierdzająca to „odkrycie” stosowna ustawa. Musiało minąć niemal dziesięć kolejnych lat, aby w/z ekonomii politycznej socjalizmu mógł wyodrębnić się osobny nurt badań dotyczący konsumpcji, w tym także konsumpcji usług. Zapaliło się więc „zielone światło”  dla badań gospodarstw domowych, zgłaszanego przez nie  zapotrzebowania na usługi, rozmiarów i struktury tego popytu, motywów zakupu itd.

Ale w samej ideologii komunistycznej, jak i wyprowadzonej z niej teorii ekonomii, nie mogła nastąpić żadna radykalna zmiana w traktowaniu usług. Fundament naukowy był nie-do-podważenia, ponieważ osadzony został na  materialistycznym paradygmacie. Zasadniczą tezę dowodzoną np. przez Cz. Niewadziego (w książce: „Usługi w gospodarce narodowej”, 1975) można by ująć tak: pierwszą i zasadniczą funkcja usług jest obsługa materialnych procesów produkcji. A ponieważ „produkcja” była rozumiana jako „re-produkcja”, więc tej prymarnej funkcji usług podporządkowane zostały również:  nauka, oświata,  kultura, opieka zdrowotna, opieką socjalną i rekreacją… Oczywiście, nie można było pominąć sektora usług NIE-produkcyjnych, czyli: administracji, wymiaru sprawiedliwości, obrony narodowa, milicji, służb wewnętrznych i specjalnych…Cały ten drugi sektor WŁADZY (biurokratyczno – siłowy), był gwarancją tego, że procesy w sektorze pierwszym (produkcyjnym) przebiegać będą w sposób niezakłócony, zgodnie z generalną, naukowo dowodzoną doktryną:

Gospodarka to produkcja, więc stosunki produkcji determinują to wszystko, co pojawia się w życiu społecznym, nie wyłączając kultury, która jest tylko „nadbudową” uzależnioną od  materialnego fundamentu.

Proste, nieprawdaż?
A ponieważ mieliśmy wówczas do czynienia z gospodarkę nie tylko scentralizowaną, co „ręcznie sterowaną”, więc przesuwanie – skądinąd umownej – granicy między produkcją a usługami musiało spowodować kurczenie się tzw. „usług rynkowych”, co znaczy: dostępnych w nielimitowanej wymianie. Środki produkcji, ex definitione, powinny być wykorzystywane w produkcji, a nie marnowane w NIEprodukcyjnych usługach. Jasne.

Także nauka musiała uwzględniać obowiązujące wytyczne. A oto dowód pochodzące z interesującej nas tu dziedziny. Uznanie zdobyła nie „usługowa” teoria handlu A. Wakara, tylko „produkcyjna” teoria Z. Zakrzewskiego (z czego wyrosła „poznańska szkoła handlu”). Nauka wspierała ideologię, i ledwie nadążyć mogła za praktyką.

A „aneksja” usług do sektora produkcji przebiegała w prosty sposób. Każdy dyrektor średniej wielkości fabryki marzył o tym, by pod jej szyldem funkcjonował: żłobek, przedszkole, szkoła przy/zakładowa, sklep wielobranżowy, stołówka, świetlica,  przychodnia przyzakładowa, mieszkania służbowe, hotel robotniczy, ośrodek wypoczynkowo – szkoleniowy itp. itd. Nie mówiąc już o rozbudowanym zapleczu techniczno – remontowo – budowlanym.

Skoro nadrzędnym pojęciem, czy raczej wielkim kwantyfikatorem były „siły wytwórcze”, więc obowiązywał arbitralny podział na „środki produkcji” i pozostałą resztę POZAprodukcją, z jednoznaczną negatywną  konotacją wartościującą. Skoro produkcja była synonimem aktywności gospodarczej  (wszystko, cokolwiek człowiek wytwarzał i czynił, służyło re-produkcji), miejsce usług było niejako z góry przesądzone. Wprawdzie w kwestiach szczegółowych – tzn. branżowych – zakres usług poza/produkcyjnych mógł zależeć od arbitralnych decyzji władz, niemniej, można było oczekiwać, że w najlepszym razie, zostaną one potraktowane jako sektor „resztowy” – rezydualny. Taki arbitralny podział implikował konsekwencje teoretyczne.

W zarysowanej  tu sytuacji, jeśli chciano usługi wyodrębnić, to jedynym kryterium było odniesienia do „twardych” procesów produkcji przemysłowej. Pytanie o  istotę usług nie mogło się pojawić, ponieważ w obowiązującej wówczas wykładni mechaniki procesów makrospołecznych, cechy usług niejako samoczynnie wynikały z prostego przeciwstawienia: produkcja advers. usługi. Potwierdzeniem tego jest znana (i do dziś cytowana) definicja  O. Langego.  Wynikają stąd następujące konsekwencje:

  • Jeśli zdecydowana większość „stosunków produkcji” powstawała na „bazie” uspołecznionych „środków produkcji”, to o (jakiejś) odrębności usług przesądzać mogła jedynie ich  „prywatność”; odnoszono ją  zwłaszcza do usług tzw. bytowych. W ten sposób pojawiło się drugie kryterium delimitacji usług.
  • Skoro usługi postrzegano jako inny sposób zaspokajania – „prywatnych” – potrzeb, konsekwencją było wydzielenie odrębnej branży, wspomnianych „usług bytowych”. Ich wykonywanie przydzielono „prywatnej inicjatywie”. A ponieważ zakres ich świadczenia był koncesjonowany, podaż musiała być mniejsza od popytu. Ograniczony wolumen usług bytowych  dlatego umożliwiał  przetrwanie, ponieważ uzupełniany był ofertą pochodzącą z „czarnego rynku”, NB na funkcjonowanie którego władza chętnie „przymykała oko”.

Zatem, uspołeczniona re-produkcja miała swoje przeciwstawianie w prywatności usługowej:

PRYWATNE potrzeby → de/prywacja potrzeb → margines PRYWATNYCH  usług → usługi bytowe → PRYWATNA inicjatywa → usługi zmarginalizowane jako PYWATNA sprawa

 W rezultacie uwzględnienia kryterium prywatności  ukształtował się taki oto podział:

A. Sektor uspołeczniony:

  • usługi produkcyjne, służące do obsługi procesów re/produkcji
  • usługi publiczne

B. Sektor prywatny

  • usługi dla ludności, „prywatne”, albo „bytowe” dla gospodarstw domowych
  • usługi nastawione na obsługę prywatnych gospodarstw rolnych.
    Podaż usług w tym sektorze pochodziła głównie z  zakładów rzemieślniczych.

Wyodrębnione w ten sposób i traktowane jak rezyduum: USŁUGI NIEprodukcyjne DLA LUDNOŚCI,  ekonomika usług (ongiś jedyna nauka zajmująca się usługami) przyjmowała jako coś oczywistego. W zarysowanym kontekście, owo określenie nie powinno więc zaskakiwać nas swoją ewidentną tautologią; co więcej, miało ono swoje naukowe uzasadnienie. Komunikowało i utrwalało tezę, iż pewne marginalne USŁUGI SĄ (i powinny) – w ograniczonym zakresie – być dostępne, ale już opłatnie. Natomiast podstawowy wolumen usług, niezbędnych dla re-produkcji siły roboczej oferuje państwo. Ponieważ w gospodarce realnego socjalizmu bezrobocie a propri było wykluczane, do usług dostępnych w miejscu zatrudnienia oraz świadczonych przez sektor publiczny dostęp mieli niemal wszyscy obywatele, oczywiście – z zady „za darmo”.  Dostęp do usług publicznych powinien być nieograniczony. Przyjęło się nawet usługi oferowane przez ten sektor określać jako: „dobra wolne”.
Biorę to ostatnie określenia w cudzysłów, ponieważ w gospodarce nic nie powstaje darmowo.

Priorytetowym niezmiennie pozostawała industrializacja; bowiem tylko dzięki niej możliwe było osiągnąć ów (tyleż ambitny, co wyimaginowany) cel, który najlepiej wyrażało hasło przewodnie rządów W. Gomułki, jak i E. Gierka –  „maksymalne zaspokojenie stale rosnących potrzeb  – klasy robotniczej … ludu pracującego…. społeczeństwa socjalistycznego…”.

I chociaż w tym haśle zawarta była wewnętrzna sprzeczność – nigdy nie został zakwestionowany leżący nadający mu żywotność aksjomat: tylko wzrost produkcji przemysłowej gwarantuje osiągnięcie tego celu. Natomiast dla usług wynikała z tego jedna – wprawdzie marginalna  – ale potencjalnie nośna korzyść.

Chociaż przypadek gospodarki PRL-u to przykład bezprzykładnej ekspansji sektora produkcji, to konieczność wyodrębnienia usług bytowych wymusiła wytyczenia jakiejś granicy dla tego dominującego sektora. Przeprowadzenie takiej umownej granicy skutkowało  – mimo wszystko – dostrzeżeniem, że istnieją jakieś  PRYWATNE potrzeby, które mogą/powinny być zaspokajane dzięki usługom, w sposób inny niż produkcyjny.

Wniosek

Wprawdzie stosowane delimitacje sytuowały NIEprodukcyjne usługi na peryferiach gospodarki realnego socjalizmu, niemniej – pozytywnym tego skuterkiem było związanie usług bytowych z bytowaniem, z egzystencją.

PRODUKCJA wyznaczała  USŁUGOM (DLA LUDNOŚCI) przeciwstawne znaczenie.

Podsumowanie

W przedstawionej wyżej opozycji: PRYWATNOŚĆ adver. USPOŁECZNIENIE, tkwił wart podkreślenia, bo  obiecujący zalążek:

  • przez wyodrębnienie usług, odnoszących się do tego, co osobiste/prywatne – nabierały one szczególnego – spersonalizowanego – znaczenia
  • autonomiczności niektórych usług osobistych (by nie powiedzieć intymnych) podtrzymywana była – a contrario – przez oficjalne pomniejszanie ich znaczenia.  I tak np. uznanie Kościoła za instytucję ścisłe prywatną, a posługi duszpasterskiej jako kultywowanie zabobonu  wywoływało tym silniejszą kontrreakcję ze strony  laicyzowanego na siłę społeczeństwa
  • wydzielenie osobistego/antropicznego elementu stawało się impulsem do rozwoju „opozycyjnej”, nie/produkcyjnej teorii usług.

Niestety, z tego zarodka nie zdążyło się rozwinąć nic okazałego. Dlaczego? Powód nie jest trudno wyjaśnić.

Jak wyżej wykazałem, w fazie ekstremalnej industrializacji, wykonywaniem wielu usług zajmowały się fabryki. Były to usługi dostępne przede wszystkim „dla swoich pracowników”. Chociaż poziom organizacyjno-wytwórczego zintegrowania tychże usług z działalnością podstawową był różny, niemniej, w wykonywaniu tych usług dominowało podejście czysto techniczne. Sięgając po aktualne określenia można powiedzieć, że usługowe know how było pochodną stosowanych w w danym przedsiębiorstwie rozwiązań organizacyjnych i wykorzystywanych środków technicznych.  Opcja techniczna przesądzała o sposobie wykonywania usług, ale też przekładała się na stosowane rozwiązania organizacyjne.

/a/ Dokonywało się pełne zintegrowanie działalności usługowej z produkcją, polegające na dodaniu tworzącym strukturę organizacyjną  stanowiskom,  komórkom czy wydziałom dodatkowych zadań (spadały one głównie na dział socjalny).

/b/  Wyodrębniano organizacyjnie samodzielne  jednostki czy zakłady pomocnicze, których celem było wykonywanie usług. Na przykład, jeśli przy fabryce funkcjonował sklep wielobranżowy, to zaopatrzenie załogi w trudnie do zdobycia artykułu szło przez ten punkt sprzedaży, a nie przez dział socjalny.

Ale niezależnie od organizacyjnego wyodrębnienia „jednostek” usługowych w strukturze przedsiębiorstw produkcyjnego, jedno było przesądzone. To, co wykorzystywano  w sferze produkcji przenoszono na działalność usługową.  W przyzakładowej szkole (w warstwach szklonych)  nauczano korzystać ze zdobyczy techniki wykorzystywanych w produkcji; w zakładowym ośrodku wypoczynkowym urządzenia rekreacyjne wykonywane były „systemem gospodarczym” przez  „dział techniczny” fabryki  itp. Produkcyjna opcja narzucała  jednak limes  innowacyjny.

Wraz z transformacją ustrojową, wszystko zaczęło ulegać radykalnej zmianie. Kiedy więc nastał okres przejściowy, owa infiltracja techniki do usług nie napotykała już żadnych organizacyjnych, ani systemowych ograniczeń. Zapoczątkowana została niczym nieograniczona absorbcja innowacji technicznych. Usługi zostały wydane na pastwę technologii.

∗ ∗ ∗

II.

FAZA PRZEJŚCIOWA, CZYLI OUTSOURCING

Z wyodrębnieniem fazy przejściowej nie ma większej trudności, przynajmniej w Polsce. Zapoczątkowana przez ministra M. Wilczka (ministra ds. gospodarki jeszcze w rządzie M. Rakowskiego) transformacja ustrojowa polegała na likwidacji mastodontów industrializmu nie tylko przez ich prywatyzację, ale też głównie przez „okrawania” ich z usługowych przybudówek. Te ostatnie działania zostały określone mianem outsourcingu i pojawiły się nie tylko w krajach post/socjalistycznych.

Jak – tyleż trafnie, co sarkastycznie – zauważył Z. Bauman, outsourcing  rozwinął się na skutek „rewolty menedżerów”, którzy chcąc coraz więcej zarabiać, a jednocześnie ponosić coraz to mniejszą odpowiedzialność, pozbywali się kłopotliwej działalności dodatkowej. Aktualnie outsourcing, obok globalizacji i finansjalizacji stał się  znakiem rozpoznawczym  współczesnej gospodarki; oczywiście,  nie tylko w Polsce. Powstały setki prac (doktorskich, habilitacyjnych) poświęconych temu uniwersalnemu procesowi i rzesza utytułowanych protagonistów. Nie siląc się na podsumowanie ustaleń czy też osiągnięć teoretycznych, chciałbym jedynie przyjrzeć się outsourcingowi  z punktu widzenia teorii usług. Przyjmuję tu perspektywę rzadko pojawiającą się naukach o zarządzaniu, albowiem im bardziej  szersze zainteresowanie tym zagadnieniem, tym mniej  w nim usług.

Usługowa opcja pozwala zauważyć, że wynikające z  zastosowania outsourcingu korzyści, by nie powadzić dobrodziejstwa, okazują się bezdyskusyjne… ale wyłącznie z perspektywy menedżerów zarządzających przedsiębiorstwami produkcyjnymi. Dla tychże przedsiębiorstw stał się on czymś w rodzaju „ożywczej sterylizacji”. Owa głównie menedżerska „puryfikacja”, będąca odrzuceniem usługowej „obudowy”, pozwalała skoncentrować się na dzielności podstawowej i w znaczący sposób poprawić efektywność przedsiębiorstwa poddawanego tym zabiegom. A ponieważ menadżeryzm z zasady nie odróżnia przedsiębiorstwa produkcyjnego od organizacji usługowej, przyjęta przeze mnie perspektywa usługowa sprawia, że mogę złościć wątpliwości, ba, zastrzeżenia. Innymi słowy, pojawia się kwestia, czy i w jakim zakresie outsourcing powinien być równie powszechnie stosowany w organizacjach usługowych ? A odpowiedź nie jest już tak  oczywista, co można prześledzić chociażby na przykładzie szpitali.

Wraz z zakrojoną na szeroką skalę restrukturyzacją szpitali (zmierzającą do przekształcenia ich w spółki prawa handlowego)  wprowadzano daleko idący zmiany. Wy-outsourcingowano, wszystko, co tylko się dało, pozbywając się: pralni, kuchni/stołówki, apteki… a nawet lekarzy – zwłaszcza specjalistów, wcześniej etatowych pracowników zatrudnionych na oddziałach szpitalnych. Ci ostatni, objęci również strategią outsourcingu, najpierw wysłani zostali na tzw.  „samozatrudnienie”, po czym pojawili się w szpitalach ponownie, ale już  jako „mikro-przedsiębiorcy”. Jakie będą  skutki wprowadzanych rozwiązań dla pacjentów – było mało ważne. Skoro dla menedżerów szpital stał się  „przedsiębiorstwem regeneracji i fabryką części zamiennych”, było oczywiste, że outsourcing musi i tutaj zadziałać. Zresztą nie tylko w szpitalach.

Zakładana poprawa funkcjonowania szkół również miała być osiągnięta dzięki zakrojonemu na szeroką skalę outsourcingowi. Skutki tej innowacji okazały się „przeciwskuteczne”, ponieważ wewnątrz szkoły publicznej zaczęło funkcjonować „skomercjalizowane otoczenie”.  

Z kolei o tym, że poprzez outsourcing dokonuje się niepochamowana inwazja techniki do usług świadczyć mogą nowości „technologiczne”, jakimi wręcz zasypane zostały szkoły wyższej. Pod lawiną innowacji technologicznych znalazła się  – niestety – dawna specjalizacja pedagogiczna, czyli „dydaktyka” uniwersytecka. Sala wykładowa przekształcona została w show – room, z pomieszczenia, w którym wykładowca uczył studentów myślenia, stała się przestrzenią, gdzie odbywa się – wspomagany przez multi/media –  seans  będący przekazem, transmitowaniem wiedzy.

Ponieważ outsourcing  szybko stał się aksjomatem menedżeryzmu, z góry minimalizowano bądź ignorowano jego negatywne następstwa. Okazało się, że nowa usługowa przedsiębiorczość jest tym bardziej  racjonalna i   efektywna,  im bardziej korzysta z  innowacji technologicznych – już  bez jakichkolwiek ograniczeń. Dla organizacji usługowych był to „wyrok śmierci” z  – odłożoną na czas jakiś – egzekucją.

Przyglądając się  nieco dokładniej procesom wywołanym przez  outsourcing, dostrzeżemy ich dwufazowy przebieg, odsłaniający – ambiwalentne wyniki:

  • najpierw następuje „oczyszczanie”, pozbycie się aktywności usługowych, rzekome ich  usamodzielnienie, głównie uzasadniane koniecznością „cięcia kosztów”
  • a następnie po w/outsourcingowaniu,  dokonuje się zakupu tychże usług oczywiście droższych, bo pochodzących już od wyspecjalizowanych dostawców.

A dostawcom usług jest przecież obojętnie, czy odbiorcą jest przedsiębiorstwo produkcyjne, szpital (traktowany jak fabryka), szkoła, gospodarstwo rolne, czy też dom kultury. Jest to bez znaczenia, kiedy zakontraktowane usługi wykonywane są w identyczny sposób, na tej samej platformie informatycznej, w końcu… umożliwiającej ich automatyzację. Opisywana tu faza przejściowa zwieńczona zostaje powszechnym przekonaniem, że dla opcji  wykorzystania osiągnięć high – tech  nie ma alternatywy, ponieważ środowiskiem życia człowieka stała się cyber-przestrzeń, a nie wspólnota ludzka (lokalna).

Dygresja

Swego czasu dla v/ce premiera W. Pawlaka (NB inżyniera mechanizacji rolnictwa), jedynym skutecznym przeciwdziałaniem, które miało skutecznie zapobiec obniżaniu się poziomu nauczania, było podłączenie każdej szkoły do szeroko pasmowego internetu.

Podsumowanie

Jak się okazuje, wy-outsourcingowane usługi – sięgając po kolokwializm – „ wpadły z deszczu pod rynnę” . Uwolnione od priorytetowej funkcji obsługi materialnych procesów produkcji, via wolny rynek i mechanizm rynkowy, wydane zostały PONOWNIE na wpływ technologii. Dlaczego tak się stało?

Po pierwsze, dlatego, że outsourcing okazał się „koniem trojańskim” technologii

Po drugie, nie można było obronić ich autonomiczności, ponieważ brakowało  solidnej podbudowy teoretycznej

Po trzecie, brakowało przemyślanej i spójnej polityki gospodarczej, która uwzględniałaby również kulturowy wymiar działalności usługowej.

Bezrefleksyjnie i bezkrytycznie dokonało się przekształcenie rzemiosła w small business oraz postawienie znaku równości między przedsiębiorcą a usługodawcą. Niewiele się zmieniło. Usługi najpierw podporządkowane technicznym procesom produkcji, zdane zostały wyłącznie na działanie mechanizmu rynkowego. Co więcej, postępująca komercjalizacja sektora usług publicznych, aplikowane w nim Nowe Publiczne Zarządzanie  tudzież partnerstwo publiczno – prywatne (PPP) pozwalają wnioskować, że i ten sektor został spisany na straty.

Wprawdzie upadła gospodarka realnego socjalizmu, okazuje się , że  mechanizmy napędzające liberalną gospodarkę  rynkową niewiele się zmieniły. Umacnia się technologiczna opcja podporządkowującą sobie kolejne dziedziny życia. O tym, czym mają być usługi nadal przesądzać będzie MECHANOMACHIA (czasami MECHANOMAFIA), prowadząc do ich całkowitego zaniku.

∗ ∗ ∗

III.

PANDEMIA JAKO TEST

Prowadzony wywód wypada teraz domknąć czasowo, albowiem wraz z ogłoszeniem pandemii zaczyna się nowa era w działalności usługowej. Tym samym, otwiera się nowy – OSTATNI – rozdział w ich historii.

Pandemia bywa nazywana plan/demią, ponieważ coraz więcej danych/faktów wskazuje na to, że wcześniej wszystko zostało technicznie przygotowane na jej wystąpienie; czyli – jakby została z wyprzedzeniem zaplanowana (produkcja szczepionek w mld sztuk,  paczkomaty, usługi kurierskie, oprogramowanie w rodzaju ZOOM, Meeting, e-services…)

Jak już wykazałem poprzednio, outsourcing idealnie sprzęga się z high-tech. Usługi – w wyniku tej fuzji – tylko POZORNIE usamodzielniają się. O ile wcześniej tkwiły zepchnięte na margines procesów produkcji, to teraz ODKRYTE, zostają nobilitowane przez niczym nie ograniczone wykorzystanie  innowacji technicznych. Wreszcie można było ujawnić następującą zależność:

NIEprodukcyjność → NIEmaterialność → cyfryzacja

To, co wcześniej dyskwalifikowało usługi, teraz wywindowało je na pozycję prymarnego sektora gospodarki. Sektor usług uznany został za  najważnieszy pas transmisyjnym innowacji  technologicznych; innowacji obejmujących wszędzie i zmieniających wszystko.

Usługi oferowane są teraz przez wyspecjalizowane przedsiębiorstwa (każdy kto prowadzi choćby jednoosobowo działalność usługową jest mikro – przedsiębiorcą). Novum  jest to, że podstawą postępującej specjalizacji stały się przede wszystkim dostępne środki techniczne, oprzyrządowanie – a nie chęć wzbogacenia cyklu obsługi.

Niejako równolegle, sprowadzenie usług do „wspólnego mianownika” z KAŻDĄ działalnością gospodarczą ujawnia jedną niepokojącą konsekwencję. Wraz z postępującą „technicyzacją” procesów gospodarczych, usługi wyzbywają się tego, co jeszcze we wcześniejszej fazie dostrzegano i uznano za ich specyficzną cechę. A istotny był w nich taki SPOÓB ZASPOKAJANIA POTRZEB, który, po pierwsze, wiązano z prywatnością (intymnością); a po drugie, przyjmowano, że wyświadczenie usługi wymaga zaangażowania człowieka (ściśle: stron uczestniczących w  relacji usługowej). Wdrożenie do usług nowoczesnych  technologii sprawiło, że tamte właściwości i spersonifikowane uwarunkowania uznane zostały za czynniki ograniczające. Co więcej, pandemia dodała jeszcze dodatkowe ostrzeżenie: Uwaga, usługi to środowisko infekujące !

O ile wcześniej usługowy syndrom koncentrował się na de/prywacji potrzeb, angażując w to usługodawcę, to w czasie lock-down’ u wdrażane były nowe rozwiązania. Zmierzały one do substytucji usług przez  samo/zaspokajanie, osiągane dzięki wykorzystaniu elektroniki użytkowej.

Odnotujmy:

samo/zaspokajanie = samoobsługa

Zepchnięcie ciężaru wykonania usługi na usługobiorcę to outsourcing 2.0.

Na tym etapie inwazji technologii do usług na szeroką skalę zaczęto wykorzystywać  sprzężenie zwrotne: NIEmaterialność usług, która w fazie industrializacji  była przeszkodą w ich dowartościowaniu, zostaje przez informatykę potraktowana jako benefit; a to z kolei uruchamia wprost niebywałe możliwość cyfryzacji usług.  Tym samym, e – services w GOW uzyskują pierwszorzędne znaczenie. Słowem: im bardziej zaawansowana cyfryzacja, tym więcej usług.

W tej sytuacji, któż miałby odwagę zadać pytanie: czy aby na pewno są to usługi ?

Obowiązujące reżymy technologiczne, narzucane przez implementację  high-tech  sprawiają, że usługi – dostosowując się –  zatracają wyróżniające je cechy, aż w końcu zanika ich swoistość. Mogliśmy się o tym boleśnie przekonać w trakcie pandemii. I chociaż ogłuszono, że – niby – minęła, przetestowane w czasie jej trwania usprawnienia techniczne już pozostały.

Jak można przewidzieć zmierzać będą do osiągnięcia rozmytego stanu, w którym niemożliwe się staje  rozróżnienie, kto jest zleceniodawcą, a kto zleceniobiorcą; kto usługodawcą, a kto usługobiorcą. Ale to nie oznacza, że uzależnienie staje się obustronne. Jest wprost przeciwnie, choć trudno to zauważyć. Dokłada się bowiem wszelkich starań chcąc ukryć, że występuje tu wyraźna asymetria, jak między operatorem sieci telefonii komórkowej a  jej klientem. „Jestem do usług” –  oznacza dziś gotowość klienta do obioru wysyłanych mu przez operatora aplikacji.

Tylko w takich okolicznościach mogła powstać najpopularniejsza obecnie teoria podbijająca zglobalizowany świat pod nazwą: Service Dominant Logic. Paradoksalnie  – wbrew nazwie – jest to „teoria”, w której nie ma już usług, jako takich; a jeśli nie ma wyraźnie wyodrębnionych usług, to jaka (ich) dominacja ?  Słowem: skoro dominacja bez usług, to jaka w tym logika ? /*/

*

Techno/machia przeprowadziła skuteczny zamach na usługi. Czy pozostaje nam jedynie  z żalem zaakceptować to zwycięstwo ?

Przecież to widać, jak podani dyktatowi maszyny ludzie wyzbywają się człowieczeństwa. Czy można milknąć wobec  działań zmierzających do totalnego zniewolenia przez high tech?

Po pandemii, i po poprzedzającej ją fazie przejściowej pozostał niebywały zamęt pojęciowy, który wraz z wcześniejszą myopią, wywołuje syndrom „pomroczności” oglądu. Przydałoby się więcej „świtała”.

∗ ∗ ∗

IV.

DRUGIE EKSTREMUM: ( Lu) CYF (e) RYZACJA

Każdy transfer wiedzy prowadzi do jej degeneracji, waloryzuje ją każdy kontakt [międzyludzki].

J-M Gehenno

Usługi w GOW

Aktualną fazę rozwoju gospodarczego określa się mianem Gospodarki Opartej na Wiedzy. Pod tą nazwą kryje się też akceptacja wypracowanego konsensusu, nie tylko naukowego, co i społecznego, fundowanego na następującym założeniu:

dane → informacja → wiedza → nauka → technologia

Jak można przewidywać, następnym stadium GOW będzie  – mein Gott – Gospodarka Oparta na Talentach (GOT), ponieważ nie ma nic bardziej zaszczytnego dla człowieka niż poświęcić całą posiadaną wiedzę, ba – wszystko,  co ma najlepsze wzrostowi produktywności… Tym bardziej, że będzie mógł to robić …zdalnie i przez całą dobę. Nie będzie ważniejszego kryterium w ocenie pracownika niż jego „kreatywność” wzmocniona kompetencjami informatycznymi.

Spakowana na elektronicznych nośnikach wiedza stała się najważniejszym „czynnikiem wytwórczym”, a bazy danych (Big Data) urosły do rangi najcenniejszych zasobów.

serwicyzacja = cyfryzacja

Skrótowo i selektywnie ujmując uwarunkowania, w jakich świadczy się teraz usługi, można by charakteryzować je tak:

> standaryzacja wszystkiego, co tylko możliwe

> procedury wyznaczają cykl obsługi

> zatarcie różnic, produkcja upodobniona zostaje do usług: automatyzacja czyli komputerowe sterowanie procesami produkcji umożliwia różnicowanie wyrobów, nie tylko dzięki  krótkim seriom, ale przez indywidualizację zamówień; skoro produkcja staje się  SERV/PRODUCTION, wszystko jest produkcją, czyli usługą, albo vice versa.

> samoobsługę nazywa się usługą albo vice versa

> komunikacja zastąpiła porozumiewanie się

> kontaktowanie się  z usługodawcą przejęły roboty

> spakowane na elektronicznych nośnikach „usługi” kierowane są bezpośrednio do numerycznie wyodrębnionego klienta; wynika stąd nowe określenie: bezpośredniość na dystans, albo obecność zdalna

> coraz więcej produktów to jednorazówki

> serwisowaniem  zajmuje się sam producent, albo  autoryzowany przez niego dealer

> innowacyjne technologie torują drogę nowym metodom zarządzania.  W zarządzaniu przedsiębiorstwem wykorzystuje się oprogramowanie komputerowe, które nie tylko wspomaga, ale zastępuje wybory i decyzje menedżera;  inżynierię menedżerską aplikuje się również  organizacjom usługowym

>  funkcjonowanie sektora usług publicznych doskonali się wprowadzając  metody zarządzania sprawdzone w  biznesie

 Obserwujemy, a nawet już tego doświadczamy, jak powyższe zjawiska i procesy musiały wywrzeć przeobrażający wpływ na dotychczasowy sposób świadczenia usług. W pierwszej kolejności zostały nim objęte usługi wyspecjalizowane w obsłudze biznesu, ale na tym wprowadzanie innowacyjnych rozwiązań (wymuszonych przez technologie, zwłaszcza informatyczne) się nie zatrzymało. W ciągu niespełna dwudziestu pięciu lat, standardom ISO podporządkowano już niemal wszystkie usługi, a „gotowce” (jako różne wersje oprogramowania, w rodzaju CRM), wyręczać zaczęły menedżerów i usługodawców w opracowywaniu  zindywidualizowanych  cykli obsługi nabywców.

Ekspansja – tym razem technologii w wersji soft – PONOWNIE spowodowała  podporządkowanie usług środkom technicznym, niegdyś wynalezionym  w celu usprawnienia procesów produkcji. Zatarcie  różnic między produkcją a działalnością usługową było oczywistym następstwem tej inwazji. Ale odnosząc się teraz do opisanego wcześniej pierwszego ekstremum, odnotować trzeba jedną istotną zmianę dotyczącą OSOBY usługobiorcy. Wraz z pojawieniem się drugiego ekstremum, znikła prywatność nabywcy usług, bowiem stał się on integralną częścią „systemu”. RODO jest tylko werniksem mającym przykryć i stonować fowistyczny krajobraz. W oplatającej wszystko „sieci” najważniejsza jest przepustowość, natomiast „prywatność” indukowałaby tylko zaburzony przekaz.

Najpierw  „medium” stało się przekazem,
a następnie
przekaz stał się najważniejszą usługą

Symptomatyczną cechą owych zmian było płynne przejście od IT (technologii informatycznych) do ICT. Trzeba to wyraźnie podkreślić, że dodanie jednej litery „C”  było wielce znamiennym zabiegiem. Chodzi bowiem nie tylko o wchłonięcie KOMUNIKACJI przez IT, co implikuje  zastąpienie czasownika zwrotnego przez rzeczownik (czyli –  wyeliminowanie „się”). Skrót ICT jednoznacznie wyraża i potwierdza podporządkowanie  środkom technicznym najważniejszej sfery życia wspólnotowego: porozumiewania się.

W wyniku powszechnego stosowania komunikatorów  możliwe się stało automatyczne emitowanie –  no właśnie czego: sygnałów?, impulsów ? memów ? emotikonów ? Niestety, nie tędy prowadzi droga od działań komunikujących do usługowego sprawstwa.

Jak SDL jest koncepcją pozbawioną zrozumienia istoty usługi, a tylko pomysłem na upowszechnianie informatycznie zafałszowanej wiedzy o usługach, tak ICT oznacza definitywne podważenie  dialogiczno – relacyjnej racji istnienia usług.

∗ ∗ ∗

V.

REPETYTORIUM

 

Świadczenie usługi – w klasycznym jej rozumieniu – wszczynało się od nawiązania rozmowy, od „zagadnięcia” – jakby to wyraził M. Buber. Potencjalny usługobiorca  wszczynając dialog – dając wyraz oczekiwaniom, życzeniom – artykułował  w ten sposób swoje zlecanie,  jednocześnie sygnalizując  jakiś problem. Z rozmowy, będącej porozumiewaniem się, przez perlokucję (od łacińskiego: perlocutio), wyłaniał się usługowy ciąg zdarzeń, co przypominam:

dialog → porozumiewanie się → wzajemne zrozumienie → działania komunikujące się → usługowe sprawstwo

Sekwencyjnie  przebiegające aktywności tworzyły relację usługową – w której zapośredniczyć się mogły trwalsze więzi międzyludzkie.     

Transmisja informacji, ba, nawet ich automatyczna dystrybucja, stając się komunikacją, już tego rezultatu nie zapewniają. Emitowane sygnały czy nawet ukierunkowany przekaz,  tworzy pozory więzi powstającej tylko na łączach. Dlatego też członek społeczeństwa informacyjnego – dzięki komunikacji – zostaje otumaniony nadmiarem zbędnych informacji. Jako zatomizowana „cząstka elementarna” jest  tym bardziej podatny na manipulacje i odgrywanie wymuszanych ról. Już nie sposób odróżnić trolla od „aktora” (a to ostatnie słowo stało się tak samo popularne w socjologii, jak klient w ekonomii).

Sieć oplata i (ponoć) łączy.

Styk na łączach nie jest porozumiewaniem się.

Cyber – przestrzeń ma  właściwości fizyczne, dlatego rozpięta na niej „sieć” tę przestrzeń  jedynie  zagina, a nie pokonuje.

Natomiast relacje interpersonalne  są w stanie odległości skracać, a przestrzeń nawet „zrolować”.  

KOMUNIKACJA ogranicza wchodzenie w relacje.

∗ ∗ ∗

VI.

KONKLUZJA

Prezentowanym wyżej dwu ekstremom, w jakich znalazły się usługi, można nadać nader jednoznaczne określenia: nazywając pierwsze, „ekstremum twardym” – industrialnym, i przeciwstawić je  drugiemu – „ekstremum miękkiemu” – cyfrowemu.

Odnośnie do pierwszego, świadczenie usług można było odróżnić od produkcji, bowiem ta ostatnia była rozumiana jako przetwarzanie materii/surowców w konkretne wyroby, o wyraźnie kreślonych funkcjach użytkowych. Tworzyło to komfortową sytuację, bowiem usługa postrzegana była w czytelnej (organoleptycznej i „namacalnej” – jak u Ph. Kotlera) opozycji do rzeczy materialnej. Nawet usługa rzeczowa – naprawcza sygnowana była osobą właściciela/użytkownika danego przedmiotu materialnego.

Z tego rozróżnienia mógł – w jakimś stopniu – skorzystać człowiek, jako indywiduum i osoba. Występując w roli usługobiorcy oczekiwał odmiennego potraktowania niż rzecz. Przedmiot, jako przedmiot świadczenia, można było oddzielić od podmiotu. O uznaniu/obowiązywaniu tych różnic decydowały mocno osadzone w kulturze chrześcijańskiej atrybuty osoby. Na  krótko, bo nie dłużej niż przez pół wieku, żyjący w cywilizacji zachodniej człowiek – chociaż był tylko konsumentem usług – miał szansę występować jako podmiot dopominający się o inne potraktowanie. Jako zleceniodawca, czy też jako „arbiter” poprawnego wykonania potwierdzał zarówno sytuacyjne znaczenie nabywanej usługi, jaki i jej dobroczynny wpływ na egzystencję. Dzięki nabywaniu usług dokonywało się u-podmiotowienie człowieka. „Teoretycznie”, z tego podkreślania odmiennego statusu usługo-Biorcy wynikało jego dowartościowanie, a także pojawiała się  jakaś szansa „humanizacji” usług. „Teoretycznie”  zmiany te powinny prowadzić nie tylko do wyprowadzenia człowieka „z cienia” produkcji. Można było oczekiwać, iż w wyniku  postępującej de/materializacji w pełnym świetle pojawić się powinno formotwórcze (dla osobowości) oddziaływanie usług.

Trzecia – komputerowa – rewolucja przemysłowa gwałtowanie przerwała te przekształcania. Rychło wyszło na jaw, że GOW osadzona na dwu filarach: informatycznym i rynkowym, nie tylko zredukowała człowieka do roli konsumenta ( ściśle: pro/sumenta, a czasami przedsiębiorcy), ale wplątała go w inny rodzaj uzależnień od „sieci”.  Propagując nowy styl życia, udało się sprzedać atrakcyjniejszy „model” konsumpcji, wmawiając, że samorealizację osiąga się przez samoobsługę.

Raczej wątpliwe, czy człowiekowi uda się z tej „sieci” wywikłać. Jedno wszakże wydaje się pewne, że odtąd „die Stellung des Menschen im Kosmos”  wyznaczał będzie nie M. Scheler, tylko E. Musk, pospołu z J. Bazosem, albowiem:

Jak się okazuje, oba  opisane wyżej stany choć ekstremalne, nie są przeciwstawne. Goniąca za postępem historia – reflektującym – odsłania stare dzieje.

PS

J.W. Goethe („Maksymy i refleksje” ) skojarzył pośpiech i gonitwę z Lucyferem, antycypując to, co stało się znakiem rozpoznawczym współczesności. Po  dwustu latach, „ukute” przez niego określenie veloziferisch – dzięki cyfryzacji – wzbogaciło się o dodatkowe znaczenie. Pośpiech stał się PRZE/PUSTOwością – a ta wyznacza dziś podstawową jednostkę miary (w) KOMUNIKACJI.

* * *

USŁUGI MIĘDZY GOSPODARKĄ A KULTURĄ. CZ. 2

* * *

USŁUGOWY HOLOGRAM

∗ ∗ ∗

1.

Artykuł ten, ma jeden zasadniczy cel. Powstał z zamiarem uczynienia kolejnego kroku, prowadzącego w zaplanowanym cyklu, do pogłębienia naszej wiedzy o usługach. W przyjętym przeze mnie fenomenologicznym paradygmacie teorii jest zatem kolejną próbą dotarcia do istoty usługi.

Już na samym początku rozpoznać należy pojawiające się przeszkody, utworzone przez :

– przyjętą metodę wyjaśniania zachowań ludzkich, ugruntowaną na psychologii behawioralnej. Usługi – to wprawdzie podrzędna, ale przecież działalność gospodarcza, więc i ta aktywność człowieka musi  mieć zewnętrzne odpowiedniki, dające się zmierzyć, uśrednić i modelować. Idiograficzna metoda, podobnie jak uprawianie „hermeneutyki danych” są w ekonomii nie do przyjęcia.

Sytuacjonizm – rozumiany jako konieczność uwzględnienia kontekstu. W świecie, w którym podstawową kategorią opisu jest wzrost,  obojętnie czy zrównoważony, czy ujemny, zagłębianie się w opis konkretnej sytuacji wpływającej na powstanie takiej, a nie innej  usługi, jest zwyczajną stratą czasu. Tym większą, im trudniej wymierny jest wypracowany efekt. Od kiedy trajektorie optymalnego, czy zrównoważonego rozwoju poszybowały wysoko, zajmowanie się prozą codzienności, w jakiej tkwią usługi, to nader frustrujące zajęcie, zwłaszcza dla naukowca.

– trudność połączenia strategiczno – progresywnej opcji z refleksją, czy też retro/spekcją historiozoficzną.

– obowiązującą w teorii ekonomii – opcję pragmatyczną. Można ją również nazwać – funkcjonalną. Funkcją usług jest zaspokajanie potrzeb, uporządkowanych wedle znaczenia, jakie wyznacza im pozycja zajmowana na piramidzie Masłowa.

– usytuowanie usług „pod szyldem” działalności gospodarczej sprawia, że wykonanie usługi, niejako „z góry” staje się problemem „technicznym”. To czysto „techniczne” podeście do rozwiązania zgłaszanego przez klienta problemu, skłania, by sięgnąć po sprawdzone metody działania, najlepiej zastosować odpowiednią procedurę, bądź normę. Tym samym przesądzona zostaje wątpliwość, czy aby na pewno nauka, a tym bardziej – technika mają dostęp do sfery, w której pojawiają się podstawowe problemy dotyczące ludzkiego istnienia. Czy uzbrojone technicznie usługi są w stanie  w nią wnikać ?

A są to tylko niektóre z barier, które trzeba ominąć. Eksperymentując,  uprawiał będę coś w rodzaju „soczewkowania hermeneutycznego”, zobaczymy, z jakim powodzeniem.

Dygresja

Hermeneutykę rozumiem jako dyscyplinę humanistyczną, zajmującą się nadawaniem znaczenia: wartościom, dziełom, znakom, symbolom, zdarzeniom… z dodatkowym założeniem. W hermeneutycznej interpretacji przyjmuje się bowiem, że coś ma znaczenie dla kogoś. Z tego powodu, znaczeń nie można uogólniać, ani nadawać im ściśle określonej formy. Wg H-G. Gadamera podejmowany w hermeneutyce wysiłek zrozumienia owocuje zawsze jakimś uobecnieniem sensu, odkrywanego w nowej jego wykładni.

Pojawiającą się w tej metodzie wyjaśniania  zbieżność podmiotu z przedmiotem trudno pogodzić z metodologią kwantytatywną stosowaną w naukach ekonomicznych, choć w dociekaniu znaczenia usługi – owo zespolenie staje się  czymś bezcennym.

∗ ∗ ∗

2.

Przyjęło się przypisywać usługom dwie podstawowe funkcje: /a/ obsługę materialnych procesów produkcji; /b/ zaspokajanie potrzeb bytowych.

Zależność funkcyjna, to taki wzajemny stosunek dwu zjawisk/wielkości, z których jedno wynika z drugiego. Konsekwencją jest

/α/ swoista petryfikacja, jeśli funkcją jest zaspokajanie – to realizuje się ją bez względu na (tegoż) zasadność

/β/ u-jednoznacznienie,  wpływ jest zawsze jednostronny, trwała zależność jednokierunkowa

/¥/ w konkretnej sytuacji, funkcjonalność ma wymiar techniczny i sprawia, że człowiek zostaje podorządkowany rzeczy/urządzeniu

Jeśli wyjaśniamy ZNACZENIE usług przez wskazanie ich FUKNCJI, to przesądzamy o ich zamknięciu w kręgu immanencji stosujemy tym samym redukcję, pozbawiając je „kreatywnego” charakteru. Słowo kreatywność biorę w cudzysłów nie po to, by wpisać się w pewną konwencjonalną narrację, tylko wprost przeciwnie po to, by  pokreślić dodatkowe konotacje. Rzeczywiście, powinniśmy oczekiwać, że ze strony usług wyjdzie czytelny przekaz, iż „spełniona rzeczywistość” nie jest osiągalna przez innowacje technologiczne, tylko dzięki przypomnieniu zapoznanej prawdy o złożoności ludzkie podmiotowości (sub/iectum).

Błędy i zaniedbania spowodowane „strategiczną ucieczką do przodu” (vide na przykład tzw. „Deklaracja bolońska” z 1999 r. radykalnie zmieniająca metody kształcenia uniwersyteckiego) powinny być kompensowane refleksją historyczną, a ta pozwala sformułować  wniosek trudny do zaakceptowania.  Powinniśmy za zaletę, za cechę pozytywną uznać swoistą inercyjność usług, ich – inaczej rozumianą – innowacyjność. Nienadążanie usług z wartkimi prądami współczesności okazuje się bezcenne, kiedy trzeba nam osądzić, czy przypadkiem nasze patrzenie i ogląd nie zostały ukształtowane wyłącznie przez krótkowzroczną „optykę” utylitarną.

∗ ∗ ∗

3.

Przyjrzyjmy się do czego prowadzić może twierdzenie, iż podstawową funkcją usług jest zaspokajanie potrzeb w sposób inny niż produkcja.

Na szczęście nie będę musiał wytaczać zużytych „ciężkich dział” argumentacji, bowiem z pomocą przychodzi mi Ireneusz Czaja, komentujący w swej książce (pt. „Blask ciemnieje”) wnikliwe uwagi R. Calasso. Sięgam więc po tyleż gotową, co szokującą konkluzję. Otóż wybitny polski antropolog kultury stwierdza, że dzięki lockdownowi i pandemicznemu znieruchomieniu mogliśmy odkryć, że usługi turystyczne (chociaż zgodnie z obowiązującą w tej branży nowo-mową powinno się mówić „przemysł turystyczny”) SŁUŻĄ PODTRZYMYWANIU ILUZJI. Otóż właśnie, nie zaspokajaniu potrzeb, tylko pokrywaniu całej dostępnej rzeczywistości woalem pozoru.

Opis tego, na czy polega i jak się przejawia owa ułuda narzucana przez turystykę, zajmuje w przywoływanej książce kilka stron, więc wywód streszczam. Pracujący w usługach turystycznych ludzie przede wszystkim „służą zakłamywaniu świta, otaczaniu go coraz bardziej krępującymi zasłonami nieistotnego. Utwierdzaniu pozoru. Służą bezrefleksyjnie, dzień po dniu, fabrykowaniu materii, niewidzialnie, ale skutecznie pokrywającej całą dostępną zmysłami rzeczywistość.” Zatrudnieni w przemyśle turystycznym ludzie oddają się zajęciom – co do których I. Kania ma wątpliwość – czy w ogóle uznają je za sensowne? Innymi słowy, to co w usługach turystycznych uchodzi za atrakcję (co przyciąga tłumy) to, po prostu, atrapa rzeczywistości.

A ponieważ cytowany tu autor to nie tylko erudyta, ale też wytrwany stylista, więc jeszcze jeden cytat:

 „ Z rosnącą latami wprawą poruszamy się swobodnie w przestrzeni tego turystycznego ‘matrixa’, najwyraźniej nie pojmując, że – jak bezwolne cząstki napędzone sezonowymi koniunkturami – orbitujemy jednak w próżni. I niech to zabrzmi groźnie: w  próżni, czyli w przestrzeni wydrążonej z wszelkiego sensu” . (s. 27)

Dwa pytania:

– dlaczego ludzie ‘to’ kupują ? I. Czaja z nutą sarkazmu wyjaśnia: trzeba wyruszyć w świat, bo „gdzieś w mitycznym ‘tam’, albo ‘gdzieś indziej’ majaczy obietnica spełnienia” – spełnienia przypominającego ziemską formę zbawienia. Dodać wypada tylko: ziemska wizja raju materializuje się jako: all accessible and all inclusive, dostępne w kurortach.

– czy jest uczciwą rzeczą, w opisany wyżej sposób, ową potrzebę zaspokajać ? Ekonomista, powoła się na prawo ekonomii: popyt kreuje podaż.

Ale to wyjaśnienie już nie przekonuje. Usługi turystyczne stając się „przemysłem” ujawniają zależność odwrotną, to po pierwsze;  a po wtóre, stają się emblematycznym przykładem kulminacji procesów odrywania usług od ich egzystencjalnego podłoża.

∗ ∗ ∗

4.

Przytoczoną wcześniej, a opisaną przez Callaso – Czaję „turystyczną fatamorganę” można potraktować, jako kazus, pokazujący do czego prowadzi bezkrytyczne zaspokajanie stale rosnących potrzeb. Dla prowadzonego tu dyskursu dostarcza argumentu, iż usługi nie są wolne od pokusy wy/naturzenia. Dlatego tak ważną sprawą staje się rekonstrukcja ich genezy w postaci nie skażonej opcją techniczną, ani redukcją funkcjonalną do potrzeb, trwale skojarzonych z brakiem.

Niezmiennie powraca podstawowa kwestia: czym wytłumaczyć, po jaki argument sięgnąć, jeśli chciałoby się wykazać NIEODZOWNOŚĆ USŁUG?

Jestem przekonany, iżby na to pytanie odpowiedzieć, trzeba zejść na rudymentarny poziom wyjaśniania: świata i człowieka. Czyli egzegezę usług wyprowadzić nie z uwarunkowań produkcji, tylko egzystencji. A o tej ostatniej ma coś do powiedzenia nie tylko filozofia egzystencji – reprezentantka myśli współczesnej, ale bogaty przekaz pochodzący z kultur minionych. Można esencję tego przesłania wyrazić w sentencji: świat na równi z człowiekiem są tworami niedoskonałymi.

Człowiekowi nie-do-staje, bowiem nie otrzymuje od razu wszystkiego, co mu jest do przeżycia niezbędne.

Nie dostaje też za darmo; musi zaciągnąć „dług”, ponieważ tylko z pomocą innych może stać się w pełni człowiekiem.

∗ ∗ ∗

5. Dług wdzięczności

W pochodzącym z dawnych epok przekazie odnaleźć można zadziwiającą prawdę. Głosi ona, że zostało niejako z góry przesądzone, że „aktywa” – stające się subsydiami, ulokowane są po tamtej, czyli po „drugiej  stronie”, a człowiek przez całe swoje życie spłacać musi swój debet.

Jak wyjaśnia Ireneusz Kania („Dług metafizyczny. Eseje i rozmowy” Kraków, 2022), ponieważ dług jest symetrycznym odpowiednikiem niedoskonałości naszego świata, zatem występuje odpowiednio na każdym z trzech postaciach:

– dług metafizyczny, zaciągany wraz z pojawieniem się jestestwa na tym, najdziwniejszym ze światów; przy czym, w jego wyrównywaniu uwzględnia się wymiar eschatologiczno – soteriologiczny oraz moralny

– dług egzystencjalny oznacza, że  w  znoszeniu trudów egzystencji indywiduum ludzkie skazane jest na korzystanie z pomocy innych. W rozwiniętych cywilizacjach, owa pomoc przybiera usługową formułę i zachowuje wspólnotowy wymiar

– dług finansowy, którym jest zaciągany w banku kredyt, albo debet – powstały z przekroczenia limitu karty kredytowej (co jest potwierdzeniem „życia ponad stan”).

Człowiek nigdy nie jest w stanie „rozliczyć się” z zaciągniętego długu, dlatego też powinien rekompensować wspólnocie „subsydiowanie” prze/życia, odpłacając się różnorodnymi formami wdzięczności.

Widzimy więc, że na egzystencjalnym poziomie zawiązuje się relacja międzyludzka służąca nie tylko komunikowaniu się, ale również – obdarowywaniu. We wspólnocie owo uzależnienie wyznacza obsadzanie jej członków w rolię „dawcy” bądź  „biorcy”, nadając zresztą tym funkcją naprzemienny charakter. Tyle że antropiczne cechy: spolegliwość, pomocniczość, służebność, współpraca… to jednak pojęcia etyczne, a nie ekonomiczne. W GOW – będącej de facto synonimem cywilizacji technicznej –  są to cechy nieprzydatne. Wystarczą jedynie kompetencje informatyczne…..    

Dygresja III.

Wierny przyjętej w tym blogu, alternatywnej metodzie poznania [3 x i] tudzież prowadzenia dyskursu,  chciałbym raz jeszcze podkreślić wpływ INSPIRACJI, zwłaszcza pochodzącej z lektury dzieł wybitnych umysłów. Takim nieprzeciętnym intelektualistą – bez wątpienia – był Marcin Buber, uchodzący za współtwórcę d i a l o g i k i (”od Ebnera przez Marcela do Bubera”). Tenże, penetrując refleksją obszar między „nowymi a dawnymi czasy” mógł dość wiernie zarysować problem współczesnego człowieka (NB podobnie brzmi tytuł jego książki: „Problem człowieka”, po którą w tym miejscu sięgam).

∗ ∗ ∗

6.

W czym rozpoznać należałoby problem z człowiekiem ? A no w jego ambiwalencji; a więc w tym, że  będąc częścią Natury, wyrasta ponad narzucane przez nią ograniczenia; że im bardziej stara się być człowiekiem, tym większy musi zaciągać „dług wdzięczności” wobec innych. Bowiem tylko z czyjąś pomocą wybić się może ponad przyrodzone wyposażenie. Jak pisze Buber: „Cała praca duchowa została zapoczątkowana  przez to, czego nie da się spotkać nigdzie w naturze”; a co zachodzi między (jedną) istotą, a istotą (drugą). Dla ścisłości, by nie powiedzieć – paradoksalnie, wyłaniający się tu problem polega też na tym, że człowiek jest jedyną taką istotą, której spotkanie z samym sobą dokonać się może jedynie przez spotkanie z innym człowiekiem (bliźnim). Tym samym, na zestaw uwarunkowań tworzących istotę ludzką składają się: dialog nadający spotkaniu charakter wydarzenia; wydarzenia które jest przejściem od relacji

Ja → inne Ja

do

Ja → inne Ty

NB to radykalne stanowisko odróżnia Bubera od W. Dielthey’a, bowiem ten drugi, wśród rozpoznawanych życiowych odniesień owym relacjom interpersonalnym nie nadaje szczególnego znaczenia. Trwale zapadają w pamięć pierwsze zdania książki „ Ja i Ty” ( Warszawa, 1992):

Postawa człowieka jest dwojaka, tak jak dwojakie są podstawowe słowa, które może on wypowiedzieć.

Podstawowe słowa nie są pojedynczymi słowami, lecz parami słów. Jednym podstawowym słowem jest para słów Ja- Ty.”

I co warte podkreślenia, Buber dodaje jeszcze ważne uzupełnienie:

„ Drugim /podstawowym słowem – wtręt K.R/ jest  para słów Ja – Ono…. Ja podstawowego słowa Ja – Ty jest inne niż Ja podstawowego słowa Ja – Ono”. I dodaje, że tylko podstawowe słowo Ja- Ty „można powiedzieć całą istotą”; nie istnieje bowiem Ja w sobie.

Podstawowe słowo Ja – Ty można wypowiedzieć tylko  całą istotą; nigdy, w taki sposób, nie można powiedzieć podstawowego słowa Ja – Ono, ponieważ w tym drugim przypadku, relacja „zatrzymuje się na progu języka”. „Rzecz-sama-w-sobie” – a priori – narzuca relacji Ja – Ono charakter funkcjonalny, techniczny, a nie relacyjny; „rzecz-sama-w- sobie” nie pozwala dotrzeć do istoty rzeczy. Rzecz/przedmiot nie przemawia, tylko oddziałuje na człowieka, narzucając mu swoją funkcją. Ponadto rzecz swoje znaczenie uzyskuje przez odniesienie do zbioru przedmiotów, do którego należy. Natomiast, „jednostkowy”, a nie „gatunkowy” jest sposób zaistnienia człowieka, jego istota odsłania się dopiero w relacji Ja – inne Ty.

∗ ∗ ∗

7.

Nie może być inaczej, „problem człowieka” to problem tyleż naukowy (gnoseologiczny), co egzystencjalny, bo stawiający pierwszoplanową kwestę: w jaki sposób rozpoznać, zrozumieć i zaakceptować owo rudymentarne znaczenia słowa Ja – Ty ? Znaczenie doświadczone, wyniesione ze spotkania z inną istotą ?

Sądzę, że szukając odpowiedzi można sięgnąć po wyjaśnienie, jakie sformułował Hegel w „Fenomenologii ducha” (t.1. Warszawa, 1963). Oryginalność jego koncepcji wynikała z przyjęcia, że rozum ma w miłości swój analogon, czyli współwystępowanie, z jednoczesnym podkreśleniem odrębności. Jak tę dziwną zależność opisać?

Otóż, jak tłumaczy Hegel, rozum zmierza do wypracowania abstraktów naukowych, czyli znosi indywidualne różnice najpierw między obiektami poznania, ale też między teoriami, które owe przedmioty opisują. Podstawową kategorią poznawczą staje się więc odpowiednio „wyważone” sądy, uśredniony opis, statystyczne wygładzenie, a następnie – wypośrodkowany standard, norma, wzorzec, wzór…

nauka = technologia = technika

Oczywiście, warunkujące produkcję środki techniczne tę tożsamość potwierdzają. Niestety, przenika on także nasz Lebenswelt. Świat rzeczy szczelnie wypełnia środowisko życia człowieka powodując, że  relacja Ja – Ty  upodabnia się do relacji Ja – ono, odnoszącej się do bezosobowych obiektów.

Również naukowiec, teoretyk, autor – wyrzeka się swojej indywidualności. Zaimek „My” – w odniesieniu do naukowców to raczej pluralis maiestatis, komunikuje: „my” badacze tak właśnie sądzimy. Z tego powodu liczba mnoga znaczy coś zupełnie innego.

Wyłaniające się z archetypowej relacji „My” wnosi aksjologiczną konotację. Tym razem liczba mnoga – jako „synteza” Ja i Ty, sytuuje oba podmioty na innym (wyższym?, głębszym?) poziomie zrozumienia i współpracy.  Wprawdzie Ja oraz Ty istnieją każde z osobna, ale odkryły, że istota, każdego mając relacyjny derywat, na poziomie ponadindywidualnym wytwarza wartościowy , bo – „dialektyczny” desygnat. Dzieje się tak zwłaszcza wówczas, kiedy odkrywają duchowy wymiar spotkania, kiedy przezwyciężywszy obcość – stają się My. Wraz z uświadomieniem  uwarunkowań egzystencji, wzbogaconych o doświadczanie duchowego wymiaru relacji, zaniknąć mogą wyjściowe rozbieżności, a powstające na wyższym poziomie więzi, jeszcze bardziej tę relację  umacniają.

Odmiennie niż rozum, miłość jest przezwyciężaniem anonimowości i obcości. Dzięki uwzględnieniu Heglowskiej opozycji rozum advers. miłość wyraźniej dostrzegamy, na czym fundowana zostaje relacja Ja – Ty, i co sprawia, że wchodzące w nią osoby zachowują swoją odrębność.  Co więcej stając się „MY” tę podmiotowość jeszcze bardziej pogłębiają. Natomiast dla poznającego rozumu (pesp. w procesie rozumowania) Ja i Ty stają się tym samym, są wymienne, bowiem wyniki badań i ich synteza teoretyczna powinny być anonimowe. Ten metodologiczny wymóg ma w praxis naukowej swój odpowiednik w postaci zasady: nie-ma-ludzi-nie-zastąpionych.

Poznanie racjonalne, to wyabstrahowana powszechność.

Doświadczenia wyniesione ze spotkania z innym Ty, to powszechna niepowtarzalność

Powyższe porównanie, podane w aforystycznej formie wymaga odniesienia do usług. Uzupełnienie zaczyna się uwagą, że zwłaszcza wiedza UgB  ma charakter partykularny zostaje skonfrontowana z zobiektywizowaną wiedzą UgD. Taką sytuację  przynajmniej rozpoznajemy na pierwszy rzut oka. Raczej jest tak, że partykularne odchylenie to przypadłość obciążająca obie strony. Z czego to wynika ?

– Odnośnie do UgD: ponieważ wiedza specjalistyczna zostaje uzupełniana i zweryfikowana przez nabyte kompetencje, czyli praktykę zawodową

– Odnośnie do UgB: ponieważ jego wiedza powszechnie dostępna zostaje wzbogacona o doświadczenie życiowe

Podsumowując: w przeprowadzonym wyżej wywodzie pojawiły się  najważniejsze wątki tematyczne, które pozwalają teraz skupić uwagę na pogłębionej analizie relacji usługowej.

∗ ∗ ∗

8.

Osadzając teorię usług na interaktywnym, relacyjnym paradygmacie, korzystałem z dorobku relacyjnej wersji marketingu (Relationship marketing). Z czasem zaczęły się pojawiać nie tyle negatywne, co przykre skutki tej decyzji. Wyszło bowiem na jaw, że nie ulegam wpływowi „mody naukowej” i pozostaję wierny raz obranej opcji marketingowej. Taka postawa skazywała moje publikacje na krytykę; w najlepszym razie na przemilczanie – ze strony przedstawicieli nauk o zarządzaniu, a ich autora – mniej lub bardziej – na ostentacyjny ostracyzm środowiska naukowego. Wszystkie przejawy braku akceptacji przyjmowałem z pokorą i należnym zrozumieniem. Bo, jakżeż można robić takie rzeczy: proponować MARKETINGOWE zarządzanie – skoro, jak wiadomo zarządzanie jest cybernetyczne + ergonomiczne ( a ostatnio + informatyczne); co gorsza, wobec zachodzących stale przekształceń marketingu (marketing mix, marketing produktu, marketing marki, marketing bezpośredni, marketing wartości, nuro-marketing…) nie można uparcie trzymać się jednej jego wersji? Tym bardziej, że jest to marketing powstały pół wieku temu, nie-Kotlerowski. I jakby tego było mało – jak wypominano – marketing oderwany od mechanizmów liberalnej gospodarki rynkowej. Dziwiono się, jak w GOW można podtrzymywać błędną tezę, że relacja interpersonalna jest czymś ważniejszym niż komunikacja medialna. Propozycja, by relacje usługowe nie tylko rozwijać, ale i pogłębiać zasługiwała na miano „kuriozum naukowego”, kandydującego do umieszczenia w „skansenie” pobożnych, a nie naukowych, życzeń.

Ten brak akceptacji rozwijanej przeze mnie teorii usług (ze strony teoretyków i praktyków marketingu, tudzież przedstawicieli menedżeryzmu), wynikał z kolizji występującej już na poziomie fundamentalnych założeń. Teoretycy nauk o zarządzaniu już same marketingowe konotacje uznawali za dyskwalifikujące. Z kolei znawcy marketingu, „czyści pole” obserwacji i wrzucali usługi do jednego „worka” razem z masowymi produktami – koncentrując się następnie na usługowych „opakowaniach”. Skoro wszystko mogło być produktem, jednolite też musiały być zasady warunkujące ów monizm:

> maksymalna przyjemność z zaspokajania potrzeb (mniej lub bardziej uzasadnionych)

> zasada rotujących klientów, wyrażana hasłem: wolny rynek, wolny wybór

> skoro pięć jest większe od jednego, to wielość jest zawsze lepsza od singla

> „racjonalny” wybór jest wskazaniem na: doraźnie, więcej i przyjemniej

> swobodny wybór, poczucie autonomiczności decyzji korzystnie wpływa na samopoczucie klienta (jego psyche) nawet wówczas, kiedy są tylko zachowywaniem  pozorów niezależności.

Aktualnie obowiązujące, wyżej podane, pryncypia nauk ekonomicznych były nie-do-pogodzenia z przyjętą przeze mnie podstawową tezą marketingu relacji, iż współpraca ze sprawdzonym usługodawcą jest korzystniejsza od  poszukiwania nowych wykonawców. Jeśli ta teza staje się zasadą, to nadaje relacji usługowej symetryczny charakter. Postulat zatrzymywania i prowadzenia indywidulanego klienta musiał być postrzegany jako jedno wielkie ograniczenie, będące zanegowaniem swobód rynkowych; długookresowe relacje były niczym „gorset”, w jakim zamierza się unieruchomić klienta. Wobec zarzutów tego kalibru, nie miało znaczenia, że takie zachowania i postawy, jak lojalność czy zaufanie… tworzą zestaw wartości pochodnych, że warto o nie zabiegać. Wypada je w usługach praktykować, ponieważ mogą znacząco wpłynąć  na kulturę współżycia i przyczynić się do pomnażania kapitału społecznego. Dostrzeżenie tego rodzaju dobroczynnych następstw marketingu relacji wymagałoby jednak wyjścia poza transakcyjny schemat wyjaśniania i dostrzeżenia – uwarunkowanych kulturowo – form wymiany. Brak akceptacji dla relacyjnego marketingu usług wynikał również z jednostronności „argumentu korzyści”, z zawężenia funkcji usług do doraźnego zaspokajania potrzeb. Po części jest też moją winą, że do teorii wprowadziłem „relacje” – słowo wieloznaczne i wzięte z języka naturalnego. Dlatego też, do powyższych wyjaśnień dopisuję jeszcze na koniec dwa uzupełnienia, które odsłaniają, w jaki sposób na archetypowej relacji Ja – Ty osadzona zostaje relacja UgB – UgB..

RELACJA – KONTEKST ZNACZENIOWY

Porządkując i przypominając, podkreślić należy rzecz znamienną: relacja interpersonalna wpisana w usługowe ramy wręcz rozsadza ekonomiczny kontekst znaczeniowy. Potwierdza to poniższy opis:

zagadnięcie • zapytanie • dialog • rozpoznawanie problemu • sformułowanie zlecenia • zaangażowanie w projektowanie usługowego produktu • doświadczenie wspól/udziały w tym, co się wydarza • ocena wyniku • rozliczenie • rozstanie • obietnica spotkania

Zapśredniczająca się dzięki usłudze relacja interpersonalna, jeśli nawet pierwotnie powodowana jedynie interesowną motywacją, realnie poszerza pole formotwórczych oddziaływań. Chcąc lepiej zrozumieć ich znaczenia wystarczy powołać się na stwierdzenie Hegla (w „Fenomenologii ducha”), iż jeden samotny człowiek, to jeszcze nie człowiek; że „trzeba przynajmniej DWÓCH, żeby można było być istotą ludzką”. Aby stać się w pełni człowiekiem, podmiotem konstytuującym się na samowiedzy, istota ludzka potrzebuje drugiego człowieka, a ściśle biorąc – jego uznania. Jeśli nawet relacja usługowa zaczyna się od konfrontacji odmiennych stanowisk, to wypracowany consensus (w postaci usługowego produktu) staje się potwierdzeniem wzajemnego uznania: równości w wymiarze podmiotowym i autonomiczności oglądów w wymiarze przedmiotowym.

Wraz z tą konstatacją, czyż nie ulega skasowaniu osławiona ASYMETRIA, traktowana uznawana nie tylko za określnik, ale niemal jako atrybut relacji usługowej, zwłaszcza w usługach profesjonalnych ?

Zarysowany tu jedynie szkicowo całościowy przebieg usługowego świadczenia wyjaśnia również, dlaczego w idiogentycznej eksplanacji usługowego fenomenu – relacja jest pojęciem tak przydatnym, że aż niezbędnym. Poza bezpośredniością (wzajemnych) odniesień relacja – relatywizuje, co w tym przypadku oznacza konieczność uwzględnienia podmiotowo zdeterminowanej sytuacji, w jakiej wyświadczona zostanie  usługa.

ZRÓDŁOWA MOTYWACJA

Jest rzeczą powszechnie wiadomą, że usługi nabywa się po to, aby zaspokoić (jakieś) potrzeby. To generalne stwierdzenie jednak nie wyjaśnienia, dlaczego – przy tej okazji, niekiedy przymusie – warto wchodzić w relacje interpersonalne z UgD.  Jeśli pojawia się jakiś argument, to „techniczny”, nie „personalistyczny”. Dlatego, chcąc wyeksponować znaczenie drugiego z nich dodaję uzasadnienia Sokratejskie, zgodnie z którym prawda o relacji interpersonalnej ujawnić się może, jeszcze bardziej wyraźniej, na poziomie rozważań etycznych. Jeśli uwzględnić etyczny fundament kultury – a nie tylko estetyczny – to nad nim nadbudowują się dopiero kolejne warstwy: polityczna – społeczna – ekonomiczna – użytkowa – techniczna. Proszę zauważyć ciekawe zjawisko dotyczące wpływów kulturowych. W GOW, czyli społeczeństwie informatycznym wytwory kultury docierają do społeczeństwa i są konsumowane, tak jak wszystkie inne produkty. Tylko w jednym przypadku kultura osobista jest zasilana tudzież sprawdzana wprost i bezpośrednio,  kiedy dokonuje się to via relacje interpersonalne.

Co wyjaśniwszy, teraz już bez zbędnych komentarzy wskazuję na – bodaj  najgłębszą motywację, naprowadzającą na relację usługową :

Gdy ktoś nie jest ani dobry, ani zły, ale pragnie czegoś pozytywnego, jakiegoś Dobra, bez oporu wchodzi w relacje, także usługowe.

Ich nawiązywanie i utrwalanie skutkuje tym, że egzystencja doświadczana jest jako wspólnota losu, a nie  jako miraż samozadawalania.

Notka bibliograficzna 

Powyższe dwa zdania,  to „usługowo” zmodyfikowany cytat z książki H-G. Gadamera, Rozum, słowo, dzieje Warszawa, 2022, s. 332, jak zawsze, w niezrównanym tłumaczeniu Małgorzaty Łukasiewicz

I. Czaja, Blask ciemniej. Lektury hermeneutyczne, Kraków, 2022

R. Calasso, Nienazwana teraźniejszość, Gdańsk, 2019

WARTE ZAPAMIETANIA:

-•  Relacja między UgD a UgB  ma swoją archetypową matrycę, zapisaną słowem: Ja – Ty

-• Prawdziwe Dobro (w odróżnieniu od ekonomicznie rozumianego „dobra”) powstaje w wyniku relacji będącej współdziałaniem

-• Relacja interpersonalna jest tym bardziej owocna, im bardziej bezpośrednia, a mniej anonimowa

-• Nie przekonuje ( bo nie brzmi wiarygodnie) teza, iż zadając się z konkurentem zyskuje się więcej, niż współpracując z partnerem

USŁUGI MIĘDZY GOSPODARKĄ A KULTURĄ. CZ. 3

* * *

SERWICYZACJA

Pełny tytuł:

SERWICYZACJA – czyli PROCES ROZWOJU I  ZANIKU USŁUG.

Wprowadzenie

Podstawą w rekonstrukcji zapowiadanego procesu jest nie periodyzacja historyczna (obowiązująca w historii gospodarczej), a  raczej – dziejowa. Przyjmuję bowiem, iż egzystencja wytycza własne, czyli odrębne dzieje człowieka. Dzieją się dzieje – a to nie oznacza zwyczajnej obecności człowieka w upływającym czasie. Dziejowość odnosi się do dziejów powszechnych, podczas trwania których „egzystując” – człowieka na różne sposoby stara się uobecnić Ducha, nie tylko w dziejach, ale także w sobie.

Dlatego, przyjęta w tym artykule perspektywa nie jest perspektywą „datującą”, czy też  wyłącznie porządkującą – raczej przeciwnie. Przyjmuję zdystansowane stanowisko, aby nie tylko odtworzyć procesy przekształceń, jakim podawane były usługi, ale by wskazać na powikłania i zależności, w jakie wchodzi człowiek stając UgD/UgB. W celu uprzystępnienia wywodu, wykorzystałem prosty zabieg formalny. Polega on na potraktowaniu WZÓRU OSOBOWEGO jako swoistego ZNAKU ROZPOZNAWCZYGO ( Zeitgeist ), wokół którego zagęszczają się dzieje

Generalna periodyzacja

Motto:

„Ludzie myślą, że opowiadanie historii jest świetnym środkiem usypiającym –

ja zaś uważam, że opowiadanie historii służy budzeniu ludzi”.

rabbi Nachman z  Bracławia

 

Serwicyzacja – periodyzacja dziejów

okres Denominacja określenie Wzór osobowy usługodawcy  Relacja
I.  agricultura niewolnik Ja/Pan – ono
II. Zchrystaianizowana cywilizacja  agrarna sługa boży Ja- on -inne Ty
III. Cywilizacja techniczna sługa Ja – on/ona
IV. Rozwinięta  gospodarka rynkowa kupiec przedsiębiorca Ja – inne ja
V. Ontologizacja usług usługodawca jako zawód Ja – Ty –(My) UgD – UgB
VI. Zhomogenizowna ponowoczesność prosument Ja – ono – ja
Opracowanie: K. Rogoziński

Komentarz do tabeli

Ad I. Kultura agrarna.

Życie człowieka i wszystkie jego aktywności podporządkowane regułom i rytmom Natury; agri/culturaoznacza, że cywilizacyjna bariera oddzielająca człowieka od Natury jeszcze nie istnieje; symbioza Natury i kultury; gospodarstwo /oikos/  w klasycznej starożytności jest: gospodarstwem domowym – rolnym – warsztatem rzemieślniczym; aby mógł funkcjonować taki „kombinat” niezbędna jest siła robocza – niewolnicy; niewolnik jako animal vocale (zwierzę, które mówi); jednak to „ono” czyni pana swego wolnym człowiekiem (uwolniwszy go od tyrania w gospodarstwie); wyodrębnia się polis, a wraz z nim – sfera publiczna.

Ad II.

Upadające Imperium Romanum przygotowuje przestrzeń i kulturę pod proces chrystianizacji całego Mediterraneum;  Chrześcijaństwo – nową monoteistyczną religią przeobrażającą stosunki feudalne, a także kulturę i religie; na konfesyjnym  fundamencie pojawiają się gruntowne przewartościowanie; niewolnik staje się pełnoprawnym i pełnowartościowym człowiekiem; służebność zostaje zrehabilitowana; bycie sługą (zwłaszcza  osobą duchowną – sługą bożym) przynosi zaszczyt;  servare –  staje się drogą do zbawienia upadłej duszy; sługa jako częściowo bezimienny „on” – spełnia rolę pośrednika między panem a światem;      relacja służebna przybiera postać: ja –  on – inne Ty.

Ad III.

Manufaktura zastępuje warsztat rzemieślniczy; powstają zręby cywilizacji technicznej; techne nadaje znaczenie nauce i sztuce; gospodarstwo domowe oddziela się od gospodarstwa rolnego; industrializacja skutkuje urbanizacją; utrwala się nowy podział pracy:  robotnik/proletariusz – obsługuje maszynę, a służąca – gospodarstwo domowe; służący, pomoc domowa… umożliwiają mieszczaństwu awans cywilizacyjny; cywilizowanie polega na wyzbywaniu się „prymitywnych” obyczajów; bourgois, gentelman –   swoją pozycję społeczną i aktywność kulturalną zawdzięczają nie tylko kapitałowi, ale też służącym; niższy status społeczny służącej/służącego sprawia, że tworzą oni relację: ja – on/ono; relacja usługowa wprawdzie spersonalizowana, ale jeszcze nie zindywidualizowana; służący to wprawdzie człowiek, ale „drugiego” gatunku.

Ad IV. Rozwinięta gospodarka rynkowa

Postępują procesy u-towarowienia życia; pieniądz – uniwersalnym miernikiem wartości; rozszerzająca się wymiana towarowo – pieniężna  wyłania nowe wzory osobowe: kupca i przedsiębiorcy; specjalizacja zawodowa prowadzi do wydzielanie się zwodów usługowych; włączony w obrót towarowy usługodawca  w nabywcy usługi widzi swoją kopię; asymetryczna relacja usługowa przybiera postać: Ja – inne ja.

Ad V.  Ontologizacja usług

Przyspieszają procesy cywilizacyjne powodując wzrost poziomu zamożności społeczeństw; demokratyzacja życia społeczno – politycznego; wyłania się kultura masowa; usługi wyodrębniają się jako osobny sektor (tercjarny); umacnia się kompensująca, redystrybucyjna i kulturotwórcza rola sektora usług publicznych; w przyspieszonym tempie różnicują się zawody usługowe; jakość życia zależy od nabywanych usług; znacząca rola usług w bilansie czasu (dobowym – tygodniowym); wyróżniona pozycja usług profesjonalnych; rozwija się teoria usług; relacja usługowa zostaje osadzona na archetypowej relacji Ja- Ty, bliskiej symetryczności.

Ad VI. Zhomogenizowana ponowoczesność

Konsument staje się pro/sumentem; iluzja autarkii;  atomizacja życia społecznego; alienacja ze środowiska życia; między „realem” a „wirtualem” wyłania się pandemonium; miraże dematerializacji – będące de facto czymś przeciwnym: uzależnieniem od rzeczy; procesy reifikacji; immanencja – zamknięcie w „mydlanej bańce” tego samego; profil konsumenta gwarancją tożsamości; wychwytywanie „okazów” do sieci; podprogowe stymulacje; świadomość zewnętrznie sterowalna; samoobsługa; samo/realizacja jako przekształcenie człowieka w cyborga.

Konkluzja

W ostatnim akcie dramatu niewolnik (podłączony do sieci) wraca na cenę, ale już bez szansy zostania wyzwoleńcem.

USŁUGI MIĘDZY GOSPODARKĄ A KULTURĄ. CZ. 4

* * *

Współczesna samowiedza

(próba jej wzbogacenia)

Motto:

„Nasze  bycie skierowane jest na dzieje, gdy pozwalamy,
by coś miało dla nas znaczenie, gdy dajemy się pouczać”.

***

„Prawdziwe rozszerzenie naszego Ja, wygnanego w ciasnotę przeżywania leży /…/  w spotkaniu z niezrozumiałym. Być może więcej o naszej historycznej egzystencji możemy się dowiedzieć wówczas, kiedy owieje nas tchnienie całkiem obcych światów.”

***

„/…/ Duchowe dzieje ludzkości nie są procesem odbóstwiania świata.”

H-G. Gadamer

WSTĘP

Od kiedy zajmuję się usługami, nurtował mnie następujący problem: jak głęboko trzeba zejść w rozważaniach nad istotą usługi, by osiągnąć „dno” – najtrwalszy fundament? I czy w ogóle jest możliwe, by osadzić teorię usług na ponad/koniunkturalnych założeniach i uwolnić ją od ograniczeń historycznego kontekstu?

Upłynęło sporo czasu zanim zdecydowałem się zmierzyć z tym wyzwaniem naukowym. Przykładem takiej próby jest zamieszczony w tym bloku artykuł pt. „Usługowy hologram”, w którym na fundamencie moralnym, Sokratejskie przesłanie, spotyka się z ideą wzajemnej służebności.   W tym artykule – tamto, antropologiczno – moralne ujęcie – staram się wzbogacić o refleksję historiozoficzną, wykorzystując pojęcie dziejów jako przekazu samowiedzy.

ĆWICZENIE Z HERMENEUTYKI

Ten artykuł, zamykający czteroczęściowy cykl, traktuję jako ćwiczenie z hermeneutyki, które może nam pomóc w zrozumieniu czym jest TERAZ ukształtowane przez współczesność. To nie będzie wykład z metodologii badań źródeł historycznych, ani tym bardziej literackich, tylko sięgnięcie wprost w rozpoznany topos, i podanie go reinterpretacji. Ćwiczenie wykonuję po to, aby doczytując dziś przekaz zawarty w dawnych dziełach/dziejach zrozumieć miejsce i moment, w jakim znaleźliśmy się, my – jako ludzie z trzeciej dekady trzeciego tysiąclecia. Zachętą do podjęcia takiego ćwiczenia jest spodziewana korzyść polegająca na tym, że teraźniejszość utworzy jednolitą całość z czasem minionym i z tym, co już jutro nadejdzie.  Taka perspektywa czasowa, w której jest trwanie i dzianie się pozwala lepiej zrozumieć symptomy współczesności (schyłkowej po/nowoczesności), jako jej: formy bez treści; blaski i cienie; obłudę i złudę; zachwyty i zniewalające chwyty…

A oto, jak to wyjaśnia Mistrz – hermeneuta:

„Historię pisze się wciąż na nowo, bo jesteśmy stale określani przez naszą teraźniejszość. Chodzi nie tylko o rekonstrukcję, nie tylko o to, by przeszłość stała się nam współczesna. Właściwa zagdaka i problem rozumienia  polega na tym, że to, co w ten sposób uwspółcześniono, zawsze już było nam współczesne jako coś, co chce być prawdą. To, co zdawało się jedynie rekonstrukcją minionego sensu, stapia się z tym, co przemawia do nas bezpośrednio jako prawda”. (H-G.Gadamer, op. cit. S. 55)

Podejmowane z takim nastawieniem odczytywanie „znaków czasu minionego” pozwala lepiej poznać prawdę o nas samych. Jednocześnie stwarza szansę, by trafniej rozpoznać to, co nadchodzi; ale też poprawniej zidentyfikować siłę, która – w imię ochrony życia – prze w stronę MATERII SZTUCZNIE OŻYWIONEJ.

Co nas czeka? Właśnie dociera do naszej świadomości, że sztuczna inteligencja jeszcze bardziej pogrąży ludzkość w matni, czy też matrix’ie. Dlatego pilnie poszukiwać musimy impulsów wybudzających ze stanu odrętwienia, czy rozbłysków przebijających się przez myopię.

* SAMO/WIEDZA

Czym jest samowiedza ?

Już samo sformułowanie pytania zapowiada nie tylko „wagę” podejmowanego problemu, co sygnalizuje sposób poprowadzenia refleksji nad  kluczowymi zagadnieniami współczesności. Co – tak naprawdę – wiemy o sobie? Jeśli coś wiemy, to skąd, z czego czerpiemy tę wiedze, którą uznajemy za „naszą”?  Czy pochodzi ona z wiarygodnych źródeł? Skąd i gdzie wytryskują te źródła?  Czy tkwiąc w zauroczeniu współczesnością jesteśmy jeszcze w stanie odczytywać przekaz pochodzący z przeszłości?

Doprecyzowując: SAMO/WIEDZA  w nadanym jej tu znaczeniu to:

– jedno z tych kluczowych słów, które służyć będą odsłonięciu innego, szerszego horyzontu poznawczego, co pozwoli nam lepiej zrozumieć samych siebie.

– pojęcie, które rozsadza sztywne ramy czasowe narzucone przez historię (zwłaszcza historię gospodarczą), by – dzięki rozszerzeniu pola widzenia – sięgnąć po pojęcie DZIEJÓW, formujących człowieka. Ponieważ dziejowa czaso-przestrzeń nie jest polem eksplorowanym przez nauki pozytywne, możemy więc odnaleźć  dla samowiedzy (w tym również dla teorii usług)  trwalsze  – nie zrelatywizowane do kontekstu historycznego – punkty oparcia.

– rozumienie nadawane SAMOWIEDZY, jakie uzyskujemy traktując ją jako przedmiot poznania, sytuuje się w kręgu zarysowanym przez Geisteswisschaften, w znaczeniu nadanym tym naukom przez W. Diltheya

– samowiedza jako wiedza wzbogacona… (Pozostawmy na razie na boku kwestię: czym wzbogacona?). Na tym wzbogaceniu powinna również skorzystać teoria  usług, która dzięki temu mogłaby się wyzwolić z ograniczeń narzucanych przez nauki ekonomiczne; NB najpierw historycznie zrelatywizowanych, a finalnie – sformalizowanych (matematycznie) i technicznie kompatybilnych. Czerpiąc z innych źródeł poznania: filozofii, antropologii, filozofii dziejów, teologii, poezji, … samowiedza (i tylko ona) pozwala uplasować usługi tam, gdzie jest ich dziejowe miejsce, tzn. między gospodarką a kulturą (oczywiście, tą wysoką).

* DZIEJE

Dzieje, dziejowość – jako przezwyciężenie ograniczeń historii.

Historia narzuca nie tylko ramy czasowe, ale też wytycza liniowy schemat czasu i chronologię wydarzeń. Mówiąc i przemyślając DZIEJE, porządkujemy opisywane przez historię wydarzenia w inny sposób. Obserwowane i opisywane  zdarzenia, zmiany staramy się zrozumieć odnosząc je do przebiegającej w sposób naturalny sekwencji:

wzrost/wzlot → rozkwit → upadek → spuścizna

Sposób prezentacji tego „łańcuch” jest mylący. Zestawione wyżej słowa określające fazy powinny jednak wywoływać inne skojarzenia. Ten ciąg pojęć NIE JEST układem liniowym,  nie nadaje dziejom cech równomiernie rozciągającego się procesu. Jego odwzorowanie powinno  przybrać  raczej postać „sinusoidy”, jaką wytyczają i pozostawiają po sobie losy ludzkości.

„Sedno sprawy leży raczej w tym, że właśnie w tych zmiennych kolejach losu poszukujemy sensu naszego bytowania”. (H-G. G. s. 27)   

Zatem, samowiedza wyprowadzona z retrospektywnego zrozumienia, będącego interpretacją dziejów. Ale wraz z tym stwierdzeniem pojawia się kwestia metody pozwalającej ów stan wzbogaconej samowiedzy osiągnąć. Na szczęście z pomocą przychodzą W. Dithley i H-G. Gadamer.

ZROZUMIEĆ DZIEJE

Przydatność historiozofii W. Diltheya wyraża się przede wszystkim w tym, że nie skupia się ona na wytyczeniu jakichś długookresowych trendów rozwojowych, tylko koncentruje się na wyprowadzaniu całości – totalności dziejów (sic) z/od pewnego znaczącego „środka”; albo też od/z wskazania znaczenia czynnika/czynników, które nadały owemu „środkowi” dziejowy „ciężar”.

Ale najbardziej zdumiewająca jest konstatacja, iż dzieje w swym przebiegu nie odwzorowują liniowo uporządkowanej – jak w podręcznikach – historii.

Dzieje odczytujemy i próbujemy zrozumieć stosując organiczny klucz interpretacyjny.

Warto w tym  miejscu przytoczyć  C. Noikę („Dziennik filozoficzny”,  Warszawa, 2023). Najpierw jego cenną uwagę, iż  myślenie „systemowe”, albo ”ewolucyjne”, od prostego do złożonego, jest tu mało przydatne,  że wmyśliwać się trzeba całościami, a nie częściami; trzeba  pozwolić całością wyłaniać się z ‘żywiołu nieskończonościowego’ ( jak to przekłada I. Kania).  A teraz to, co najważniejsze. Taki stosunek do dziejów właśnie oznacza „być żywym: pojedynczy, nieskończenie drobny element może stać się ośrodkiem skupienia dla reszty. Jeden człowiek przekształca się w kościec całości. Nie pniesz się stopniowo, matematycznie od prostego do złożonego, lecz bezpośrednio, bez sumowania wznosisz się od prostego do całości. Oto paradoks życia – wszelkiego życia”.

Takie – na modłę organiczną  – ujęcie przeszłości kłóci się  z ustaleniami rozumu niecierpliwie rachującego i wytyczającego przyszłość; rozumu wytyczającego ekstrapolacje  tudzież schematy powielane następnie w myśleniu zdrowo-rozsądkowym.  Czy to możliwe, aby Dzieje, Los, Życie… nie układały się wzdłuż linii  prostej, na której kolejne odcinki czasu wyznaczają wzrost, rozwój, postęp – mierzone tą samą miarą ? Trudno wprost uwierzyć, że możliwe jest nie tylko zakrzywienie tej linii, ale – co więcej, inne rozłożenie punktów ciężkości powodujących jej zakrzywianie. W efekcie pomniejszone zostaje znaczenia punktów skrajnych, początku i końca. Traci znaczenie cybernetyczne eksponowanie dwu skrajnych stanów:

„wejścia”  < — > „wyjście”

natomiast w centrum uwagi sytuuje się „czarna skrzynka” skrywająca prawdziwe precjoza.  Wraz z upływem czasu nie tracą one swej wartości, a wprost przeciwnie – odkrywane, czy też odzyskiwane zaskakują nas swoim bogactwem.

Samowiedza wytycza inną sekwencję zdarzeń i znaczeń, niby tych samych, ale układających się w inny sposób, albowiem „grawitują” one wokół rozpoznawanego „środka ciężkości”. To taka sytuacje, kiedy  „Znaczenie życia krystalizuje się nie wokół ostatniego, lecz wokół rozstrzygającego przeżycia” (H-G. G. s.30)

Korzyścią z odwoływania się do pojęcia „dziejów” jest to, że , historia, Los, Życie – utworzyć mogą  jedną „totalną” całość. Jej rozpoznanie i zrozumienie zależy jednak od umiejętnego odczytania  „znaków czasu” – czyli znaków wytyczających ów „środek ciężkości”. Wokół niego skupiają się energie gotowe przekraczać granice i poderwać człowieka do wzlotu. Dopiero doświadczenie bezwładu, ciążenia i opadania… może nam uzmysłowić stopień zagrożenia i zmobilizować do kontr-reakcji.  Takie do-wewnętrzne ujęcie sprawia, że inaczej przebiegać będzie proces roz-poznawania współczesności:

przeżycie, doświadczenie → wybudzenie → rozpoznanie → zrozumienie → nadanie znaczenia (czemuś) → reakcja

 

* * *

WSPÓLCZESNOŚĆ.
W poszukiwaniu punktu ciężkości

Jak wspomniałem, dziejowa perspektywa pozawala – w refleksji nad współczesnością – wyznaczyć ów „punkt ciężkości”, wokół którego koncentruje się aktualnie „praca myślowa”, ale też konkretne  działania ją wzmacniające.

Najważniejszy moment i punkt dziejowy wyznaczony został przez przedefiniowanie CONDITIO HUMANA. Ta zmiana oznacza prawdziwy zwrot w antropologii. Zwięźle, ale też jednoznacznie, określić go można jako przejście od egzystencji do wegetacji.

EGZYSTENCJA – zgodnie z etymologicznym i antropo-filozoficznym rozumieniem tego pojęcia, oznacza ono zdolność jestestwa do wykraczania ex – situ, czyli ponad to, co składa się na zestaw ograniczających go (biologicznych, materialnych, habitualnych…) uwarunkowań.  Egzystencja przebiega więc między dwoma biegunami napięć, między: trybutami wymuszonymi przez  Życie (lan vital) a przyciągającym oddziaływaniem wartości; między długiem zaciąganym od współ/bytujących  a nadzieją spełnienia się jako  człowiek.

WEGETACJA – tym razem, określenie to pojawia się w znaczeniu potocznym, jako: marne życie, biedowanie, nędzne bytowanie… Zasadniczym tego powodem jest zakłamana egzystencja. Wskazać można trzy zasadnicze kłamstwa, za pomocą której egzystencja została przekształcona w wegetację:

– wmawia się ludziom, że samodzielność, autonomiczność, suwerenność… to  cechy prawdziwej wolności, a jej pełnia to samowystarczalność. Jednak nie odkrywa się całej prawdy, bo przecież taka „autarkia” jest całkowitym uzależnieniem człowieka od zasilania zewnętrznego.

– miarą dobrobytu jest stan posiadania (zwłaszcza „dóbr” użytecznych)  tudzież dostęp do informacji, a nie jest nim  współ – bycie-w-dobrym

– nauka stała się wyrocznią współczesności, dostarczającą odpowiedzi na wszystkie pytania; tyle że rzeczy nie jawią się już ‘takimi – jakie – są’ ( tylko ‘jako  – takie – czemu – służą’). Zatem, o prawdziwości teorii rozstrzyga jej skuteczność i przydatność, czyli jak to wyraził Gadamer: „ Sama nauka stała się techniką” s. 45).

– prawdziwym dobrodziejstwem są osiągnięcia techniki, bo tylko one czynią życie ludzkie nie tylko lżejszym, ale i przyjemniejszym. Wierutne kłamstwo, technologia nie uratuje człowieka, a przeciwnie – tylko przyspieszy upadek ludzkości.

Wyrwać się z immanencji prowadzącej do zniewolenia przez rzeczy/gadżety oraz przez medialnych „sterników świadomości” i otworzyć  egzystencję na porywy Ducha, oto wyzwanie przed jakim stoimy.

BYCIE W SPOSÓB DZIEJOWY KSZTAŁTUJE SAMOWIEDZĘ

„ /../ duch poszukujący samowiedzy właśnie przez to poszukiwanie przekształca stale sposób, w jaki jest. /…/ W ten sposób otwiera się przed nim bezkres myślenia historycznego”. [H-G.G. s.32]

Historycznie uprofilowane myślenie, w którym refleksja antropologiczna podbudowana zostaje retrospektywą, oznacza „ustawiczny wzrost samowiedzy, ustawiczne rozszerzanie horyzontu życiowego. Nieustanne – pisze Gadamer i dodaje –  bezpowrotne”(tamże). Ale jak należy rozumieć ową  „bezpowrotność” ?

To oczywiste, że czasu odmierzonego przez zegar nie da się już cofnąć. Nie jest możliwy powrót do la belle epoque. Ale,  jest możliwy wzrost samowiedzy, bowiem możemy ją nasycić treściami, ideami, koncepcjami… z przeszłości, a których aktualność odkrywamy dopiero po niewczasie. Wydaje się to być jedyną szansą, która zapobiec może postępującemu regresowi kultury europejskiej.  Przyjąć można, jak sugeruje I. Kania ( „Dług metafizyczny”, 2022 ), że cywilizacja Zachodu (w wyniku oszałamiających osiągnięć technicznych) weszła w fazę schyłkową, co oznacza, iż nie jest w stanie wymyślić już żadnej idei, pobudzającej ją do życia. Współczesność – opisywana za pomocą nagminnie rozprowadzanego przedrostka ‘post’ – jawi się już tylko jako wegetacja pogrążona w konsumpcyjnym błogostanie.

Czy w ogóle jest jeszcze możliwe wybudzenie z tego letargu, w jakim pogrążył pogrążyła się ludzkość ? Jaki sygnał alarmowy, ma szanse przebić się przez skorupę konsumpcjonizmu ?  Już chyba tylko ostrzeżenie pochodzące z obszaru kultury wysokiej (Geistkultur). Uzasadniając – przyjmuję – że tylko ona jest instancją zdolną wsłuchać się w odgłosy  dochodzące z przeszłości. W roztaczanym tu projekcie wzbogacenia naszej samowiedzy,  powinniśmy poszukiwać impulsów, które by nas wybudziły, byśmy obudzeni mogli „reflektować”, uprzednio rozświetliwszy nasze myśli  światłem (claritas) emitowanym z niewygasłych  punktów świetlnych.

Dygresja

Narracja, w której posługuję się metaforyką światła powinna nam uprzytomnić, że w rozświetlonej ledami  współczesności już nie sposób dostrzec na firmamencie  gwiazd. Starożytna sentencja: Per aspera ad astra – to anachronizm w czystej postaci. (Podkreślam to słowo, by zachęcić do zadumy nad jego etymologią).

ROZPOZNAWANIE ZNAKÓW CZASU

Zamiar snucia dalszych rozważań skłania do zastanawiania się i zadania nastających pytań naprowadzających: a jakie „znaki czasu” pozostawiły po sobie minione wieki, a zwłaszcza koszmarny wiek XX ? Jeśli nawet w pierwszej ćwierci XXI wieku je (jakoś) rozpoznajemy, to jakie nadajemy im znaczenie?

Z dziejami mamy do czynienia wówczas, kiedy ludzkość zaczyna przekazywać sobie, z pokolenia na pokolenie, świadomość samej siebie, jako zbiorowości współ/egzystującej w świecie, wprawdzie zmieniającym się, ale przecież – jak dotąd – przede wszystkim ludzkim. Czy z przekazu otrzymanego od  naszych  protoplastów i aktualnie odczytywanego możemy lepiej  zrozumieć, jakimi dziś jesteśmy ludźmi? I czy przypadkiem nie jest to przekaz zawężony, albo nader jednostronny, rysujący niepełny obraz dziejów ? Czy ogarniane przez samowiedzę pole widzenia to nieledwie peryferyjne fragmenty, a nie brzemienne w znaczenia c e n t r u m ?

Pytania te wyrażają zasadniczą wątpliwość, która przez cały czas towarzyszy snutej tu refleksji, a odnosi się do naszej zdolności odczytywania  „Ducha czasu”. Sygnalizowany tu problem można zilustrować antropomorficzną metaforą garbusa, figurą czasu dźwigającego (na swym „garbie”)  Ducha.

Czas był nośnikiem Ducha, chociaż upływał, ale go przenosił z pokolenia na pokolenie. W spowolnionym upływie, czas dźwigający Ducha,  przemieszczając się,  mógł odnajdywać miejsca, gdzie pozostały ślady „długiego trwania”. „Przestrzeń” naznaczona toposami zachęcała czas, by się zatrzymał, dojąc człowiekowi szansę głębszego przeżycia, tego co trwa.

W tej czaso – przestrzeni, to przestrzeń określała czas.

Ale to już przeszłość.

Wraz z przełomem XX/XXI wieku zaczyna się era totalnego przyspieszenia. Czas rozpędzony – już nie zegarami, tylko komunikatorami – zgubił Duch. Zewsząd poganiany, już nie może wyhamować, zatrzymać się, by sprawdzić, czy przypadkiem (?) w danym miejscu nie przebywa ukrywająca się Szechina. Oszalały czas swym rozpędem niweluje wszystko, co wystając ponad splantowaną przestrzeń mogłoby go zatrzymać.

Czas (już czysto fizyczny)  określa jednowymiarową przestrzeń.

Poruszając się po jednowymiarowej przestrzeni nie zauważamy, że się wraz z nią obsuwamy.

* * *

SPADKOWBIERCY OŚWIECENIA

Już sama  nazwa OŚWIECENIE przesądza o tym, że ktokolwiek chciałby wyrażać się krytycznie o osiągnięciach tej epoki – sytuuje się na pozycjach obskurantyzmu. Ale nie piszę tu bryku dla progresywistów, więc odwołując się do klasycznego podręcznika („Historii filozofii”, W. Tatarkiewicza – a jakże by inaczej), mogę wypunktować te nowatorskie i najważniejsze idee, które dwa wieki później wyprowadzały Europę w schyłkowe stadium.

  • Rozum – jest najważniejszą „władzą” człowieka; jego aktywność – rozumowanie naukowe jest oparte na obserwacjach i doświadczeniach/eksperymentach .
  • Tylko empiryzm, mający przyrodoznawcze podstawy, gwarantuje obiektywne poznanie
  • Naturalne też są podstawy moralności
  • Dusza – jeśli założyć jej istnienie – dlatego może oddziaływać na ciało, bo sama jest substancją organiczną/materialną
  • Człowiek jest nie tyle zwierzęciem, ale raczej maszyną, więc jego życie staje się funkcjonowaniem zaprogramowanym na maksymalizację korzyści; te ostatnie są nie tylko odczuwalne, ale i całkowicie wymierne
  • Celem życia staje się czerpanie przyjemności z maksymalnego zaspokajania potrzeb
  • Egoizm podbudowany hedonizmem przysparza społecznych korzyści, jeśli się nie psuje ich obopólnej „naturalnej” harmonii
  • Mechanika wykorzystująca prawa przyrody przynosi tylko pozytywne efekty, takoż „mechanizm rynkowy” działa równie niezawodnie, jeśli się – regulacjami bądź normami etycznymi – nie zaburza jego funkcjonowania
  • Nauka jest jedyną wykładnią pozwalająca poznać wszech/świat i wytyczać kierunki rozwoju ludzkości

Podjęty w epoce Oświecenia ambitny projekt polegał nie tylko na  wyprowadzeniu zupełnie nowej samowiedzy, ale też na wytyczeniu przyszłego kierunku  rozwoju dla oświeconej ludzkości. Z perspektywy ponad dwu stuleci widać, że blask tamtego światła gaśnie, że posuwamy się w coraz to bardziej gęstniejącym mroku. Trudno więc ocenić, czy na pewno posuwamy się do przodu.

Wiek XIX dość starannie odrobił „lekcję” /z/ oświecenia, przygotowując Europę na nadejście /ery/ barbarzyńców. Oba totalitaryzmy przyniosły spustoszenie mentalne i mentalne, chociaż ich ideolodzy posługiwali się racjonalnymi argumentami. Rasizm – wpajający nienawiść etniczną – był nauką wykładaną na niemieckich uniwersytetach, a marksizm – leninizm podbudowany – teoretycznie –  dialektyką Heglowską i  – „profetycznie” – teorią materializmu historycznego. Zdobycze techniki pozwalały  sprawnie hitlerowcom i komunistom dokonywać ekspansji terytorialnej,  wraz  z eksterminacją mieszkańców podbijanych krajów.

Tryumf rozumu potwierdzały nie tylko zdobycze techniki. Również gospodarka realnego socjalizmu była najbardziej racjonalnym systemem gospodarczym, jaki kiedykolwiek pojawił się Ziemi. Żyjąc między Odrą a Bugiem mogliśmy doświadczyć „korzyści” płynących z bezpośredniego sąsiedztwa z krajami, które zamierzały pisać nową – rozumnie  sterowaną –  historię świata.

Zatrute „owoce” Oświecenia konsumujemy do dziś. Paradoks tej „konsumpcji” w tym, że owoce okazały się być farmakonami, a ich smak został sztucznie (z premedytacją) wyostrzony, by nas uzależnić od ich spożycia. Wyszedł na jaw jakiś rodzaj przemyślnej perfidii, jaką podszyty został cały ten „projektu”, bowiem goniąc za  cywilizacyjnymi zdobyczami nie nęci nas poszukiwanie alternatywnych scenariuszy przetrwania (NB projekt firmowany i lansowany przez Y. N. Harariego nie jest żadną alternatywą, tylko kontynuacją, a więc  „piękną naszą samozagładą”).

Zakreślony w epoce Oświecenia horyzont myślowy  wyznacza do dziś nasze pole  widzenia; no właśnie – horyzont. O ile bowiem wcześniej, wysiłek poznawczy – intelektualny człowieka zorientowany był na transcendencją i   wyznaczał w kulturze trwały wymiar wertykalny, to nauka osadzona na przyrodoznawstwie, wytyczała już tylko jedną jedyną wiary/godną perspektywę, właśnie horyzontalną. Uczymy tego w szkołach i utrwalamy na studiach:

  • istnieje tylko to, co daje się empirycznie potwierdzić
  • tylko to, co racjonalne jest prawdziwe
  • wszechświat wypełnia materia; świat = przyroda, występowanie wymiaru nad/przyrodzonego to religijny zabobon
  • człowiek nowożytnej Europy to jednostka wyemancypowana, wyzwolona z ograniczających ją więzów odziedziczonych z „ciemnej” przeszłosci
  • ludzka psyche ma podłoże cielesne i jest zbiorem, katalogiem impulsów zarejestrowanych przez receptory zmysłowe. Odtwarzany przez biologię – biochemię – fizjologię ciąg redukcyjny prowadzi do konkluzji: duchowość to wynik urojeń umysłu ludzkiego.

Oświecenie okazało się być oślepieniem – gruntownie przeobrażającym umysły elit intelektualnych Europy; elit które  w poczuciu spełnianej misji cywilizowania, poroznosiły „kaganki oświaty pod strzechy”. NB z tego powodu, Oświecenie jest nie porównywalne z prądami Renesansu, kiedy to z umysłowego zauroczenia sztuką i nauką antyku zrodził się HUMANIZM.

Ale, ściśle rzecz biorąc, Oświecenie nie w całej Europie zapisało się epokowym zwrotem ku racjonalnej cywilizacji technicznej. Podczas gdy w Anglii i Francji powstawały liczne świeckie „katedry” rozumu, na wschodzie Europy zaczęło się rozniecać inne źródło światła – chasydyzm.

Zadziwiające, jego legendarny założyciel, Baal Szem Tow (zwany Beszt’em) był rówieśnikiem Hume’a, Voltera i LeMettriego. NB urodził się w Okopach Świętej Trójcy, granicznej twierdzy Rzeczpospolitej, położonej nad Dniestrem.

* * *

INNE OŚWIECENIE

Motto:

„Życie wprawdzie toczy się naprzód, ale zrozumieć je można

jedynie spoglądając wstecz”

S. Kierkegaard

 

Chasydzi wprawdzie pojawili się na kresach Regnium Poloniae, ale czy z tego powodu byli mniej „oświeceni”? Czy z dzisiejszej perspektywy da się obronić pogląd, iż peryferia zawsze pozostawały i nadal tkwić będą  w cieniu centrum ? Śmiem twierdzić, że na to ostatnie pytanie trzeba odpowiedź: NIE, to już nie jest takie oczywiste.

Jak staram się w tym artykule wykazać, w dziejach bywa tak, że metropolie – przypisując sobie pionierską rolę, zauroczone swoją strategiczną misją – błędnie rozpoznają wyzwania czasu, ponieważ odcinają się od przeszłości.

Czego by nie powiedzieć, Regnium Poloniae i jej kresy, to integralna część Mitteleuropy – dla ścisłości trzeba dodać: Europy Środkowej  Habsburgów, a nie Hohenzollernów. Zamieszkujący ją chasydzi – w tym samym czasie  – jak ich rówieśnicy z zachodniej Europy – również poszukiwali źródła, które oświeciłoby ich umysły. Ale tu pojawia się jedna zasadnicza różnica między nimi. Skierowali się w stronę innego źródła światła, które miało moc nie tylko oświecić ich  umysł, ale i  poruszyć serce.

* * *

AKTUALNOŚĆ DZIEDZICTWA

Zainteresowanie „egzotycznymi” chasydami, któremu daję tu wyraz, staram się uzasadnić, podając następujące powody:

– Mistycyzm żydowski (schizma rabinicznego judaizmu), powstały w wyniku rozbudzenia Ducha, jakie dokonało się XVIII wieku i przetrwało aż do shoah.

– Chasydyzm zrodził się na terenie wielonarodowej Rzeczpospolitej, więc jego spuścizna jest częścią naszej samowiedzy

– w perspektywie historiozoficznej, chasydyzm może być dziś postrzegany jako – nie tyle peryferyjna – co  alternatywna dogra rozwoju kultury ogólno/europejskiej

– toposy z Mitteleuropy  warte są hermeneutycznej interpretacji

– zadziwiające – przynajmniej dla mnie – jest to, że przesłanie wypływające z duchowości chasydów potwierdza swą aktualność w kontekście orientacji na usługi.

* * *

OKREŚLENIE STANOWISKA

W celu uniknięcia nieporozumień, które pojawić się mogą wraz z przypisaniem autorowi podejrzanych intencji – jedno koniecznie  chciałbym wyjaśnić. Trudna do ukrycia, moje fascynacja chasydyzmem (filozofią, duchowością, moralnością) nie oznacza, iż zamierzam uprawiać jakiś krypto-prozelityzm, czy też „przemycać” jakieś utopione wątki. Przedstawiając – fragmentarycznie i mało kompetentnie – duchowość chasydzką, gwoli zachowania wiernej rekonstrukcji obrazu – nie mogę przecie oderwać jej od religijnego zapału, jaki ożywiał bogobojnych chasidim. Dlatego muszę wskazać na dwie najważniejsze, bo konfesyjne przesłanki, determinujące życie chasyda: po pierwsze, Tora była świętą księgą, a jej zgłębianie pozwalało odnaleźć sens życia; a po drugie, cadyk – jako sprawiedliwy, niekiedy „święty mąż” był najwyższym autorytetem, zajmującym eksponowane miejsce między chasydem a Bogiem

 I jeszcze to, co pro domo sua  powianiem w  tym wyjaśnieniu dodać. W wielu publikacjach – formułując meta/cel przypisywany usługom –  posługuję się określeniem: stan zmelioryzowanej rzeczywistości. To sformułowanie można potraktować jako wyrażoną w zlaicyzowanym  języku nauki – „kalkę” celu i sensu życia chasyda. Stara się on przede wszystkim podnieść ku Najwyższemu upadłą rzeczywistość, ograniczać panoszenie się zła; we wszystkim, co robi i czynić zamierza odnajdywać odniesienie do Transcendencji. Pojawiające się przed nim wyzwania, chasyd wyraża pojęciami zaczerpniętymi z Kabały, trzeciej po Torze i Talmudzie księdze mądrościowej, którą nieustannie zgłębia – w miarę swoich możliwości i z pomocą cadyka. W Kabale odnajduje „klucz” do zrozumienia otaczającego go świata i zadania, jakie mu przypadło w udziale wykonać. Tak więc, rozsypane po świecie – w wyniku katastrofy (kosmiczno-eschatologicznej ) „iskry Boże” stara się odnaleźć, pozbierać i przenieść do macierzystego „źródła światła”. Dzięki temu scaleniu przywraca – choćby cząstkę –  upadłego świata do  utraconego stanu pierwotnej jedności z  Dobrem najwyższym. Osiąganie stanu zmelioryzowanej rzeczywistości  to sens, ale i cel życia chasyda.  

Motto:

– Czym jest światło Boga?
– ludzką duszą
F. Rosenzweig, „Gwiazada zbawienia” s. 203

* * *

SZECHINA

To dla chasyda jedno z tych podstawowych słów/pojęć, właściwie, nie-do-wyrażenia w języku agnostyka, czy naukowca. Niżej – w zeświczczonej mowie – przytaczam kilka prób egzegezy tego słowa:

¤ Szechina to Duch Boży, Boża obecność, „Tron Chwały”. Etymologicznie z hebrajskiego  wywiedzione znaczenie: być, przebywać, zamieszkiwać, ale też spoczywać.

¤ Dosłownie, Szechina oznacza „zadomowienie”, czyli sposób obecności Boga pośród ludzi, pierwotnie w świątyni (w „świętym świętych”), a po jej zburzeniu – Szechina zamieszkuje w rozproszeniu, na wygnaniu; jest podmiotowo identyczna z Bogiem.

¤ Rozumienie Szechiny przez  chasydów ukształtowało się pod wpływem zarówno Luriańskiej „Kabały”, jak i nurtów gnostyckich. Była więc pojmowana jako „niższa sophia”, ostatni eon, jako córka „światła” upadająca w otchłań materii.

¤ Jako „iskra Bożego światła” Szechina obecna jest wszędzie. Jest ukryta w każdej „skorupie”, jakie upadły na ziemię (upadek nastąpił na skutek  katastrofy o wymiarze eschatologiczno-kosmicznym), powodując „rozproszenie” pierwotnej wiekuistej światłości. Nie ma więc uzasadnienia podział istniejącego na sacrum  advrs. profanum. Człowiek – jeśli tylko zechce – zawsze znajdzie okazję, by  uwolnić zniewoloną w materii „iskrę”; a jej podniesienie jest obowiązkiem każdego chasyda.

¤ Według nauczania chasydów, zło może zostać odkupione przez  wyswobodzenie „iskier Bożych”, które zostały w nim uwięzione. „Cząsteczki  Światłości Bożej”, obecne nawet w najniższych formach stworzenia, muszą zostać przywrócone do postaci swej doskonałości w świecie Boskim – przez ich uwolnienie”  ( D. Lifschitz s. 239)

¤ Wprawdzie oczyszczanie „iskier Bożych” z brudu materii jest wysiłkiem, którego wspólny efekt przygotuje ziemię na przyjście Mesjasza, ale – jak pisze M – A. Ouakinin – prawdziwie chasydzka rewolucja polegała na „personalizacji iskier”. Owszem, liczy się efekt wypracowany wspólnym wysiłkiem, ale nie ma odpowiedzialności zbiorowej. Każdy chasyd, każdy człowiek ponosi indywidualną odpowiedzialność zarówno za „najbardziej intymną sferę własnego codziennego życia, jak i swojego otoczenia”( s. 81)

¤ W owym wysiłku osiągania stanów udoskonalonej rzeczywistości – Szechina staje się aktywną energią Stwórcy pozwalającą człowiekowi uratować  siebie, a ludziom – Stworzenie.

Pojawiająca się w opisie Szechiny symbolika światła jest wyraźnym  zapożyczeniem  z „Kabały”. Jak wyjaśnia I. Kania – tłumacz księgi „Zoharu” na język polski „Światło jest dla kabalisty nie tylko widzialnym symbolem Boskiego majestatu, Boskiej mądrości i dobroci, ale i kosmicznym budulcem, z którego utworzone zostały światy. Światło to Boska substancja, a raczej potencjalna materia formowana przez Boga w byty   o różnej doskonałości, hierarchicznie uszeregowane wedle sui generis zasady emancyjnej. /…/ Im dalej odbiega ów blask od swego praźródła – Boga, tym słabszy się staje i mroczniejszy, aż wreszcie przekształca się w „ciemne światło” , ‘or szachor’. ‘Czarny ogień’…’ciemne światło’ , oto charakterystyczne dla żydowskiej mistyki spekulatywnej figury symbolizujące niższe hipostazy bytu”  I. Kania, op. cit. s. 126)

* * *

JASNOŚCI WIEKUISTE

„Jasności  promieniste

Niebiańskie rosy czyste

Pomagajcie każdemu

Ziemi doznającemu”

Cz. Miłosz, Jasności promieniste, z tomu, „TO”.

 

* * *

Szechina

w jednowymiarowym, zhomogenizowanym i zreifikowanym świcie rozbłyskuje  „antropicznym hologramem” wszędzie tam, gdzie jeszcze spotykają się ludzie, by nawzajem obdarować się Dobrem.

ODNOWA ŻYCIA DUCHOWEGO

Pora przejść do czegoś w rodzaju podsumowania, w którym postaram się wykazać, że dziedzictwo chasydów nie utraciło swej aktualności, że może przemawiać do nas żyjących  w trzecim dziesięcioleciu XXI wieku; pod warunkiem, że będzie umiejętne odczytywane. Jakie zaczerpnąć możemy z niego inspiracje ?

– Wnikanie w duchowość chasydów, skutkuje odkrywaniem zapoznanej prawdy: rozwój, postęp cywilizacyjny – dokonywał się w wyniku „opadania” Ducha w zapomnienie, i zaniedbywania wyzwań stawianych przed egzystencją

– Wypierane przez technikę wytwory Ducha z trudem znajdywały miejsca, by się  móc zakorzenić, ale przygarnęła je chasydzka wspólnota

– Odnajdywanie i wyławianie „iskier” Bożego świtała, jako okruchów Dobra z oceanu zła staje się celem życia chasyda; DOBROCZYNNOŚĆ stała się sensem życia chasyda – synonimem duchowości, ale też źródłem radości życia.

– Przewodnictwo duchowe; pomocnicza rola autorytetu moralnego;  by wieść życie godziwie, potrzebne jest wsparcie duchowe (cadyka)

– W osiąganiu symbiozy rozumu i Ducha pomocne jest czerpanie przykładów zachowanych w spuściźnie dziejów

–  Pojawiające się pomysły, zmierzające do stworzenia „raju na ziemi” dopóty będą kończyć się niepowodzeniem, dopóki człowiek w sercu swoim nie wyhoduje „rajskiego drzewa” żywota

PYTANIA – zamiast PODSUMOWOWANIA

A gdzie rozbudzony Duch powinien osiąść ? F. Hὄrdelin odpowiada: tam gdzie, przezwyciężone zostaje życie w samotności, gdzie pojawia się wspólnota, w której dzielenie się Dobrem przynosi radość; tam – gdzie Duch będzie u siebie, gdzie może pozostać.

Czy nie jest tak, że we współczesnym świecie, jedynym miejscem, gdzie jeszcze można odnaleźć Szechinę jest przestrzeń spotkania, owa szczelina, wąski prześwit,… otwierające się między usługo/Dawcą, a usługo/Biorcą?

I czy to, co wydarza się między nimi nie jest jedynem takim „zaiskrzeniem” Ducha we wszechogarniającym świecie rzeczy – rzeczywistością nazywanym  ?

Wreszcie pytanie ostatnie: czyż zagłębienie się w mądrość chasydów  nie sprawia, że aktualna samowiedza ulega wzbogaceniu i poszerzeniu, dzięki czemu – niechby tylko w rozbłysku refleksji  – odsłania się zhierarchizowane  uniwersum usług ?

WYPISY

Poniższe cytaty pochodzą z: D. Lifschitz, „Z mądrości chasydów”, Kielce, 1998

* * *
Gdyby biedak potrafił zdawać sobie sprawę z olbrzymiego dobra, jakie zostało mu powierzone  wraz z ubóstwem, tańczyłby z radości. (rabbi z Kobrynia)

*
W czasach drożyzny, Rabbi Mendel z Rymanowa nakazał by w jego domu pieczone były większe bochenki, uzasadniając tę decyzję:
Wielkość chleba powinna być dopasowana do wielkości głodu, a nie do ceny.
*
Przeszkody są postawione na drodze człowieka po to, by rosła w nim chęć do czynienia dobra. W naturze człowieka leży bowiem pragnienie osiągania tego, co trudne (rabbi Nachman z Bracławia)
*
Człowiek, który nie znajduje dla siebie jednej godziny w ciągu dnia, nie jest człowiekiem. (rabbi Mosze Lejb z Sasowa)
*
Rabbiemu z Berdyczowa poskarżył się pewien woźnica, że wykonywany przez niego zawód nie pozwala mu na regularny uczestniczenie w modlitwach odbywanych w synagodze.
- A czy przewozisz biedaków za darmo, spytał rabbi
-Tak, odparł woźnica
- A więc służysz Panu swoim zawodem tak samo wiernie, jak ktoś, kto regularnie uczęszcza do synagogi.
*
Rabbi Pinkas z Kocka, tak mawiał swoim uczniom:
Dwadzieścia jeden lat służyłem prawdzie. Siedem lat, aby nauczyć się, co to jest prawda. Siedem, żeby wygnać fałsz. Siedem, żeby przyjąć prawdę.
*
Każdy człowiek powołany jest do tego, aby pracować nad swoją cząstką świata. (rabbi Baruch z Międzyboża)
*
Wiele mądrości można nauczyć się z zasad gry w warcaby: oddajesz jeden pionek, żeby zdobyć dwa. Nie możesz zrobić dwóch ruchów za jednym razem. Musisz poruszać się do góry, a nie w dół. Kiedy osiągniesz najwyższy rząd, możesz ruszać się, jak ci się podoba. (Rabbi ze Stepinesti)
*
Czyny ludzkie wysyłają własne promienie, albo je tylko odbijają. Te pierwsze biorą się z miłosierdzia, te drugie ze sprawiedliwości. (rabbi z Korca)
*
Szechina jest w nas stale obecna. /…/ Co byś nie robił, rób to zawsze tak, by sprawić radość Szechinie – duchowi, który mieszka w tobie. (rabbi Mordechaj z Lachowicz)
*
Bardziej zalecane jest powstrzymywać się od mówienia niż jedzenia, bo słowo może zranić ciało i duszę. ( z księgi  Rosh ha-Givah)
*
Ci, którzy nisko upadli mogą wspiąć się wyżej od tych, którzy nigdy nie upadli i nie szukają chwały Bożej.  (Nachman z Bracławia)
*
Jakże łatwo biedakowi jest zdać się na Boga – bo na cóż innego mógłby się zdać. Bogaczowi jest to o wiele trudniej. Wszystkie jego bogctwa szepczą mu: ‘zdaj się na nas’. (rabbi Mosze Lejb z Sasowa)
*
Rabbi z Kobrynia spytał rabbiego ze Słonimia:
- Czy twoi nauczyciele zostawili ci w spadku jakieś swoje dzieła ?
- Tak, odrzekł pytany, 
- Są wydrukowane, czy jeszcze w rękopisie ?
- Ani jedno, ani drugie, odparł, one są wyryte w sercach ich uczniów
*
Mawiał rabbi Mendel z Rymanowa:
Kiedy nie było jeszcze szerokich gościńców, podróż trzeba było przerywać na noc. A wtedy w gospodzie w całkowitym spokoju odmawiało się psalmy, otwierało modlitewnik i rozprawiało z innym Żydami.
Teraz podróżuje się dniem i nocą i nie ma już takiego spokoju.
*
‘Człowiek z człowiekiem się zejdą, ale góra z górą nie’ .  
Trzeba to tak  rozumieć, tłumaczył rabbi  Jehudi Cwi ze Stratyna:
Jeśłi ktoś uważa się za zwykłego człowieka i ten drugi też się za takiego uważa, będą się mogli spotkać. Jeśli jednak jeden z nich uważa się za wysoką górę i ten drugi też, to nigdy nie dojdzie do ich spotkania”.
*
„Nie pojmuję ‘oświeconych’, którzy bez końca wymagają uzasadnienia w kwestiach wiary.
Dla tego, kto wierzy, problem ten nie istnieje, a dla tego kto nie wierzy, uzasadnienia nie ma”. (rabbi Wolf z Żytomierza)
*
„ Za każdym razem, kiedy człowiek wznosi ręce do działania, niech uważa je za wysłanniczki Boga.” (rabbi z Berdyczowa)
*
Jeśli usługa „jest” otwierającą się dłonią, wyciągniętą  ku innemu Ty?
Czyż  relacja usługowa nie staje się  jedynym, rozniecanym dziś „iskrzeniem” Ducha ?

  Bibliografia:

  • M. Buber, Gog i Magog. Kronika chasydzka, Warszawa, 1999
  • M .Buber, Opowieści chasydów, Kraków, 1986
  • M. Buber, Droga człowieka wdług nauczania chasydów, Warszawa, 1994
  • M. Buber, Problem człowieka, Warszawa, 1993
  • Rabiego Izraela Ben Eliezera zwannego Baal Szem Towem to jest Mistrzem Dobrego Imienia pouczenie o Bogu zestwione z okruchów przez Martina Bubera, Warszawa, 1993
  • H-G. Gadamer, Rozum, słowo, dzieje, Warszawa, 2022
  • J. Doktór, Początki chasydyzmu polskiego, Wrocław, 2004
  • I. Kania, Metafizyczny dług. Eseje i rozmowy, wyd 2. Kraków, 2022
  • D. Lifschitz, Mądrości chasydów, Kielce, 1998
  • M-A. Ouaknin, Chasydzi, Warszawa, 2002
  • J. Langer, 9 bram, Kraków, 1988
  • G. Scholem, Mistycyzm żydowski, Warszawa, 1997

USŁUGI MIĘDZY GOSPODARKĄ A KULTURĄ. CZ. 5

* * *

Kulturowe podstawy nowego paradygmatu teorii usług

* * *

Abstrakt

Celem tego artykuły (ostatniego w tym cyklu) jest wykazanie, iż nowy/alternatywny paradygmat teorii usług  powinien zostać osadzony na środkowoeuropejskich toposach.

New paradigm of service theory derived from Central Europe topos

Summary: In  the paper author undertakes  the prove  of the following thesis:

If the rising of the new version of the marketing of services was possible in Scandinavia, then similarly,  the new paradigm in service  theory -  with distinguishing features - is predestinate to be derived from Central Europe. This thesis is demonstrable if we make allowance for the  rich scientific achievement  resulting in this part of Europe:  the anthropology, the phenomenology, philosophy of dialogue, psychology, economy, praxeology as well ergononmics. Regarding the mentioned disciplines and also certain historical experiences /associated with the consequences of two forms of  totalitarianism/  Central Europe acquired specific features to become a  spatial territory for  developing service theory.

* * *

Jak funkcjonuje liberalna gospodarka rynkowa – wiedzą nie tylko ekonomiści. Także wiedza o tym, czym jest globalizacja, jest powszechnie dostępna i przyswajana na codzień. Ale odpowiedź nas pytanie: jaka teoria  wyjaśnia miejsce i rolę usług w tych nowych uwarunkowaniach cywilizacyjnych – sprawiłaby kłopot nawet teoretykom ekonomii. Wynika on stąd, iż udzielenie odpowiedzi poprzedzone byłć powinno przyjęciem określonych rozstrzygnięć przed/założeniowych.

W prezentowanym tu cyklu pięciu artykułów przyjąłem kontro–wersyjne meta – założenie, że nie można udzielić przekonującej odpowiedzi na powyższe pytanie, jeśli się abstrahuje od uwarunkowań historyczno – kulturowych, a koncentruje wyłącznie na technicznym postępie cywilizacyjnym. Aby dowieść słuszności tego założenia posłużyłem się takimi „kluczami” interpretacyjnymi, jak: samowiedza, historia jako dzieje, relacje archetypowe. Teraz dodaję jeszcze toposy pochodzące z Mitteleuropy.

Wszystkie te próby i usiłowania (układające się w cykl) podejmuję w przekonaniu, iż wobec tak bałamutnych koncepcji jak Service Dominant Logic,  czy też innych, konkurujących z nią teorii (zwłaszcza tych najnowszych, informatycznego pochodzenia), warto podjąć wysiłek wypracowania alternatywnego paradygmatu teorii usług; tym razem wyprowadzonego z innego, nie „technicznego”, tylko z kulturowego  kontekstu.

Chcąc ową odmienność wyeksponować, trzeba próbować wsłuchać się nie tylko w to, co ma nam do powiedzenia „duch czasu” (Zeitgeist), ale także naznaczone piętnem czasu miejsca.

 Jeśli będziemy interpretowali jego AKTUALNY  przekaz w kontekście „długiego trwania”, jeśli uwzględniać będziemy wpływy uwarunkowań  kulturowych, odsłoni się nam prawda o usługach – jeśli nie cała, to przynajmniej ta najważniejsza część prawdy.

W świetle powyższych założeń pojawia się fundamentalna kwestia, którą w tym artykule podejmuję:

jeśli powstanie oryginalnej  wersji marketingu usług ( Relationship Marketing) było możliwe w Skandynawii, to dlaczego – jako konsekwencja – w Nordyckiej Szkole Usług nie pojawiła adekwatna z nim teoria usług, usług jako takich ?

A no właśnie, jakich ?

Podana w tym artykule odpowiedź przybiera postać  rozbudowanego uzasadnienia, odnoszącego się do następującej  tezy:

do wyprowadzenia nowego paradygmatu teorii usług w szczególny sposób predestynowana jest Europa Środkowa, ze względu na jej podłoże kulturowe i historyczne doświadczenia ( NB tak bardzo odmienne od skandynawskich ).

 Uzasadniając tę tezę, biorę pod uwagę powstały w tej części Europy  dorobek naukowy [antropologia, fenomenologia, dialogika, psychiatria -psychologia, prakseologia, ergonomia…], a także – ukształtowane doświadczeniami historycznymi – jej bogate dziedzictwo kulturowe. Wyróżniają  go również trwałe ślady, jakie w XX wieku wycisnęły i pozostawiły po sobie oba totalitaryzmy. Dzieje, kultura, najnowsza historia… tworzą solidne i oryginalne przesłanki dla zbudowania od podstaw teorii usług.

 Zakładam, że właśnie z toposów Mitteleuropy, a nie z industrialnej opcji, tym bardziej nie z powierzchownych  przeciwstawień i uproszczonych uzasadnień, powstać może rzeczywiście oryginalna teoria, która pomoże wyprowadzić wiedzę o usługach z zapaści, w jaką została wepchnięta.

Dodam jeszcze, że  Mitteleuropa – w nadawanym przeze mnie  znaczeniu – jest Europą Środkową  Jagiellonów i Habsburgów, a nie Hohenzollernów.   

Dyspozycje

Dyspozycje do tekstu, traktowane jako zachęta do lektury

I.
 Inspiracja

Dające do myślenia, z pozoru banalne spostrzeżenie Ch.Grőnroosa:

 Dlaczego, najbardziej znana szkoła marketingu usług powstała w Skandynawii, a nie w USA, ojczyźnie marketingu?

II.
Implikacja

Studiując dorobek Nordyckiej Szkoły Usług, której luminarzami są zarówno Ch.Grőnroos, jak i E.Gummesson, czy R. Normann, Bo Edwardsson wypada zapytać:

A dlaczego w tejże szkole nie wypracowano podstaw oryginalnej teorii usług? Teorii sięgającej głębiej niż na to pozwala refleksja marketingowo uprofilowana, a może – ograniczona ?

III.
Diagnoza:

Ciągle obowiązuje post/ industrialny paradygmat  teorii usług 

Uzasadnienie:

  1. Wiedzę o usługach wyprowadza się z industrialnego schematu poznawczego [vide definicja usług O. Lange]
  2. Cechy usług określa się poprzez trywialne zanegowanie „atrybutów” produktów materialnych

Uwzględniając pkt. 1.+ 2. można dominujący paradygmat określić mianem: produkcyjno-produktowym 

IV.
Teza

Uwolnić teorię usług od paradygmatu

produkcyjno/produktowego

Ale jak?

V.
Przezwyciężając paradoksy poznawcze

PARADOKSY: nauki ekonomiczne, co zrozumiałe, posiadają monopol poznawczy odnośnie do badania usług,  ale jaka korzyść z  tej wyłączności, kiedy:

  • USŁUGI – sektorem rezydualnym, w najlepszym razie – trzecim
  • USŁUGA – niepoważnym przedmiotem poznania
    Efekt: nie pojawił się już następca godny J. Fourastiẻ
  • MARKETING USŁUG stał się – w badaniu usług – najważniejszą dyscypliną naukową, ale wybrano błędną (bo „Kotlerowską”) jego wersję

 VI.
Kontekst

Wyznaczają go trzy ramy tematyczne:

GLOBALIZACJA. Jest /ona/ właściwie, perspektywą   „znikąd”, a więc można ją uznać za wyraz typowo postmodernistycznego stosunku do rzeczywistości, nie tylko w wymiarze kulturowym, ale i gospodarczym. A ponieważ postmodernizm jest już zeszłowieczny [ określenie Jamesa Taylora], wiec wraz z jego zanikaniem pojawić się powinna nowa perspektywa, którą zwykła się określać: perspektywą wiadomo skąd”[1]. Ta, dla odmiany, chociaż jest lokalna, cząstkowa – ale nie partykularna, tylko  kontekstowa, jednocząca i uogólniająca.

Peryferie też mają nam, coś ważnego do przekazania. 

LIBERALIZACJA. Zarysowana wyżej zmiana perspektywy pozwala uporać się z upiorami współczesności. Jednym z nich jest zjawisko „turbulentnej rzeczywistości”, które funkcjonuje już jako  synonim współczesności. Z tego wynika i taka korzyść, że pojęcie „liberalizacji” powinno się również odnieść  do nauki. To przede wszystkim nauki ekonomiczne powinny zostać uwolniona z  dotychczasowych schematów poznawczych: industrialno – techniczno – informatycznych. Wobec niekontrolowanej ekspansji technologii pojawia się zapotrzebowanie na  nowy rodzaj syntez ponaddyscyplinarnych, zdolnych pokonać ograniczenia narzucone przez przyrodoznawstwo. Odnośnie do usług można suponować: wzbogacenie teorii usług o  zestaw kodów kulturowych [wraz z archetypami]. Jest to propozycja  odczytania na nowo,  toposów naszej Mitteleuropy, które może sprawić, iż  (zewnętrzne) turbulencje, podsycane postmodernistyczną manierą, mogą teorię usług ominąć. Jest szansa,  że  panujący w teorii usług chaos poznawczy, będący skutkiem dezorientacji i zagubienia badaczy – uda się w ten sposób jeśli nie przezwyciężyć, to przynajmniej ograniczyć.

ETYKA. Wystarczy stwierdzić, że pojawi się ona również w znaczeniu Heideggerowskim[2],  [ethos – pisane przez eta], znaczy: etyczne „zamieszkiwanie”; dzięki czemu odsłoni się nie tylko normatywny, co „z-lokalizowany” i podmiotowy wymiar etyki, albowiem

Etycznie zamieszkuje człowiek…”

Takie wołanie rozbrzmiewało i nadal wybrzmiewa  w naszej części Europy

VII.
Faza zaćmienia MItteleuropy

„Zaćmienie” spowodowane i ukształtowane zostało przez negatywne zaszłości –  tudzież „osiągnięcia”:

  1. Doświadczenie obu totaliatyzmów: forsowne uprzemysłowienie;  zideologizowana nauka,   przemysłowe metody ludobójstwa
  2. Falsyfikacja skrajnej racjonalności: kazus gospodarki realnego socjalizmu
  3. Reifikacją stosunków międzyludzkich, uprzedmiotowienie człowieka, jako następstwo ww. procesów

Ergo: uzasadniona  staje się korekta Oświeceniowego paradygmatu I. Kanta, ponieważ  już nie można twierdzić,  że rozum jest „czysty” – der Reiner. Okazał się bowiem der Falschervernunft tudzież niecierpoliwym ( to ostatnie określenie dodał Goethe)

 VIII.
Pozytywne toposy

przebijające się z kulturowego podglebia  naszej części Europy toposy, nie są nośnikami pozytywistycznych idei.

MItteleuropa – to ojczyzna i matecznik:

Fenomenologii [ E. Stein i R. Ingarden] , dialogiki, trzech wiedeńskich szkół psychiatrii [ a V. Frankl jest  twórcą logoterapii],  antropologii  i etyki K. Wojtyły…

Nie tylko prakseologia, czy ergonomia, ale też teozofia chasydów

A  przecież pozostaje jeszcze sztuka i spuścizna trzech religii ( a z greko-katalogami, to czterech)

IX.
Konsekwencje teoretyczne

W perspektywie ww. toposów ( dokonań i osiągnięć) prawomocna staje się teza :

  dzięki zintegrowaniu usług z dziedzictwem kulturowym  Mitteleuropy  możliwa się staje USŁUGOWA korekta rozwoju cywilizacji Zachodniej

X.
Redefinicja funkcji usług

Ukształtowane w specyficznych warunkach Mitteleuropy doświadczenia, percepcja i świadomość… przesądzają o tym, że jej mieszkańcy  [a zwłaszcza naukowcy], inaczej rozumieją znaczenie usług  i przypisywane im funkcje.

Funkcje prymarne :
1. Melioracyjna; 2. Humanizująca; 3. Twórcza

XI.
Optymistyczna pointa

Jeśli uda się uwzględnić rekonstruowany w tym artykule  kontekst kulturowy to – być może –  właśnie teoria usług, stanie się ostoją nowego (alternatywnego) paradygmatu w  naukach ekonomicznych.  Jest szansa, że ekonomia behawioralna usług z czasem zacznie przekształcać się w  „ antropologię ekonomiczną usług”.

XII.
TO, co INNE

 Pomysł na wyprowadzenie teorii usług z kulturowego kontekstu, czyli z uwarunkowań historycznych Mitteleuropy, narodził się gdzieś około 2016 roku. Dopiero agresja Moskali na Ukrainę  w 2022 roku pełniej uświadomiła mi, w  jakiej części Europy zamieszkuję. Zdaję sobie sprawę z tego, że – nawet w złagodzonej wersji – poniższy tekst i zamykająca go sentencja, odczytywane  będą jako prowokacja intelektualna. I o to właśnie chodzi!

Niechaj w podobnym tonie [ale trybie przypuszczającym]  zabrzmi i ta konstatacja: trzeba zrobić wszystko, aby wreszcie zakończyć bezpowrotnie proces wychodzenia  z ery totalitaryzmów i imperializmów. Ale najpierw należy  podjąć wysiłki, by  uwolnić nauki społeczne z ograniczeń ‘Metody’ [vide P. Feyerabend]. Ten ambitny zamiar  może się uda zrealizować, jeśli „o/środek ciężkości” osadzimy na obszarze  MIttelueropy, a powstałą w tej część Europy teorię usług (wiedzę o nich) potraktujemy  jako  propozycję skierowaną w stronę Zachodu.

Jeden warunek: w wypracowanej teorii  USŁUGA uznana być powinna  za fakt „totalny” [3], czyli atopos[4]

Atopos –  znaczy: inny, odrębny, swoisty, a tak właśnie powinno się definiować usługę.

W końcu, najważniejsze jest TO, co INNE.

* * *

Kulturowe podstawy nowego paradygmatu teorii usług

* * *

 

A. Rekonstruując kontekst

Na wstępie przypomnieć trzeba,  że zglobalizowany świat wytycza zupełnie inne  skale przestrzenne, ale też nadaje wielu pojęciom nowe znaczenie.

Globalizacja ekspandująca na technologicznych nośnikach nadaje interesującym nas kategoriom  zmienioną „teksturę”, w/na która rzutuje na aktualne postrzeganie usług. Te ostatnie systematycznie pozbawiane są najważniejszych cech, i traktowane są jako sektor gospodarki sytuujący się pomiędzy zautomatyzowanymi procesami produkcji a samoobsługą. To już nie jest  specyficzna działalność gospodarcza, /w/ której  sprawstwo dokonuje się w interakcjach międzyludzkich.  Krytycznie oceniając  procesy FORMATOWANIA usług do wymagań technologii, wypada proponowany tu „program naprawczy” osadzić na odmiennych założeniach. Pytanie, tylko jakich?

Jeśli Natura stała się zasobami przyrody,

a niemal cała  kultura wchłonięta została przez cywilizację techniczną,

to pozostały jeszcze szczątek kultury – jako Geistkultur –

może uratować  usługi

Przyjmuję, że  powyższy sąd jest poprawnie sformułowany, a jego uzasadnienie zawiera poniższy wywód.

Podstawą prowadzonego tu dyskursu jest założenie, iż należy sięgnąć po toposy, pozwalające przeciwstawić się sygnalizowanym wyżej procesom niwelacji usług, a w końcu usunięcia ich ze świadomości współczesnych  społeczeństw. Pojawiająca się komplikacja polega na tym, że dyskurs przebiegać powinien równolegle, odnosząc się do: po pierwsze, myśli naukowej; po wtóre, do wiedzy powszechnej.

Ad 1.

To na ekonomistach ciąży obowiązek wynikający z monopolu poznawczego odnośnie do usług, i nikt z realizacji tego zadania nas nie zwolni. Najgorszą rzeczą byłoby scedować tę powinność na informatyków. Wprost przeciwnie. Nauki ekonomiczne powinny uwolnić się od presji high-tech i otworzyć się na wpływy humanistyki. Wymagać to będzie przepracowanie dialektycznego aksjomatu o „bazie” determinującej „nadbudowę”  i pogodzenia się z myślą o występowaniu bardziej złożonych zależności tworzących układ:  hierarchia –  funkcja –  struktura.[5]

Ad 2  

Przybierające na sile turbulencje w postrzeganiu rzeczywistości powodują, że dezorientacja wyrugowała zdrowy rozsadek, dlatego tak pilną sprawą staje się reinterpretacja toposów tworzących nasz kod kulturowy.  To ,bodaj, jedyna możliwość, by dezawuowanym usługom przywrócić należne miejsce w świadomości społecznej.

                          

B. Ekonomiczna teoria usług, jej status i miejsce

Jak to sygnalizowałem na wstępie do tego artykułu (Dyspozycje II.), poniższy tekst jest próbą dostrzeżenia i spożytkowania wpływu, jaki kontekst kulturowy wywrzeć może na rozwój myśli ekonomicznej, która zajmuje się usługami. Inspiracją dla podjęcia tego tematu był dla mnie artykuł Ch. Grőnroosa, w którym ceniony naukowiec wyjaśnia, dlaczego najbardziej znana szkoła marketingu usług powstała w Skandynawii, a nie w USA, NB ojczyźnie wszelkiego marketingu[6], będącego „amerykańskiemu produktem eksportowym Nr 1”. Przyjęta  i  w moim podejściu skandynawska  perspektywa pozwoliła dostrzec głębokie nurty żłobiące dzieje tej północno –  wschodniej części naszego kontynentu.

Pojawiające się tu prze-pływy  (w rozumieniu nadanym im przez M. Csikszentmihaly’ego[7])  formowały  w podobny sposób świadomość mieszkańców Mitteleuropy, dzięki czemu ukształtował się  ich (swoisty) ogląd świata. Niemniej inspirującą i pomocną, w zrozumieniu duchowości naszej części kontynentu, była lektura książki prof. Cz. Miłosza pt. „Świadectwo poezji”. Zawiera ona tekst sześciu erudycyjnych wykładów [wygłoszonych w  rok po otrzymaniu literackiej nagrody Nobla] na uniwersytecie Harvarda. Cz. Miłosz dowodzi w niej tezy, iż poezję współczesną uratowali poeci pochodzący właśnie z Europy Środkowej[8]

Czy  przywoływane tu analogie może mieć cokolwiek wspólnego z refleksją teoretyczną nad usługami? Pozornie i czysto z zewnętrznego oglądu – niewiele. Narażając się na posądzenie o ambicjonalne przerosty, postaram się wykazać, że taki związek istnieje, że jest dostrzegalny na głębszym poziomie analiz.

Zanim przejdę do uzasadnienia przyjętej wyżej tezy, chciałbym je poprzedzić  pytaniem wyrażającym Leitmotive  tego artykułu: Jeśli powstanie teorii usług wiązać z paradygmatycznym przełomem w naukach ekonomicznych, to dlaczego, przestrzennie i kulturowo, ów przełom należałoby plasować w obszarze „ojczyzny małych ojczyzn” Środkowej Europy, a czasowo[9] sytuować dopiero gdzie na przełomie XX/XXI wieku?

Wchodząc w meritum napotykamy następujący problem: na czym polegać by miały, zapowiadane procesy nowej sewicyzacji gospodarki i życia społecznego ? I jaki mają związek z procesami globalizacji ?

Uniwersalizm rozwiązań, to bez wątpienia, rozpoznawane w nich podobieństwo: dla globalnej gospodarki  to coś oczywistego, natomiast dla usług – uniwersalizm wyznaczają antropologiczne, a nie ekonomiczne podstawy. Problem z serwicyzacją ( traktowaną jako uniwersalny proces) na tym polega, że dla jej wyjaśniania używamy tego samego zestawu pojęć, albo identycznego „klucza interpretacyjnego”, co do opisu procesów spowodowanych industrializacją. W efekcie niemożliwym się staje dostrzeżenie różnic i polaryzacji skutków, przypisywanych obu makro-procesom.

Na szczęście, integralnie związana z podejściem ewolucyjnym perspektywa czasowa daje podstawy dla wyodrębnienia „starego”, bo INDUSTRIALNEGO paradygmatu teorii usług. Traktując go jako płaszczyznę odniesień wyprowadzić można supozycje odnoszące się do jego „nowego” odpowiednika.

Uwaga metodologiczna.

Jeśli nieskromnie zapowiadam podjęcie próby wyprowadzanie „nowego” paradygmatu teorii usług, to niejako sugeruję jego konfrontację ze „starym”.  Ponieważ ten artykuł adresowany jest do głównie do ekonomistów, ograniczę się do wskazania, że najlepiej wyraża go stanowisko O. Langego. Jak wiadomo, określa on znaczenie usług, podaje ich definicję, w konstruowaniu której wykorzystuje aparat pojęciowo-analityczny zapożyczony z ekonomii, tyleż  politycznej, co produkcyjnej [10]. Takie „produkcyjne” umocowanie teorii usług  sprawia, że „stary” paradygmat wypada wziąć w cudzysłów. Upierałbym się, że trudno mówić tu o paradygmacie, co najwyżej – odwołując się do Th. Kuhna –  powinno się stosować określenie: stadium przed/paradygmatyczne.

Powtórka z historii

Zapoczątkowana przez A. Schwarza, szwajcarskiego ekonomistę [jeszcze pod koniec lat osiemdziesiątych XIX w.] analiza sektoralna gospodarki „eksplodowała” po drugiej wojnie światowej intensywnie rozwijanym nurtem badań, określanym jako teoria wzrostu gospodarczego. Dzięki pracom czołowych  jego reprezentantów [od C. Clarka, A.G.B. Fishera przez J. Fourastiẻ i M. Katouzjana  po J. Greshany’ego i D. Bella] wypracowywany był paradygmat teorii usług,  formułowany w kontekście wzrostu gospodarczego warunkowanego postępem technologicznym i industrializacją, substytucją siły roboczej i międzysektoralnymi przepływani środków produkcji.

Przynajmniej dwie znamienne cechy tego podejścia warte są podkreślenia. Po pierwsze, bez wątpienia ukształtowane zostały zręby ekonomicznej teorii usług, osadzonej na wyraźnie zarysowym paradygmacie teorii permanentnego   wzrostu gospodarczego. Po drugie, za jej zwieńczenie uznać wypada opracowania socjologiczne [sic] autorstwa D. Bella, które są tyleż ukoronowaniem, co jednocześnie teoretycznym zwieńczeniem wcześniej tak dynamicznie rozwijającego się nurtu badań. Zgodnie z jego ustaleniami dotyczącymi społecznych skutków makroekonomicznych przekształceń, z nasilających się procesów serwicyzacji  wyłonić się powinna usługowa era, jako następczyni ery industrialnej. Tę ostatnią  charakteryzował przede wszystkim proces u-przedmiotowienia stosunków społecznych, dokonujący się dzięki masowej produkcji i konsumpcji artykułów trwałego użytku. Natomiast w zapowiadanej erze usługowej, dokonać się miała zasadnicza zmiana.

Spowodować ją miały  dwa równolegle przebiegające procesy:

  • wzrostem mechanizacji, zwiększona efektywność produkcji;  substytucja siły roboczej zachodząca w sektorze produkcji, która skutkowała skierowaniem powstałej nadwyżki zatrudnionych do sektora usług
  • rozwijający się sektor usług miał stymulować przekształceniami w stylu życia, prowadzić do wzrostu zasobów czasu wolnego, poznaczonego na  nie tylko na rekreację, ale na aktywności kulturalne, umożliwiające  odkrywanie znaczenia zapoznanego wymiaru relacji międzyludzkich.

Z rozwojem usług rynkowych związane były nadzieje na utrzymanie dotychczasowego tempa rozwoju gospodarczego. Co więcej, dostrzegano również szanse dowartościowania kulturotwórczej funkcji usług w sektorze publicznym. Dopełniające usługi rynkowe usługi publiczne  rozumiano jako sferę  międzyludzkich obcowań[11], sferę kształtującą normy współżycia społecznego.

„Formalnie” rzecz biorąc wraz z nastaniem XXI w. spełnione zostały warunki, by ogłosić nastanie ery post/industrialnej, tyle że już nie nazywano jej erą usługową, ponieważ

„materialnie” – weszliśmy w erę rewitalizacji  industrializmu, z tą jedną różnicą:  inne  – bardziej przemyślne przemysły stały się motorami wzrostu gospodarczego.

O ile wcześniej – jak u D. Bella czy R. Dahrendorfa, J. Gershuniego – mogliśmy obserwować rozwijanie teorii socjologicznej dla ery tercjarnej (post/industrialnej) i komplementarnej z ekonomiczną teorią wzrostu gospodarczego,  to  poczynając od przełomu tysiącleci taka symbioza naukowa stała się już niemożliwa.  Re/industrializacja zapoczątkowana przez czwartą rewolucję przemysłową spowodowała powstanie wyraźnego rozziewu. Zaprogramowana na permanentny wzrost ekonomia dostarcza „pozytywnych” danych, których  negatywne skutki zaczęły się pojawiać w życiu społecznym, a zwłaszcza w kulturze.

Skoro nie można liczyć na wsparcie ze strony innych nauk społecznych – bo procesy zachodzące w wymiarze społecznym są NIE-DO-PRZEWIDZENIA, dlatego też przyjąłem, iż nowy paradygmat teorii usług powinien zostać osadzony na solidniejszych podstawach. Do dyskursu wprowadzam zatem NIE post/industrialny kontekst, który okazuje się de fecto ciągle mechanistyczny, tylko kulturowy, by dzięki temu wykazać, dlaczego współczesność sczeźnie bez usług.

C. Bogactwo kulturowego podglebia

Kulturowa płodność Europy Środkowej zaskakuje swym bogactwem i do dziś wzbudza na przemian podziw i zdumienie. Jej orientacyjne punkty graniczne wyznaczają rozległe terytorium: od Halle i Jeny po Lwów i Odessę; od Wilna przez Pragę po Bukareszt i Triest. Ograniczając się chociażby do osiągnięć naukowych, wystarczające wyobrażenie o jej potencjale intelektualnym dają choćby  następujące nazwiska: E. Husserl, [pochodził z Moraw], Z. Freud , A. Adler, R. Carnap, K. Popper, J. Schumpeter, F. Hayek, K. Polanyi, P.  Feyerabend, L. Wittgenstein, L. von Bertanlanffy, R. Ingarden, E. Stein [rodem z Wrocławia], R. Steiner, J. Patočka , E. Fromm, V. Frankl, C. Noica,  M. Eliade, M. Buber [który swój pierwszy artykuł opublikował w języku polskim w Lwowie], K. Wojtyła,  i wielu, wielu innych… A pominięte tu zostały, niemniej znaczące, dla historii kultury, nazwiska muzyków, pisarzy, malarzy … To tutaj tworzyli i działali twórcy psychoanalizy, psychologii głębi, psychologii transgresyjnej; religioznawstwa, fenomenologii, dialogiki [ również E.Levinas ma korzenie wileńskie], teorii systemów, neopozytywizmu, empiryzmu logicznego, szkoły austriackiej [ekonomia], prakseologii, ergonomii[12]… Wszystkie te dokonana można oczywiście systematyzować wedle porządku dyscyplin naukowych, bądź kojarzonych z nimi teorii naukowych. Jednak niemniej ważna jest rekonstrukcja idei, których wyrazicielami – nie tylko poprzez prace naukowe – byli konkretni ludzie, ukształtowani w „klimacie duchowym” Mitteleuropy, jak Cz. Miłosz, S. Vincenz, F. Kafka, R. Musil, S. Marai, P. Esterhazy, A. Stasiuk…

Wyjaśniając bogactwo kulturowego podglebia tej części Europy zwraca się oczywiście uwagę na to, że na tym właśnie obszarze Zachód spotka się ze Wschodem; podkreśla wzajemne oddziaływanie zreformowanego chrześcijaństwa [katolicyzm – protestantyzm], greko – katolików i judaizmu [zwłaszcza „herezji chasydzkiej”]; rywalizację dynastii [Habsburgów z Hohenzollernami]; eksponuje wielozarodkowość Regnum Poloniae tudzież tygiel etniczny Siedmiogrodu; wykazuje, jak sięgające późnego średniowiecza ośrodki uniwersyteckie z tej części Europy kulminują powstaniem w Wiedniu Europejskiego Centrum Nauk o Człowieku[13] itd. itp. W licznych opracowaniach naukowych i literaturze pięknej eksponuje się i eksploruje  wielowarstwowy fundament kulturowy, kształtujący w podobny sposób tkankę takich miast jak Wilno, [a jeśli Wilno, to czemu nie Rygę  i Mińsk ?], Lwów, Kraków, Czerniowce, Brno, Timisoarę, Triest, albo w ujęciu równoleżnikowym obszar leżący między Jeną a Odessą. Podobne dzieje wywarły  wpływ  na mentalność mieszkańców Mitteleuropy[14].

Dlatego z niesłabnącą mocą działa na nas szok poznawczy spowodowany uświadomieniem sobie skali spustoszeń, jakie wystąpiły z niespotykaną intensywnością na tym skrawku Ziemi. Oba totalitaryzmy pozostawiły po sobie wspomnienie erupcji zła na niespotykaną skalę[15]. Pozwala to stwierdzić, iż w XX w. Mitteleupre przeszła przez fazę „cywilizacyjnego zaćmienia”, zapisując w sowich dziejach następujące negatywne zaszłości, których nigdy dość przypominać:

  • Doświadczenia obu totalitaryzmów
  • Uprzemysłowione i zideologizowane formy ludobójstwa.
  • Falsyfikacja (czy raczej kompromitacja) racjonalnej gospodarki realnego socjalizmu
  • Obłęd industrializacji skutkujący reifikacją stosunków międzyludzkich, czyli posuniętym do skrajności uprzedmiotowieniem człowieka.

Właśnie ze względu na niespotykaną wcześniej erupcję barbarzyństwa, jakie zmieniło krajobraz materialny i duchowy tej części Europy, naukowcy do dziś toczą spory, o to, czy „bilans”   XX w. można zamknąć „dodatnim saldem”. Traumę po totalitaryzmach leczy upływający czas, ale jego upływ nie osłabia natarczywości zadawanych pytań. One to w świadomości badaczy – będących nie tylko historykami –  osadzają się ponawianym ciągle wyzwaniem. Staje się nim  dociekania prawdy o człowieku jako podmiocie gospodarującym, a jednocześnie – twórcy kultury. C. G. Jung w XX wiecznym  kataklizmach historii dostrzega  powrót barbarzyństwa, bowiem był to okres, który „niosąc despotyzm, pozbawienie indywiduum jego niezbywalnych praw, okrucieństwo, zszarganie godności człowieka i niewolnictwo świata przedchrześcijańskiego, który ‘labour problem’ rozwiązał  dzięki  ergastulum /stajni niewolników/. ‘Odwrócenie wszelkich wartości’ – to zjawisko, którego jesteśmy świadkami” [C.G.Jung, 12, s.226-7]  

To właśnie stąd, na obszarze Mitteleuropy, ciągle wypowiadane jest pytanie: dlaczego człowiek człowiekowi taki los zgotował? Na gruncie innym niż etyka przybiera ono formę nie mniej  sproblematyzowaną:  czy powodem tego barbarzyństwa nie była/jest przypadkiem nadmierna podatność nauk społecznych na wpływy ideologii ? Czy przyczyna owej zapaści kulturowej nie tkwi w zapoznaniu refleksji antropologicznej ? Wreszcie, czy tamte dwudziestowieczne – traumatyczne doświadczenia nie zostały spowodowane tym, iż chciano zbudować nową cywilizację pozbawioną fundamentów kulturowych (resp. duchowych ) ?

Wynikiem poszukiwania odpowiedzi na to pytanie jest następująca, wzmocniona teza:

właśnie teoria usług skoncentrowana na człowieku może, a nawet powinna być potraktowana jako zapowiedź/zaczątek  zmian paradygmatu nauk społecznych.

Pojawia się szansa, aby w naukach ekonomicznych, poza  ekonomią behawioralną, zaznaczył się wpływ teorii usług.  Również dla socjologicznej teorii (symbolicznego) interakcjonizmu dostrzeżenie teorii usług mogłoby być inspirującym impulsem poznawczym. Wreszcie, jeśli chodzi o psychologię, będącą łącznikiem między humanistyką a naukami społecznymi,  wpisanie teorii usług w kontekst egzystencji  wzbogaca opis procesu antropogenezy, a dzięki temu pozwala ukierunkować i wzmocnić rozważania nad sensem życia.

Jak widać, wyłania się bardzo śmiały projekt naukowy o rozległym zasięgu i pomyślnych (by nie powiedzieć opatrznościowych) konsekwencjach.

To, czym dysponuję mierząc się z tym wyzwaniem sprowadzić można do dwu podstawowych przesłanek. Są nimi: /a/ dotychczasowe próby i dorobek je dokumentujący, wynikające z rozwijania relacyjnego paradygmatu teorii usług; /b/ refleksji teoretyczna wzbogacona o dorobek kulturowy pochodzący z Mitteleuropy.

Reinterpretując

Dzięki reinterpretacji wybranych  toposów środkowoeuropejskich,

zamierzam doprowadzić do czegoś, co  byłoby najpierw „przesileniem paradygmatycznym” w teorii  usług, a następnie mogłoby  oddziaływać na inne nauki społeczne.  Jeśli tak zarysowany cel udałoby się osiągnąć, to można mieć nadzieję, że również w naukach ekonomicznych stałoby się możliwe respektowanie perspektywy antropologicznej [łącznie z „zasadą antropiczną[16]”].

Uwzględniwszy fakt, że technologia jest główną siłą napędową globalizacji – to uwzględnienie takiej – korygującej – perspektywy, staje się wręcz konieczne. Na suponowaną zmianę składają się zatem dwa procesy:

globalizacja => glokalizacja

serwicyzacja =>humanizacja gospodarki i ekonomii

Jeśli globalizacja jest perspektywą ZNIKĄD, to właśnie glokalizacja umożliwia sprowadzenie  jej do kulturowych fundamentów tudzież w  lokalny kontekst.

Jeśli SERWICYZACJA jest nasycaniem społeczeństwa gospodarującego usługami, to pozytywnym następstwem  tego procesu będzie obrona człowieka przed technologicznym zniewoleniem pochodzącym STAMTĄD

Dygresja

Stwierdzenie, że „globalizacja jest perspektywą ZNIKĄD” jest zarówno prawdziwe, jak i fałszywe, co – wbrew logice –  postaram się udowodnić.

Dlaczego jest FAŁSZYWE?

Otóż COVIDOwa zaraza otworzyła nam oczy na to, że epidemia nie była spowodowana – jak to było dotąd – siłami natury, tylko świadomym działaniem „człowieka”. Pytanie jakiego ? Otóż wyszło na jaw, że przyszłe kierunki rozwoju świata, określane jako DIVERSITY, EQUITY & INCLUSION wytyczają jakieś dziwnie instancje. Skrywają się one najczęściej pod szyldem nauki, bowiem nauka stała się  bogiem współczesności. A więc mamy jakieś: C 40, KOP 24 (Kair), SASE (Rio de Janerio)… Owe instancje wytyczają programy ramowe, które dla rządów poszczególnych krajów stają obowiązującymi konwencjami, bez konieczności ich ratyfikacji przez parlamenty.

Nie ma już wątpliwości, że konkretne dyrektywy pochdzą
STAMTĄD, a nie ZNIKĄD.

A Dlaczego PRAWDZIWE ?

Wypracowane i zalecane dyrektywy, tak jak to miało miejsce w systemach „demokracji” socjalistycznej, podejmowane są przez samozwańcze, anonimowe gremia. Wprawdzie nie obradują „biura polityczne”, czy komitety centralne (KC), tylko konferencje, konwencje, fora (jak światowe forum ekonomiczne w Davos), ale podobnie jak „w komunie” –  odpowiedzialność się rozmywa.

Nie ma już wątpliwości, że konkretne dyrektywy niby skądś  pochdzodzą, ale nie wiadomo kto za nie odpowiada.
Who is WHO ?

Odnosząc się teraz do wspomnianej glokalizacji i upominając się o  wymiar podmiotowy snutej tu refleksji, konieczne się  staje dodatkowe wyjaśnienie tyczące się kluczowego pojęcia, dzięki któremu możliwe jest samookreślenie naszej środkowoeuropejskiej tożsamości.

D. Topos[17]

Stosuję to pojemne określenie, ponieważ ma nam ono uzmysłowić, jak trudno jest oddzielić to, co ściśle naukowe (empiryczne) od tego, co kulturowe (symboliczne), jak faktyczność nie ogranicza powstania arte – faktu.  Natomiast  wykorzystując tym razem terminologię fenomenologii wykazać można występowanie jeszcze innej zależności, mianowicie między zindywidualizowanym oglądem świata /Weltanschauung/,  a  rekonstruowanym, uśrednionym, naukowym jego obrazem /Weltbild/.

Z greckiego słowa topos wydobywam całą jego wieloznaczność, pozwalającą na jednoznaczne, przestrzennie skoordynowane   miejsca – horyzontalnie „okolić” i  wertykalnie „zasklepić” w jedność  „czwórni.” [18]

Topos – w znaczeniu mu tu nadawanym, nie wyłania się w wyniku prostego przeciwstawienia: lokalne # globalne – uniwersalne, tylko dzięki dostrzeżeniu jakościowej  różnicy między tym, co swoiste, a tym co nieoryginalne i wtórne.

Uwzględniwszy miejsca i czas [ dzieje kilka stuleci] zastrzec należy, że  nie tylko dokonania naukowe Mitteleuropy   (rozpoznawane zwłaszcza jako „szkoły”) na takowe wyróżnione miano toposów zasługują.

Mój autorski wybór obejmuje: fenomenologię, dialogikę, filozofię  – łącznie z teozofią, psychologię, prakseologię na ekonomii  kończąc[19]. Nie tylko ze względu na ograniczoną pojemność artykułu, ale również ze zmienną uwagę interpretował będę toposy wpisane w powyższe ramy dyscyplin naukowych. Zasadniczym celem tego artykułu jest więc hipostazowanie z owych toposów – nowego paradygmatu teorii usług.  Ściśle, chodzi o  jej przeprojektowanie z  teorii przed/paradygmatycznej w teorię dojrzałą. Innymi słowy,

zajmuję się w tym artykule wypracowaniem podstaw nauki o usługach, by ze stadium niedojrzałego rozwinąć się mogła w teorię solidniej ugruntowaną.

Dygresja metodologiczna

Tak sformułowany cel osadzam na złożeniu, iż sprowadzanie   poznania rzeczywistości wyłącznie do analizy faktów/danych empirycznych nie wyczerpuje naszych zdolności poznawczych. Co więcej, wobec zalewu informacji i inflacji znaczenia wniosków wynikających z ogromu danych, docieranie do sedna zagadnień staje się utrudnione, a dociekanie sensu  podejmowanych działań – niemal niemożliwe. A jak inaczej, niż pytaniem o sens artykułować odpowiedź dotyczącą prawdy o człowieku jako Da-sein ?

Dygresja kontekstualna

Ta z kolei przybiera postać następującego sądu:

SYTUACJONIZM – charakterystyczny dla  świadczenia usługi, dzięki uwzględnieniu toposów,  zostaje kulturowo dookreślony, a więc uwolniony koniunkturalnych uzasadnień.

Historia nauki, spleciona  tutaj z dziejami Mietteleuropy, uczy nas, że z bytu pozbawionego istoty, badacze z łatwością wyprowadzają wszelkie odmiany nihilizmu. Człowiek uplasowany w próżni kulturowej i aksjologicznej zostaje pozbawiony zdolności zrozumienia sensu bycia TU i TERAZ.  Dlatego też nic ze swej aktualności nie straciła Jungowska diagnoza, wskazująca, że najpoważniejszym zagrożeniem, jakie rzeczywiście nad nami zawisło – jest sam człowiek. A wyprowadzany z niej wniosek brzmi: musimy badać psyche, albowiem „przyczyna wszelkiego przyszłego zła tkwi w nas samych” [C. G. Jung, 12, s. 436]. Ta opinia wybitnego psychologa   budzi uzasadniony niepokój, tym większy, iż czasy nam współczesne jej trafność tylko potwierdzają.

„Duchowi czasu” oszołomionemu biciem rekordów czasu  – cóż przeciwstawić, przecież nie „ducha przestrzeni”, bo i on pokonuje dystans w rekordowym tempie. Jakąś nadzieją jest „genius loci”, czyli duch opiekuńczy toposów.

 

E. Antropologia

Przezwyciężenie materialistyczno – przyrodniczo – behawioralnych koncepcji człowieka prowadzić powinno do osadzenia jego definicji na zupełnie innych podstawach. Najlepiej tę różnicę ilustruje porównanie Marksowskiej definicji człowieka jako bytu przyrodniczego [„ein tätiges Naturwesen”], wyposażonego w – obcą jego naturze – zdolność efektywnego funkcjonowania, które jest już działaniem ściśle „technicznym”. Praca, bo niej tu mowa, rozumiana jest więc jako wymiana materii między człowiekiem a przyrodą [L. Sevẻ, 23, s. 232; K. Marx, F. Engels, 16,  s. 629]. Z przyjętej tu perspektywy nietrudno zauważyć, że Marksowska antropologia osadzona jest jeszcze na innego rodzaju wyobcowaniu [niż to, jakie generują kapitalistyczne stosunki produkcji]. Praca, podporządkowana materii, będąca szczególnego rodzaju aktywnością zdeterminowaną przez techniczną efektywność – uprzedmiatawia robotnika. Wyalienowanie ma swoje źródło w tym, że praca (ściśle: robota – wedle rozróżnienia H. Arendt)  narzuca człowiekowi schemat działania, który nie pochodzi z wnętrza jego „natury”. Tym samym, osobowość powstaje w wyniku projekcji [ad extra], w niedookreślone wnętrze, określonych stosunków społecznych, albowiem, jak twierdzą Marksiści: praca czyni z małpy człowieka.

Natomiast sięgając po najbardziej antropiczny ze środkowoeuropejskich toposów, temu reaktywnemu modelowi animal laborans, przeciwstawić można  radykalnie odmienną koncepcję innego rozumienia złożoności podmiotu ludzkiego. Już sam byt osobowy traktowany jest jako individum ineffabile [niewyczerpywalny], głównie za sprawą zdolności kształtowania/tworzenia niepowtarzalnej  osobowości. Osobliwością bytu osobowego jest to, że każdorazowo rozstrzyga on, kim chce być; jako osobowość jest bytem somo-dzielnym, samo-realizującym się projektem egzystencjalnym [V. Frankl, 6, s.70-71], bytującym jako Da/sein. Sens bycia człowiekiem, ludzkie indywiduum nie znajduje w ścisłym złączeniu z  produkcyjnym procesem przemiany materii, tylko w urzeczywistnianiu wartości. Może to czynić w trojaki sposób: oczywiście działaniem, albo sprawstwem, jak skorygowałaby  to M. Archer. Ale ponieważ świat ludzi jest światem zadomowionym w ethosie, dlatego konieczne są jeszcze: przeżywanie świata i oswajanie się z uciążliwościami losu/egzystencji [V. Frankl, tamże, s. 68-69, również V. Frankl, 7]

F. Fenomenologia

  Spośród wielu możliwych ujęć [np. fenomenologia jako filozofia alternatywna w stosunku do filozofii analitycznej, albo zwieńczenie kartezjanizmu], zwracam tu uwagę na jej oryginalność metodologiczną[20]. Przedmiotem jej zainteresowania jest – nomen omenfenomen, jako pewien stan rzeczy, któremu poznający podmiot nie może na serio odmówić statusu faktu. A więc punktem wyjścia jest nie teoria, tylko powrót do źródłowo ujmowanego przedmiotu [ Husserla: zu dem Sache selbst ]; owemu powrotowi towarzyszy jednocześnie redukcja fenomenologiczna lub transcendentalna [pojęcie „techniczne”]   zawieszająca obowiązywanie jakichkolwiek założeń, czy apodyktyczność obowiązujących  teorii. Budowane na noetyczno-noematycznych aktach poznanie umożliwia głęboki wgląd w badany przedmiot, odsłaniając przed badaczem jego istotę. Dlatego też synonimem metodologii fenomenologicznej jest nastawienie /podejście ejdetyczne.

  Fenomenologia od jej początków [prace  Husserla  zaczęły się ukazywać przed pierwszą wojną światową] traktowana była przez większość uczonych, czyli reprezentantów konwencjonalizmu metodologicznego [pozytywizm, przyrodoznawczy normatywny indukcjonizm, ale i przez strukturalizm, by o materializmie nie wspomnieć] podejrzliwie i wrogo. Fenomenologia kwestionowała bowiem rzekomy obiektywizm poznania, rezygnując z nadawania wypracowanym sądom powszechnej mocy obowiązującej, a prawom nauki status normatywności. Ponieważ miała odwagę podkreślać znaczenie rozstrzygnięć przedzałożeniowych w badaniach naukowych (Weltanschauung), musiała zostać wyrugowana, zwłaszcza przez te nauki, których celem było nie tylko poznanie świata, ale jego (radykalna) przemiana. Fenomenologię krytykowały szczególnie te nauki, które pod sztandarami obiektywizmu metodologicznego, angażowały się na służbę ideologii.

Uwzględniając całokształt doświadczeń zgromadzonych w naszej części Europy w ostatnim stuleciu wypada stwierdzić, że wymagany jest od nas badaczy taki opis rzeczywistości, który byłby uwolniony od jakichkolwiek ideologicznych uwikłań i podejrzanych „systemowych” konstrukcji. Twórcze i odpowiedzialne myślenie wymaga docierania do fenomenów, a więc zdarzeń postrzeganych i interpretowanych w „czystej postaci”. Dlatego wskazane jest sięgać po the grounded theory, mieszczącą się w nurcie post/fenomenologicznych badań naukowych, wykorzystywaną zarówno w socjologii, psychologii, jak i – ostatnio – także w badaniach marketingowych (NB twórcy tej teorii Glaser i Straus, wprawdzie związani z uniwersytetem w Chicago, pochodzili z Mitelleuropy).

G. Psychologia

Warte podkreślenia są również naukowe osiągnięcia psychologii, powstałe w naszej części Europy. Na ten znamienity dorobek składają się dzieła pochodzące z trzech szkół psychologii: psychoanaliza Freuda, psychologia odwagi Adelra oraz psychologia odpowiedzialności Frankla[21]. Pomijając „freudyzm”, zasadniczym rysem tworzonej w tej części Europy psychologii jest wyjaśnianie zachowań odnoszenie nie do organicznych/fizjologicznych, tylko do egzystencjalnych podstaw. To powoduje, że w stosunku do otaczających ją behawioralnych ( anglo – saskich) nurów, psychologia – uzyskuje paradoksalne miano „psychologii humanistycznej”. Za czołowego jej reprezentanta uznać wypada V. Frankla, który w ludzkiemu sub-jectum rozpoznaje trojakiego rodzaju aktywizm: działanie, przeżywanie świata, znoszenie ciężarów egzystencji. Ale co najważniejsze owe aktywności uskuteczniane są nie po to, by zaspokajać [jakieś/czyjeś] potrzeby, ale by urzeczywistniać wartości [V.Frankl, 6, s. 68-69].

Już choćby na tym ostatnim psychologicznym  modelu człowieka można fundować zwrot antropologiczny w naukach społecznych. Swoistą   „hipostazą” tego zwrotu mógłby być nowy paradygmat teorii usług; teorii, która czerpałaby również z dorobku psychologii V. Frankla. Szczególnie cenne okazuje się wyodrębnienie trzeciej sfery aktywności, dzięki któremu możliwe się staje odkrywanie analogii między świadczeniem usługi a urzeczywistnianiem wartości.[22]

H. Dialogika, albo  filozofia spotkania

Niemniej interesujące tudzież inspirujące jest odkrycie, że źródła dialogiki tkwią w stosunku człowieka do  otaczającego go świata. Najpierw, jak trafnie zauważa H. Arendt, „świat nie jest ludzki tylko dlatego, że jest tworzony przez ludzi /…/. Świat staje się ludzki, gdy staje się przedmiotem dyskursu.”  [ H. Arendt, Znak  nr. 380-381]. Oswajanie narzucającego się świata[23] [ Heideggerowskie das So-Sein] przebiega jednak inaczej niżby wynikać to miało z oczywistość sądu: iż podobnie jak ja mieszkam w świecie, takoż świat mieszka we mnie. M. Buber, jeden z twórców dialogiki, wskazuje na to, że dyskurs wcale nie wyłania się na linii styku, czyli tam, gdzie – my ludzie i nasz świat – zostajemy nawzajem w siebie włączeni, ale w tym miejscu/momencie kiedy Ono [powiedzmy, das So-Sein] zostaje zastąpienie przez Ty [M. Buber, 3,  s. 98]; gdzie dochodzi do spotkania z innym Ty. Jednak najważniejszy jest  sposób, w jaki dzięki relacji/spotkaniu z innym Ty możliwe staje się wyjście poza perspektywę ograniczoną do świata materialnego. Tę  myśl z kolei podejmuje i rozwija E. Levinas podkreślając, że zarysowana tu płaszczyzna spotkania sytuuje się w „innym świecie”, uwolnionym od determinizmów materii, będącym światem międzyludzkich obcowań. Dla jego tworzenia i kształtowania nie wystarczy już sama robota/praca, zwłaszcza, że aktywność produkcyjna podbudowana została wyprzedzającym ją poznaniem naukowym – technicznie oprzyrządowanym. Co więcej, sama idea uprawianie nauki podporządkowana została imperatywowi utylitaryzmu. W związku z tym, wyjaśnianie behawioru ludzkiego traci wiarygodność, ponieważ jest jednostronne i powierzchowne. Prowadzi do upraszczających stwierdzeń, iż sensem życia człowieka jest konieczność zaspokajania potrzeb – de facto imperatyw konsumpcji. [24].

I. Ekonomia

Z bogatej spuścizny naukowej ekonomii (jedynie wspomniawszy  A. A. Krzyżanowskiego) wypracowanej przez kilka „austriackich szkół” ekonomii, wydobywam prace J. Schumpetera [25]. Powodem tego wyróżnienia jest to, iż podana przez niego charakterystyka osobowości przedsiębiorcy, wyraźnie konweniuje z rozwijaną przez M. Schelera [24] teorią idealnych wzorów osobowych. Dla antropologa, jakim był M. Scheler, przedsiębiorca jest typem przywódcy, przy czym wyróżnia go nie tyle cecha dominacji – co  zmysł wynalazcy i odkrywcy. Dla „wczesnego” J. Schumpetera, ale ukształtowanego już ekonomisty, przedsiębiorczość ma niewiele wspólnego z pragmatyzmem, jest raczej osobliwym stanem ducha przedsiębiorcy, stanem który wyzwala w nim energię zdolną pokonywać nie tylko piętrzące się trudności, ale w równym stopniu własne przesądy i wewnętrzne opory. Zmysł przedsiębiorczości, czy też talent przywódczy, pozwalają płynąć przeciw niwelującemu prądowi, przeciwstawiać się ograniczeniom, przetrwać w niepewnych okolicznościach i dystansować się wobec determinującego wpływu otoczenia. Taka wizja przedsiębiorcy, jako „romantycznego bohatera” musiała, oczywiście, zostać zastąpiona przez odmienny anglo-saski wzorzec businessmana. A kiedy utylitaryzm stał się aksjomatem ekonomii, przedsiębiorca przekształcił się w menedżera, który koncentruje na zarządzaniu procesami produkcji (zarządzaniu procesowym) w celu maksymalizacji zysku – czyli de facto – dywidendy. Zwłaszcza dzisiaj, kiedy kompetencje przedsiębiorcy/menedżeta określają: informatyka, controling, standaryzacja…. [25], powinniśmy się zastanowić, czy  kompetencje  „kreujące”  ów wzór  osobowy powinny obowiązywać  w usługach ?

W sukurs rozważaniem Schumpetera przychodzi Wybitny poznański socjolog F. Znaniecki. Snując refleksje teoretyczne nad przyszłością cywilizacji Zachodniej, podkreśla tyleż kulturo-, co  wzoro-twórczą rolę „arystokracji umysłowej”. W stosunku do spauperyzowanej kultury masowej, „arystokraci umysłowi” pielęgnują i wzbogacają Geistkultur. Jeśli ta opinia Znanieckiego wydać się może mało odkrywczą, to z pewnością daje do myślenia skład zawodowy tej wyróżnionej grupy. Otóż zalicza do niej: „przedsiębiorców,, wynalazców, duchowieństwo, mężów stanu, prawników, kierowników biurokracji, sztab wojskowy, literatów, artystów, uczonych ”.  Jak nietrudno zauważyć, ową „arystokrację” niemal dokładnie odpowiada temu, co w teorii usług określamy mianem: usługi profesjonalne. I jak to dobitnie podkreślał Znaniecki: „Każda cywilizacja potrzebuje przywódców”.

A no właśnie, przywódców i autorytety.

Przewijający się w tym cyklu artykułów wątek kryzysu cywilizacji Zachodniej znajduje tu swoje dodatkowe umocowanie. Otóż, sukcesywne (choć o-błędne i e-błędne) przekształcenie profesjonalistów USŁUGODAWCÓW w businessmanów, jest przyczyną tego, że współcześnie świadomość zbiorową kształtują wyłącznie mas – media. Nie tylko lansują sezonowych idoli i „kreują”  mentalnie sformatowanych celebrytów, ale  – co gorsza – manipulują preferencjami demosu, w efekcie czego  ochlokracja przejmuje władzę. W efekcie, degeneracja i upadek systemu demokracji parlamentarnej sprowadza polityków do roli „klientów” korporacji medialnych.

J. Prakseologia

 O związkach prakseologii z ekonomią, a zwłaszcza z naukami o zarządzaniu, specjalnie  rozwodzić się muszę. Tym razem chodzi o wskazanie, w jaki sposób wykorzystać teoremat prakseologii, w tworzeniu podstaw wielodyscyplinarnej teorii usług.

  Prakseologiczne podejście sprawia, że CZYN staje się nie tylko kluczowym pojęciem (opasującym aktywność człowieka), ale  uznawany jest za bezpośrednią  przyczynę sprawczą, co pozwala działalności człowieka podporządkować kauzalnemu schematowi wyjaśniania[26]. Taki rodzaj eksplanacji, zakładającej, że „nie ma skutku bez przyczyny”  implikuje jednocześnie, czy wręcz nakazuje – jakby to powiedział O. Spengler [26] – „każdej żywej treści faktu stać się abstrakcyjną prawdą”. Fakt, za pomocą którego odnotowujemy skutek, utwierdza nas w przekonaniu poprawności wnioskowania; ale – posługując się przydatną w tego rodzaju subtelnościach terminologią fenomenologiczną – logicznie klarowne przejście od Ursache do Sache może jedynie oznaczać, że w wyjaśnianiu powstawania  rzeczy /Sache/ zaledwie otarliśmy się o jej istotę [27].

O sygnalizowanym tu zróżnicowaniu poziomów wyjaśniania wyobrażenie daje zamieszczona niżej porównanie.

K. Czyn w dwojakim kontekście interpretacyjnym

Ujęcie prakseologiczne Ujęcie quasi/fenomenologiczne
Czyn jako przyczyna sprawcza Czyn – odsłaniający inny rodzaj zależności: pomiędzy celem działania a działającym człowiekiem
Myślenie jako faktografia odnosząca się do danych zdarzeń Pobudza do myślenia refleksyjnego, które wykracza poza immanencję
Synonim wyniku. Jako podstawowa jednostka analityczno-opisowa, pozwala na kontrolę/ocenę sprawności działania Może się przekształcić  w akt, poszerzający zakres autonomicznych działań
Cel: realizacja kauzalnie zafiksowanego planu Cel: swoboda działania; możliwość modyfikacji środków i celu w trakcie podjętej realizacji
Określa znaczenie „racjonalnego działania”, które potwierdza dobór optymalnych środków służących realizacji obranego celu Działać sensownie, to sprawdzać, co jest możliwe w zastanej i zmieniającej się sytuacji
Metoda prospektywna: ukierunkowująca myślenie na ciąg podejmowanych działań Retrospekcja: rekonstrukcja wydarzenia post factum jako reinterpretacja stanu wyjściowego
Czyn – kontekst prakseologiczny
Czyn jest zewnętrznie sterowany przez cel
Akt – aspekt frenetyczny
Akt jest spontanicznym uzewnętrznieniem woli
Racjonalizm jako zamknięcie w empirycznej immanencji; strukturyzacja; myślenie dostosowujące się do rozpoznanego procesu Spontaniczny akt  uwalniający  twórczego ducha w człowieku
Analiza „rozkładu” a priori  zakładającego syntezę wyrażoną w generalizacji Założenie nierozkładalnej jedności syntetyzującej wielość. Czyn ocala/utrwala pierwotną jedność
Całość dostępna tylko przez fragmentyzację  Niepodzielny akt, jako reakcja na Gestalt
Dostrzega się tylko przyczynę sprawczą Uwzględnia się przyczynę celową/wewnętrzną
Niedostrzeganie różnicy między robotą a pracą Dostrzeganie różnicy między efektywnością a afektywnością pracy

Opracał K. Rogoziński

Zasadniczy teoremat prakseologii osadzony został na przejściu od  czynu, jako podstawowej przyczynie sprawczej, do pracy/roboty,[28] jako czynności wypełniających i układających się w racjonalny proces; tym sprawniejszy im bardziej udaje się pracę przekształcić w robotę. Jednak najważniejsze jest dostrzeżenie [tego] newralgicznego momentu, kiedy – na poziomie operacyjnym  – zaczyna się projektowanie kauzalnej sekwencji roboty, zaś na poziomie zarządzania – sformalizowanych metod w postaci HRM. Pójście w tym  kierunku  utrwaliło  tylko jeden, zdecydowanie mechaniczny, albo reaktywno – odtwórczy, charakter pracy ludzkiej. Wszakże trwający ponad dwieście lat nieprzerwany  postęp mechanizacji niezbicie dowiódł, iż

 człowiek jest tylko dodatkiem do – wydajniejszej i inteligentniejszej – maszyny.

Ale czy jest  w ogóle możliwe zajęcie innego stanowiska? Czy zasadne jest silenie się na zwrot i pójście w innym kierunku, niż ten wytyczony przez prakseologię i – wykorzystujące jej dorobek – nauki o zarządzaniu? Owszem jest to możliwe, pod dwoma warunkami, tzn. jeśli:

  • uznamy prakseologię za mechanistyczną wykładnię aktywizmu człowieka, a jej dorobek naukowy za umysłowy wykwint ery industrializmu, a tym samym jako dowód, do czego prowadzi mechanomorfizm
  • wyciągając wnioski, świadomie zajmiemy opozycyjne stanowisko, to znaczy: wywód dotyczący aktywności człowieka wpiszemy w – egzystencjalny, a nie mechaniczny – kontekst działalności usługowej.

Jak to wielokrotnie nadmieniałem, wraz z pojawieniem się fenomenu usługi  okazuje się, że ludzki behawior  (w mikro/ekonomii   i naukach o zarządzaniu) to  jedynie zewnętrzna powłoka – by nie powiedzieć skorupa – izolująca dostęp do tego, co najważniejsze: duchowego wnętrza istoty ludzkiej. Ale też ci, którzy ową powłokę z człowieka próbują zdjąć powinni wiedzieć, czego pod nią szukają.

Sub-iectum  to frenetyczne wnętrze człowieka,

 natomiast zewnętrze, to behawioralny gorset.

Wszyscy jesteśmy „beneficjentami” industrializacji; dlatego każdy został  szczelnie „opakowany” technicznymi udogodnieniami, przez które z wielkim trudem przebijają się sygnały wypromieniowujące z istoty (ludzkiej). Ale na szczęście, możemy te stymulanty rozpoznawać i wzmacniać; możemy też sprawić, by rezonowały z sygnałami wysyłanymi przez  najbliższe nam toposy.

L. Obrona subiektywności

Problematyzacja

Podejmowany tu wysiłek, by wyjść poza mechanomorfizm i otworzyć  się na inspirujący wpływ  toposów, wymusza zmianę stanowiska, zwłaszcza w jednej kluczowej kwestii. Sugerowana wyżej propozycja zastąpienia czynu przez akt  dopomina się o dowartościowanie indywidualnego punktu widzenia.  To zrozumiałe, że odczuć, jakich UgB doznaje w trakcie świadczenia usługi nie można traktować jako skutków ubocznych zasługujących jedynie na życzliwe tolerowania, a zwykle  ignorowanych. Wprost przeciwnie! Czyli, innymi słowy, należałoby wykazać, dlaczego subiektywność nie dyskwalifikuje  oglądu stanu rzeczy, rozpoznawanego podczas  świadczenia usługi.

Co ważne, powyższa teza uzasadniona być powinna na poziomie  tetyczno – prakseologicznym, na którym źródłowy wgląd pozwala dostrzec sytuacjonizm  oraz  wpisany weń moment sprawczy [sam akt świadczenia], jako moment istotnościowy. Jeśłi obiektem zainteresowania staje się  interpersonalna relacja, to jej opisanie jest niemożliwe bez  zmiany stosunku do subiektywności. Na czym owa zmiana polegać by miała ?

Po pierwsze, przyjmując epistemologiczną wykładnię – na uznaniu, iż   opozycyjnym pojęciem względem subiektywności nie jest obiektywizm, tylko bezwzględności;

 Po drugie, można się podjąć obrony subiektywności pod warunkiem „zrehabilitowania” doznań zmysłowych. Te bowiem – jak dowodził A. Schopenhauer („Świat jako… s. 40) – odnoszą się wprost do woli, z tego powodu ich emocjonalna motywika jest silniejsza niż argumenty.

Po trzecie, własny pogląd, zwłaszcza potwierdzony doświadczeniem, jest odbiciem różnorodności, a więc odczytania wielowymiarowego obrazu świata

Po czwarte, skoro w subiektywności „można doszukać się warunku powszechnej ważności” [H. Joas, s. 11], dlatego taż subiektywność wynikająca z doświadczenia, nabiera w relacyjnym kontekście cennego (bo o-cennego) znaczenia: ważność podlega waloryzacji, a nie obiektywizacji.

Po piąte –  jeśli akt świadczenia jest przydatny w opisie usługowego sprawstwa, to dlatego, że pozwala uwzględnić akt/ywność będącą ekspresją osobowości „aktora”. NIE  jest prawdą, że jesteśmy wyłącznie zdani na  normy czy procedury. Powinniśmy, bronić się przed ich dyktatem, ponieważ – eo ipso –  każdy standard pozbawia  akt wymiaru subiektywnego, degradując go – do irracjonalnego czynu.

Powinniśmy raczej się pogodzić, z radykalną zmianą stanowiska odnośnie do subiektywności; powinniśmy zrezygnować z przekonania, iż  nasze bezpośrednie doświadczenie jest podejrzane i niewiarygodne, ponieważ dyskredytują je „osobliwości” (zaburzenia) percepcji. Dochować musimy wiary temu, iż doświadczający (czegoś) podmiot zwykle się myli, natomiast nauka – nigdy.

Trudno się pogodzić z tym, że ten scjentystyczny pogląd jest mitem XX wieku, że jest nieporozumieniem, czy raczej pół/prawdą. Ma on (ów mit) swoje źródło w niezrozumieniu tego, że w naszym doświadczeniu zmysłowym docieramy poza naszą osobowość, chociaż poprzez nią, bowiem nie ma innego sposobu poznania zewnętrzności. Nie jest więc prawdą, że w tym doświadczeniu poznajemy wyłącznie siebie. (A. Whitehead, s. 95 )

 Wyrażanie własnych opinii przez nabywcę uznać należy za coś oczywistego w działalności usługowej. Dzięki temu możliwe staje się zwerbalizowanie oczekiwań tudzież wstępne sformułowanie zlecenia. Równie  ważne jest skonfrontowanie subiektywnego punktu widzenia UgB z – obwarowanym praktyką –  stanowiskiem UgD. Przebijający się  tutaj wymiar/aspekt subiektywnizmu jest warunkiem sine qua non zaprojektowania oryginalnego usługowego produktu.

 Raz jeszcze podkreślić należy, że dzięki wyrażaniu subiektywnej opinii nabierają znaczenie takie kategorie analityczne jak: ważność, znaczenie, preferowanie, zaufanie, lojalność, wartość…,  Ich doniosłość potwierdza się najpierw doświadczając, a następnie interpretując i  oceniając. Natomiast zmierzające w stronę obiektywizacji uśrednianie, czy też  „ważenie” –  jest już sprawą wtórną.  

Wniosek

Z pewnością osobliwością usług jest to, iż  z  subiektywnych ocen  usługobiorcy (odnoszących się do do/świadczeń wyniesionych ze   świadczenia usługi)  wyprowadzić się daje warunek powszechnej ważności , który zarówno UgD, jaki badacz powinni brać pod uwagę.

M. Kulturowy i naukowy synkretyzm

Zbliżając się do końca wywodu (odbywszy drogę o zarycie dowodu) ponownie wprowadzić wypada kontekst geograficzny, historyczny i kulturowy. Innymi słowy, raz jeszcze postawić pod rozwagę kluczowy problem: Mitteleuropa  a Zachód.

Co się tyczy Zachodu, będącego dla Mitteleuropy trwałą płaszczyzną odniesienia, to warto przytoczyć znaną opinię wypowiedzianą niegdyś przez M. Schelera o „monstrualnym błędzie Zachodu”. Ów błąd polega na konsekwentnej realizacji scenariusza jednostronnie rozumianego rozwoju, postępu fundowanego na opanowywaniu świata przyrody i przetwarzaniu jego zasobów.

Czy w naszej części Europy udało się uniknąć tej jednostronności? Nie bardzo. Tyle że – jak wspomniałem – tempo przemian było tak szybkie i intensywne, że ocalał – w znaczonej części –  jej zdrowy korzeń „kulturowy” (ścisłe biorąc, w XX wieku, „na straty” spisane zostało tylko jedno pokolenie). Dzięki temu Mitteleuropa mogła wydać wielu artystów, badaczy i twórców, dla których najważniejszą sprawą było kształtowanie człowieka duchowego. Z tego też powodu Mittelueropa nie blokując wpływu zachodnioeuropejskiego pozytywizmu mogła jednocześnie asymilować nurty wypływające z duchowości bliższego ( prawosławie) i dalekiego Wschodu (buddyzm)[29].

Właściwy to moment, by sformułować kolejną ważną tezę:

Rzekome zacofanie cywlizacyjne Mietteleuropy okazuje się być prawdziwie  dobroczynne, ponieważ pozwoliło ocalić wiele z jej toposów, które – o dziwo – dają się rewitalizować.

Nasze usytuowanie pomiędzy Wschodem a Zachodem rozszerza pole widzenia i wydłuża perspektywę dziejową.  Nie będzie przesadne stwierdzić, iż trudno byłoby wskazać drugi taki obszar Europy, w którym historia,  doświadczenia wyniesione z ostatnich stu lat dostarczałyby równie solidnego „materiału”  dla weryfikowania dotychczasowych mega/strategii rozwoju cywilizacyjnego, „rozwoju” (sic) będącego postępującą de/humanizacją świata.

Jeśli miałaby się pojawić jakaś korekta tego „rozwoju”, to może się ona wyłonić  z Mitteleuropy;  bowiem tylko stąd wybrzmieć może  upominanie się o rewaloryzację usług.

 Powyższy sąd nie jest pustosłowiem.

Zwłaszcza rozwijana po drugiej wojnie światowej humanistyka niezbicie dowiodła,  jak historia sprzeniewierzyć się może egzystencji; jak nisko może upaść człowiek pozbawiony moralnej „busoli”.

Potwierdzeniem wiarygodności tych ustaleń są chociażby dzieła takich polskich myślicieli jak: R . Ingarden, H. Elzenberg, J. Tischner, W. Stróżewski, L. Kołakowski… Ale przecież nie musimy wprowadzać aż takich terytorialnych ograniczeń, wszakże cała Mietteleuropa  wypracowała ogromny dorobek z zakresu antropologii filozoficznej –  nauk o człowieku; to tutaj rozwijane były oryginalne koncepcje teoretyczne pozwalające również uchronić humanistykę przed homogenizacją będąca skutkiem  stosowania tylko jednej Metody [30].

Jeśli  w tym  cyklu artykułów staram się usytuować usługi między gospodarką a kulturą, to  wyjaśnienie, czym jest ten drugi człon, powinno odwoływać się do toposów   z naszej części Europy.

Podsumowując zatem, z  kulturowego dorobku Mietteleuropy wyprowadzić więc można następujące przesłanki:

  1. Rzeczywistość jest wielowymiarowa, a nie wyłącznie materialna, czego najmocniejszym potwierdzeniem jest bogactwo ludzkiego
  2. Procesom reifikacji przeciwstawić należy podmiotowy wymiar relacji, przyjąwszy jednocześnie adekwatne z powyższą opozycją sposoby/rodzaje poznania. Jednym z nich jest   poznanie egzystencjalne [V. Frankl, 7, s.191-192].
  3. Subiektywność należy chronić choćby po to, by obronić świat człowieka [ Lebenswelt ] przed totalizującym wpływem technologii.
  4. Niezbywalną, niezastępowalną przez dyskurs subiektywność należy także traktować jako warunek „powszechnej ważności” [Joas, 11, s. 39], bez której niemożliwe jest jakiekolwiek wartościowanie.
  5. Społeczny dobrostan gwarantowany jest nie tylko poziomem uprzemysłowienia, ani nawet wysokością wytworzonego PKB, ale misją sektora usług publicznych zapewniających przetrwanie  kulturowego
  6. Dopiero usytuowanie usług między gospodarką a kulturą daje szanse na zrównoważony rozwój.

Wobec tak zrekonstruowanego obrazu świata nauki ekonomiczne dystansowały się z zasady. Jako dowód  wystarczy wskazać na „Metodę”, która od  XVIII wiecznego utylitaryzmu po inżynierię menedżerską doprowadziła  ekonomię do stanu podporządkowania technologiom informatycznym. Ekonomia zawsze korzystała z  naukowego wsparcia innych nauk, jak matematyka, statystyka, socjologia, etyka, psychologia czy filozofia. Również ostatnie tego rodzaju  zapożyczenia wyłoniły jej nowe  mutacje w postaci: ekonomii behawioralnej, „inżynierii menedżerskiej”  czy neuro/marketingu; co jest tylko potwierdzeniem wyraźnego trendu:  ekonomia z obszaru nauk społecznych przemieszcza się w domenę  technologii.

Nie pozostaje więc innego, jak tylko skonstatować, iż – niestety –  na rozwój współczesnej ekonomii znaczącego wpływu nie wywarł żaden impuls wywodzący się z teorii usług; teorii formułującej alternatywną ścieżką w stosunku do trajektorii wytyczonej przez technopol.

Taki ożywczy  dla ekonomii nurt, jeśli miałby się pojawić, to wypłynąć powinien z sektora kultury i via  usługi nasycić gospodarkę  życiodajnym „humusem”.
(NB używam tu określania „sektor kultury”, by podkreślić jego przynależność do usług publicznych) .

Czy coś się zmieniło, co zapowiadałoby tak radykalną zmianę myśli ekonomicznej ? Sądzę, że tak.

Zasadnicze novum  polega na tym, że wprawdzie usługi nadal traktowane są jako działalność gospodarcza, ale już nie rezydualna, tylko buforowa. Sektory usługowe mogą powstrzymać gospodarkę przed całkowitym wyeliminowaniem człowieka z działalności wytwórczej, natomiast teoria usług może skierować  ekonomię behawioralną w kierunku psychologii egzystencjalnej. Alternatywa wobec jakiej staje współczesna ekonomia jest więc następująca:

  • Albo włączyć usługi w obwiązujący post-produkcyjny paradygmat teorii, dokonując przy okazji ich anihilacji za pomocą konceptu pod nazwą: Service Dominant Logic,
  • albo też uwzględniając zarysowaną tu heterogenezę teorii usług, wraz z jej akceptacją, otworzyć się na wpływy usługowego (de facto antropologicznego) paradygmat teorii ekonomii.

Opowiedzenie się za drugą z powyższych alternatyw staje się szansą ocalenia człowieka i jego Gestkultur przed wchłonięciem przez cywilizację techniczną.

Iżby uniknąć nieporozumień dodam co następuje: nie głoszę utopii ubranej w naukowy kostium, ani powrotu do rękodzieła, a tym bardziej nie namawiam do zwiększenia spożycia naturalnego.  Opowiadam się tylko za tym, by:

  • podjąć starania o to, by nauki społeczne nie stały się technologią
  • uznawszy kulturotwórczą funkcje usług – ocalić proces gospodarowania przed zupełną de/humanizacją.

 Świadom mego położenia (resp. zajmowanego stanowska), rozpaczliwie sięgam po cytat z Protagorasa. Jeśli bowiem uznamy że „człowiek jest miarę wszystkich rzeczy”  to „skalę” tej miary wyznaczać powinna relacja usługowa, a nie norma techniczna.

N. Zakończenie

Wskazaną w powyższym tekście nieprzystawalność  systemową usług (a przy okazji – obcość metodologiczną teorii usług)  do post/industrialnego paradygmatu ekonomii można próbować przezwyciężyć odwołując się do analiz K. Polanyi’ego. Jego „wielką transformację” odczytać bowiem można jak wielowątkową polemikę z liberalną doktryną społeczną, która sprowadza ogromne bogactwo form wymiany tylko do jednego, rynkowo-transakcyjnego wymiaru.

Wraz z cytowanym autorem upominam się o uwzględnienie niedocenianych dotąd, pozostałych dwu form wymiany, mając na myśli wzajemność i redystrybucję. Wypadałoby sobie o nich przypomnieć nie tylko ze względu na przypisywane im kompensacyjne funkcje, ale też z powodu znaczenia nadawanego im przez antropologię czy kulturoznawstwo. Dowartościowanie  korygującego potencjału obu zapoznawanych form wymiany  potraktować można jednocześnie jako oczyszczanie perspektyw poznawczych. Dzięki temu pojawia się możliwość skorygowania opisów obciążonych skazą jednostronnego ujmowania rzeczywistości społecznej, nadto implikujących kojarzenie ekonomii  z inżynierią procesów społecznych czy wręcz fizyką procesów społecznych.

Propozycja nie tylko wzbogacenia, ale wyprowadzenia teorii usług z prezentowanych wyżej środkowoeuropejskich toposów – odwołuje się do takiego właśnie poszerzonego rozumienia wymiany. Tym samym pojawia się jeszcze jedno pojęcie ułatwiające asymilację i koherencję teorii usług z ekonomią. W ten sposób udaje się (choćby po części) uniknąć wyłącznie konfrontacyjnej postawy nastawionej na podkreślanie różnic.  Jeśli ponadto uznamy, że nie ma jednej ekonomii, tylko wielość nauk ekonomicznych, że pośród nich znajdują się także nauki o zarządzaniu, to przecież nie ma przeszkód, by te ostatnie  spełniały rolę „pasa transmisyjnego”, jak w poniższej sekwencji:

relacyjny paradygmat teorii usług → nauki o zarządzaniu → ekonomia behawioralna → ekonomia egzystencjalna

Przewidując opory i brak akceptacji, jedyne co mogą zrobić w tej chwili, to wskazać na rozpoznawalny WALOR INTEGRUJĄCY rozwijanej tu teorii usług. Jej wartości  wynika stąd, iż NIE jest to teoria usług fundowana jakiejś (jednej) branży gospodarki, a przeciwnie, jest teorią przyporządkowaną dziedzinie egzystencjalnego doświadczenia[31]. Owo jednoznaczne skojarzenie czy wręcz przyporządkowanie dokonało się jedynie w naszej części Europy, jako wynik nałożenia się na siebie czterech makro/procesów. Przypomnę, umownie rozpoznawanych jako: /1/ era totalitaryzmów; /2/ apogeum industrializmu; /3/ priorytetowe traktowanie usług produkcyjnych; /4/ rozdzielenie usług bytowych (sfera prywatna) od kulturotwórczej funkcji usług (sfera publiczna) i podporządkowanie tych ostatnich celom reprodukcji.

Tak  w najbardziej racjonalnej gospodarce – jaką była gospodarka realnego socjalizmu – traktowane były  usługi przez ekonomię polityczną. Co zmieniło się w tak zwanym międzyczasie ? Wprawdzie nie było rozliczenia się z niechlubnych osiągnięć, ale jakimś przebłyskiem optymizmu są aktualnie  zmiany dokonujących się w pobocznym  – krytycznym – nurcie teorii ekonomii.  Nie można wykluczyć, że ekonomia behawioralna z czasem zacznie przekształcać się w ekonomię beha/witalną, otwartą na spotkanie z rozwijaną tu teorią usług.

 Ten przebłysk nadziei przygasa na samą myśl, że dziś, tzn. na początku trzeciej dekady XXI wieku cały powyższy  tekst czyany będzie (jeśli będzie) jako prowokacja intelektualna.  A jeśli prowokacja, to nich wybrzmi do końca w tych słowach:

szansą na wyjście z trwającej ciągle ery totalitaryzmów [z metodologicznymi i technologicznymi  włącznie]  jest wyłaniająca się z toposów Mittelueropy teoria usług, w której usługa uznana zostanie za „totalny”[32] fakt egzystencjalny (czyli atopos[33]), odmienny od wystandaryzowanych produktów masowej konsumpcji, dostarczanych aktualnie przez kurierów, a niebawem przez drony.

O. Dwie końcowe sentencje

/1/

Konsumeryzm, hedonizm, nihilizm – to trzy pojęcia, za pomocą których (AD 2023) opisujemy schyłek cywilizacji europejskiej.

Jakże się mylił Cz. Miłosz, kiedy czterdzieści lat lat temu poddał się „ optymistycznej wizji Stanów Zjednoczonych Europy, po wiekach katastrof” ( „Szukanie ojczyzny”  s. 8)

Dziś jesteśmy świadomi tego, że UE przekształcająca się w Stany Zjednoczone Europy prowadzi nas niechybnie do  kulturowej zapaści. Zwrot w kierunku dziedzictwa Mitteleuropy może nas uchronić przed kontynentalną katastrofą.

/2/

Na swoich trajektoriach rozwoju

 EKONOMIA wybiega w przyszłość;

KULTURA (a zwłaszcza humanistyka) jest kustoszem zapisanych w dziejach toposów ;

między przyszłym a minionym sytuują się USŁUGI –

są po to, by przypominać, że człowiek to Da-sein, czyli

byt rozumiejący sens swojego bycia;

bycia jako egzystencji wypełnionej dobro/czynnością.

Bibliografia

B.Adam, S.Allan, Theorizing Culture: An Interdyscyplinarny Critique after Postmodernizm, N.York, 1995.

Bell D, The Doming Post-industrial Society. A Venture In Social Forecasting. Basic Books,  N.York, 1973

Bloom A, Umysł zamkniety, Poznań, 2012

Buber, M., Ja i Ty, Warszawa 1992

Csikszentmihaly M, Przepływ,  Taszów, 2005

I.Dąbska, Znaki i mysłi. Wybór pism z semiotyki, teorii nauki  i historii filozofii, Warszawa, 1975

Fenomen ducha Europy,  praca zbior. pod red. M. Jędraszewskiego, M. Loby, D. Jewdokimow, Poznań, 2010

Feyerabend P, Przeciw metodzie, Wrocław, 2001

Frankl V, Homo patiens, Warszawa, 1984

Frankl V. Człowiek w poszukiwaniu sensu, Warszawa, 2012

P. Hadot, Filozofia jako ćwiczenie duchowe, Warszawa, 2003,

Heidegger M, Odczyty i rozprawy, Kraków, 2002,

Heidegger M, Znaki drogi, Warszawa, 1999

M.Godelier, Idee i materia. Myśl, gospodarka, społeczeństwo, przekł. A.Turczyn, Wyd.U.J, Kraków, 2012,

Ingarden R, Wstęp do fenomenologii Husserla, Warszawa, 1974

Joas H, Powstawanie wartości, Warszawa, 2009

H.Jonas, Idea Boga po Auschwitz, tłumaczenia G. Sowiński, Kraków, 2003

Jung C.G, Rozmowy, wywiady, Warszawa, 1999

Jung C.G, Aion, przyczynki do symboliki Jaźni,  Warszawa, 1997

L.Kopciuch, Kryzysy, kreatywność i wartość, Wyd.UMCS, Lublin, 2015,

Kotarbiński, Traktat o dobrej robocie, Ossolineum, 1973

Kowalewska B. O antropozofii R.Steinera, Universitas, Kraków, 2015

Kozłowska A, Ewolucja struktur gospodarczych w świetle Schumpeterowskiej koncepcji kreatywnej destrukcji, Wyd. Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, Poznań, 2010

Marx K, F.Engels, Dzieła wybrane,  Warszawa, 1949, t.1,

Miłosz Cz. Świadectwo poezji, Kraków, 1987

Miłosz Cz. Rodzina Europa, pierwodruk Paryż, 1959

Miłosz Cz. Szukając ojczyzny, Kraków, 1992

Patočka J, Eseje  heretyckie, Warszawa, 1997

Polanyi, Wielka transformacja: polityczne i ekonomiczne  źródła naszych czasów, tłumacznie M.Zawadzka,  Warszawa, 2010

Quality In Service Conference, Quis 2,  Service Reaserch Center, St.John’s University,  1992,

Rogozinski K, Usługi rynkowe, Wyd. AE, Poznań, 2000,

Rogoziński K, Zarządzanie wartością z klientem, Warszawa, 2012

Rogoziński K, Czy ekonomii potrzebna jest teoria usług,  Ekonomia wczoraj, dziś, jutro, Zeszyty naukowe UEP, nr 190, Poznań, 2011

Sevẻ L,  Marksizm a teoria osobowości, Warszawa, 1975,

Scheler M,  Pisma z antropologii filozoficznej i teorii wiedzy,  BKF, Warszawa, 1987,

Schopenhauer A, Świat jako wola i przedstawienie, t. 2.

Schumpeter J, Teoria rozwoju gospodarczego, Warszawa, 1960, s. 136

Spengler O., Zmierzch Zachodu. Zarys morfologii historii uniwersalnej, Warszawa, 2001

Stróżewski W , Istota i sens,  Kraków,  1994

Węgrzecki A, O poznawaniu drugiego człowieka, Kraków, 1992

A. Whitehead, Nauka i świat współczesny, Warszawa, 1988

Znaniecki F. Upadek cywilizacji zachodniej. Szkice z pogranicza kultury i socjologii, w: F. Znaniecki, Pisma filozoficzne, t. 2, Warszawa, 1991

[1] B.Adam, S.Allan, Theorizing Culture: An Interdyscyplinarny Critique after Postmodernizm, N.York, 1995. s. 260

[2] M.Heidegger, List o humanizmie, w: Znaki dogi, 

[3] Chodzi tu nie tylko o grę słów, ale świadome zapożyczenie pojęcia stosowanego przez antropologów kultury.

[4] Atopos -  znaczy: inny, odrębny

[5] M.Godelier, Idee i materia. Myśl, gospodarka, społeczeństwo, przekł. A.Turczyn, Wyd. U.J, Kraków, 2012, s.38

[6] Ch. Grőnroos, Quality In Service Conference, Quus 2,  Service Reaserch Center, St.John’s University,  1992, s.35]

[7] M. Csikszentmihaly, Przepływ. Psychologia optymalnego doświadczenia, przekład M.Wajda-Kacmajor, Taszów, 2005

[8] Nie można takich zasług przypisać poetom Zachodu, uprawiającym gry językowe, poezję lingwistyczną i „czystą”, skoncentrowanych na psychoanalizie własnego ego. To właśnie poetom pochodzącym z Mitteleuropy, przez niespotykany splot okoliczności dziejowych, dane było przejść przez „krańcowe doznania egzystencjalne” [K.Jaspers] i poddając traumatyczne doświadczenia poetyckiemu przetworzeniu, wynieść je na poziom tego co uniwersalne.  Cz. Miłosz, Świadectwo poezji, Kraków, 1987

[9] Oznacza to również, że natrafiamy tu na fascynujący problem: czy czas ekonomii jest czasem fizyki czy historii? Wyrażenie zarysowane stanowisko autora nie pozastawia cienia wątpliwości, ku której wersji czasu się skłania.

[10] Tak więc w znanej definicji cytowanego autora, usługi  są po to, by zaspokajać potrzeby w sposób nie będący produkcją. O.Lange, Ekonomia polityczna, t.1, Warszawa, 1967, s.24

[11] Bell D, The Doming Post-industrial Society. A Venture In Social Forecasting. Basic Books,    N.York, 1973, zwłaszcza rozdz.1.

[12] Dziękuję prof. R. Nichollsowi, którego dziadek uznawany jest za współtwórcę ergonomii, za informację, iż palma pierwszeństwa należy się  Wojciechowi Jastrzębowskiemu, który w 1857 roku  pierwszy zdefiniował ergonomię jako odrębną nauką, ale którego pionierska praca została opublikowana w języku angielskim dopiero w 1997 roku.

[13] Jego współzałożycielem i wieloletnim dyrektorem był prof.  K. Michalski.

[14] R.Steiner do Europy Środkowej zaliczał następujące nacje:  Polaków, Czechów, Słowaków, Ukraińców, Litwinów, Łotyszy, Niemców, Duńczyków, Austriaków, Węgrów. Za: B.Kowalewska, O antropozofii Rudolfa Steinera,  UNIVERSITAS,  Kraków, 2015, s. 353

[15] Poza eksterminacją narodów czy grup etnicznych uwzględnić trzeba jeszcze masową migrację intelektualistów do USA, którzy zasili tamtejsze centra uniwersyteckie, znacząco przyczyniających się do wypracowania powojennych osiągnięć nauki amerykańskiej.  Pisze o tym między innymi A.Bloom w książce Umysł zamknięty.

[16] Owa kosmiczna zasada dotycząca powstania homo sapiens, wpisana w proces serwicyzacji oznacza, że usługi pojawiły się po to, by  w prozaicznym zdarzeniu, jakim jest świadczenie usługi, jakieś Ja mogło spotkać inne Ty.

[17] Topos to nie tylko miejsce, ale też obraz, metafora, forma myślenia. Por.  P. Hadot, Filozofia jako ćwiczenie duchowe, Warszawa,  2003,  s. 216

[18] Więcej na ten temat znaleźć można : [M.Heidegger,  Odczyty i rozprawy, Kraków, 2002, s. 157/8, a także C. G.Jung, s. 560,  tenże zwłaszcza:  Aion, op.cit. passim ]

[19] Uwaga skierowana do młodego, niewyrobionego czytelnika. Prezentowana w tym tekście  prezentacja wymienionych obok nauk jest nie  tylko ekstraktem syntezy, a jako taka może być tylko, prezentacją arbitralną.

[20] Jeśli chodzi o Polskę, to powodem ograniczonej znajomości fenomenologii w badaniach społecznych są nie tylko „zaszłości historyczne” [ marksizm wypowiedział wojnę nurtom fenomenologicznym], ale też – w jakiejś mierze „hermetyzm” tejże. Dlatego tak ważny jest dla początkujących  odpowiedni dobór lektur. Zainteresowanym polecam więc: R.Ingarden,Wprowadzenie do fenomenologii Husserla a także: W.Stróżewski, Istota i sens, A.Węgrzecki, O poznawaniu drugiego człowieka, Kraków, 1992, czy cytowane tutaj J.Patočki Eseje  heretyckie. Warszawa, 1967

[21] Niepodobna nie dostrzec wpływu tych szkól na Jungowską psychologię nieświadomości, jakkolwiek ten ostatni, lokalizacyjnie, działał w Europie bardziej zachodniej.

[22] Z tej też racji, w nowej teorii usług, za podstawową uznana została funkcja melioracyjna usług [ oczywiście chodzi tu o „ulepszanie” i znoszenie uciążliwości życia]. K.Rogozinski, Usługi rynkowe, Poznań, 2000,

[23] Owo oswajanie, można traktować jako antycypację fenomenologicznego postulatu „wzięcia w nawias” narzucającego się, swą oczywistością, stanu rzeczy.

[24] Zasadność jego zakwestionowania wynika z rozróżnienia potrzeb od pragnień,   Por. K.Rogoziński, Zarządzanie wartością z klientem, Warszawa, 2012

[25] Ewolucję samych poglądów J. Schumpetera, jak również zmianę recepcji jego teorii omawia: A. Kozłowska, Ewolucja struktur gospodarczych w świetle Schumpeterowskiej koncepcji kreatywnej destrukcji, Wyd. Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, Poznań, 2010, tam też bogata bibliografia dotycząca austriackiego klasyka ekonomii

[26] Godne odnotowania jest również i to, że gruncie prakseologii sformułowana została również definicja usług. Por. T.Kotarbiński, Traktat o dobrej robocie, [13].

[27] Cytowana wcześniej praca M.Heideggera nieprzypadkowo nosi tytuł  Rzecz

[28] Chociaż wydań Traktatu o dobrej robocie  do 1973 ukazało się sześć, to twórca prakseologii uznawszy wydanie trzecie za wzorcowe [1965]  nie wprowadzał zmian. Nie stosuje więc za H. Arendt   rozróżnienia  między pracą a robotą, chociaż  to rozróżnienie na początku lat siedemdziesiątych stało się „standardem” [„Conditio humana” ukazała się w  1958 roku. Polskie wydanie: Kondycja ludzka, Warszawa, 2000]

[29] Jednym z prekursorów był A.Schopenchauer, rodzinnie związany z Gdańskiem.

[30] Zgodnie z wykładnią P.Feyerabenda [5] pisaną z dużej litery, również w celu jednoznacznej identyfikacji.

[31] I.Dąbska, Znaki i myśli, S. 87

[32] Chodzi tu nie tylko o grę słów, ale świadome zapożyczenie pojęcia stosowanego przez antropologów kultury.

[33] Atopos -  znaczy: inny, odrębny, a przez to znaczący.

USŁUGI MIĘDZY GOSPODARKĄ A KULTURĄ. CZ. 6

* * *

K U L T U R A –

dookreślenie sensu świadczenia usługi

W artykule zamykającym ten cykl zatytułowany: „Usługi między kulturą a gospodarką” , chciałbym raz jeszcze powrócić do wspól/zalżności występującej między kulturą a usługami. Nawet narażając się na ryzyko powtórzeń, sądzę, że warto tę kwestię podjąć, iżby – choć częściowo – zmniejszyć tytułowy dystans dzielący usługi od kultury (rzecz jasna – usługi jako takie, a nie usługi kulturalne).

 c.d.n

Kazimierz Rogoziński