O tempora, o mores…
Co za czasy, jakie obyczaje…
Uchybiając tradycji i frazeologii, to znane ‘adagio’ nie opatruję wykrzyknikiem, ale wielokropkiem, co oznacza, że zamiast wzdychać nad upadkiem obyczajów zamierzam snuć refleksję – nazwijmy ją temporalną – odnosząc ją do zmieniającego się modus vivendi.
Zakładam, że przydatność kategorii czasu w analizie egzystencjalnej nie wymaga uzasadnienia, ponieważ jest tak samo przydatna, jak cnota czy czyn w etyce. Mam też nadzieję, że skupienie uwagi na wybranych kategoriach czasu NIEfizykalnego pozwoli (tym samym) prześledzić zmianę obyczajów.
W przeprowadzanej analizie egzystencjalnej, zajmuję stanowisko NIE – Marksowskie. Oznacza to, że za zasadniczą kategorię poznawczą uznaję czas – po – pracy, i jednocześnie podkreślam, że nie jest to „czas wolny”, co zresztą wyjaśnia poniższa delimitacja uszczegółowiająca.
1/ czas pracy
2/ czas – po – pracy, czyli czas dyspozycyjny
/i/ obligatoryjne aktywności bytowe, wymuszone podtrzymywaniem życiowych funkcji organizmu
/ii/ czas swobodnej decyzji
3/ czas wolny
/a/ niezagospodarowany czas wolny, lenistwo, zwyczajne marnotrawstwo
/b/ czas pusty, choć zagospodarowany bezwartościową rozrywką
4/ czas wygospodarowany na aktywności wartościowo – sprawcze, a leisure, die Muβe (dla tych słów nie ma polskiego odpowiednika, mógłby nim być „wczas” gdyby nie banalne wczasowe konotacje)
/ά/ zorientowany k – sobnie
/β/ orientacja pro publico bono, odpowiednik greckiej schole, i łacińskiego otium
Z analizy owych odmian czasu wynika, że z przekładem schole (tudzież otium), nie radzą sobie neofilologie. Konieczna jest pomoc filozofa idei. Pojęcia schole jest nieporównywane ze szkołą, ponieważ w realiach greckiej polis oznaczało – jak to wyjaśniła H. Arendt – powstrzymywanie się od ‘konkurencyjnych’ zajęć wytwórczych, niegodnych wolnego człowieka (nazywanych a-scholia); albowiem jego powinnością był aktywny udział w życiu wspólnoty.
Tyle etymologia pospołu z genealogią politologiczną.
Teraz zamierzam opisać odnośne zjawiska, charakteryzując tym samym czasy nam współczesne.
Najpierw odnotować należy pojawianie się zaskakującej zależności, którą H. Arendt, („Myślenie bez poręczy. Eseje o rozumieniu świata”, Kraków, 2023 ) opisuje tak:
„Mamy tu więc do czynienia z fundamentalną zmianą, rodzajem rewolucji, o której nie często się mówi. Im mniej ważna praca, tym więcej czasu (‘free‘) ‘wolnego’ zdaje się mieć dana osoba”.
Opisywane tu przeobrażenia wywołują następstwa w sferze moralności. Chcąc wykazać na czym polegają dokonujące się zmiany i jakie konsekwencje spowodują, H. Arendt cytuje znaną frazę z ‘Drugiego listu św. Pawła do Tesaloniczan’:
„ten, kto nie pracuje ten nie je”.
I następnie zastanawia się, jaką postać przybierze to ewangeliczne zalecenie w społeczeństwie cyberkulturowym – jak je nazywa. Wprost niebywałe, snuła cytowane tu rozważania już przed sześćdziesięciu laty! Wyobraźnia nakierowana na przyszłość, podpowiadała jej wówczas taką dyrektywę:
„kto nie wydatkuje energii, nie będzie mógł spać”.
Sformułowany wówczas dezyderat należałoby dziś odczytywać dwojako.
Bynajmniej nie chodzi tylko o prozaiczną, fizjologicznie uwarunkowaną insomnię, będącą skutkiem niedotlenienia organizmu. Człowiek żyjący w latach trzydziestych XXI wieku nie powinien spać, ponieważ w dzień, a zwłaszcza w nocy, powinien być czynny w medialnej ‘sieci’.
Pytanie: niby dlaczego wymagana jest jego całodobowa aktywność?
Odpowiedź: a no dlatego, ponieważ wspomniana przez Arendt rewolucja – zresztą jak każda rewolucja – zrodziła smakowite owoce, zwierające ukryty jad.
Powstały i wydłużający się ‘niby – czas – wolny’ powinien zostać zagospodarowywany łatwo dostępnymi „gotowcami”, podsyłanymi (w wersji cyfrowej) przez „sterników świadomości” i operatorów sieci. Są to masowe produkty medialne traktowane jako „wypełniacze czasu”.
Zauważmy, opisywany tu proces zmierza ku temu, by wydłużający się ‘czas-po-pracy’, przekształcić w ‘czas-zamiast-pracy’. Ten ostatni ma być czasem wypełnianym aktywnością wynikającą z dwojakiego rodzaju przywiązania: do mass-mediów i do maszyn stanowionych wyposażenie współczesnych gospodarstw domowych. Zatem, mamy do czynienia z symulacją będącą tylko pozornym oderwaniem od procesów wytwarzania/produkowania. Zwłaszcza ‘praca zdalna’ w znaczący sposób przyczyniła się do rozpowszechnienia zjawiska pro/sumpcji.
Człowiek późnej ponowoczesności został tak zaprogramowany, iżby osiągnąć dobrostan (a owo słowo – to Schlagwort współczesności), powinien wypełniając swój ‘czas – niby – wolny’ przymusowym konsumowaniem. Przybiera ona dwie podstawowe formy realizacji:
- bierne przyswajanie gotowych – atrakcyjnie opakowanych – produktów
- lub wspomagane ich produkowanie; wspomagane nie tylko instrukcjami/przepisami obficie podsyłanymi z ‘sieci’, ale też gadżetami umożliwiającym ich domowe wytwarzanie
Chociaż najważniejsza i progresywna jest ta pierwsza niby – aktywność, to efekt jest niezmiennie taki sam. Konsument, chociaż nie pracuje – sam uzależnia się od sugerowanych mu do przyswojenia, wykorzystania, wy/produkowania rzeczy. Albo bardziej dosadnie: im mniej pracuje, tym bardziej się od nich uzależnia. Medium zniewalania stała się „sieć” i logistyczne „łańcuchy dostaw”. Osaczona nimi jednostka izoluje się od otaczającego świata, a przecież rozpoznawać go powinna współdziałaniem i kolektywnym kształtowaniem. Najgorsze jest jednak to, że ‘odkleja’ się od własnej egzystencji; że popadając w samouprzedmiotowienie nie jest tego świadoma.
Dygresja.
Owo samouprzedmiotowienie ujawnia pewien zdumiewający paradoks. Otóż współczesny konsument upadania się do antycznego niewolnika, który przez majordomusa był traktowany jak rzecz. Stając się res consumens, człowiek ponowczesności nie tylko całe swoje życie uzależnię od rzeczy, ale i wmówione mu – przez sterników świadomości – cele wyprowadzone zostały z materialnych uwarunkowań.
NB widać oznaki pogłębiającego się zniewolenia. Przejawem tej tendencji jest oderwanie korzystania z rzeczy od ich posiadania. Podstawą jest kłamliwa zasada złudnej wolności: więcej użyjesz – pożyczając/wynajmując, niż posiadając. Hulajnoga, rower, samochód, mieszkanie, dom…od tego się zaczyna, a kończy na rodzinie.
Niewolnictwo w czystej postaci.
Konkluzja:
Z kolei moja imaginacja podsuwa mi następującą, zaktualizowaną wersję cytowanej dewizy Arendt:
Dopiero jak odczyt zintegrowanego ‘timera’ wykaże i potwierdzi, że użytkownik komunikatorów (tv, fb, twittera, istagramu, google itd.) korzystał z nich aktywnie przez 20 godzin na dobę, wówczas otrzymać może kupon uprawniający do obioru przydzielonych mu 2 000 kalorii w postaci zrównoważonej masy białkowej.
PS
„Granica”
Najpierw jest czas czekania
potem czas utracony.
A nad granicą wąską co miarę ustala
przepływamy jak ryby senne i bezwiedne
pomiędzy lustrem wody i jałowym dnem.
–
A potem jest utrata jak miara człowieka.
Joanna Pollakówna