Fizyczna konkretność, przestrzenność, namacalność rzeczy… skutkuje nadrzędnością kryterium użyteczności. Ręka jest więc podstawnym narzędziem i narządem weryfikującym przydatność.
Ocenę jakiegoś przedmiotu użytkowego w kategoriach poza/funkcjonalnych przeprowadza się jedynie przez porównania z innym przedmiotem.
Natomiast stosowanie kryteriów estetycznych odnośnie do rzeczy – łącznie z artefaktami – staje się możliwe dzięki waloryzacji czerpanej z upływu czasu.
Jeśli pięknem jest „prześwietlający wytwory człowieka pierwiastek duchowy”, to potrzeba perspektywy czasu, by ten blask – rozbłysk, mógł wypromieniować, by go w ogóle dostrzec. Trudno jest go uchwycić nie tylko dlatego, że szybko znika, ale ponieważ coraz rzadziej się pojawia. Owo promieniowanie stało się reliktowe zwłaszcza w erze przyspieszenia, poganiania, braku czasu… W amoku lucyferycznego pośpiechu, nazwanego przez Goethego VeloZyferlich (vide blog VARIA „Sztuczka” nr 27O) popadamy w myopię i nasz wzrok pokrywa utylitarne zamglenie. Zagonieni trwonimy ekstatyczne klejnoty doznań; pławimy się w dysocjacji rozkładającej drobiny czasu. Subtelne doznania pozwalające wydobyć piękno są nieosiągalne w wirze codziennych spraw, więc i piękno tym łatwiej staje się zbędne, że zawsze było ulotne.
Powstałą w wyniku nieobecności piękna pustkę, swoimi wytworami zapełnia „ hybryda” – nazywana design.
Kazimierz Rogoziński