Kończę pierwszy w nowym roku akademickim 2017/18 wykład dla studentów studiów s t a c j o n a r n y c h – m a g i s t e r s k i c h . I oto widzę, jak większość audytorium ustawia się do mnie w kolejce. Każda osoba trzyma w ręku białą kartkę papieru….Powinienem na niej, w odpowiednim miejscu złożyć swój podpis, wyrażając zgodę na indywidualną organizację studiów. To określenie, to eufemizm. Oznacza bowiem, że można przejść przez studia w ogóle nie biorąc udziału w zajęciach!
Moja zgoda na taki tryb studiowania oznacza de facto utratę słuchaczy i dotyczy to nie tylko mnie, ale wszystkich prowadzących zajęcia na drugim stopniu studiów.
Zanim wyrażę zgodę i podpiszę się w odpowiedniej rubryce, pytam o powody. Ponad dziewięćdziesiąt procent uzasadnień – to praca; reszta to studia równoległe na drugim kierunku, bądź względy zdrowotne.
Okazuje się, że większość studentów studiów stacjonarnych pracuje!
A przecież, jeśli podjęli już pracę, to powinni przepisać się na studia zaoczne. Skoro już pracują, to widać, że posiadają wystarczającą wiedzę i kwalifikacje, po co, na co im studia? Dla dyplomu?
Gdyby ponadto wziąć pod uwagę, że pracuję w uczelni publicznej, to – wygląda na to – że akceptuję jakiś rodzaj oszustwa. Przecież podatnicy – można rzec: całe społeczeństwo – łożą na to, aby absolwenci ze stopniem magistra, reprezentowali możliwie wysoki poziom, nie tylko zawodowy, ale i intelektualny. Uniwersytet powinien kształcić przyszłe elity kraju.
Oczywiście ostateczna decyzja należy do dziekana. Ale studenci są coraz bardziej asertywni, więc dopną swego, bo jest o co powalczyć: studiować pozorując studia!
Mam świadomość tego, że my wszyscy wyrażając zgodę na zwolnienie studentów z obowiązku udziału w zajęciach, przesądzamy jednocześnie o dwu ważnych kwestiach:
- deprecjonujemy znaczenie zajęć, czyli usług kształceniowych, które od początku istnienia uniwersytetu budowane były na relacji profesor – student
- aktywnie przyczyniamy się do rozstrzygnięcia, które powinno nas niepokoić, by nie powiedzieć: bulwersować. Od dawna bowiem nauczyciele akademiccy borykali się z problem: co jest ważniejsze teoria czy praktyka? Wreszcie, z naszym niechlubnym udziałem, definitywne przesądzone zostało, że od teorii ważniejsza jest praktyka!
Pewnie nie uda się przekształcić uniwersytetów ekonomicznych w uniwersytety robotnicze, ale może warto uruchomić nowe kierunki w rodzaju: BHP, ergonomia i robotyka…
Aż wreszcie jakiś minister, powołując się na dominujący trend, doprowadzi owe innowacje w kształceniu do końca. I nie będzie musiał tego nawet specjalnie uzasadniać: uniwersytety są zbędne (no, może wystarczą dwa), racje bytu mają tylko uczelnie zawodowe.
Kazimierz Rogoziński
Aleksandra
2018-01-24 — 13:18
Dla mnie indywidualny tryb studiów jest dopuszczalny tylko w przypadku studiowania na innym kierunku lub ze względów zdrowotnych ale na zasadach określonych przez prowadzącego. Studenci zapominają że wykształcenie wyższe nie jest obowiązkiem lecz przywilejem.
Kazimierz Rogoziński
2018-01-27 — 13:56
Pani Aleksandro!
Bardzo dziękuję za przesłanie obu uwag. Wynika z nich, że myśli nasze rezonują w podobnych zakresach, z czego się cieszę.
Mam nadzieję, że pozyskałem czytelniczkę bloga.
Serdecznie pozdrawiam
K.R
Ama
2018-01-30 — 19:25
Dzień dobry,
wypowiem się z poziomu absolwenta na rzeczony temat.
Indywidualna Organizacja Studiów to szansa (z jednej strony na kontynuację nauki na zasadach indywidualnych, a z drugiej, jak wyżej wspomniano, na przejście przez studia bez udziału w zajęciach). Wszystko zależy od intencji składającego podanie, podparte dowodami na niemożność uczestnictwa w znamienite większości zajęć. Podzielam pogląd, iż powody te winny być dyktowane stanami wyjątkowymi (choroba, ciąża, etc.) lub podjęciem studiów na innym, dodatkowym kierunku. Praca nie powinna być powodem, dla którego student [stacjonarny] decyduje się dobrowolnie „opuszczać” zajęcia na Uczelni. Wówczas zasadne jest przeniesienie na studia niestacjonarne, płatne. Dlatego też, w mojej opinii, Dziekan lub Prodziekan nie powinien pozytywnie rozpatrywać próśb, które w uzasadnieniu wpisane mają „praca”, a uzasadnieniem tych decyzji winien być odpowiedni zapis w regulaminie określający jakie sytuacje obejmuje IOS.
Pozdrawiam serdecznie i cieszę się, że powstał ten Blog (dla mnie przez duże „be”), który będę regularnie i z chęcią odwiedzać.
Kazimierz Rogoziński
2018-02-05 — 22:26
Szanowna Pani !
W tym jesteśmy (chyba) zgodni, IOS zamiast być „wylęgarnią” indywidualności naukowych – stała się atrakcyjną ścieżką prześlizgnięcia się przez pozorowane studia. Spośród absolwentów IOS powinni się rekrutować przede wszystkim przyszli doktoranci.
Dziękuję za miłe słowa, cieszę się, że pozyskałem wierną czytelniczkę bloga (chyba jednak pisanego z małej litery)
Serdecznie pozdrawiam
Kazimierz Rogoziński
Jan Hus
2018-01-31 — 16:37
Dla mnie indywidualny tryb studiów powinien być formą bardziej a nie mniej intensywnego studiowania. Student na indywidualnym toku studiów powinien odbywać indywidualne konsultacje z każdym profesorem za co powinien płacić dodatkowo a profesor powinien mieć te dodatkowe godziny (np. 15/h semestr) dodawane do pensum.
Kazimierz Rogoziński
2018-02-05 — 10:11
Szanowny Panie!
Bardzo dziękuję za oba listy.
Z satysfakcją odnotowuję zbieżność (naszych) poglądów.
Przecież powinniśmy kształcić intelektualnych indywidualistów, a nie masowo produkować „indywidua” realizujące strategie przyspieszonych karier zawodowych. Szkolnictwo wyższe utknęło w głębokiej zapaści, z której chyba się nie już nie podniesie.
A może o to chodzi, by mogli brylować różnej maści, naukowo utytułowani szalbierze.
Za namiary na nieznaną mi książkę również dziękuję, postaram się do niej dotrzeć.