Dokonujące się, wraz z nastaniem nowego tysiąclecia, sprzęgnięcie nanotechnologii z kognitywistyką nieuchronnie zmierza do sprowadzenia świadomego życia na poziom mechanizmów bio/inżynierii. W konsekwencji czeka nas radykalne zredukowanie ludzkiego fenomenu do przyrodniczego podłoża. Pokonując pokusę łatwego przejścia od ewolucjonistycznego do mechanistycznego ujmowania rzeczywistości, chciałbym w tym szkicu wyeksponować relacje (różnice i związki), występujące między trzema (sygnalizowanymi w tytule) rudymentarnymi kategoriami, za pomocą których opisujemy nasz ludzki świat. Podejmuję taką próbę przekonany, iż ponowne przemyślenie zależności występujących między zapowiedzianymi w tytule pojęciami, pozwoli przeprowadzić i potwierdzić generalną systematykę (hierarchiczność) bytu. Jednocześnie, za dodatkową korzyść uznać wypada pojawiającą się okazję, by – raz jeszcze – opisać miejsce człowieka w świecie, w jakim przyszło mu egzystować.
MATERIA
Z uznania prymatu materii wyłania się materializm, reizm, mechanicyzm, inżynieria …ale także marksizm. To oczywiste, że poruszając się w tak zarysowanym polu poznawczym rozważania skierować należy przede wszystkim ku fizyce, ale też można w stronę przeciwną, czyli ku naukom społecznym i psychologii. W tym ostatnim ujęciu, najlepszym łącznikiem między materią a światem jest bez wątpienia marksizm.
Dla marksizmu „kanoniczną” staje się zasada głosząca nieodwracalność procesów zachodzących w wyniku działania obiektywnych praw materializmu historycznego. Nomotetyczny charakter obowiązujących w marksizmie wyjaśnień ma swój praktyczny odpowiednik na poziomie procesów zachodzących w społeczeństwie. Co zastanawiające, w „odczarowanym” i zlaicyzowanym świecie współczesnym ciągle napotykamy przesiąknięty ideologią marksizm, który okazał się być „opium dla intelektualistów”, a także komunizm – jako „religię” mającą zbawić bezbożny świat. Dziś, czyli u schyłku drugiej dekady XXI wieku, chociaż bez siłowego i finansowego wsparcia sowietów, ciągle mamy do czynienia z prominentnymi epigonami marksizmu, których rozpoznać można (stosując kryteria A. McIntyre’a ) po podporządkowaniu prowadzonego dyskursu dwóm kategoriom. Więc, po pierwsze, po odwoływaniu się do abstrakcyjnych procesów, uniwersalnych struktur, generalnych trendów itp. A po drugie, wyróżnia ich uznanie użyteczności za najważniejsze kryterium, już nie tylko jakościowe, ale ontologiczne. Ich przemożny wpływ nadal zaznacza się zarówno w naukach społecznych, jak i w humanistyce.
Dwa przykłady: wszystko, cokolwiek potraktujemy jako przedmiot poznania, tym samym uznać można za system (patrz: dusza jako system w: blog TEORIA: „W poszukiwaniu utraconej duchowości”). Z kolei ujęcie systemowe, dla przeprowadzenia opisu czy pogłębionego wyjaśnienia, wymusza wykorzystanie pojęcia proces; ten ostatni ulega łatwej transformacji w „prawo”, którego apodyktyczność i obiektywizm powoduje z kolei przekształcenie systemu w strukturę. Odpowiedni poziom petryfikacji struktury zapewnić mogą tylko „żelazne prawa” fizyki – mechaniki – biologii – ekonomii. Spójność materialistycznego paradygmatu zapewnia ponadto powszechne stosowanie drugiego, ze wspomnianych wyżej kryteriów – czyli użyteczności. Ta ostania przekroczyła już granice sektorów gospodarczych. Utylitaryzm to aktualnie obowiązująca doktryna społeczna, więc w końcu użyteczność legła u podstaw paradygmatu badań naukowych i wyprowadzanych zeń teorii. Przykładowym zwieńczeniem utylitarnej opcji jest chociażby wymóg skuteczności badań naukowych (np. P. Tarka, Uwarunkowania skuteczności badań marketingowych, 2017), a także re/definicja aksjologicznej kategorii, jaką jest wartość i uznanie za godną zainteresowania jedynie „wartość w użyciu” (value in use).
Niepodobna w tym – w zamyśle lapidarnym – ujęciu poruszyć nawet najważniejszych kwestii odnoszących się do materializmu (literatura jest przebogata), więc powyższe uwagi uzupełniam przytaczając kilka aforystycznie podanych charakterystyk:
MATERIALIZM
rozciągłość, determinizm, reizm….
rzeczywistość jako domena obowiązywania praw fizyki oraz biologii (ewolucjonizm)
•
porządek bezwładności, bezcelowości,
probabilizm
•
identyczność umysłu i ciała
zastąpienie duszy – plazmoidem
•
bezpośrednia przyczyna sprawcza (causa efficiens ) podstawową kategorią służącą wyjaśnianiu
•
rację bytu ma tylko to, co użyteczne
•
zdarzenie wpisane w proces i jedynie z niego czerpiące wyjaśnienie/uzasadnienie
•
nauka uprawiana modo geometrico
Odczytywanie materii
Od pierwszej rewolucji przemysłowej, a zwłaszcza dzięki pozytywizmowi, niemal cały wysiłek poznawczy skierowany był w stronę materii, zaniedbując poznanie człowieka. Osiągnięcia naukowe składają się na imponujący dorobek przyrodoznawstwa. Nie mam zamiaru ich przedstawiać ani streszczać (bo i bez tego tekst zatrważająco pęcznieje), a raczej chciałbym je uzupełnić, przytaczając poglądy naukowców, którzy wyłamując się ze schematu, o materii myśleli inaczej. W ich nieortodoksyjnym myśleniu odsłaniają się te rysy materii, które pozwalają zrozumieć jej odrębność.
Ale najpierw klasyk filozofii.
Arystoteles: Materia (hyle) jest czystą potencjalnością dlatego zawsze musi łączyć się z drugim elementem bytu, elementem organizującym i nadającym jej treść, czyli formą.
A teraz myśliciele współcześni.
M.Heller: Materia to pojęcie powstałe w wyniku połączenia tradycyjnie rozumianej substancji, jako podłoża, z kartezjańskim określeniem ciała, jako rozciągłości (czyli czegoś poznawanego zmysłami).
C.G.Jung: Rotację uznać należy za zasadę materii. Jest to rotowanie po obwodzie, wokół punktu/osi, czyli rotowanie zakotwiczone.
Natomiast zasadą Ducha jest wznoszenie/opadanie, co więcej dopuszczające prze/skoki.
Bergson: Materia prąca ku automatyzmom.
Materialność – całkowita jednorodność, czysta powtarzalność.
Heidegger: Istota materializmu kryje się w istocie techniki.
Levinas: Materia – jako zajmowanie się wyłącznie sobą, za którym idzie określone zainteresowanie (się) światem. Świat jawi się jako zestaw pokarmów, wtłaczając podmiot w zamknięty krąg wytyczony przez deprywację potrzeb, aż po zaspokojenie, używanie będące rozkoszowaniem się.
A.Kępiński: Materia to ciężkość/opadanie oraz ciemność. Z obu określeń można stworzyć definicję depresji.
W.Stróżewski: materia – jako racja jednostkowości.
PRZYRODA
Jedna i ta sama przyroda jawić się może w dwu odmiennych odsłonach:
Pochwycona, zasklepiona w kleszczach praw formułowanych przez fizykę, chemię i biologię, a ostatnio przez informatykę, pretendującą do miana królowej nauk; przyroda mniej lub bardziej ożywiona. Labilna delimitacja między przyrodą martwą a ożywioną.
Przyroda jako podstawa przyrodoznawstwa, ewolucjonizmu, scjentyzmu.
Jako Natura objawiająca żywioł Życia:
– żywioł opanowywany przez Logos
– Życie emanujące Ducha.
Natura jako siła wznosząca i źródło Geistkultur. Dzięki tej ostatniej w zestawie pojęć podstawowych służących do opisu świata pojawiają się: tajemnica, nieciągłość, wielowymiarowość, transcendencja….
NATURA
Wypada uprzedzić czytelnika, który dobrnął do tego miejsca.
Ostrzegając, ujawniam przyświecający mi zamiar. Jak to już z poprzedniego fragmentu wynika, zamierzam kontynuować ryzykowny wywód dający jednak szansę odróżnienia NATURY od PRZYRODY (sic). Wiem, że to przedsięwzięcie karkołomne, chociażby z tego powodu, iż od śmierci Goethego, dwa stulecia pracowały nad tym, aby ową różnicę definitywnie wyrugować ze świadomości europejskiej; a więc i pamięci, nie tylko indywidualnej, ale i zbiorowej.
Nieprzypadkowo przywołuję tu Goethego. Wyrasta on bowiem na postać emblematyczną, ponieważ był ostatnim z gigantów myśli, wybitnym europejczykiem, dla którego rozłączność: Natura – Kultura była czymś nie-do-pojęcia. To ostatni taki geniusz, który potrafił Logos przeprowadzić przez Naturę i pracami naukowymi, a zwłaszcza słowem poetyckim – uwznioślić.
H.Elzenberg tak pisał o twórczości Goethego:
> analizując fenomen Goethego znaleźć można „naturalne wykwitanie myśli z życia”.
> bez wątpienia, u Goethego wybrzmiewa ton mistyczny; przy czym, jego mistyki trzeba doszukiwać się na podłożu myślenia przyrodniczego.
Z kolei M. Buber charakteryzując „Ja” Goethego dodaje: „Jest to Ja czystego obcowania z naturą, która oddaje się mu nieustannie, z nim mówi…. Gdy mówi do róży: A więc to ty…..
Reliktowe przebłyski naturalnych związków między Naturą a kulturą można, raz po raz, znaleźć u Miłosza („Druga przestrzeń”, czy „Na brzegu rzeki”), jak i u Herberta („Barbarzyńca w ogrodzie”).
Zatem, w – nazwijmy to – goetheańskim ujęciu, można Naturze, przypisać następujące cechy:
NATURA jako:
Niewyczerpywalne źródło inspiracji dla artystów i myślicieli
Wyniosłość przechodząca we wzniosłość
Symetria
Cykliczność
Fenomen i tajemnica Życia
Przebogaty rezerwuar form i kształtów
Źródłowy katalog piękna
Odkrywcze złożenia (morfe) i zaskakujące związki (symbioza)
Symbioza człowieka z Naturą dokonywała się dzięki kulturze, a nie poprzez transformację jej (tej pierwszej) w materialny zasób
Finał:
Przekształcenie Natury w przyrodniczo/materialny zasób, będące jej degradacją, spowodowało kosmiczne wyalienowanie człowieka
Próba porównania:
Natura jest (a raczej – była) tym zwierciadłem, w którym przegląda się człowiek utwierdzający się w samo/poznaniu; a jeśli towarzyszy temu odpowiednie światło, pojawia się szansa samo/zrozumienia.
Natura jako przedmiot poznania
W badaniu, poznaniu, wykorzystującym jedynie słuszną Metodę, która ma pozytywistyczne podstawy, Natura – to pozbawiona tajemnic przyroda. Praktyczne rezultaty/ wytwory tego poznania tworzą podstawy cywilizacji.
Ale sygnalizowany wyżej dualizm w postrzeganiu przyrody pozwala Naturę mierzyć inną, to znaczy, nie wyłącznie ilościowo – pragmatyczną miarą.
Mediumiczność Natury
Człowiek wielorako czerpał z owoców Natury, nie tylko to, co niezbędne do przeżycia. Znajdował w niej również środki pozwalające mu wyrazić siebie.
Niestety z powodu nabytej krótkowzroczności (miopia), albo w zaślepieniu chwilowym sukcesem, w podbitej i zrujnowanej Naturze mógł już tylko dostrzec karykaturę swojego oblicza. Wraz z proklamowaniem tryumfu nad Naturą wyszło na jaw, że ceną sukcesu jest nie tylko dewastacja środowiska naturalnego, ale pogłębiająca się alienacja człowieka, coraz bardziej wewnętrznie rozdartego.
Ludzka natura
Wspierając się przemyśleniami W. Juszczaka przyjąć wypada, iż Naturę można poznawać także przez sztukę. Tak zdefiniowane cele i funkcje sztuki, czynią zrozumiałą tezę, iż to dzięki sztuce bogaci się kultura, stając się jednocześnie bardziej ludzką.
Natura → kultura → sztuka → religia
oto kierunek trajektorii prowadzającej człowieka ku byciu w pełni człowiekiem. W owym ponawianym stale dążeniu, człowiek zmienia swoją naturę wykraczając poza to, co wyłącznie ludzkie, a czym jest (skojarzony wcześniej z E. Levinasem) zaklęty krąg tego samego, wyznaczony imperatywem zaspokajania potrzeb.
Oto paradoks egzystencji i jednocześnie pułapka czyhająca na człowieka: bycie w pełni człowiekiem jest nieustannym przezwyciężaniem tego, co (zrazu) jawi się jako wyłącznie ludzkie; być człowiekiem można tylko osiągając coraz to wyższe wymiary człowieczeństwa.
Owo wykraczanie, transcendowanie można – na inny sposób – wyrazić następująco:
[a] poza/nie/ludzkie → [b] ludzkie → [c] ponad/ludzkie
Dopisując stosowne odpowiedniki:
[a] materializm, reizm
[b] humanizm
[c] metafizyka
Łącznik
W tym miejscu chciałbym przytoczyć Bergsonowską myśl klarownie wyłożoną przez P.Hertza ( Pamięć i ład, 2018).
„Pamięć wydaje się mi tą najważniejszą cechą, która wyróżnia człowieka od zwierzęcia, ową granicą wytyczoną między naturą a kulturą. Natura bowiem nie posiada pamięci, a choć rządzą nią prawa, ani sobie z nich nie zdaje sprawy, ani nie ma mocy ich odmieniania, inaczej niż człowiek obdarzony pamięcią, który potrafi niekiedy kierować czy raczej może wykorzystywać owe prawa ku swojemu pożytkowi”.
Podsumowując, a jednocześnie wykorzystując grę słów: anima – dzięki której człowiek staje się twórcą kultury – pojawić się może wraz z przezwyciężeniem animalizmu w człowieku.
Natura chroniąca
O ile znamy i przyjmujemy za coś niemal oczywistego potęgę sił natury (natura naturans), to nie w pełni uświadamiamy sobie ambiwalencję owej wiedzy. Wywołuje ona reakcje, skrajnie sprawę traktując, pozytywne albo negatywne. Dla człowieka ery pre/industrialnej niewyobrażalny ogrom sił Natury, chociaż mógł budzić trwogę, nie oznaczał wrogości. Dopiero pojawiający się wraz z rewolucją przemysłową (od połowy XVIII w.) zamiar, by owe siły okiełznać, zapoczątkował eksponowanie negatywnych odczuć rozpoznawanego wówczas poddaństwa, niegodnego człowieka. Oszołomiony osiągnięciami rewolucji przemysłowej człowiek zamarzył, by stać się pogromcą Natury, a perfidia tego zamiaru wyrażała się tym, iż zaprzągł do tej gigantycznej roboty siły przyrody.
Musiało w końcu dojść do zaburzenia przedstawionych wyżej symbiotycznych zależności. Dosłownie na naszych oczach, cywilizacja techniczna pożera resztki kultury będącej niegdyś łącznikiem człowieka z Naturą.
Nurt Eko, jak i patronująca mu Gaja, pojawiły się już tylko po to, by wypracować modus cooperandi z wszechobecną utylitarną doktryną, która z powodzeniem podporządkowała sobie badania i wyjaśnianie naukowe. Nic już nie jest w stanie powstrzymać (nie mówiąc już o odwróceniu) zachodzących procesów degradacji Natury. Tym samym, musimy przyjąć, że jako ludzkość, zostaliśmy definitywnie odcięci od życiodajnych źródeł płynących z Natury i zasilających niegdyś zarówno sztukę – kulturę, jak i cywilizację.
W ten oto sposób zniweczone zostały bezpowrotnie zdolności i funkcje ochronne Natury. Ta ostatnia już nas nie broni przed przerażającą martwotą kosmosu, ani porażającym ogromem wszechświata. A przecież, jak to przypominał wybitny znawca myśli przed/nowożytnej, magia (zwłaszcza przyrodnicza), astrologia, a przede wszystkim alchemia, późnego średniowiecza były znaczącym i skutecznym sposobem pozwalającym wyzwolić się człowiekowi spod zniewalających sił kosmosu. (S. Świeżawaki, Prawda i tajemnica, Warszawa, 2001). Pod cienką otoczką atmosfery, Natura jawiła się jako kolebka, w której mógł zagnieździć się człowiek.
Drwal rąbiąc drzewo, zanim je powalił, miał wystarczająco wiele czasu by podumać nad siłami Natury, które z korzeni tkwiących w ziemi wyniosły koronę drzewa ku obłokom. A teraz ? Jazgot maszyny niweczy każdą myśl, więc pilarz widzi już tylko wcinający się w miazgę łańcuch.
Natura eksplorowana przez przyrodoznawstwo, wydana zostało na pastwę sił kosmosu i działanie bezcelowych praw fizyki; sił napędzających mechanizm niewyobrażalnego ogromu wszechświata, który obezwładnia wyobraźnię, a obnażona bezcelowością dysproporcja – poraża, odbierając zdolność reflektowania.
CZŁOWIEK
Tytułowy układ zależności można próbować przedstawić tyleż symbolicznie, co graficznie w następujący sposób:
Powyższy zapis w wymowny sposób uświadamia, na czym polega prze– a właściwe od-skok człowieka od/z determinującego (go) oddolnie zoologicznego podłoża. Człowiek jawi się bowiem jako ens ineffabile, czyli jestestwo, którego bycie TU – I – TERAZ jest nie-do-wyinterpretowania, właśnie ze względu na ową potrójną złożoność. Wprawdzie – umownie – wyróżniamy tu jedynie trzy jakościowo odrębne komponenty (patrz, blog: TEORIA, wpis: „W poszukiwaniu utraconej duchowości”), ale już i one tworzą wystarczający budulec dla konstruowania unikatowego wy/tworu jakim jest homo , czyli jestestwo.
Kluczową staje się więc kwestia konstruowania i harmonizowania owych komponentów.
Tu odnotować należy, że owo zestrojenie, dokonywało się zwykle dzięki znaczącemu współ/udziałowi wyspecjalizowanych usług. I tak, poczynając od usług somatycznie zorientowanych, a świadczonych przez lekarza, fryzjera czy krawca, zaangażowani byli ponadto: specjalista służący poradą psychologiczną czy psychiatryczną, a także ksiądz spełniający posługę duchową.
W ujęciu teoretycznym, a jednocześnie radykalnie syntetycznym, wyróżnić można dwie odmienne sposoby zestrajania trzech wymiarów ludzkiego podmiotu.
Od/górne formowanie istoty ludzkiej.
Przypadkowa kombinacja materii (warunkowana filogenetycznie) nie jest mną. Moje Ja, myśl, wola, wrażliwość i pragnienia – a więc to, kim jestem, nie udaje się wytłumaczyć zejściem na poziom empirycznych analiz, de facto będący domeną probabilistyki, przypadkowości i bez-celowości. Wprost przeciwnie. Jeśli chcę uniknąć dysonansu między moim świadomym Ja a biologicznym organizmem utrzymującym mnie przy życiu, muszę przyjąć jakąś ingerencję pozaczasowego Logosu. W tym, że z organicznego podłoża wyłoniło się takie właśnie, a nie inne Ja, nie może być przypadkowości. Jeśli tak, to wychodzimy poza proste rozumienie uwarunkowań przyczynowo-skutkowych, szukając innego wyjaśnienia dla powstanie unikatowej jedności: pneuama + anima + soma. Wszakże z syntezy tych kategorii jakościowych wyłania się niepowtarzalne Ja.
To właśnie nieprzypadkowość tłumaczy, dlaczego omawiana zasada nazwana została od/górną.
Od/dolnie wyprowadzony rozwój osobniczy
„Życie jest formą istnienia białka” – jak to zwięźle wyrażały słowa piosenki śpiewanej niegdyś przez „Skaldów”; człowiek – jako tabula rasa – swoją tożsamość kształtuje w reagowaniu na bodźce pochodzące ze środowiska (behawioryzm), a z trwającego nieprzerwanie (na poziomie neuronowym) przetwarzania i wymiany informacji z otoczeniem (kognitywistyka) wyłania się świadomość. Zatem, jeśli się rozpozna mechanizmy biologiczne, rozwój człowieka można zaprogramować i nim skutecznie zarządzać.
Ta druga zasada, osadzona na przyrodoznawczych podstawach, oznacza uruchomienie i stosowanie ciągu redukcyjnego, który skrótowo można przedstawić tak:
życie → materia (ożywiona)
świadomość → przetwarzanie informacji
akt woli → instynkt
Powstaje coś w rodzaju płynnego zejścia nie tylko kasującego przeskoki/nieciągłość, ale także eliminującego różnice jakościowe.
W opozycji do powyższych uproszczeń warto przytoczyć R. Ingardena, który twierdził, iż człowiek dobitniej uświadamia sobie i przeżywa swoją inność w stosunku do przyrody, po pierwsze, stając wobec śmierci; po drugie, w relacjach z wartościami. Ale skoro śmierć przestała być krańcowym doznaniem egzystencjalnym, a stała się mało znaczącym „przypadkiem” finalizującym serwisowanie medyczne; nadto, kiedy relatywizacja i kwantyfikacja wartości spowodowała ich zdeprecjonowanie do „wartości w użyciu” to – wypada zapytać – w jaki sposób człowiek może jeszcze uświadamiać sobie swoją bytową odrębność ?
Wzmiankowane wyżej okoliczności sprawiają, że człowiek współczesny pozbawiony zostaje nie tyle możliwości, co zdolności oceny sytuacji egzystencjalnej, w jakiej się znalazł, a przez M. Heideggera określanej jako „rzucenie w świat”. Nie znajdując żadnych – bytowo – różnicujących punktów odniesienia, traci orientację i zatraca się w nurcie zhomogenizowanych zdarzeń. W końcu, jako oddolnie warunkowany (niedergezwungen) z dwu prezentowanych wyżej zasad, podporządkowany zostaje tej drugiej.
Zauroczeni osiągnięciami cywilizacji technicznej, w powierzchownym, ale i błędnym mniemaniu, zauważamy, przyspieszający i pogłębiający się regres, będący opadaniem w objęcia przyrody i przyrodoznawstwa.
Ale, jedno jest już pewne, nie jest to powrót do Natury (w wyeksplikowanym wyżej jaj znaczeniu), tylko zwrot ku zwierzęcości. Na poziom zoologii sprowadza nas bio-technologia, która ma być podstawową siłą kształtującą cywilizację XXI wieku.
Hierarchiczność bytu
Wraz z człowiekiem pojawia się ostatnie ogniowo w prowadzonym tu wywodzie, przypomnę, będącym „Szkicem antropologicznym”. Tym samym, możliwe się staje odtworzenie czterech podstawowych wymiarów rzeczywistości, które podaję za N. Hartmannem:
Rzeczy, procesy fizyczne
To, co żyje
Świadomość
Zjawiska duchowe
Tak ustrukturyzowany czterowymiarowy świat przenikają i porządkują dwojakiego rodzaju kategorie: uniwersale (modalne, strukturalne, synchroniczno – diachroniczne) oraz zasady specjalne (odnoszące się tylko do danej warstwy bytu).
Dotychczas, jak to rekonstruuje cytowany tu niemiecki myśliciel, było tak, że kategorie należące do warstw wyższych zawieszały kategorie należące do warstw niższych, albo poddawały je przekształceniu. Rewolucyjna zmiana, która definitywnie dokonała się w kulturze XX wieku, polega na radykalnym odwróceniu tej hierarchii. To odnoszące się do materii prawa fizyko-chemiczne mają być jedyną podstawą wyjaśniania. Z niej wyprowadzona zostaje każda zasada/kategoria objaśniająca świat, a z nich – z kolei – normy zachowań ludzkich.
Syndrom regresu
Przyjmując za O. Spenglerem (Zmierzch cywilizacji zachodniej), że cywilizacja jest schyłkowym stadium kultury, nasz Untergang można by opisać za pomocą takich określeń jak: amorfizm, areligijność, wykorzenienie, sztuczność, pragmatyzm, masowość, zanik więzi społecznych…
Ponieważ jest to regres, więc wywołujące go zjawiska można przedstawić tak, jak zrobił to A. Kołakowski w biograficznej książce poświęconej cytowanemu wyżej Oskarowi Spenglerowi (Warszawa, 1981) :
to, co żywe, spontaniczne w kulturze – staje się martwe, stechnicyzowane, rutynowe i wymuszone
instynkt wypiera inteligencję
odrzucająca Logos świadomość zostaje sformatowana przez logikę programów komputerowych
powstała z przetwarzania danych/informacji wiedza zastępuje potoczną mądrość (życiową)
normy moralne i kodeksy etyczne zamiast dobrych obyczajów
wspólnoty rugowane przez grupy interesu dążące do ekspansji
Najdalej idące zmiany i największe spustoszenia zaszły jednak w kulturze. Ponieważ opisu dokonań i przekształceń tej ostatniej nie inspiruje już organiczno-naturalna wizja rozwoju, świadomość zbiorowa uwolniona od niepokojów egzystencjalnych została wprzęgnięta w utylitarystyczny schemat odtwarzający sprzężenie:
braku < = > zaspokojenia
Automatyzm tego sprzężenie sprawia, iż reflektowanie staje się zbędne, a nawet niewskazane. Tym samym, kultura – rezerwuar pamięci, domena namysłu na Życiem i gwarancja autonomiczność egzystencji – traci na znaczeniu. Za realizację imperatywu zaspokajania stale rosnących potrzeb odpowiedzialność ponosi już wyłącznie technologia jako podstawa cywilizacji (technicznej), a właściwie anonimowy technopol.
Konkluzja
Układ przyjętych i stosowanych tu pojęć: materia – przyroda – natura – człowiek – kultura odtwarzać miał nie tylko zależność wynikania, czy też dopełniania i równoważenia. Dzięki takiemu rozpisaniu owych kategorii, można było też dostrzec i wyznaczać ruch/kierunek wznoszący, pozwalający przemierzać poszczególne stopnie hierarchii bytu; samo zaś wspinanie (się) można było uznać za równoznaczne z prawdziwym – bo zgodnym z Naturą – rozwojem ludzkości. Niestety, w końcu okazało się, iż krucha równowaga pomiędzy owymi kategoriami (wprawdzie przejściowo, ale osiągana na niższych poziomach tak rozumianego rozwoju) jest już nie-do-odtworzenia, ponieważ została definitywnie zaburzona. Przeważyła i o wszystkim przesądziła siła ciążenia, powodując opadanie w bezwład materii. Jeśli to osuwanie się oznaczać ma zatratę człowieczeństwa, to nasuwa się nieodparte pytanie o powstrzymanie tej destrukcji i możliwość/szansę odwrócenia niepokojącego trendu.
W optymistycznej wersji odpowiedzi zwykłe się powiada, iż ludzkość – po osiągnięciu stanów ekstremalnych – wyrównując starty, zawsze odzyskiwała zaburzoną równowagę.
Zaliczyłbym siebie raczej do grupy pesymistów. Dotychczasowy, sprawdzony sposób wychodzenia z kryzysów, polegający na tym, że wraz z osiągnięciem ekstremum aberracji następuje odwrót i zmiana kierunku, tym razem może okazać się całkowicie złudny. Efekt przysłowiowego „odbicie się od ściany”, tym razem może nie zadziałać, ponieważ ludzkość – będącą w transie osuwania się w nihilizm – czeka tyleż nieuchronny, co niezauważalny kolaps.
Zakończenie
Żeby nie popaść w skrajny pesymizm, wsłuchajmy się na koniec w to, co proponuje M.Mildenberger (Duchowość jako alternatywa, Znak nr 295/296). Sytuację, w jakiej znalazła się cywilizacja atlantycka opisuje on za pomocą tragicznej alternatywy:
albo samozniszczenie w wolności.
albo przetrwanie przez akceptację zniewolenia.
I formułuje szokujący postulat: nie tyle wyjściem z beznadziejnego położenia, co ratunkiem może być już tylko „mesjanizm cierpiącego sługi”.
Z kolei ja, nie mogę powstrzymać się od pytania: a skąd my to znamy?
Kazimierz Rogoziński