Jadąc samochodem słucham audycji, w której uczony amerykanista z uczelni „Łazarskiego” „przejeżdża” się po prezydencie Trumpie, nieświadom, że ześlizguje się po myślowym trapie ociekającym wodą banałów politycznej poprawności.
Sytuacja się powtarza. Jak niegdyś sowietolodzy nie mogli przewidzieć upadku ZSSR, ponieważ słowo „upadek” nie mieściło w słowniku pojęć opisujących sowiety; analogicznie, politologia głównego nurtu nie jest w stanie wyjaśnić „kazus Trump”, ponieważ wymagałoby to przełamania obowiązującego schematu interpretacyjnego, stosowanego w opisie amerykańskiej sceny politycznej.
Daje mi to asumpt do zastanowienia się nad różnicą między doktrynerstwem a ideologią, dewiacjami występującymi w nauce.
Jest chyba tak, że:
IDEOLOGIĘ charakteryzuje to, co prawdo/podobne, i to w ścisłym, bo etymologicznym sensie tego słowa. Ideologia, jako system myślowy, zbudowana jest na pół/prawdach; tworzą ją normy i oceny udające prawdę, z tego powodu trudne do zdemaskowania. Powodem owego nie-prawdo-podobieństwa rzadko bywa błąd w rozumowaniu, a najczęściej – świadomie akceptowany i utrwalany fałsz.
DOKTRYNERSTWO zwykle jest następstwem teorii/wiedzy bezkrytycznie zinternalizowanej. Badacz – doktryner swój komfort naukowy zawdzięcza konwencjonalizmowi poznawczemu obowiązującemu w danej dyscyplinie i określonym czasie. Widomym przejawem owego konwencjonalizmu stało się obowiązkowe cytowanie preferowanych przez wyszukiwarki i uznanych przez środowisko autorów, za co – w nagrodę – dostaje się punkty.
O ile ideologizacja nauki (czego koronnym przykładem była ekonomia polityczna socjalizmu) dokonywała się pod wpływem – eufemizm – czynników zewnętrznych, to doktrynerstwo naukowe, dla odmiany, wynika bardziej z uwarunkowań wewnętrznych badacza. Ale w obu przypadkach rezultat jest ten sam: aberracja myśli naukowej, wyrażana w swoisty sposób, sięgająca po gotowe formułki i zwroty.
Na pytanie: jaki to styl ? wypada odpowiedzieć – „Łazarzowy” . Przynajmniej mnie, takie nieprzypadkowe skojarzenie się nasuwa.
Kazimierz Rogoziński