Czym jest muzeum, każdy dobrze wie – zbiorem zabytkowych eksponatów.  Jest oczywiste, że muzea są po to, aby: gromadzić, przechowywać, konserwować, opracowywać, dokumentować… artefakty, i niejako przy okazji – je udostępniać. Tą ewidentną dysproporcję między funkcją (‘wewnętrzną’) – przechowalniczą, a funkcją ekspozycyjno – edukacyjną  (‘zewnętrzną’) próbuje się zniwelować, z różnym powodzeniem. Zasadniczą przeszkodą jest brak fundamentu teoretycznego, na którym można by osadzić muzeologię, kulturoznawstwo, historię wraz z historią sztuki –  jako jedną warstwę, dodając – nauki o zarządzaniu instytucjami kultury – jako warstwę kolejną. A taką solidną podstawę zapewnić może teoria usług (sic).

Zatem, w punkcie wyjścia trzeba wprowadzić re/definicję muzeum, przyjmując, że jest ono organizacją usługową, bo usługa jest bytowo ważniejsza od kolekcji, a usługowość – jako norma egzystencjalna – wyprzedza troskliwość o powierzone zabytkowe mienie. Nadanie tej definicji rangi aksjomatu wcale nie będzie proste, ale przynajmniej pozwoli skutecznie uporać się z trzema sprawami: /1/ na nowo określić cele muzeum; /2/ opracować program re/edukacji muzealników, aby słowo ‘usługa’ nie wywoływała pejoratywnych i dyskredytujących usługodawcę skojarzeń; /3/ skłonić organy założycielskie, by wpisały  muzea w strategiczną wizję niwelowania spustoszeń spowodowanych totalną cyfryzacją. To bardzo rozległy zakres działań, ale można je zawrzeć w zwartej formule:

Należy przekształcić depozyt w dyspozytyw

Tak, dyspozytyw, chodzi bowiem o dyspozycyjność dostępu, nie tyle do zbiorów jako takich, ale do tego, co autentyczne. A autentyczność ma dwojakie znaczenie.

Po pierwsze, oznacza oryginalność tworzywa, ślad ręki mistrza, zapis pokonywania oporu materii, piętno destrukcji spowodowanej różnymi przyczynami…

Po drugie, nie tylko autentyczność się liczy. Równie ważna jest – stale ponawiana – aktualizacja autentyczności; bowiem dzięki tej aktualizacji dokonuje się na nowo odczytanie znaczeń i potwierdzenie tego, że rzeczywiście działa przekaz symboli i treści utrwalonych w kodzie kulturowym.

Stając wobec tak określonych zadań muzealnik przestaje być wyłącznie kustoszem – konserwatorem a staje się usługodawcą, ponieważ  świadczący usługę dyspozycyjności dostępu.

Dlatego konkluzja nie może zwierać emblematycznej propozycji: twórzmy Muzeum 3.0. Albowiem muzeum nie powinno wyprowadzać nas w zapełnioną fikcjami/fiksacjami cyber – przestrzeń, tylko wprowadzać na ścieżkę, którą podążali przed nami poszukiwacze archè.

Kazimierz Rogoziński