Zastanawiające, dlaczego ustawodawca pisząc nową ustawę regulującą funkcjonowanie sektora usług medycznych (2011 r.) wprowadził określenie: działalność lecznicza, podmiot leczniczy, a nie, po prostu: leczenie czy też – odpowiednio – podmiot leczący?
Nasuwa się następujące logiczne wytłumaczenie: określenie „leczący” nakazywałoby podjęcie przez usługodawców-medyków wysiłku wyleczenia, a określenie „leczniczy” jest o tyle korzystniejsze, ponieważ jest nie zobowiązujące.
Co więcej, ujawnia jeszcze inną ciekawą zależność. Otóż „to, co lecznicze nie jest przeciwieństwem tego, co trujące”. Zatem rację – już nie tylko etymologiczną – stanowi tu starożytna formuła: simila similibus curantur (podobne leczy podobne). Nadto można tę zasadę odnieść do funkcjonowania całego systemu opieki zdrowotnej (to, co szkodzi, może przecież leczyć, uciążliwości mogą okazać się ozdrowieńcze).
Jednak, przy okazji, napotykamy tu na wyraźną niekonsekwencję. Ministerstwo Zdrowia oficjalnie i formalnie uznaje farmakon (i jego ambiwalentne właściwości), ale uparcie zwalcza homeopatię.
Kazimierz Rogoziński