Niemal niezauważalnie przeminęła czterdziesta rocznica (1978) ingresu Karola Wojtyły na stolicę Piotrową. Niebawem minie piętnaście lat od Jego śmierci. Wraz z upływem czasu pontyfikat i dzieło papieża Polaka powoli odchodzi w niepamięć.
A miało być inaczej. Wypadało oczekiwać, że pokolenie JP II właśnie teraz zacznie kształtować zasady współżycia społecznego inspirowane Jego magisterium. Skoro trudno je dostrzec w Polsce, to gdzie ich szukać?
Nadzieje zostały rozbudzone i oczekiwania pochopnie wypowiadane. Mylną okazała się teza, iż gdziekolwiek się pojawił – przyciągał niezliczone rzesze wiernych, że za JP II – charyzmatycznym autorytetem – poszły tłumy.
Psychologia tłumu – kolejny raz okazała się zwodnicza.
A arcy-rachmistrz (zapisujący skrupulatnie „Księgę Guinessa”) podaje, że dwudziestowieczny rekord zgromadzeń, czyli palma pierwszeństwa, należy do Roda Stewarta, który na plażę Copacabana w Rio ściągnął ponad 3,5 ml. wielbicieli.
Korzyść ze statystyki – choćby taka, że odkłamuje rzeczywistość, pozwalając zadać pytanie, kto atrakcyjniejszy: prorok czy idol?
Kazimierz Rogoziński
Anna
2019-01-13 — 10:39
Dzień dobry Panie Profesorze,
zdaje się, że w dzisiejszych czasach wszystko stanęło na głowie. Wątpię jednak, czy to właśnie jest „dobra zmiana”.
Pozdrawiam serdecznie,
Anna
kazimierz rogoziński
2019-01-17 — 15:58
Szanowna Pani Anno !
M. Świetlicki nazwał ją „drobną zmianą”; sądzę, że trend jest nie-do odwrócenia. Już nie mam pomysłu, skąd czerpać optymizm.
Mam nadzieję, że lektura bloga nie pogrąża Pani w pesymizmie, jakim z niego wionie.
Serdecznie pozdrawiam
K.R