Nie tylko „użytki ekologiczne” w państwowych lasach, ale i sztuka użytkowa, także skuteczne i przydatne badania naukowe (już nie tylko granty, ale i doktoraty), zaprogramowana na efekt rekreacja … Tak w ogóle, wszystko, czym zajmuje się człowiek i co zajmuje człowieka, powinno być użyteczne. Przecież żyjmy w skrajnie z-utylitaryzowanym świecie zdobyczy technicznych.

Użyteczność stała się generalnym kwantyfikatorem obejmującym już nie tylko produkcję przemysłową. Do niedawna, przykładem użyteczności w czystej postaci była maszyna, została bowiem zaprojektowana i wyprodukowana tylko po to, by wykonywa ściśle zadane jej funkcje, bądź pracowała w zaprogramowanym zakresie użyteczności. Jednakże intensywnie przebiegające procesy mechanizacji nieodwołalnie zmierzały do zasadniczego przekształcenia stosunku maszyna – człowiek. Aż wreszcie (niegdyś) wyraźna ontyczna opozycja: rzecz/maszyna – człowiek/osoba została zanegowana; z dodatku do maszyny człowiek stał się kompatybilnym (z nią) robotem. To uprzedmiotowienie, czy raczej reifikację, uznać trzeba za rezultat permanentnego postępu.

Pomijając, tym razem, kwestie psychicznej konstrukcji osoby, trzeba zadać ogólniejsze pytanie: czy można stawiać znak równości między zamkniętą strukturą techniczną (ergonomicznym, cybernetycznym…), a quasi/otwartymi, bo naturalnymi, systemami tworzonymi przez człowieka? Takimi jak: rodzina, wspólnota lokalna, organizacja usługowa… Pytanie retoryczne. Przecież zasady współżycia zbiorowości ludzkiej fundowane są nie-technicznych podstawach.

Atrybucja opozycyjnych cech (maszyna advers. człowiek) przesuwa refleksję na inny wyższy poziom i pozwala dokładniej określić dwa podstawowe desygnaty analizowanej odrębności. Stają się nimi: funkcja advers. przymioty, czyli nobilitujące człowieka cechy charakteru: altruizm i empatia. Z nich wynika postawa służebności.

Maszyna swoją przydatność potwierdza wyłącznie w zakresie ściśle określonych funkcji, które jednoznaczni zdefiniowane przez konstruktorów, zostają zapisane w „instrukcji obsługi’.

Człowiek swoją wartość potwierdza nie tyle w byciu dys/funkcjonalnym (w wyłamywaniu się poza funkcjonalny algorytm), ale w służebności, bowiem ona określa sposób bycia pomiędzy ludźmi.

Opozycja: człowiek # rzecz pozwala nawiązać do przemyśleń Romano Guardiniego, który użyteczność rzeczy przeciwstawia „świątyni serca”. Ta wywołująca sakralne skojarzenia metafora odnosi się do innej, bardziej fundamentalnej opozycji: fenomen advers. noumen. Noumen wiąże się z aktem samoprezentacji, w której jakiś przedmiot jawi się źródłowo; gdy rzecz – jako coś zewnętrznego – odbierana jest za pośrednictwem sensualnego „aparatu”, w niby obiektywizującym układzie odniesienia. Uzyskane w postrzeganiu ( z percepcji a priori wpisanej w czaso – przestrzeń) dane, rozum rachujący lokuje w systemie utylitarnych zależności.

Natomiast fenomen – w nurcie filozofii po-Kartezjańskiej i Husserlowskiej – potwierdza rzeczywistość świata wewnętrznego. Wnioskowi wynikającemu z tego rozróżnienia D. Kownacka – Bogucka nadaje jednoznaczne wymowę: „To, na co w kalkulującym zimno świecie nie ma miejsca, musi pomieścić się w sercu” (s. 197).

Z numinalnego (od numinosum) zakątku „świątyni serca” postrzegamy inny wymiar rzeczywistości, czyli to, co żywotne, najcenniejsze, wzniosłe, święte. W porównaniu z rozumem logicznie rachującym, serce symbolizuje coś dokładnie przeciwnego: rozrzutność, wspaniałomyślność, wielkoduszność, hojność…

Pojawiające się obawy, że zbytnio oddaliliśmy się od problematyki ściśle usługowej – już rozwiewam.

„Rozrzutność serca” – w języku R. Guariniego, a także R.M. Rilkego – oznacza to, co w teorii usług nazywam aksjologiczną nadwyżką, Powstaje ona jako „wartość wspólnie dodana” w relacyjnej konstelacji wartości ( opisywałem sposób jej urzeczywistniania w książce: „Zarządzanie wartością z klientem”, więc do tej publikacji odsyłam). Nadwyżką wykraczającą poza i ponad procedury, normy, standardy…

To z owej „rozrzutności serca” wypływa ponad/utylitarny nadmiar, który pozwala odróżnić świadczenie usługi od zautomatyzowanego produkukowania i sprawia, że jej realizacja przestaje być kwestią czysto techniczną. To właśnie ‘rozrzutność serca” pozwala wyróżnić tę jej specyficzną cechę – że usługa pojawia się, by – przede wszystkim – komuś „służyć”, a dopiero wtórnie – by zostać do czegoś użytą.

Trudno to zrozumieć, a tym bardziej zaakceptować, ponieważ pojawia się tu pejoratywna konotacja fundowana na słowach: służyć – służba – usłużność. Wyrażają one uwłaczające wolności człowieka podporządkowanie i – w postaci reliktu – kojarzone są już tylko ze „służbami mundurowymi”, bądź ratownictwem. „Służyć” przestały nawet pieski, bo ich tresura to poniżanie psiej godności. Ciążące na usługach odium usłużności sprawia, że bycie usługo/dawcą – w świecie funkcjonującym pod dyktatem użyteczności – stało się określeniem negatywnym, pojęciem niestosownym.

W świecie wyrachowanego rozumu, który wszystko potrafi skwantyfikować, nie ma miejsca na wymianę nie-ekwiwalentną. Dlatego racjonalniej i pożyteczniej będzie, jeśli obsługą klienta zajmą się maszyny.

Kazimierz Rogoziński

Notka bibliograficzna

D. Kownacka – Bogucka, „Reinera Marii Rilkego teksty o sztuce”, Warszawa, 2016