Od ponad stu lat kojarzona z Maxem Weberem. I słusznie, bo ten wybitny naukowiec należał do tych (dawno wymarłych) socjologów, którzy byli jeszcze zdolni zdać się na zdystansowany i zobiektywizowany osąd, czyli obce im było „podejście krytyczne” obowiązujące od czasu tzw. szkoły frankfurckiej.
Oryginalność metody M. Webera polega na równoczesnym prowadzeniu analiz niejako trój/torowo: /1/w głąb, czyli w meritum; /2/ diachronicznie, a perspektywą historyczną obejmował nie tylko Europę; /3/synchronicznie, czyli to, co jest przedmiotem wyjaśniania – odnosi się do kontekstu społeczno – politycznego. To pozwala mu wyodrębnić formację ustrojową, jaką było/jest państwo zachodnioeuropejskie. Nazywa je państwem legalnym bądź państwem prawa, wyodrębniając jednocześnie podstawowe czynniki/warunki go konstytuujące. Wśród nich jest – oczywiście – APARAT ADMINISTRACYJNY, bo ten zawsze być musi, kiedy mowa o państwie. Biurokracja to jakby szczególny przypadek funkcjonowania tegoż aparatu.
I co ważne! W ocenie funkcjonowania tego APARATU stosuje Weber swój „patent” metodologiczny, a jest nim tzw. „typ idealny”. Jego wykorzystanie pozwala odtworzyć coś w rodzaju ’continuum’ (chociaż równie dobrze może to być hierarchia), czyli wyznaczyć określone stadia przechodzenia: OD biurokracji „spersonalizowanej”, w której ujawniają się ludzkie odruchy miłości, sympatii, litości, nienawiści… PO biurokrację anonimową. Pewnie najbardziej znanym reprezentantem tej pierwszej był Piłat osądzający Jezusa (z trudem opierający się naleganiom Proculi o uniewinnienie skazańca), przykładem tej drugiej – biurokracja „brukselska” (ta od dyrektyw), a docelowo – cyfrowa. Pośrodku sytuują się różne odmiany administracji/biurokracji funkcjonującej zgodnie z ustanowionymi i nadanymi jej przez demos prawami – uprawnieniami.
Jeśli dla przedstawicieli głównych nurtów filozofii i antropologii współczesnej, administracja jest traktowana jako złe konieczne, to biurokracja staje się „złem do potęgi drugiej”.
Najpierw dlatego, ponieważ traktuje „administrowanych” ludzi tak jakby byli przedmiotami. Jest brutalnym „dopasowywaniem innego do miary Tego Samego”- to E. Levinas. I dopowiada jeszcze sięgając po słowa, które zapadają w pamięć: „Przedmioty wchodzą w strukturę Tego Samego bez trudności. Drugi, stawia opór, przez absolutny opór swych bezbronnych oczu”.
Następnie, z tego powodu, iż biurokracja nie tylko staje się strukturą zhierarchizowaną, ale przekształca się w machinę, dla której warunkiem sprawnego funkcjonowania jest anonimowość obsługiwanych podmiotów. Ten ostatni proces ma daleko/szeroko idące implikacje. Po pierwsze, dotyczy sposobu podejmowania decyzji w trybie administracyjnym; po wtóre, poprzez sprowadzanie obywateli do anonimowych petentów powoduje atomizację społeczności i zerwanie, scalających ją więzi poziomych. W ukształtowanych w ten sposób warunkach urzędnik – reprezentant sektora publicznego, staje się (bezdusznym) biurokratą.
Biurokratyczne wynaturzenia
Powodują one naszą irytację, kiedy w ważnej dla nas sprawie przychodzi pokonać opór bezdusznego urzędnika. Również w szerszej perspektywie ujmowania relacji międzyludzkich, biurokratyczny „opór materii” traktuje się jako „wynaturzenie”, zwłaszcza jeśli się przyjmie, że społeczeństwo to „wspólnota wspólnot”. Właśnie na tym wspólnotowym poziomie Życie społeczne objawia swój oryginalny, by nie rzec: organiczny charakter. Nie toleruje ono i wręcz eliminuje schematyzm narzucony stanowionymi (niekiedy ad hoc) normami administracyjno – prawnymi w postaci kodeksów, regulaminów czy procedur, będących efektem biurokratycznego procedowania, który to tryb, zwrotnie – legitymizuje takie regulacje. Wszystkie tego rodzaju biurokratyczne regulacje (będących de facto ograniczeniami) osiągają apogeum w erze cyfryzacji, w której ludzkie indywiduum staje się „rekordem” w bazie danych, a sprawa integracji i relacji międzyludzkich przeniesiona zostaje na pozom „sieci”. Kluczowa dla demokracji kwestia reprezentatywności zostaje przejęta i rozstrzygnięta przez użytkowników komunikatorów społecznościowych. Jednakże anonimowa jednostka, to już nie obywatel, ani socius, żaden mikroorganizm w tkance Życia wspólnotowego, tylko mieszkaniec cyber/przestrzeni, w której „interfejs” zastąpił relacje „face-to-face”.
Najgorsze jest to, że wszystkie te biurokratyczne wynaturzenia i manipulacje spowite są aurą dobrodziejstwa płynącego z wypełniania „praw człowieka”. Mają więc potwierdzać jego godności, chociaż de facto, służą podtrzymywaniu iluzji wolności osobistej; mają być wyrazem troski o autonomiczność wyborów i decyzji, chociaż zmierzają do jego ubezwłasnowolnienia.
Kazimierz Rogoziński