wieszcz – poeta
pisarz – literat
artysta malarz – plastyk
uczony – naukowiec
kapłan – ksiądz
nauczyciel – belfer
. . . . . . . . . . . . . . . .
Rozdzielający słowa, niepozorny dywiz , wyraża rozziew, a nierzadko – przepaść. To ostatnie słowo pojawia się nieprzypadkowo; w końcu, powyższe pary, utworzone zostały po to, by uchwyć opadanie i narastające między nimi oddalenie. Wyraźnie zarysowany dołujący kierunek okazuje się przygotowaniem ułatwiającym wprowadzenie usługowego kontekstu.
Pomocną jest mi retrospektywa, czyli przytłoczenie – niemal dosłowne – wypowiedzi pewnej pani profesor: „Proszę mnie nie nazywać usługodawcą, ja nie jestem ‘do niczyich usług’ , jestem naukowcem i nauczycielem akademickim”. Dla owej utytułowanej pani, określenie UgD było czymś degradującym. Podobne słowa oburzenia wypowiada też wielu lekarzy, protestując przeciwko nazywaniu ich (zresztą zgodnie z NFZ-towską nowo-mową) – świadczeniodawcami. Powód jest ten sam. Są bowiem przekonani, że świadczenie usługi jest poniżej ambicji, kompetencji i wygórowanej samooceny profesjonalisty. Na taką deprecjację wykonywanego zawodu nie mogą się zgodzić zawłaszcza utytułowani usługodawcy.
Konkluzja będzie mało optymistyczna.
Przeorientowanie czyjejś świadomości jest najtrudniejszym zadaniem; wymaga bowiem ogromnego wysiłku. Jeśli nawet sygnał, czy inspiracja przychodzą z zewnątrz, potrzebna jest dobra wola (internalizacja) i praca wewnętrzna (korekta Jaźni).
Pojawiający się tym razem opór jest tym większy, ponieważ wymaga wykonania radykalnego zwrotu, w myśleniu, postawie, zachowaniu…
Trzeba się przeciwstawić opadaniu, dołowaniu, sile ciążenia….
Trudziłem się (nie tylko w tym blogu), by wykazać i przekonać wątpiących, że określenie usługoDAWCA może być określeniem nobilitującym.
Może niektórych udało mi się przekonać?
Kazimierz Rogoziński