Asymetrie między usługodawcą a usługobiorcą są czymś powszechnie występujący. Są też ulubionym przez naukowców tematem ich opracowań. Mamy więc przykłady takich asymetrii między: rektorem a studentem; lekarzem a pacjentem; sędzią a podsądnym; bankiem a kredytobiorcą…Eufemistycznie określane są mianem asymetrii informacyjnej, bądź kompetencyjnej, przy czym ta ostatnia, „genetycznie”, odnosi się do dysproporcji wiedzy i uprawnień decyzyjnych.
Generalnie, te i nie wymienione rodzaje asymetrii dają się sprowadzić do różnicy stanu p o s i a d a n i a.
Asymetria to korzyść wynikająca z dysproporcji posiadania władzy lub wiedzy, przez większość usługodawców (zwłaszcza profesjonalistów), traktowana jako potwierdzenie posiadanego autorytetu.
I tutaj natrafiamy na źródło nieporozumienia.
Autorytet to nie dyplom, który się posiada i chętnie eksponuje. Na b y c i e autorytetem trzeba sobie zwyczajnie zapracować, a ściśle: z a s ł u ż y ć. W jaki sposób? To podpowiada wskazany wcześnie czasownik.
Na skutek (tyleż prostego, co błędnego) skojarzenia asymetrii z autorytetem, mamy w usługach prawdziwy wsyp pseudo-autorytetów. Pora więc najwyższa ich szeregi przerzedzić.
W realizacji tego porządkującego przedsięwzięcia nieocenioną pomoc przyniesie relacyjny marketing usług. Zgodnie bowiem z przyjętymi w nim ustaleniami, relacja usługowa nie jest wyłącznie zwyczajną interakcją informacyjną, ani też wymianą czyli transakcją. Uczestniczące w niej strony nieprzypadkowo nazywamy: usługoDAWCĄ oraz usługoBIORCĄ.
Zasłużyć sobie wyświadczoną usługą na zaszczytne miano autorytetu może usługoDAWCA zdolny do obdarowywania.
B y c i e autentycznym autorytetem zobowiązuje. Autorytet rewanżuje się „z nawiązką”; daje więcej ponieważ czerpie (nieco) mniej. Im bardziej łamie wszelkie asymetrie, tym bardziej umacnia swoją niezachwianą pozycję.
Kazimierz Rogoziński