Wypracowywane przez całe stulecia (zwłaszcza od przełomowego XVII. wieku) osiągnięcia naukowe chciałoby się podsumować krótko: Rozum potęgą jest i basta !
Że wiek XXI. należał będzie raczej do ‘nauk biologicznych’, niż do fizyki, zdają się o tym przesądzać zdumiewające osiągnięcia nauk eksplorujących i eksperymentujących na poziomie neuro. Możliwość skanowania pracy mózgu dała silny impuls rozwojowy neurologii, psychiatrii, psychologii, kognitywistce… marketingowi.
Ten ostatni – jak wiadomo – jest zawsze forpocztą aktualnej wiedzy, więc i w nim dokonuje się właśnie kolejny przełom. Pojawił się neuro-marketing, który wreszcie może wyzwolić się z rutynowego tandemu psychologii stosowanej: behawioralnej – Skinnera oraz progresywnej – Masłowa. Jest zrozumiałe, że dzięki skanom, chipom, sieciom neuronalnym itp. informacja o produkcie może być wdrukowana w pod/świadomość bez jakiegokolwiek pośrednictwa, czyli bez aktywizowania całego aparatu percepcji zmysłowej. Tym samym pojawił się skuteczniejszy sposób sterowania preferencjami klientów z pominięciem konieczności rozpoznawania intencji i korygowania hierarchii ich potrzeb. Logiczne, użyteczne, nowoczesne… na tej podstawie stwierdzić wypada, że marketing wchodzi w jakościowo wyższą fazę rozwoju, iście na miarę możliwości technologicznych XXI. wieku.
Jednakże tenże, tudzież inne przykładne próby zastosowań nuero-nauki bledną wobec zdumiewających osiągnięć neuro-estetyki. Aby je właściwie ocenić i docenić, trzeba wykazać, na czym polega ów przełom, prowadzący do wyłonienia się nowego paradygmatu neuro-estetyki. Postaram się po krótce przedstawić ten zwrot streszczając najnowsze odkrycia muzykologii.
Wprawdzie jej dziedzictwo jest imponujące, ale cóż z tego, skoro okazuje się, że przynajmniej od końca XVIII wieku – my Europejczycy – tkwiliśmy w błędnym rozumieniu, czym w istocie jest muzyka. Co gorsza, owe fałszywe przeświadczenia pokutują jeszcze do dzisiaj! Powstałe wypaczenia miały wiele źródeł, ale najczęściej wskazuje się na podręczniki napisane przez (1) C.Ph.E. Bacha /1753 r./, (2) J. J. Quantza /1752 r./ i Leopolda Mozarta /1756 r./, skierowane zarówno do wykonawców muzyki, jak i do słuchaczy. A ponieważ napisane zostały po niemiecku, więc były adresowane für Kenner und Liebhaber.
Jak wykazywali autorzy (a oprócz ojca Wolfganga Amadeusza byli to też kompozytorzy), kwestie formalne, artykulacyjne i brzmieniowe itp. podporządkowane być powinny jednej podstawowej zasadzie: e k s p r e s j i. Byli przekonani, że najważniejszym celem muzyki jest odwołanie się do uczuć i emocji, wzbudzanie – ale też uciszanie – namiętności. Nauczali, że w partyturach zawarty jest „uczuciowy szyfr”, za pomocą którego można rozbudzić i pogłębić wrażliwość psycho-duchową człowieka.
Ewidentnym potwierdzeniem tego naiwnego i bałamutnego przekonania były rozliczne próby odnajdywania i wykorzystania konfesyjnego szyfru w kompozycjach J.S. Bacha. Poszukiwano go nie tylko w „Kunst der Fuge”, ale nawet w „Wariacjach Goldbergowskich”, nie mówiąc już o ewidentnej nadinterpretacji kantat lipskiego kantora prowadzonej w duchu pietyzmu protestanckiego.
Co gorsza, tropem tych naiwnych przeświadczeń poszła muzykoterapia, intensywnie rozwijana od przełomu XIX/XX wieku.
Wprawdzie z opóźnieniem, ale nareszcie pojawia się neuro-estetyka, a wraz z nią skorygowany i poprawny, NAUKOWY paradygmat muzykologii. Dzięki najnowszym osiągnięciom przyrodoznawstwa możemy wreszcie wyjść ze ślepego zaułka wyimaginowanych opini. Jest się czym pochwalić, więc zacytuję fragment z artykułu wiernie i precyzyjnie streszczający zdumiewającą wielkość odkryć dokonanych przez neuro-estetykę. Odnoszą się one do oddziaływania muzyki na aparat percepcyjny człowieka, zwierząt nie wyłączając:
„Obserwacja rejonów aktywnych /mózgu – dopisek K.R./ w tym procesie oraz wydzielanych w konsekwencji hormonów doprowadziła neuroestetyków do wniosku, że odpowiedź ludzkiego organizmu na piękno stoi w ścisłym związku z mechanizmami (podkreślenia – K.R.) rządzącymi instynktem przetrwania. W uproszczeniu – kontakt z bodźcami, które uważamy, za estetycznie atrakcyjne, powoduje identyczną reakcję mózgu jak wykonywanie czynności niezbędnych do przetrwania (takich jak jedzenie i rozmnażanie)”. [ cytat z artykułu E. Bilickiej w: pr. zbior. „Wariacje Bachowskie” pod red. J.Grzanki i J. Majewskiego, Kraków, 2024].
Nareszcie wiemy, po co, na co człowiekowi muzyka, i piękno jako takie.
Konsekwentnie stosowany metodologiczny redukcjonizm objawił pełnię swoich możliwości poznawczych. Pozwala bowiem skonstruować jednolity, spójny, koherentny PSYCHOFIZYCZNY model funkcjonowania człowieka. Dzięki dociekliwym obserwacjom i wynikom pochodzącym z technologicznie zaawansowanych badań stało się jasne, czym jest psyche, i z jakich fizjologicznych uwarunkowań wynika. Uzyskane dane empiryczne pozawalają niepowątpiewalnie stwierdzić, że wrażliwość człowieka, jak i jego behawior sterowane są przez instynktoidalnie zaprogramowany mózg. Jak dowodzą badacze (zwłaszcza amerykańscy neuro-estetycy), oddziaływanie muzyki staje się zrozumiałe dopiero dzięki pogłębionej eksplanacji, czyli – rzekł bym streszczając – dopiero w kontekście kompulsywnego kopulowania bądź pogryzania pop-cormu.
I jak tu nie wyrażać się z pełnym uznaniem o osiągnięciach współczesnej nauki !
Wreszcie ja, chorobliwy pesymista, pogrążony w sceptycyzmie podszytym katastrofizmem, dzięki ustaleniom neuro – estetyki doznaję wreszcie ukojenia. Odbieram optymistyczny przekaz, podany w postaci wiarygodnych sądów naukowych, wyrażających nowo – odkrytą zależność: im więcej słuchania muzyki, tym większa szansa na przetrwania.
Z każdym kolejnym pokoleniem pojawiającym się po millenialsach, wzbiera nadzieja, tym większa, że – praktycznie – dwudziestopierwszowieczna progenitura nie wyjmuje słuchawek z uszu.
Kazimierz Rogoziński