Motto:

 Nieprzerwana różnorodność, a w środku nagle wzruszający widok

ustępującej chwilowo władzy różnicowania.

Kafka, Dzienniki, 1922 r.

Praktyka usługowa wypracowała rozwiązania organizacyjne, w których osoba kierująca zespołem/personelem jest jednocześnie usługodawcą. Unikając nadmiernej komplikacji pomijam sytuację, w której – po trzecie – jest ona także właścicielem. Spełniający podwójną funkcję pracownik nie zostaje osadzony w „dziale  personalnym”, tylko wystawiony na „pierwszą linię”. I w tym artykule, właśnie taką sytuację  – będącą realizacją zdublowanych zadań – chciałbym przeanalizować.

Jak zwykle, na początku trzeba będzie uporać się z terminologią, szukając odpowiedzi na pytanie: po jakie określenie należałoby sięgnąć, by – po pierwsze – tę zdublowaną funkcję wyrazić, a – po wtóre – jak nazwać grupę, pośród której sytuuje się kierujący ?

Wiem, wiem… wszystko już zostało opisane i wyjaśnione; niemniej, mam ciągle wątpliwości, czy dokonano tego w wystarczającym stopniu i należytą adekwatnością, czyli  – summa summarum – z uwzględnieniem specyfiki usługowej. Nieprzekonanych zachęcam do lektury.

Na wstępie, z jednym wypada się zgodzić. W rzeczonej sytuacji mamy do czynienia z kierownikiem tzw. średniego szczebla zarządzania; tylko że w organizacji usługowej sprawa się komplikuje, bowiem taki pośredni szczebel  zarządzania niekoniecznie musi występować. Dlatego też, zwłaszcza w rozmytej, czy zadaniowej strukturze organizacyjnej stosowanie bardziej precyzyjnego słownictwa staje się tym bardziej uzasadnione. Więc, po jakie określenia należałoby sięgnąć ?

Przywódca, boss, pryncypał, lider, szef, decydent, menedżer…?

PRZYWÓDCA, czyli ten, który dowodzi. Zobaczmy, jakimi znaczeniami zostało obciążone to sławo.

Pomijając  (semantycznie nieobojętne) militarne skojarzenia wypada przywołać bardziej pacyfistyczne konotacje. Podążając za M. Heideggerem („Co znaczy myśleć”)  natrafiamy na tyleż ciekawe, co ambiwalentne rozróżnienie. Jeśli (w znaczeniu para/logicznym) dowodzić, oznacza: przekonywać, forsować jakiś sąd, to w kontekście prakseologicznym, po prostu,  znaczy:  zlecić do wykonanie jakieś zadanie. Natomiast zupełnie inną aktywnością jest: wskazać komuś kierunek, pokazaniem otworzyć drogę nadchodzącemu. Chociaż nic nie zostaje definitywnie przesądzone, to i tak osoba wytyczająca kierunek osiąga bardzo wiele. Jak ją nazwać? NAKIEROWUJĄCY? To określenie zdecydowanie lepsze niż przywódca.

MENEDŻER –  specjalista od HRM, wyprowadzający podwładnych na maneż i tresujący personel zgodnie z metodami wypracowanymi przez nauki o zarządzaniu ?

LIDER – ni to przodownik (pracy?), ni to wodzirej, raczej  przywódca niesfornego stada?

BOSS –  raczej snob.

ZWIERZCHNIK – ze względu na swoją dwu-znaczność, byłoby to określenie nawet przydatne. Oznacza bowiem, iż tenże widzi wszystko „z wierzchu”, a więc powierzchownie; a nadto, adekwatne z przypadkiem, kiedy zwierzchnik to zakamuflowany zwierz – słowem, bestia.

Powinno wystarczyć tej „gry w konteksty”. A całkiem serio dywagując nad rolą nakierowującego wypada teraz doprecyzować zajmowane przeze mnie stanowisko.

Stanowisko autora

Organizację usługową tworzy odpowiednio dobrany personel, świadom tego, w co się angażuje, w wyniku czego powstaje nie tyle grupa interesu, co wspólnota – motywowana podobnymi intencjami i  afirmująca wspólne wartości. A więc WSPÓLNOTA.

„ /…/ prawdziwa wspólnota powstaje nie w wyniku tego, że ludzie żywią ku sobie wzajemne uczucia (aczkolwiek i one wchodzą w rachubę), lecz dzięki dwom rzeczom: że wszyscy oni pozostają w żywej, dwustronnej relacji do pewnego żywego centrum i że  pozostają w żywej, dwustronnej relacji  do siebie nawzajem”. ( M. Buber,  Ja i Ty, Warszawa, 1992, s. 66)

Z kolei, autentyczna wspólnota, jak pisał K. Wojtyła („Osoba i czyn”, Kraków, 1969, s. 306-308) powstaje wówczas, gdy działania podejmowane są nie tylko wspólnie, ale ze względu na innych i na samą wspólnotę, dla wspólnoty. Uczestnictwo we wspólnocie – w równej mierze – zobowiązuje wszystkich jej uczestników do solidarności i transparentności. I co najważniejsze, osoba, której powierzono funkcje kierownicze w tak rozumianej grupie nie jest „lewarem” przekładającym jedne cele (długookresowe)  na drugie (doraźne) lub vice versa, albo grupowe na zindywidualizowane lub vice versa. We wspólnocie (podkreślam: utworzonej przez osoby „inaczej” motywowane) Nakierowujący tworzy i ustanawia sobą przede wszystkim „promieniujące centrum”. Swoim zaangażowaniem, postawą, cechami charakteru stanowi wzór osobowy, który chce się naśladować. Wśród przypisywanych mu cech, na pierwszym miejscu należałoby wymienić c h a r y z m ę, ale, niestety, znaczenie tego słowa uległo całkowitej dewaluacji. Więc sięgam po inne słowa. NAKIEROWUJĄCY  –  tenże  stając się „guru” – konsoliduje grupę; odsłania przed uczestnikami wspólnoty sensowność ich zaangażowania i znaczenie lojalności  w osiąganiu wytyczonego celu. Jest on nie tylko promotorem, dyrygentem, ale też mediatorem… i wszystkie te określenia należy rozumieć zarówno dosłownie, jak i metaforycznie. Na przykład, jako mediator, stara się uzyskać następujący kompromis:

intencje

kompetencje < —  – > —————————– < — -> biznes

motywacje

Zaiste, wzruszający to musi być widok, kiedy każdy w swej odmienności wzmacnia jedność zespołu.

Sposób, w jaki członkowie wspólnoty wzajemnie odnoszą się do siebie sprawia, że organizacja usługowa emanuje „ciepłem” wytworzonym przez cunctim, i właśnie owo łacińskie: społem, razem, solidarnie… przyciąga usługobiorców. Nawet wówczas, kiedy  doraźny cel zostaje „słabo” zdefiniowany, ale świadczenie jest swoistym dochodzeniem do sedna tego, co usługowe / */,  to jest szansa, że powstanie (ściśle: współtworzone będzie) autentyczne Dobro, którym obdarować można usługobiorców.

Konsekwencje dla organizacji usługowej

Przedsiębiorstwo, to nie tylko „byt – sam – w sobie”, ale przede wszystkim „byt – sam – dla – siebie”. Natomiast organizacja usługowa  jako system quasi/otwarty, powstały w wyniku instytucjonalizacji wspólnoty osadzonej w konkretnej społeczności, dokonuje trudnego, bo strategicznego wyboru. Właściwie jest to wybór dwojakiego rodzaju: po pierwsze, „między przejrzystością a tajemnicą, określający stopień otwartości wspólnoty,  i po wtóre,  wybór „między teraźniejszością a przyszłością. Owe dwa wybory można by nazwać  „religijnymi”, gdyż określają wartości, wokół których skupiają się członkowie wspólnoty i które ich ze sobą wiążą – wykorzystują informacje techniczne, ale nie są określone przez technikę.  Wykazują one, że współczesnego przedsiębiorstwa / … / nie można jednak, podobnie jak wspólnot  istniejących  przed nim, sprowadzać do logiki czysto funkcjonalnej” (J.M. Guẻhenno, Przyszłość wolności, Kraków, 2001, s. 61).

Konkluzja

Racją istnienia i funkcjonowania przedsiębiorstwa  usługowego NIE  jest tylko jeden  „techniczny” cel: wytwarzanie i dystrybucja usług, w sposób opłacalny wykonywanych na czyjeś zlecenie. Misją  kulturową tej formacji jest tworzenie i utrzymywanie wspólnot na poziomie – rzekł bym – infrastruktury społecznej, czyli wspólnot z elektywnymi przewodnikami w ich centrum. Co więcej,  organizacja usługowa, chociaż sztucznie, acz ustawowo, wtłaczana w rygory przedsiębiorstwa, MIMO WSZYSTKO, musi funkcjonować jako systemem quasi – otwarty; a to oznacza, że taka inicjalna wspólnota powinna przyciągać i zachęcać do współpracy usługobiorców.  W efekcie zanika antynomia wewnętrzne//zewnętrzne, odsłania się wspólnota losu i  ontyczny fundament  koegzystencji.

Czy to mało ?

A może nazbyt wiele ?

Czytelniku pomyśl i osądź.

/*/ W przypisie wyjaśnić wypada, że owo dochodzenie do sedna tego, co usługowe dokonuje się dzięki przedzieraniu poprzez powłoki otaczające rdzeń usługowego produktu.

Kazimierz Rogoziński