Odnosząc kopernikańskie obroty sfer do naszego, coraz to bardziej szczelnie wypełnianego, świata „podksiężycowego”, odkrywamy całkowite ich uwolnienie. Wyzwolone sfery okołoziemskie i naziemne charakteryzują się całkowitym rozprzężeniem spójnego układu, w jakim wcześniej tkwiły.
W wyniku tej „rewolucji”, odłączone od siebie sfery utworzyły zupełnie nową hiper-strukturę, a wraz z nią odwróconą hierarchię. Jej zrekonstruowaniem chciałbym się zając poniżej.
Sfera gospodarcza
Uwolnione spod kontroli rządów rynki kapitałowe „wykreowały” globalnych graczy w postaci banków i korporacji międzynarodowych – łącznie z korporacjami medialnymi. Stymulowane przez nie fuzje, przejęcia, przewłaszczania – zawłaszczania – wywłaszczenia…. stały się siłą napędową turo-kapitalizmu. W kontekście prowadzonego tu dyskursu, warto wskazać na dwie jego cechy:
Po pierwsze, mondialny proces finansieryzacji doprowadził do uwolnienia rynków spod lokalnych (rządowych) regulacji prawnych. Szczególne traktowanie rynków kapitałowych (będące ich „suspendowaniem” spod regulacji krajowych) umacnia ich nadrzędną pozycję w GOW, obsadzając międzynarodową finansjerę w roli władców tego świata.
Po drugie, równolegle przebiegał proces, który wspólnotowy modus vivendi ut cooperandi sprowadził wyłącznie do skomercjalizowanej wymiany.
Sfera polityczna
Zdominowana została przez partie tworzące skonsolidowane grupy interesów; coś w rodzaju nowych „syndykatów” zarządzonych dość sprawnie, wedle cykli wyznaczonych przez kalendarz wyborczy. Sfera polityczna zostaje całkowicie oderwana od sfery publicznej, bowiem to, co publiczne kojarzy się już tylko z publiką, czyli klakierstwem wyborczym. Pozbawiony odniesień do dobra wspólnego deal społeczny wykorzystuje starożytną zasadę „chleba i igrzysk”, która aktualnie sprowadza się do bonusów socjalnych, rekreacji (sic) i masowej rozrywki multimedialnej.
Sfera prawna
Pełna autonomizacja „trzeciej władzy” prowadzi do sukcesywnego „wysferzenia” systemu prawnego. W konsekwencji czego pojawiają się również dwojakiego rodzaju zjawiska rozsadzające wcześniejszą jego spójność: Pierwszym jest zupełne oderwanie norm prawnych od norm moralnych; a drugim, uruchomienie procesu, w wyniku którego następuje przekształcenie iurisdictio w odrębną „kastę”. Ta okopawszy się w fortecach w rodzaju Sądu Najwyższego czy Trybunału Konstytucyjnego nie tyle dyscyplinuje, co eliminuje władzę polityczną, która powinna skoncentrować się na realizacji innych celów. Władza, wyalienowana ze sfery publicznej (dobra wspólnego) rządzi – zarządza realizując głównie własne cele strategicznie, zmierzając do przechwycenia i utrzymania władzy. Mechanizm działa dość sprawnie.
Dzieje się tak, ponieważ podstawy stanowionego prawa osadzone zostają na trzech uniwersalnych filarach. Są nimi: ludzkość – indywidualizm – własność prywatna (człon ostatni to spuścizna po prawie rzymskim). W efekcie, wyłaniające się „państwo prawa” staje się „republiką prawników”, więc reprezentanci uprzywilejowanej „kasty” przejmują dawne role spełnianie przez króla i kapłana.
Sfera moralna
Na koniec, czyli na obrzeża, „wyrzucone” zostaje to, co najważniejsze.
Zarówno „wolność od…”, zabezpieczająca skrajny indywidualizm, jak i legitymizujące je – abstrakcyjne – prawa człowieka, powodują zdeprecjonowanie znaczenia sfery moralności w życiu społecznym. Z zarysowanej wcześniej perspektywy widać postępujący proces jej odrywania, izolacji i w końcu – zaniku. Można go ująć w następujący sposób:
Prawo oderwane od moralności
Jeśli nawet normy prawne stają się zwyczajną de/ontologią, sankcjonowaną racjonalną umową społeczną, to w ich formułowaniu i nadawaniu ostatecznego brzmienia decydujący głos mają eksperci – konfratrzy lobbystów.
Ethos – pojęcie narzucające negatywny kontekst
Ethos rozumiany jako obyczaj, ukształtowany tradycją sposób współżycia, ze względu na zachowawcze konotacje zostaje zakwestionowany, bowiem ogranicza, a skoro krępuje spontaniczność, to uznany być powinien za represyjny; przecież żadne ograniczenia nie mogą pojawić się na drodze prowadzącej ku samorealizacji. Z tego też powodu, ethos zostaje oderwany od fundamentu, na jakim był osadzony, czyli sumienia.
De facto – de/moralizacja
Sumarycznie rzecz ująwszy, zarysowany tu trend wyrazić można jednym słowem: de-moralizacja.
De/moralizacja stała się już procesem zinstytucjonalizowanym, co – skrajnie rzecz ująwszy – potwierdza: z jednej strony – teoria ekonomii oczyszczająca „mechanizm rynkowy” z jakichkolwiek odniesień etycznych; a ze strony przeciwnej, obsceniczność „eventów” celebrowanych w sferze publicznej.
Sfera religijna
Ta – w prezentowanym tu ujęciu – powinna się wreszcie pojawić ze względu na jej sferyczność. Jednak już jej nie napotkamy. Zsekularyzowane społeczeństwo zdążyło się jej pozbyć, „wypchnąwszy” ją w martwy kosmos.
Da fine all capo
Poczynione wyżej uwagi prowadzą do sformułowania uprawomocnionego wniosku: rozsynchronizowane sfery osuwają i zapadają się w odmętach materialnego świata – chociaż wzbudzanego elektronicznie, to jednak martwego.
Noosfera przekształca się w cyberprzestrzeń wypełnianą zdiżitaliowanymi gadżetami/erzacami. Społeczeństwo, tak jak gospodarka, OPARTE na wiedzy osuwa się, bezwolnie poddając się procesowi reifikacji.
Rzec można: koło się zamknęło, albo raczej wygląda to tak: za sprawą jednostronnej wiedzy, wszystkie wyróżnione wyżej sfery poddały się działaniu sił geo…materialnych.
Może więc, aby uświadomić sobie sytuację w jakiej utknęliśmy, warto raz jeszcze sięgnąć po nauki Arystotelesa. Co się bowiem tyczy wiedzy, to warto przypomnieć, iż tenże rozróżniał wiedzę moralną (fronesis) od wiedzy teoretycznej (epistemė). Ale my twórcy GOW chcemy być mądrzejsi od Stagiryty, jesteśmy bowiem przekonani, że wystarczy nam już tylko jeden jej rodzaj – wiedza użyteczna, sprawdzana jako techne. Co do tego, nie ma już żadnej wątpliwości, współczesna ekonomia utożsamia użyteczne z technicznym. A przecież dla A. Smitha („kowala” ekonomii), ekonomia dlatego była „polityczna”, ponieważ miała podstawy moralne. Czy zatem nie jest szalbierczym nadużyciem stałe powoływanie się na „ojca założyciela” przez protagonistów liberalnej gospodarki rynkowej ?
Konkluzja
W całej okazałości – jak sądzę – ukazuje się nam rozchwiana sferyczność współczesnego świata.
Poszczególne sfery, odizolowane od siebie, obracają się niezależnie, raz po raz wywołując „zatarcia”, czyli kryzysy. W świecie po-koprenikańskim, a tym bardziej po-nowoczesnym, brak synchronii powoduje ogólną dezorientację, pogłębioną rozbieżną „grą interesów”. Jedyny punkt zbliżenia wyznaczony zostaje asymptotycznie przez dwie „stałe”, oznaczające aksjomat przyrostu PKB per capita oraz wzrost kredytowanej konsumpcji, określony imperatywem zaspokajania potrzeb. Obie dane tworzą taki po-nowoczesny bench-marking, który potwierdza tudzież jeszcze bardziej umacnia i tak już dominująca pozycję światowej finansjery.
Konkluzja nie może być optymistyczna. Jeśli powyższa diagnoza wskazuje na kompletną dystrakcję, to homeoreza tym razem nie zadziała, zatem zwieńczeniem będzie już tylko collaps.
PS
Homeoreza, czym jest, wyjaśniam w słowniku.
PPS
Aby z pesymizmu nie popaść w katastrofizm, podam jeden przykład obrazujący próby ratunkowe, jakie podejmowane są w sferze moralnej.
W sytuacji zaniku ethosu inteligenckiego, coś w rodzaju programu naprawczego (albo ratunkowego) pojawiło się w środowisku usługodawców – profesjonalistów w postaci „kodeksu etycznego”, czy też „księgi dobrych praktyk”. Wzorem medyków, powstało już ich kilkanaście, dla profesury, prawników, doradców różnej maści…
To oczywiste, że wszystkie tego rodzaju „kodeksy” mają zasięg jedynie branżowy. Niestety, okazało się również, że mają przede wszystkim wydźwięk PR –owski, słabą moc wiążącą i żadną skuteczność, co dobitnie potwierdzają losy „Przysięgi Hipokratesa”. „Ethos profesjonalisty”, sprowadzony do czysto werbalnych deklaracji i oderwany od moralności, prowadzi do całkowitego zaniku odpowiedzialności.
Tak więc to dzięki zanikowi moralności (czytaj: braku odpowiedzialności) doświadczać możemy stanu nieważkości, czyli owej zwodniczej „lekkości bytu”.
No to dzięki.
Kazimierz Rogoziśnki