W historii cywilizacji atlantyckiej wyznaczyć można cztery rewolucje – czyli przełomowe okresy, w/z których wyłaniały się nowe materialno – techniczne podstawy życia społeczeństw.
- Rewolucja spowodowana wprowadzeniem maszyny parowej.
Rozpoznane i opanowane siły przyrody zostały zmuszone do pracy „dla dobra ludzkości”.
- Rewolucja wywołana wynalezieniem telegrafu i silnika elektrycznego.
- Rewolucja informatyczna.
- Rewolucja powodująca nie tyle wypieranie rozumu przez sztuczną inteligencję (AI), co abdykację umysłu i uznanie wyższości maszyny nad człowiekiem.
Zauważmy, rewolucyjne dokonania na skalę cywilizacyjną zaczynają się od tryumfu rozumu nad Naturą, a kończą tym, że umysł/intelekt przestaje być wyróżnikiem „natury ludzkiej” (conditio humana); co gorsza, to ostatnie pojęcie zostaje zakwestionowane!
Żyjąc na początku XXI wieku doświadczamy dobrodziejstw trzeciej rewolucji i każdy z autopsji może je wskazać. (NB miałem zamiar napisać „dobrodziejstw”, ale się zawahałem, by nie umniejszyć – i tak już ograniczonego kręgu czytelników).
Rekonstruując trajektorię postępu cywilizacyjnego przeprowadzoną przez kolejne trzy fazy można wyobrazić sobie czwarty i – jak mniemać wypada – ostatni eon, trwającego od neolitu, nieprzerwanego rozwoju ludzkości. Wyłaniający się obraz finalnego stadium opisać można jako „raj na ziemi”.
Spełni się przede wszystkim w postaci powszechnego tzw. podstawowego dochodu, jaki otrzymywał będzie każdy obywatel państwa dobrobytu; powtórzę: każdy, nawet ten, kto nigdy nie zhańbił się pracą. Taki przychód wystarczy mu na pokrycie kosztów utrzymania mieszkania, na wyżywienia i opłaty abonamentu dla operatora sieci. Praca ludzka stanie się zbędna i bezużyteczna. W szczątkowej postaci pozostaną jedynie tzw. „sektory kreatywne”, w których znajdą samozatrudnienie przedstawiciele „wolnych i twórczych zawodów” czyli: informatycy, programiści, designerzy tudzież nowa generacja twórców – fotografów i komputerowych artystów.
Dla ponad 90% populacji, podstawową kategorią egzystencjalną stanie się „czas wolny”. Żyć i nie umierać !
Wprawdzie w tym momencie nasuwa się oczywiste skojarzenie z grecką schola oraz z rzymskim otium, bo przecież mamy do czynienia z brakiem pracy, regularnego zajęcia, czyli z bezczynnością. A tak starożytni nazywali ów stan uwolnienia od zajęć, ale – uwaga ! – przywoływany analogon okazuje się nieuprawniony. Starożytni dlatego wyżej cenili „wczas”, ponieważ mogli go przeciwstawić pracy. Zasadniczo z tego powodu, oba pojęcia, tworzyły podstawą negatywistycznej definicji pracy. Określenie nec-otium odnosiło się zwłaszcza do roboty, by przypomnieć wprowadzone przez H. Arendt rozróżnienie między pracą a robotą i służyło dowartościowaniu aktywności naprawdę godnej człowieka (otium). Robotę wykonywać może wół, koń mechaniczny, maszyna, robot…człowiekowi przystoi innego rodzaju aktywność, powinien przede wszystkim:
– angażować się w życie polis – wspólnoty, z którą zamieszkuje
– uprawiać theoria będącą rodzajem kontemplacji, albo też afirmować i utrwalać Piękno, będące emanacją jego Ducha
Oddawanie się tym aktywnościom, prawdziwie nobilitującym człowieka, oznaczało jednocześnie zdolność uwolnienia się od uciążliwości życia i ograniczeń biologicznego podłoża.
Takie przesłanie odczytać można z bogatego dziedzictwa starożytności.
Dlatego też, w celu wyrażenia stanu wejścia w inny wymiar czasu ukuto później odrębne neo-filologicze pojęcia: Die Muβe oraz loisir / leisure. To, że wszystkie te określenia: schola, otium, Muβe, loisir tłumaczymy dziś jako „czas wolny”, oznacza już tylko akceptację jednowymiarowości naszego życia tudzież przyznanie się do niezdolność wypełnienia go czymś bardziej ambitnym i wymagającym.
To jedno z pewnością wiadomo – „czas wolny” ofiarowany beneficjentom czwartej rewolucji w nielimitowanej skali, wypełniać będą: w wirtualu: gry komputerowe i seriale telewizyjne; natomiast w realu: jedzenie i wszystkie odmiany seksu.
Tyle o skutkach kolejnych rewolucji, a przecież pamiętać musimy jeszcze o tym, że nieprzerwanie „mielą młyny ewolucji”, której celu nikt – jak dotąd – nie określił. Synergiczne konsekwencje ich obu (rewolucji i ewolucji) są nieprzewidywalne, ale z pewnością – mało optymistyczne.
Kazimierz Rogoziński