Zdecydowana większość ośmioklasistek – mających tylko jeden pomysł na łatwe życie – wybiera, jako szkołę średnią, „handlówkę”, albo szkolę gastronomiczną. Właściwie nie jest to wybór, ale pójście za głosem przeznaczenia, albowiem współczesny człowiek ma przed sobą tylko jedną perspektywę: coraz więcej konsumować.
Absolwentka takiej „handlówki” nabywa dwie umiejętności: umie obsługiwać kasę i wie jak porozkładać produkty na półki sklepowe. I to wystarczy.
Sieci handlowe – zresztą jak większość sieci – prowadząc do degrengolady, spowodowały definitywny upadek zawodu kupca i stanu kupieckiego.
Niegdyś, no właśnie…, jak do wykonywania usług profesjonalnych potrzebne było swego rodzaju powołanie, tak też, aby zostać kupcem – trzeba było mieć z m y s ł do handlu. Ale tak było dawniej.
Przytaczam to określenie bez zamiaru jego zdefiniowania. Ale gdyby ktoś chciał zrozumieć jego znaczenie, polecam odwiedzić Zbąszyń i złożyć wizytę panom prowadzącym sklep wielobranżowy na placyku (gdzie ul. Miodowa wpada na Przedmieście św. Wojciecha). Znajdą w nim wszystko, co do prowadzenia gospodarstwa domowego (i przydomowego ogródka) jest niezbędne.
To ostatni moment, by zmysłowo doświadczyć, czym jest z m y s ł (do) handlu.
Kazimierz Rogoziński