Socjologia krytyczna (wobec której zachowuję dystans spowodowany besserwysserską postawą badaczy) wyrodziła do nauk społecznych – za P. Bourdieu – pojęcie „pola”. Narażając się na podejrzenie braku konsekwencji, sięgam po tę kategorię, ze względu na jej dwojakiego rodzaju przydatność.

POLE USŁUG

Polem usług nazwać więc możemy wyodrębniony i autonomiczny obszar praktyki społeczeństwa gospodarującego.

Pomijam genezę tego pola, jak i jego odniesienia do innych pól wielowarstwowej struktury społecznej. Tym, co mnie teraz interesuje, jest wyłącznie wymiar podmiotowy. Zamierzam skoncentrować się jedynie na następujących trzech grupach zainteresowanych jego „uprawą”:

PRAKTYCY

Grupę tę tworzą usługodawcy, ale też właściciele zakładów usługowych, którzy zainwestowali w uruchomienie swoich biznesów.

Jest im najzupełniej obojętnie w co inwestują, co właściwie robią, byle kapitał i wykonywana praca przynosiły należyty dochód, a w rozliczeniu – zakładany zysk. Jest zatem bez znaczenia, czy to, co wytwarzają i sprzedają nazywa się towarem, produktem czy usługą…Co najwyżej wdawanie się w subtelności tego rodzaju wymuszone zostaje przez stawką VAT. Najważniejsze, aby wyrób miał odpowiednią cenę, gwarantującą dochód.

KONSUMENCI

Dla usługobiorców kwestie dotyczące nomenklatury są sprawą wtórną. Produkt, czy usługa? Wyrób, czy też usługa? Tego rodzaju dylematy przesuwają się na dalszy plan i nabierają znaczenia dopiero przez odniesienie do d a n e j  potrzeby, którą powinny zaspokoić. Tak więc z punktu widzenia zdolności zaspokajania konkretnej (a zwłaszcza doraźnej) potrzeby, zastąpienie usługi gadżetem  jest tak samo użyteczne.

BADACZE I TEORETYCY

Wśród nich prym wiodą ekonomiści, bo to oni na badanie pola usług mają monopol – z wszystkim wynikającymi stąd konsekwencjami. Najważniejszą z nich jest zafiksowanie podejścia do usług na jednym schemacie poznawczym, zgodnie z którym, usługa traktowana jest, jak każdy wytwór działalności produkcyjnej, osadzonej na materialno-technicznych podstawach. Zgodnie z tym produkcyjnym paradygmatem, opis bądź charakterystyka usługi powstaje przez odniesienie do towaru lub produktu opakowywalnego – niezmiennie obnażając „ułomność” usługi.  W takim ujmowaniu usług tkwi zasadnicze źródło impasu, w jakim ugrzęzła teoria usług.

POLE JAKO METAFORA

Niemniej interesujące ustalenia można poczynić, jeśli na pole usług spojrzeć z perspektywy – nazwijmy ją – agrarnej. Wówczas ekonomika usług wchodzi w „siostrzane” koligacje z ekonomiką rolnictwa – pod troskliwym matczynym okiem ekonomii. Na dobrą sprawę, dominuje przekonanie, że WSZYSTKO JEST PRODUKCJĄ – nie tylko produkcja rolna, ale hodowlana zootechnika, produkcja leśna…

W tej kwestii zajmuję jednak odmienne stanowisko. Zasadza się ono na założeniu, że pole usług, dzięki świadomie podjętym wysiłkom re/kultywacji można przekształcić w OGRÓD.

A ogród dostarcza nam nie tylko owoce i warzywa, bogate w witaminy, niezbędne dla prawidłowego wzrostu organizmu. Nie mniej ważne jest to, że z ogrodu pochodzą również kwiaty będące synonimem piękna.

Ogrody, piękne moje – usługowe – ogrody… tylko kto miałby się o nie upomnieć? Kto chciałby zająć się ich uprawą i pielęgnacją?

DEGRENGOLADA

Na pytanie, a kto z powyższych trzech grup „aktorów” (w znaczeniu socjologicznym, a nie teatralnym) miałby dziś stanąć w obronie ogrodów? pojawia się odpowiedź negatywna: NIKT.

I taki stan rzeczy będący degrengoladą trwał będzie dopóty, dopóki ludzie się nie zbuntują i nie zaczną protestować. Trzeba to wreszcie głośno wyrazić:  przecież skazanie człowieka na bycie obsługiwanym wyłącznie przez maszynę – automat – robota uwłacza jego godności.

PS

Jeśli nawet byłby możliwy „bunt mas” wypowiedziany w obronie usług, to – jak wykazał J. Ortega y Gasset – może okazać się przeciw/skuteczny.

Kazimierz Rogoziński