McLuhan – znany odkrywca globalnej wioski – wyraził był i puścił w obieg następującą opinię:
„Na pokładzie statku kosmicznego „Ziemia” nie ma pasażerów. Wszyscy stanowimy załogę.”
Właśnie teraz, w dniach światowej zarazy, wychodzą na jaw – przynajmniej dwa – przekłamania ukryte w tej metaforze. Po pierwsze, załoga, jak zawsze, składa się z dowództwa (to mniejszość) i personelu pokładowego (czyli większości); po drugie, dowodzący wyprawą utrzymują załogę w błędnym przekonaniu, że wiedzą, dokąd lecą.
* *
*
Ze zdziwieniem zauważam, że w moim telefonie (smart-phonie) zadomowiali się na dobre dwaj nieproszeni gości. Najpierw zainstalowała się WP (wirtualna Polska), a tuż po niej i poniżej wkleiło się – logo you-tuba. Wraz z każdym włączeniem telefonu na ekranie pojawia się niebieska i czerwona plamka.
Ktoś nachalnie stara się przechwycić moją uwagę.
Rozumiem, rozumiem… powtarzam jak robot z „Orange” (NB z którym – jako reprezentantem AI – pierwszy raz w moim życiu, odbyłem konwersację).
Wirtualna Polska pojawiła się dlatego, ponieważ w tych zapiskach odprawiam exsequiae na realną Polską. To, po pierwsze. Po drugie w celebrowanej tu obrzędowości pogrzebowej, nie raz, przypominałem sobie jak brzmi „Tuba mirum” z „Raquiem” Mozarta.
No więc, rozumiem… ja też (już) znalazłem się w zasięgu zniewalającego działania sztucznej inteligencji.
* *
*
PANDEMIA – jak ją zaczynam postrzegać, to okres radykalnie skróconego do TERAŹNIEJSZOŚCI czasu; i oczywiście stosowna pora, by się nad nim zadumać.
Czas teraźniejszy nie jest zwykłym przeciąganiem minionego, ani zasysaniem nadchodzącego; nic go nie popycha, ani nie przyciąga. Więc czym jest ? Dziura, luka, szczelina….
Reflektując tudzież zdążając ku jakiejś odpowiedzi, odświeżam starą, wypracowaną przed stu laty w szkole Husserla wykładnię czasu.
Najpierw uwaga odnosząca się do mnie samego, z właściwie mojego istnienia.
„J e s t e m, istnieję t e r a z, a nie wówczas, czy też p o t e m”, chociaż moja myśl – pamiętająca i antycypująca – daje mi poczucie roz/ciągłości w istnieniu (E.Stein).
Niezależnie od przedmiotowego ujmowania czasu, a pewnie i od tego ważniejsze, jest istnienie czasowe (czasowy wymiar istnienia). Czyli niejako mam dwojaki dostęp do fenomenu czasu: formalny, by nie powiedzieć chronometryczny oraz fenomenalny. Ten pierwszy oddaję do dyspozycji specjalistom od zarządzania czasem, samemu skupiając się na tym drugim.
Czas, którego „naturą” jest przemijanie, daje się postrzec jedynie w konfrontacji z czymś nieprzemijającym. Sic!, tego, co wieczne nie można ująć od strony czasu, tylko vice versa: czas można zrozumieć wychodząc od „punktowej aktualizacji istniejącego”. Dopiero w tak zarysowanym kontekście – obrazie, czyli między trwałym a przemijającym, pojawia się ontyczne miejsce narodzin czasu.
Napotykamy zatem na owo wyjątkowe (źródłowe, czyli pre/fizykalne, albo met/fizyczne) zespolenie czasu i przestrzeni, bo punkt należy do przestrzeni.
Ontycznym miejscem narodzin czasu jest miejsce, gdzie wieczne spotyka się przemijającym;
„czas JEST w egzystencjalnym punkcie styku i to właśnie jako TERAŹNIEJSZOŚĆ” (też cytat z E. Stein).
Teraźniejszość poczyna się w miejscu/punkcie styku egzystencji z tym, co wieczne. Zatem, liczy się, ma znaczenie tylko AKTUALNOŚĆ, chociaż pojawia się jako jedyny taki moment powstrzymujący i opozycyjny w stosunku do pra-ruchu: wychodzenia „z” i pogrążania się „w” nicości. Więc tyle czasu teraźniejszego, ile „ruchu” skierowanego w istnienie wbrew nicestwieniu. Dlatego – jak wyjaśnia cytowana tu autorka – istnienie jest „ stawaniem się i zawsze nim pozostanie, nie stanie się nigdy (spoczywającym) bytem (Sein) ”
– i konkluduje: tak rozumianemu istnieniu potrzebny jest czas.
Aktualność mija, a istniejące egzystując potwierdza się i „ustala” w faktyczności dokonań, doświadczeń, przeżyć. Ale z takiego osadzenia egzystencji w czasie nie wynika jej istota, ponieważ „ to, co egzystuje tylko faktycznie, z zasady nie może somo…osiągnąć ostatecznego osadzenia w sobie istnienia, do prawdziwego posiadania egzystencji ”. Dlatego też konieczne jest owo odniesienie do tego, co „jest”, albo do tego, „który jest” – co wieczno/trwałe.
Słowo WIECZNOŚĆ może przerażać, tak jak niewyobrażalna nieskończoność. Ale nawet ateista skłonny jest przyjąć, że materia jest wieczna.
Zastępując je innym określeniem, np. nieprzemijające, dostrzec możemy:
cykle, nawroty, archetypy, symbole, trwałe wyobrażenia; zarówno znaki, zarówno gesty, jak i obrzędy … które w sowich nawrotach, długim trwaniu, w wypełnianiu rezerwuarów zbiorowej pamięci łatwiejszym czynią aktu/alizację.
Wniosek
Dobrowolna kwarantanna jako szansa odkrycia właściwego znaczenia teraźniejszości? I owszem. Byłaby to przynajmniej jakaś korzyść z pandemii.
Kazimierz Rogoziński