dla Pawła. P. N.

Po ponad dwudziestu latach, J. Ortega y Gasset ponownie odwiedza Niemcy. A ponieważ jest to rok 1935, wypadałoby dodać: hitlerowskie Niemcy. Jednakże, co zaskakujące,  jego uwagę absorbuje nie przybierająca na sile nazyfikacja, tylko postępujący proces dez/indywidualizacji.

I co ciekawe, wyraźne tego objawy zauważa w rozbudowanym niemieckim sektorze usług publicznych. Poczynione obserwacje podbudowane przemyśleniami publikuje w eseju pt. „O pewnym aspekcie życia niemieckiego” (zamieszczonym w tomie: Idee, przeświadczenia, historia, Warszawa, 2019).

Zasadniczą kwestię w nim omawianą można sprowadzić do kontrowersyjnego  pytania: czy usługodawca pracujący w sektorze usług publicznych to jeszcze człowiek, czy już tylko pracownik funkcjonalny ? – jak go Ortega nazywa.

Nie wykluczam, że powyższe pytanie, wśród czytelników wywołać może zrozumiałe zaskoczenie. Dlatego, tym bardziej, staje się warte uwagi.

Wypada bowiem skonstatować, że wraz z nazizmem, rodzi się w Niemczech neue Ordnung, skutkiem czego pre/engineering zaczyna wkraczać również do sektora usług publicznych. Jeszcze nie można mówić o powszechnym obowiązywaniu norm, standardów, procedur…. te  skutki zarządzania jakością dadzą o sobie znać pół wieku później.

Raz jeszcze, nawiązując do rozważanego problemu, należałoby spytać, co stanowiło podstawę postępującej dez/indywidualizacji usługodawców i tym samym, de/humanizacji sektora usług publicznych? Z jakich objawów  wyprowadzona został powyższa diagnoza?

Nie ma wątpliwości, podstawą i punktem odniesienia była obowiązująca wcześniej (tzn. sformułowana jeszcze przed erą totalitaryzmów), definicja człowieka.

Autonomiczny podmiot

Świadom obowiązywania takiej definicji, hiszpański filozof zakładał, że gdzie, jak gdzie, ale właśnie w usługach publicznych, zatrudniony tam pracownik nie może przestać być człowiekiem, czyli osobą. A człowieczeństwo pojmował jako upodmiotowioną autonomiczność, „Albowiem mówiąc ‘człowiek’, mamy na myśli indywidualne ludzkie życie” , jakie wiedzie podmiot kierujący się własnymi osobistymi celami,  przekonaniami i wyborami.

Tyle definicja.

Zatem, powrócić można do kluczowej kwestii, formułując ją tymi słowy:  dlaczego bycie usługodawcą, pozbawiać by miało podmiot pracujący  w sektorze publicznym, przymiotów człowieczeństwa, czyli odzierać z osobowości i unieszczęśliwiać ?

W cytowanym eseju pojawia się następujące wyjaśnianie.

Otóż dzieje się tak dlatego, ponieważ usługodawca przestaje być tym, kim jest,  a staje się jakimś bytem ogólnym zwanym: sędzią, nauczycielem, lekarzem, policjantem, listonoszem…. Jak wyjaśnia autor, każde z tych określeń odsyła nas tylko do „pewnego repertuaru czynności, które wykluczają indywidualizację i raz na zawsze są zdefiniowane w regulaminie”. Wypełniający ściśle określone funkcje, usługodawca staje się jakimś „schematem ogólnym”, osobnikiem sprowadzonym do roli, funkcji, zadania; postacią uogólnioną –  czyli człowiekiem funkcjonalnym. Im bardziej staje się funkcjonariuszem, tym mniej jest osobą. Wprawdzie „oba te jestestwa – konkretne, ludzkie i schematyczne, oficjalne – występują łącznie”, ale to nie oznacza, że są tym samym.

Różnice międzykulturowe

Przyjeżdżającego z Hiszpani Ortegę y Gasseta zainteresowało właśnie to, że Niemiec – usługodawca pogrąża się bez reszty w przydzielanej mu formalnie i oficjalnie roli; zatraca się jako indywiduum, ponieważ ideałem staje się dla niego bycie: sędzią, nauczycielem, lekarzem, policjantem, listonoszem…., a najchętniej – urzędnikiem/biurokratą. Hiszpan nigdy nie zdobyłby się na  równie radykalną samo-alienację, albowiem – jak stwierdza cytowany autor – jego rodak „czuje się w swojej funkcji, jak w gorsecie ortopedycznym”.

Raz jeszcze przypominając czas i kontekst, uświadamiamy sobie, że hiszpański intelektualista dostrzega, wychwytuje i analizuje to, co wówczas jeszcze mogło budzić  zdumienie. Powinniśmy być mu za to wdzięczni, bo nas to już nie dziwi;  uznajemy des/indywidualizację usługodawcy za coś oczywistego.

Niestety, trzeba to wyznać, reflektujemy w bardziej ograniczonych zakresach:

– różnice kulturowe nie mają już znaczenia, ponieważ  La rebelion de las masas doprowadziła do homogenizacji postaw i zachowań, także w skali pan/europejskiej

– Normy, standardy, procedury… infiltrują i – via konsumpcja – dopadły nasze życie prywatne; zaślepienie potrzebami sprawia, że nie jesteśmy w stanie dostrzec tego, do jakiego stopnia jesteśmy zewnętrznie sterowani

– Wychowani w kulcie sprawności techniczno – organizacyjnej bez oporów poddajemy nasz intelekt formatowaniu, by mógł wchodzić w interakcje z cyfrowym otoczeniem

– Zasadniczo  zmieniło się też pojęcie indywidualizacji sprowadzające się do numeru kodu w procedurze i jego odpowiednika, czyli „rekordu” w bazie danych klientów.

Ciąg dalszy

Procesy dez/indywidualizacji i unifikacji, jakie już w latach trzydziestych XX w.  sygnalizował Ortega, można było analizować niejako na dwu poziomach: międzykulturowym i zawodowym. Uniformizacja dawnych „wolnych zawodów”, rozpoczęta w sektorze usług publicznych, była wtedy jeszcze rozpoznawalna.

Zaskoczony Hiszpan mógł obserwować nienaturalne zachowania Niemca.

Wprawdzie było to dopiero wyjściowe stadium przemian, które wyraźnie przyspieszyły wraz z wprowadzeniem do usług high-tech, ale uważny obserwator mógł już wówczas zauważyć niepokojące skutki dez/indywidualizacji pojawiające się na poziomie – nazwijmy go – zawodowym, czyli behawioralno – czynnościowym.

Natomiast dziś, w erze cyfryzacji usług publicznych, stajemy wobec, bez porównania, trudniejszego zadania. Powinniśmy bowiem dostrzegać konsekwencje pojawiające się na głębszym, bo psych-mentalnym poziomie. Redukcja sięga głębi, by nie powiedzieć dna, a z otchłani wyłania się złowieszcza postać UgD – odmóżdżonego cyborga.

PS

Przedstawiłem, a właściwie zasygnalizowałem problem, który w momencie zidentyfikowania go przez Ortegę y Gasseta ledwie był rozpoznawalny i to przede wszystkim w Niemczech. Wtedy (lata trzydzieste XX w.) mógł budzić zdziwienie i krytyczną ocenę, dziś mało kogo już zajmuje; z jego skalą i niepokojącymi symptomami zdążyliśmy się oswoić. Ale przynajmniej dzięki takim myślicielom, jak cytowany tu hiszpański autor możemy – reflektując – „stary” problem wyrazić w języku współczesnego menedżeryzmu tymi słowy:

jak to jest możliwe, że kultura organizacji/instytucji  świadczącej usługi publiczne staje się aż tak nieludzka, iż prowadzi do zaniku indywidualizmu osób pracujących w tym – dziś – najważniejszym sektorze usług ?

A dlaczego najważniejszym?

Ponieważ można w nim próbować ocalić to, co jest istotą usługowego świadczenia. Jeszcze można.

Kazimierz Rogoziński