Kontynuacja

* * *

KULTURA – USŁUGI – CYWILIZACJA

Studium dynamiki przeobrażających je sił

 

∗ ∗ ∗

CYWILIZACJA

 

Wcześniejsza konstatacja odnosiła się do procesu, którego pełniejsze zrozumienie wymusza by teraz uwzględnić drugi – interferujący –  człon, jakim jest Cywilizacja. Tym samym implikuje wniosek, iż nie powinno się Cywilizacji traktować jak synonimu Kultury.

I tu zaczyna się problem, który rozwiązać można jedynie podając pojęcia CYWLIZIZACJA zabiegowi eksplikacji.

1. EKSPLIKACJA

Dyskutowane przez ponad dwieście lat zagadnienie rozwoju cywilizacyjnego dokumentuje przebogata literatura przedmiotu, skrótowo: od  I. Kanta po S.P. Huntingctona. Nie mam zamiaru streszczać toczącej się dyskusji.  Ograniczę się zatem do przydatnego w tym względzie i miejscu, uogólniającego podsumowania. Autorzy różnych profesji – historycy, kulturoznawcy, filozofowie,  zajmujący się tą problematyką „okopują” się na jednym z dwu wyraźnie odrębnych stanowisk. Dla uwydatnienia odrębności posłużę się prostymi, bo etnicznymi określeniami: opcja niemiecka advers opcja brytyjska.

Geneza cywilizacji – wersja niemiecka.

Jak to erudycyjnie wywodzi N. Elias ( „O procesie cywilizacji”, Warszawa, 2011), w okresie nazywanym Sturm und Drang Periode, to najpierw Kultura zaczyna wyodrębniać się z Cywilizacji. Przyczyną pojawienia się tego rozdziału jest specyficzna sytuacja, w jakiej znalazły się Niemcy po wojnie trzydziestoletniej.

Odtwórzmy więc w skrócie chronologię tego procesu.

Od połowy XVII wieku, w śród elit zresztą nie tylko niemieckich, ale europejskich, określenie cywilizacja/cywilizowany odnosiło się do wszystkiego, co dotyczyło Francji. Paryż – Wersal był stolicą ówczesnego cywilizacyjnego świata, a dwór – od panowania Ludwika XIV stał się wzorem naśladowanym przez arystokrację całej Europy, a za tymi wzorami podążało bogate mieszczaństwo.

Jak pisze A. Nowak („Dzieje Polski” t. VI)  naśladowanie ‘francuszczyzny’  dotyczyło nie tylko mody, języka, literatury, czy kulinariów, ale miało realny wymiar polityczny. Frakcja francuska  pod wodzą Ludwiki Marii (żony ostatnich dwóch królów z dynastii Wazów) robiła wszystko, by na polskim tronie osadzić Francuza, dzięki któremu wreszcie i w Korinie pojawiłyby się upragnione rozbłyski „Króla – Słońca”.

Wraz z nastaniem XVIII wieku pośród wykształconego mieszczaństwa tudzież dworskich elit europejskich pojawia się kwestia tożsamości narodowej. Dotyczy to w pierwszym rzędzie bardziej zurbanizowanych – protestanckich regionów. W nich to, co narodowe – germańskie, mogło się wyodrębnić tylko w opozycji do tego, co frankońskie.

Na zachód od Odry ośrodkami administracji, kultury i nauki – poza nielicznymi municypalnymi centrami w rodzaju Frankfurtu czy Lipska – ciągle są pałece/zamki książęce, a jest ich niemal tyle, co dni w roku. Ale były to ośrodki jednoznacznie kosmopolitycznie zorientowane i niezależnie od ambicji, czy próżności władcy, pretendowały do bycia kopią Wersalu.

Dworskie, a ich śladem – mieszczańskie elity Niemiec posługiwały się w mowie i piśmie językiem francuskim. Nie tylko Leibniz pisał swoje traktaty filozoficzne w tym języku, także Fryderyk Wielki, którego Poczdam miał być najdalej na wschód wysuniętą kopią Wersalu,  po francusku ubolewał nad upadkiem kultury i sztuki niemieckiej, którą postrzegał jako drobnomieszczańską i zgoła plebejską. Pod koniec XVIII w. ten stan swoistej „schizofrenii” ogarnia całą Europę. Tak to opisuje A. de Tocqueville („Notatki o rewolucji”):

„ /…/  wstręt do  własnych czasów i własnego kraju, wstręt który w tak niezwykły sposób dotknął prawie wszystkie narody Europy, był uczuciem powierzchownym lub przejściowym, ale już dziesięć lat później rewolucja francuska doprowadziła do wybuchów przemocy, zniszczeń i śmierci w samych Niemczech”.

W tak ukształtowanych warunkach cywilizacyjno – politycznych, inteligencja niemiecka podnosi kulturę do rangi podstawowego kryterium TOŻSAMOŚCI NARODEJ. Kultura staje się sposobem dowartościowania, wyeliminowania kompleksów, konstruktywnym projektem prowadzącym do duchowej suwerenności. Zaangażowani weń, a wywodzący się z mieszczaństwa intelektualiści i artyści, mogą się odróżnić  od próżnujących „galantów” dworskich.

Romantyzm pozwala odkryć rodzime źródła Kultury, a idealistyczna filozofia niemiecka wyraźnie skieruje ją w stronę transcendencji. Pokolenie Goethego, Fichtego  i  Schellinga wieńczy ten proces wynosząc Kulturę na niebotyczne wyżyny, w sferę władania Ducha. Pojawia się Geistkultur.

Opcja brytyjska

Odnośnie do alternatywnej genezy, wspomniany wyżej N. Elias wskazuje na ciekawą zależność. Otóż pojęcie CYWILIAZACJA używane jest przede wszystkim przez ekspansywne narody k o l o n i z a t o r ó w (W. Brytania, Francja, Holandia, Hiszpania), dla których transplantacja zdobyczy cywilizacji Zachodniej była politycznym alibi i jednocześnie dziejową misją. Z powodu odmiennych uwarunkowań historyczno – politycznych, jałową staje się  dyskusja między Anglikiem a Niemcem na temat zasadności posługiwania się pojęciami kultura – cywilizacja. Być może – znużeni dysputą – zaakceptowaliby w końcu generalizację w formule: wszystko, cokolwiek człowiek czyni a priori wpisane jest w kontekst cywilizacyjny.

Ale ta zgodność oznaczałaby, że omijają i ignorują cezurę, jaką w dziejach ludzkości był Renesans.

O ile przyjęło się mówić o kulturach/cywilizacji hetyckiej, mezopotamskiej, egipskiej, minojskiej…to jednak argumentem przesądzającym o wyższości cywilizacji  nad Kulturą stały się dopiero osiągnięcia Renesansu włoskiego. Właśnie z tych epokowych dokonań Kenneth Clark (autor książki „Cywilizacja” Warszawa, 2022) wyprowadza współczesne rozumienie cywilizacji. A wyrosło ono z nadania realnych kształtów znanej myśli Protagorasa iż „miarą wszystkich rzeczy jest człowiek”.  Wprawdzie wcześniejsze cywilizacje mogły się rozwijać i (czas jakiś trwać) dzięki sile, energii, witalności… ale do ich ujawnienia władcy kapłani, szamani… musieli mobilizować podległy im lud. Dopiero, zdaniem Klarka, wiek XV. dostarcza rozlicznych potwierdzeń, jak ogromny potencjał twórczy tkwi w indywiduum ludzkim. Nie trzeba się szerzej rozpisywać, by to wykazać, wystarczy przypomnieć Leonarda da Vinci i przytoczyć znaną opinię Albertiego: „ człowiek może zrobić wszystko, czego tylko zapragnie”. Od tamtego okresu  ugruntowane zostaje przekonanie, że człowiek tworząc CYWILIZACJĘ NA SWOJĄ  MIARĘ – może wszystko.

Ta – nazwana później humanistyczną, opcja dosłownie, naocznie i w przenośni znalazła swoje potwierdzenie w metodycznym stosowaniu perspektywy w dobie Renesansu. Trudno utrzymywać, że perspektywa optyczna, jako taka, była odkryciem tamtych czasów, bowiem artyści posługiwali się nią już wcześniej. Różnica i novum, wynikała stąd, iż artyści i intelektualiści cinquecenta obrali inny punkt widzenia. Od Renesansu, jedynie ludzkie oko stało się „oknem” percepcji, i wyłącznie rozumny człowiek zaczął porządkować świat wokół siebie, tak, jak go postrzegał. Odtąd, człowiek stał się MIARĄ i jedynym SĘDZIĄ swoich dokonań.

Podzielać zachwyt K. Clarka nad Renesansem trzeba z jednym zastrzeżeniem. A jest jeden zasadniczy powód tej obiekcji. Wprawdzie nie kryje on oczarowania Florencją, ale też w opisie jej zdumiewających i różnorodnych dokonań posługuje się jednym określeniem: cywilizacja (najczęściej w formie przymiotnikowej). Cóż za ubóstwo słowne, uzasadniające podejrzenie o zadziwiająco nikłą wrażliwość wielorakie przejawy na piękna. A to właśnie piękno byłoby tą kategorią, która mogłaby go uchronić przed zignorowaniem kultury duchowej, bo przecież w ówczesnej Florencji działali nie tylko architekci, budowniczowie, ale literaci, neoplatonicy, rozbrzmiewała camerata florencka, powstawały arcydziała w duchu Fra Angelica  „Perspektywa” właśnie florenckich twórców była wyraźnie zorientowana na mniej utylitarne powaby piękna.

A czym jest piękno ?

T. Mann daje taką odpowiedź (NB w noweli „Śmierć w Wenecji”): „… piękno, znaczy prostotę, wielkość i nową surowość, drugą naturalność i formę”.

Jaki los spotkał Florencję – wiadomo; może nieco bardziej łaskawie obszedł się z Republiką Wenecką… Ale to nie zachwyt nad pięknem miał wytyczyć kierunek, jakim podążać zaczęła Europa zafascynowana osiągnięciami Renesansu. Przyjęte przez nią cele, oczyszczone z transcendentnych odniesień, zdominowane zostały niebawem przez utylitarne treści. Skoro człowiek może wszystko… więc odkryte możliwości wyznaczać zaczęły cele („…zamiar podług sił” ). Od kiedy wszystkie bogactwa Ziemi stają się  zasobem do wykorzystania rozkręca się produkcyjne perpetuum mobile i konsumpcyjne rozpasanie.  Sukcesywnie napędzany postęp naukowo-techniczny przeobraził nie tylko produkcję. Kiedy w produkcję masy towarowej wprzęgnięte zostały  maszyny, komputery, roboty –  przeobrażeniu uległa też konsumpcja. Automatyzm zaspokajania potrzeb spowodował zatarcie różnicy między kompulsywną potrzebą a pragnieniem tudzież zniwelowanie rozziewu między  Duchem a Materią. Postękujący  proces ich osmozy eufemistycznie nazwano u/cywilizowaniem.

Słów kilka o procesie u-cywilizowania.

 O ile wcześniej wszystko, co wyszło spod ręki człowieka, było faktycznie artefaktami – skalą i mistrzostwem wykonania wzbogacając Kulturę, to już trzy stulecia po Renesansie cywilizacja techniczna zaczęła podporządkowywać sobie Kulturę, narzucają człowiekowi (homo faber) trzy obligatoryjne wymiary, albo raczej poziomy:

I. Determinizm
Dobór naturalny przybiera postać materializmu historycznego ( przetrwają lepiej dostoswani, czyli dysponujący siłą adaptacyjną); „dialektyczny” co do istoty proces zostaje zaprogramowany jako  permanentny rozwój

II. Pragmatyzm
Wytwarzać się powinno tylko to, co służy zaspokajaniu – środowiskowo i cywilizacyjnie uwarunkowanych – potrzeb

III. Efektywność
Uniwersalna zasada „ekonomiczności” utrwala opcję ilościową  (dla niepoznaki nazywanych kwalitologią)

Owszem, można powyższe poziomy/wymiary nazywać „osiągnięciami cywilizacyjnymi”. Ale z perspektywy Kultury okazują się być  – ni mniej, ni więcej – tylko ograniczeniami.

Jeśli podążamy tokiem myślenia C. Klarka, to dochodzimy do wniosku, że w zhomogenizowanej wedle powyższych standardów rzeczywistości posługiwanie się pojęciem KULTURA stało się zbędne. Co więcej, nawet wprowadzałoby w błąd łudząc fałszywą perspektywą.

Warto wyjaśnić, że  książka Clarka, na którą się tu powołuję, jest właściwie zapisem scenariusza serii jego telewizyjnych audycji wyprodukowanych przez BBC pt. „Cywilizacja” – a obejrzały tę „produkcję” miliony widzów na całym świecie. Nie dziwi więc, że przyjęta i narzucona przez K. Clarka opcja trafiła „pod strzechy”, bo w gabinetach naukowców zadomowiła się już wcześniej.

Jeśli jeszcze gdzieś pojawia się pojęcie KULTURA, to już tylko w znaczeniu pop-kultury, ale pop – kultura jest rodzajem deminutywu – czyli określeniem umniejszającym znaczenie pojęcia podstawowego. Bo czyż pop – kultura uratować może Kulturę przed całkowitym rozpłynięciem się w Cywilizacji ?

PS

Kultura advers. cywilizacja

Rozróżnienie (niemieckiej) kultury od (francuskiej) cywilizacji:

„Kultura wyrasta z głębi tragiczno – dionizyjskiego ducha muzyki; cywilizacja natomiast, jakkolwiek jest konieczna, związana jest z jasną, optymistyczną sferą praktycznego życia.  Cywilizacja jest racjonalna, podczas gdy kultura przekracza granice racjonalności: muzycznie, mistycznie, wizualnie, heroicznie. Bertram cytuje Nietzeschego: ‘Cywilizacja pragnie czegoś innego niż kultura: może czegoś odwrotnego.’ Czym mogłoby być to coś „odwrotne” ? Cywilizacja jest samozachowaniem i ułatwieniem życia; kultura natomiast związana jest zawsze z problematyką głębi życia.”/…/ „Kultura pragnie tragedii i śmierci, przeczuwa więcej niż wie, ważniejsza jest dla niej ofiara niż zysk, jest rozrzutna i kocha to, co w nadmiarze i co zbyteczne”.

Cytat jest streszczeniem wywodu Ernsta Bertrama („Nietzsche. Versuch einer Mythologie”) dokonanym przez R. Safranskiego i  pochodzi z książki: R. Safranski, Nietzsche. Biografia myśli, przekład D. Stroińska, Warszawa, 2003, s.382

Dla pełniejszego zrozumienia tego, czym jest Geistkultur trzeba z szerszego  kontekstu historycznego wydobyć jeden ważny aspekt. Otóż skutkiem przeprowadzonej w Niemczech reformacji była też konfiskata majtku Kościoła. Zyskali na tym przede wszystkim książęta zagarniając posiadłości ziemskie (bo już nie chłopstwo). Ale na przyszły rozwój kultury w znaczący sposób wpłynęła likwidacja opactw i cenobiów. Dziesiątki zabudowań klasztornych (od Maulbronn po Schulpforta) przekształcono w konwikty, szkoły z internatami, w których kształcono przyszłe elity Niemiec. O tym, jak przebiegała w tych ośrodkach formacja intelektualno-duchowa poczytać można w biografiach Hӧlderlina, Hegla, Schellinga, Nietzschego, Hessego…

 Nazwiska mówią same za siebie.

Kazimierz Rogoziński